Aktorzy, którzy dają z siebie WSZYSTKO „tylko” u JEDNEGO REŻYSERA
To słowo „tylko” jest ujęte w cudzysłów, bo niekiedy z punktu widzenia odbiorców można odnieść wrażenie, że dany aktor u danego reżysera gra częściej i równocześnie te role są zawsze dobrze oceniane przez widzów lub/i nagradzane przez np. Akademię. Wrażenie to jednak nie oddaje jakości gry aktorskiej u innych reżyserów. Jest tylko odzwierciedleniem wrażenia, które zawiera w sobie zwykle jedynie część prawy. Aktorzy, owszem, zapewne starają się bardzo u swoich ulubionych reżyserów, ale u innych również dążą do jak najlepszego odtworzenia danej postaci. Pamiętajmy, jakość artystyczna w pracy aktorów zależy od wielu czynników, nie tylko reżysera, więc zawsze do takich klasyfikacji powinniśmy odnosić się z krytyczną refleksją, nawet jeśli czujemy i racjonalnie uważamy, że dany aktor/aktorka stworzyli kluczowe dla swoich karier role u jednego konkretnego reżysera/reżyserki. Poniżej 10 przykładów, wybranych z co najmniej 20, które można z powodzeniem wymienić. Jak zawsze czekam na wasze uzupełniające propozycje.
Johnny Depp u Tima Burtona
Chyba nikt nie kwestionuje, że jest to jeden z najbardziej znanych duetów aktor–reżyser, który osiągnął w kinie pozycję historyczną, jeśli chodzi o stylistykę. Dla Johnny’ego Deppa współpraca z Timem Burtonem okazała się kluczowa dla całej kariery. Dla Burtona Depp okazał się aktorem, który pozwala mu zrealizować jego osobliwe fantazje reżyserskie, co sprawiło, że obydwaj stali się bardzo charakterystycznymi twórcami. Dla Deppa jednak współpraca ta niewątpliwie go zaszufladkowała z wizją dość monotonnej przyszłości aktorskiej, bo jak długo można grać podobnie. Depp w końcu odseparował się od burtonowskiej estetyki, lecz w umysłach publiczności ciągle jest jej więźniem. Nawet kreacja kapitana Jacka Sparrowa w Piratach z Karaibów trąci Burtonem. Problem w tym, że przez lata wizje Tima Burtona w kinie niewiele ewoluowały, a przez to stały się monotonne. Dotyczy to tych widzów, którzy znają reżysera od dziesięcioleci. Depp ma więc duży problem. Bardzo starał się u Burtona, stara się także u innych reżyserów, ale czasem w stylu zbyt burtonowskim.
Podobne:
Frances McDormand u braci Coen
Nie można powiedzieć, że Frances McDormand stara się mniej u innych reżyserów, ale z drugiej strony jej współpraca z braćmi Coen jest jedyna w swoim rodzaju. Sama zresztą w jakimś sensie to potwierdziła w jednej ze swoich wypowiedzi dla „New York Time”: It was a revelation that I could have a lover who I could also work with and I wasn’t intimidated by the person. McDorman wypowiada się tu konkretnie o Joelu Coenie, który jest jej mężem. Zadebiutowali wraz z Ethanem Coenem w 1984 roku filmem Śmiertelnie proste. Od tamtego czasu są najbliższymi sobie i co najważniejsze: skutecznymi artystycznie współpracownikami, a Frances McDormand dzięki tej współpracy została nagrodzona pierwszym Oscarem w karierze (ma ich jak na razie 3) za rolę w Fargo. Wynika z tego, że stara się również i u innych reżyserów, jednak z braćmi Coen jej współpraca jest najbardziej efektywna i efektowna.
Samuel L. Jackson u Quentina Tarantino
Samuel L. Jackson kojarzy się nam z MCU, z Gwiezdnymi wojnami, ale przede wszystkim z Pulp Fiction. A jeśli z tą produkcją, to automatycznie z kolejną w Nienawistnej ósemce, a następnie z Jackie Brown. Wszystko to filmy Quentina Tarantino, ale Samuel L. Jackson zagrał jeszcze w kilku u tego reżysera. Gdyby ich nie było, Jackson nigdy by się nie pojawił chociażby w MCU, nie miałby dzisiaj statusu tak ważnej postaci wspierającej głównych bohaterów w zarabiających miliony dolarów blockbusterach. Opłacało się więc dać z siebie wszystko zwłaszcza w Pulp Fiction, a potem zagrać w MCU, którego Tarantino zbytnio nie poważa. Part of the Marvel-ization of Hollywood is… you have all these actors who have become famous playing these characters. But they’re not movie stars. Right? Captain America is the star. Or Thor is the star. I mean, I’m not the first person to say that. I think that’s been said a zillion times… but it’s like, you know, it’s these franchise characters that become a star. Samuel L. Jackson oczywiście mu na ten zarzut odpowiedział. Poszukajcie w sieci, bo ta wymiana uszczypliwości wiele mówi o ich relacji.
Robert De Niro u Martina Scorsese
Bez Martina Scorsese nie byłoby Taksówkarza, Wściekłego byka, Chłopców z ferajny, Kasyna, a także Irlandczyka, ale tego ostatniego w sumie możemy gdzieś umieścić między rzadko czytanymi wierszami. Więc zacznijmy od nowa. Bez Martina Scorsese nie byłoby Taksówkarza, a więc De Niro nie zrobiłby tego kroku w kierunku swojej legendy, która trwa do dzisiaj, chociaż jest pod koniec życia aktora mocno roztrwaniana. Trzeba przyznać, że De Niro nie jest równym aktorem. Stara się w swoich rolach bardzo różnie, ale Martin Scorsese nie pozwalał mu się nie starać, dlatego role De Niro w filmach Scorsese, chociaż mi osobiście nie zawsze przypadały do gustu, formalnie były na wysokim poziomie.
Mia Farrow u Woody’ego Allena
Pierwszym moim zamiarem było napisanie o Leonardo DiCaprio oraz jego współpracy z Martinem Scorsese, ale w porównaniu z Robertem De Niro nie miałoby to sensu. Chociaż DiCaprio zagrał u Scorsese wiele dobrych ról, nie jest to reżyser kluczowy dla jego kariery. Nie zamierzam jednak zaprzeczać, że nie ma znaczenia. Ma, bardzo duże. DiCaprio zagrał u niego ważne role, jednak mógłby istnieć bez niego. Bardziej związaną parą jest Mia Farrow i Woody Allen, niezależnie od tego, jak ich relacje się poukładały. Kilkanaście filmów razem to rekord. Ukształtowanie kariery Farrow jedyne w swoim rodzaju, wręcz uzależniające. Farrow więc, chcąc nie chcąc, musiała się starać i się starała, może nawet na autopilocie.
James Stewart u Alfreda Hitchcocka
W portfolio Jamesa Stewarta znajdziemy wiele znanych filmów, m.in. Filadelfijską opowieść i To wspaniałe życie, jednak filmy, które zrealizował z Hitchcockiem, zapewniły mu prawdziwy fame, przynajmniej u polskiego widza. Jak jest obecnie z amerykańskim, nie jestem w stanie z całą pewnością powiedzieć. Patrząc na twórczość Hitchcocka, jestem za to pewny, że Okno na podwórze jest produkcją emblematyczną dla kariery zarówno reżysera, jak i Stewarta. Podobnie Vertigo. Gdyby jeszcze tylko Stewart zagrał w Psychozie, nawet pomijając już Ptaki, można by go nazwać ulubieńcem Hitchcocka, a tak jest jednym z ważniejszych dla tegoż aktorów. Byłbym daleki jednak od stwierdzenia, że starał się u mistrza grozy jakoś specjalnie bardziej niż w innych filmach, chociaż jestem w stanie zrozumieć, skąd może takie wrażenie pochodzić.
Russell Crowe u Ridleya Scotta
Można powiedzieć, że stara się jeszcze bardzo u Rona Howarda. Jest wszechstronnym aktorem, który może zagrać wszystko. Trzeba mieć tylko do niego cierpliwość oraz umiejętne podejście. Crowe ma trudny charakter i jest radykalnym indywidualistą. Dzisiaj wydaje się, że wielka kariera już za nim. Pozostają mu role drugoplanowe i charakterystyczne. Na zawsze jednak pozostanie w pamięci widzów jako Maximus z Gladiatora. Jego inne kreacje u Scotta również warte są docenienia – chociażby w Dobrym roku albo Amerykańskim gangsterze. Wydaje się, że Scott znalazł sposób na Crowe’a, zresztą Ron Howard również, dlatego u tych reżyserów Crowe zapisał się szczególnie pozytywnie, zdobywając za rolę Maximusa nawet Oscara, a za Johna Nasha nominację. Jennifer Connelly okazała się w tej produkcji lepsza. Powrót Russella Crowe’a do współpracy z tymi reżyserami w seniorskim wieku mógłby być dla aktora znów szansą na wielkie zaistnienie.
Clint Eastwood u Clinta Eastwooda
Clint Eastwood reżyseruje nieprzerwanie od początku lat 70. XX wieku (Zagraj dla mnie Misty), niemniej od lat 90. dopiero ilość jego występów u innych reżyserów wyraźnie zmalała, aż w XXI wieku Clint Eastwood zaczął się starać wyłącznie w filmach przez siebie wyreżyserowanych z małym wyjątkiem dla produkcji Dopóki piłka w grze. Układ jest to idealny, bo ewentualne pretensje, jeśli chodzi o grę aktorską głównego bohatera, Clint może mieć wyłącznie do siebie. A efekty tej współpracy są naprawdę jakościowo znakomite. Na przeszkodzie Eastwoodowi stoi tylko uciekający czas.
Toshirō Mifune u Akiry Kurosawy
Poznali się w latach 40. i już na zawsze będą ze sobą łączeni, podobnie jak np. John Ford i John Wayne albo Rober De Niro i Martin Scorsese. Kiedy Kurosawa poznał Mifune podczas jednego z przesłuchań dla studia Toho, powiedział o nim: a young man reeling around the room in a violent frenzy. It was as frightening as watching a wounded beast trying to break loose. I was transfixed. U Kurosawy właśnie Mifune wybudował swoją międzynarodową karierę, która poszła w kierunku niemal blockbusterowym, co się Kurosawie nie podobało. W tych czasach Kurosawa stopniowo tracił widzów, podczas gdy Mifune wciąż podtrzymywał archetyp samuraja, który potrafi się dostosować, żeby przeżyć w zachodnim kinie. I have never as an actor done anything that I am proud of other than with him – tak z szacunkiem Mifune wypowiadał się o swoim mistrzu, mimo że ten tak źle się wypowiadał o bramie Mifune do filmowego świata zachodu, czyli Shogunie.
Will Ferrell u Adama McKaya
Adam McKay wzbił się do poziomu, na którym mógł wyreżyserować np. Nie patrz w górę, dlatego, że najpierw zrobił kilka szalonych komedii z Willem Ferrellem w roli głównej, natomiast dla Ferrella te filmy okazały się również niezwykle ważne dla kariery i do dzisiaj aktor jest m.in. z ich powodu wspominany. Współpraca ta jest więc wyjątkowa dla obu twórców, bo obaj bardzo się postarali, żeby zrobić razem bardzo charakterystyczne filmy, zwłaszcza dla Ferrella, który szedł tą drogą również sam, produkując i pisząc scenariusze do filmów, w których grał.