GLASS ONION, czyli BENOIT BLANC – detektyw idealny na homofobiczne czasy
Trudno uwierzyć, że Rian Johnson nakręcił Na noże, Glass Onion i… Ostatniego Jedi? Zaskakujące, że właśnie spod jego ręki wyszedł kolejny film będący długo oczekiwaną odpowiedzią na postać Herkulesa Poirota. A więc może Johnson jednak jakoś zmaże ten Disneyowski blamaż, bo na naszych oczach właśnie rodzi się legendarny detektyw, który jest dostosowanym do naszych czasów i nowoczesnego humanizmu upgradowanym Herkulesem Poirotem. Reanimować tę postać chciał ostatnio Kenneth Branagh. Nie wymyślił jednak nic nowego oprócz renowacji technicznej w 4K staroświeckości Poirota. Dopiero Rian Johnson stworzył od podstaw bohatera nowoczesnego, z klasą detektywa uformowaną zgodnie z naszym, nowoczesnym i zachodnim, postrzeganiem świata. A Daniel Craig ma szansę zadomowić się w nowej serii po opuszczeniu przygód Jamesa Bonda.
W seksownej kąpieli z detektywem
Kiedy zobaczyłem Daniela Craiga w wannie, w osobliwej czapeczce przypominającej fez i przed dwoma monitorami, grającego w detektywistyczne gry (i przegrywającego), zrozumiałem, że nastąpiła pokoleniowa zmiana w postrzeganiu filmowych prywatnych detektywów. Nie są oni już eksponatami w kulturalno-behawioralnych muzeach, które ożywają na chwilę tylko wtedy, gdy prowadzą jakieś skomplikowane sprawy, szukając morderców lub skradzionych bezcennych klejnotów. Czujemy, że są radykalnie inni od nas przez swoje zdolności dedukcyjne i indukcyjne, ale na szczęście i bardzo podobni. Wystawieni na te same doświadczenia, emocje, prozaiczne czynności fizjologiczne, porażki, zwycięstwa, namiętności, którym się bezrozumnie poddają itp. Przyjazny i dostosowany do nas jest także sposób narracji o nich, zmieniający się wraz z nami, współczesny nam, co najważniejsze bardziej ceniący nas, a nie jakąś arbitralnie ustaloną wizję historyczną istoty człowieka odporną na ZMIANĘ. Benoit Blanc jest więc postacią żywą, mięsistą, twardą i miękką jednocześnie, Herkules Poirot zaś – nieskończenie spiżowym posążkiem, który można co najwyżej postawić sobie na półce nad kominkiem (jeśli się ma kominek oczywiście). Od lat życzyłem sobie, żeby ktoś nareszcie miał odwagę nakręcić serię pełnometrażowych filmów z detektywem jako głównym bohaterem, które by nie polegały wyłącznie na chodzeniu po planie zdjęciowym i niekończącym się analizowaniu, przyglądaniu, zapytywaniu i znowuż iście perypatetyckim chodzeniu, aż do standardowego, gremialnego finału.
Kiedy więc usłyszałem ten głos, na który Benoit Blanc zareagował tak żywo, że aż mu woda w wannie zafalowała, już wiedziałem, że mam do czynienia z bohaterem żywym i mi bliskim, a na dodatek odpowiednim dla naszej polskiej, homofobicznej rzeczywistości. Czułem to już wcześniej, kiedy w Na noże Benoit mówił o specyficznej roli prawdy w życiu, którą się już poznało, stając właściwie na przekór idei ślepej sprawiedliwości. Zwieńczeniem pełnokrwistości detektywa był paradoksalnie Phillip, kiedy w fantazyjnym fartuszku otwierał drzwi Andi (Janelle Monáe), gdy ta przybyła do Blanca po pomoc. I teraz to najważniejsze. Wiem, że z tzw. semantycznymi rozróżnieniami nieraz jest trudno, jeśli chodzi o ich rozumienie, ale o tej bliskości mojej z detektywem nie decyduje jego orientacja seksualna. Nie obchodzi mnie, czy jest on gejem, czy heterykiem. Ważne jest natomiast coś innego. Kamera wchodzi na chwilę w jego życie i on jako człowiek nie musi się go wstydzić, nieważne, że mieszka z mężczyzną, z kobietą albo z kimś o jeszcze innej płci. Nareszcie można to pokazać bez komentarza, jako coś, co jest oczywiste, że dzieje się w świecie. To jest właśnie miarą naszego ucywilizowania. Miarą zaś naszego braku świadomości i kultury będzie wyśmiewanie się z tzw. niemęskości Phillipa, no bo przecież każdy prawdziwy mężczyzna wstydziłby się ubrać taki fartuszek.
Ten mój nieco uogólniający sarkazm niestety wciąż ma sens, bo pomimo rosnącej liczby świadomych swojej męskości facetów, którzy nie boją się dbać o siebie i ubierać jak Benoit Blanc, grupa fanów wizerunku mężczyzny, który zmienia ubranie co tydzień, czeka, aż kobieta poda mu piwo i nie wyobraża sobie, co mogą robić ze sobą w łóżku dwaj mężczyźni prócz wzajemnego przekazywania sobie wirusa HIV, jest bardzo duża. W ostatnich latach ten podział jasno zaczął nawet przecinać kontynent europejski, pozycjonując Polskę gdzieś na granicy dążącego do nowoczesnego humanizmu świata zachodniego i tego neofeudalnego, dzikiego Wschodu na czele z putinowską Rosją. Dlatego tak ważne jest, żeby sztuka miała swój udział w normalizowaniu społecznego świata za pomocą właśnie takich postaci jak Benoit Blanc, które funkcjonują bez pompy, krzyku, pretensji w swojej queerowej rzeczywistości, jak by była ona od zawsze częścią każdej narodowej przestrzeni niezależnie od szerokości geograficznej.