CANNES 2014 – filmy, które prezentują się najciekawiej

Już dziś rozpoczyna się jedno z największych świąt kina, Festiwal Filmowy w Cannes. Francuska Riwiera po raz kolejny ugości filmowców z całego świata, a w kinowych salach usytuowanych nieopodal brzegu Morza Śródziemnego zostanie wyświetlony cały szereg premier, które zagoszczą w kinach w ciągu nadchodzących kilkunastu miesięcy. Specjalnie dla Was przygotowałem subiektywny wybór tytułów, które w tym roku w Cannes prezentują się najciekawiej. Czy tegoroczny festiwal ma szansę na przejście do historii? A może sześćdziesiąta siódma edycja francuskiej imprezy nie ma do zaoferowania zbyt wiele ciekawych pozycji filmowych? Sprawdźmy!
Konkurs Główny
Najważniejsza sekcja canneńskiej imprezy gości w tym roku całkiem sporo nazwisk kojarzonych przez szersze rzesze kinomanów. Wśród twórców walczących o Złotą Palmę pojawią się między innymi Ken Loach, nieśmiertelny choć – moim zdaniem – twórczo wypalony Jean-Luc Godard, Atom Egoyan, francuscy ulubieńcy, czyli bracia Dardenne (drżyj konkurencjo), David Cronenberg, Xavier Dolan, Mike Leigh, Tommy Lee Jones czy też najzdolniejszy ze współczesnych rosyjskich filmowców – Andriej Zwiagincew. Z czym Panowie przyjechali w tym roku do Cannes?
Ken Loach – Jimmy’s Hall
Ken Loach odebrał Złotą Palmę za Wiatr buszujący w jęczmieniu z roku 2006, dlatego nie spodziewałbym się w jego przypadku kolejnego triumfu. Opisy Jimmy’s Hall zdradzają cechy charakterystyczne dla kina Loacha. Oczywiście, znów przenosimy się na wyspy, do Irlandii, a w centrum opowieści znajdują się ludzie pochodzący z szeroko rozumianej klasy robotniczej. Loach chce przedstawić widzom historię Jimmiego Graltona, aktywisty politycznego, który po pobycie w USA wraca do rodzinnej Irlandii i, w ramach społecznego protestu, chce przywrócić dawną świetność klubowi, który będzie miejscem spotkań miejscowej społeczności. Mamy zatem typowe kino Brytyjczyka, opowieść o zwykłych ludziach uwikłanych w politykę oraz znajdujących się gdzieś pomiędzy trybikami wielkiej społecznej maszyny konstruowanej przez facetów z krawatami. Może być ciekawie lub zbyt banalnie i idealistycznie. Loach to jednak Loach, więc można mieć nadzieję.
Jean-Luc Godard – Goodbye to Language
Godard jest prawdopodobnie jednym z największych filmowych erudytów. To chodząca encyklopedia historii kina, jego teorii, historii krytyki filmowej. Tego nie można mu w żaden sposób odmówić. Nie zmienia to jednak faktu, że z kinem Francuza nigdy nie było mi po drodze. Nie czuję magii Do utraty tchu, Weekendu, Alphaville, a co tu dopiero mówić o najnowszych dokonaniach Godarda, z Film Socjalizm na czele. Nasze gusta spotkały się chyba jedynie raz, w przypadku Szalonego Piotrusia.
Kolejnych filmów Godarda nie można jednak lekceważyć, dlatego nie wyobrażam sobie tego, aby nie powiedzieć kilku słów na temat Goodbye to Language. Reżyser zapowiada filmową metaforę, dziwne mentalne połączenie pomiędzy kobietą, mężczyzną będące symbolem hmm… człowieczeństwa? O ile nie będzie to zgrabnie podana ironia, to wątpię w to, że Goodbye to Language będzie w ogóle „do oglądania”. Nie należy zapominać jednak o tym, że Godard był nominowany do Złotej Palmy aż sześć razy i nigdy nie odebrał w Cannes najwyższego lauru. Miejmy nadzieję, że jury festiwalu nie powtórzy casusu Scorsesego odbierającego wiadomą statuetkę za Infiltrację tylko dlatego, że czas nieubłaganie płynie do przodu.
Atom Egoyan – The Captives
Kino Egoyana ma tak wielu wrogów, jak zwolenników. Dla jednych wydaje sie być jedynie nudą obleczoną w częstokroć kiczowatą otoczkę, dla innych kusi widza ukrytymi sensami oraz świadomą grą z oglądającym. Osobiście skłaniałbym się ku tej drugiej opcji, dlatego The Captives wygląda dla mnie co najmniej interesująco. Egoyan bierze na warsztat historię ograną w wielu amerykańskich sensacjach, ostatnimi czasy w doskonałej Uprowadzonej z Liamem Nessonem. Obserwujemy ojca, który po ośmioletnim odstępie czasu trafia na ślad porwanej córki. W roli ojca Ryan Reynolds, za jego plecami między innymi Rosario Dawson, Scott Speedman i, co cieszy szczególnie, Kevin Durand odgrywający – jeśli wierzyć trailerowi – rolę nie do końca normalnego i niebezpiecznego faceta. W tle całej historii jakiś większy spisek i śniegi rodem z Fargo Coenów. Pod okiem Egoyana może wyjść z tego na prawdę dobre kino, choć raczej bez większych szans na znaczące nagrody festiwalowe.
Bracia Dardenne – Two Days, One Night
Według mnie jeśli ktoś widział jeden film braci Dardenne, to widział je wszystkie i zdaje się, że Two Days, One Night nic w tym względzie nie zmieni. Jedyna szansa w Marion Cotillard, która wciela się w rolę kobiety walczącej o swoją posadę. Aby ją utrzymać musi przekonać znajomych do tego, aby na rzecz jej dalszej kariery zrezygnowali z własnych profitów. W kontekście Cannes o Dardenne trzeba wspominać jednak nawet wtedy, gdy uważa się ich kino za rzecz całkowicie letnią i nieprzekonującą. Panowie mają na swoim koncie już dwie Złote Palmy za najlepszy film oraz nagrodę za najlepszy scenariusz. Nie bez przypadku, i nieco złośliwie, mówi się o nich „festiwalowi ulubieńcy”. Chociażby dlatego nie zdziwi mnie kolejne wyróżnienie (jakieś na koncie Two Days, One Night pojawi się niemal na pewno).
David Cronenberg – Maps to the Stars
Złośliwi mówią o tym, że zbliża się Cosmpolis 2, a film z Robertem Pattinsonem – jak wiadomo – nie zdobył raczej zbyt wiele przychylnych opinii (na RottenTomatoes jedynie nieco ponad 30% pozytywnych opinii ze strony widzów). Ja bym poczekał z dramatyzowaniem i darciem szat fanów Cronenberga. Maps to the Stars wydaje się być jedną z ciekawszych, tegorocznych canneńskich propozycji. Na pokładzie Cronenberga między innymi Julianne Moore, John Cusack, Mia Wasikowska, i Robert Pattinson. Wszyscy psychicznie poniszczeni, pokaleczeni przez to, co dla wielu ludzi wciąż wydaje się być rajem na ziemi – przez Hollywood. Mamy zatem popłakujące nad swoją nieudaną karierą aktoreczki, dzieciaki uzależnione od narkotyków, młode piromanki i stada ludzi szukające sensacji, którą można sprzedać na pierwsze strony gazet. Cronenberg nie chce być jednak podobno śmiertelnie poważny. Maps to the Stars ma być przede wszystkim ostrym kopniakiem wymierzonym w cztery litery Krainy Snów. Miejmy nadzieję, że Cronenberg porządnie się zamachnie i nie chybi.
Xavier Dolan – Mommy
Dolan już dawno udowodnił, że nie był jedynie wykreowaną przez media sensacją sezonu. To obecnie jeden z najciekawszych twórców indie cinema, dorastający wraz z każdym swoim filmem. Mommy wygląda na pierwszy rzut oka jak dziwna wariacja na temat Zabiłem swoją matkę. Na pierwszym planie znów mamy Anne Dorval, która zmaga się z niemożliwym do okiełznania, kilkunastoletnim synem. Tym razem środek ciężkości zostaje przeniesiony jednak na kobietę, która niespodziewane oparcie znajduje w sąsiadce pojawiającej się po drugiej stronie ulicy.
Film Dolana, głównie przez opisane zderzenie z jego filmowym debiutem, będącym przecież pewną formą filmowej spowiedzi, zapowiada się niezwykle ciekawie. O ile w przypadku Mommy nie będziemy mieli do czynienia z obniżką reżyserskiej formy Kanadyjczyka (a nic tego nie zapowiada), upatrywałbym w tym filmie jednego z głównych kandydatów do tegorocznego zwycięstwa.
Mike Leigh – Mr. Turner
Leigh również jest lubiany w Cannes, ale – w przeciwieństwie do braci Dardenne – potrafię zrozumieć dlaczego. Każdy z jego kilkunastu filmów miał widzowi do zaoferowania o wiele więcej, aniżeli jakakolwiek produkcja, do której można by przypiąć łatkę przeciętności. W tym roku wraca on do Francji z dramatem biograficznym opowiadającym o Williamie Turnerze, angielskim malarzu uważanym za jednego z prekursorów impresjonizmu.
Z racji tego, że Turner nie należał raczej do ludzi nudnych, a wręcz przeciwnie – jego biografia to niemal podręcznikowy przykład pełnego burzliwych sytuacji życia artysty, możemy spodziewać się, że film Leigha będzie oglądać się bardzo dobrze. W roli tytułowej Timothy Spall, czyli aktor, którego nie często oglądamy na pierwszym planie, na drugim spełnia się on jednak zawsze wyśmienicie. Fascynująco wyglądają również pierwsze z ujawnionych zdjęć Dicka Pope’a, nadwornego fotografa Leigha. Mam dziwne przeczucie, że Brytyjczyk może w tym roku sporo namieszać.
Tommy Lee Jones – The Homesman
Nowy film Tommy’ego Lee Jonesa jest z całą pewnością jednym z najbardziej oczekiwanych tytułów mających premierę na tegorocznym festiwalu w Cannes. Kiedy w roku 2005 aktor przyjechał do Francji wraz ze swoimi Trzema pogrzebami Melquiadesa Estrady nie wszyscy wierzyli w to, że Jones sprawdzi się po drugiej stronie kamery. Jego western okazał się być jednak jednym z hitów festiwalu i przyniósł mu między innymi główną nagrodę aktorską. The Homesman to powrót do stylistyki tonącego w kurzu Dzikiego Zachodu. Co więcej, podobnie jak w przypadku Estrady, tak i tym razem główni bohaterowie opowieści Jonesa będą musieli przebyć swojego rodzaju pielgrzymkę – podróż, która rozwinie ich psychologiczne portrety i wskaże, że nic nie jest tak proste i oczywiste, jak mogłoby się zdawać na początku historii.
W filmie pojawią się między innymi Tommy Lee Jones, Hillary Swank, Meryl Streep, Grace Gummer, John Lithgow czy Barry Corbin. Z taką obsadą, Dzikim Zachodem w tle i motywem szaleństwa jako jednym z wiodących tematów napędzających akcję, chyba nie może się nie udać.
Andriej Zwiagincew – Leviathan
Zwiagincew ma na swoim koncie dwa arcydzieła – Powrót oraz Wygnanie – i jeden film dobry, choć ustępujący poziomem dwóm poprzednim – Elenę. Z takim dorobkiem jest dziś jednym z najbardziej interesujących reżyserów europejskich. Jego kino na pierwszy rzut oka wydaje się być nieco staroświeckie, zbyt mocno nawiązujące do obrazów rosyjskich poprzedników (ileż to już razy nazywano go następcą Tarkowskiego). Z każdym kolejnym zetknięciem odkrywa jednak przed widzem zupełnie inne poziomy interpretacji, zadziwia intelektualną dojrzałością i umiejętnościami, które pozwalają na tłumaczenie swoich tez przy użyciu języka kina, bez nadreprezentacji dialogów.
Lewiatan to kolejny romans reżysera z motywami biblijnymi. Tym razem na warsztacie Rosjanina znajduje się historia Hioba, która zostaje przeniesiona do dzisiejszej rzeczywistości. Głównym bohaterem dramatu jest Kolia, właściciel warsztatu samochodowego i niewielkiego domu znajdującego się nieopodal brzegu Morza Barentsa. To właśnie on stanie się współczesnym Hiobem, który stanie przed ryzykiem utraty wszystkiego. Jeden człowiek kontra państwowa machina. Jest pewne ryzyko popadnięcia w banał i pretensjonalność. W przypadku Zwiagincewa jest ono jednak minimalne. Liczę na wiele.
Michael Hazanavicius – The Search
Autor oscarowego Artysty powraca w tym roku do Cannes z filmem, który w żadnym stopniu nie przypomina beztroskiej historii stylizowanej na kino nieme. Na koncie Francuza znajdujemy jak dotąd jedynie filmy w jakimś stopniu zahaczające o komedię. The Search jest zwrotem o 180 stopni – to dramat rozgrywający się na tle II wojny czeczeńskiej. Jego bohaterami będą głównie dzieci oraz ludzie młodzi, skrzywdzeni przez działania zbrojne, osieroceni, na nowo szukający swojego miejsca. Taki zwrot w karierze Hazanaviciusa jest potrzebny. Jednoznacznie pokaże nam on czy mamy do czynienia ze świadomym twórcą, czy jedynie z reżyserem, któremu udało zrobić się całkiem sympatycznego i, mimo wszystko, nieco przecenionego Artystę. A jeśli The Search okaże się filmem dobrym, to kto wie czy nie zawalczy w Cannes o najwyższe laury? Francuski reżyser, ważny społecznie temat, udana i niespodziewana wolta w reżyserskiej karierze – wszystko pasuje.
Bennett Miller – Foxcatcher
Nazwisko Benneta Millera nie należy do tych, które z marszu rozpoznają wszyscy w jakimś stopniu zainteresowani kinem, ale po wymienieniu dwóch wyreżyserowanych przez niego filmów każdy zda sobie sprawę, że Amerykanina nie należy ignorować. Chodzi mianowicie o Capote z Philipe Seymourem Hoffmanem oraz Moneyball z Bradem Pittem i Jonahem Hillem. Dodając do tego całkiem przyzwoity debiut Millera – dokument The Cruise – okaże się, że nie ma na jego koncie złego filmu.
Foxcatcher będzie czwartym obrazem w jego karierze. W obsadzie między innymi Channing Tatum, Mark Ruffalo, Siena Miller oraz Steve Carell, który wciela się w nietypową dla siebie rolę. Mianowicie, znany komik zmieni się w filmie Millera w cierpiącego na schizofrenię paranoidalną Johna du Ponta, mężczyznę, który w roku 1997 zamordował mistrza olimpijskiego w zapasach – Dave’a Schulza (w tej roli Ruffalo). Zważywszy na warsztatową solidność Millera, zapowiada się bardzo ciekawie.
Poza tym w konkursie głównym zobaczymy: Still the Water Naomi Kawase (nazywana czasem Kim Ki-dukiem w spódnicy reżyserka nie może być ignorowana chociażby przez fakt, że przewodniczącą jury jest w tym roku Jane Campion – jedyna kobieta, która otrzymała za swój film Złotą Palmę, obecność Kawase w Cannes nie jest zresztą nowością), The Wonders mało znanej Alice Rohrwacher, Wild Tales Damiana Szifrona, Saint Lauren Bertranda Bonello (francuski reżyser o francuskiej ikonie mody), Clouds of Sils Maria Oliviera Assayasa (Binoche, Stewart i Moretz na tle francuskich Alp), Timbuktu Abderrahmane Sissako (jeden z najlepszych współczesnych reżyserów afrykańskich) oraz Winter Sleep Nuri Bilge Ceylana, znanego w Polsce z dramatu Trzy małpy (nagroda za reżyserię w Cannes w 2008).
Un Certain Regard
Sekcja Un Certain Regard nie prezentuje się w tym roku zbyt interesująco. Nie znaczy to jednak, że wśród wyróżnionych tytułów nie można odnaleźć produkcji, które potrafią zainteresować widza samymi zwiastunami, pressbookami oraz opisami dostarczonymi przez twórców.
Ryan Gosling – Lost River
Z całą pewnością najbardziej oczekiwany tytuł sekcji Un Certain Regard oraz debiut reżyserski Ryana Goslinga. Debiut nie byle jaki, bo mieszający ze sobą elementy kina fantasy, thrillera, dramatu oraz baśni. W obsadzie między innymi Saoirse Ronan, Christina Hendricks i Eva Mendes. Fabuła również intryguje – z jednej strony matka wsiąkająca w świat przestępczy, z drugiej syn, który odnajduje przejście do nieznanego, podwodnego miasta. Oboje muszą rozwiązać na swojej drodze tajemnice, które pozwolą im na uratowanie rodziny przed rozpadem. Czuć w tym wszystkim ducha Labiryntu Fauna, mieszania rzeczywistości ze światem baśni po to, aby podkreślić okrucieństwo świata otaczającego bohaterów. Czy Gosling da sobie jednak radę z ogarnięciem tak śmiałego scenariusza?
Mathieu Amalric – The Blue Room
Amalric wyjechał już z Cannes ze Złotą Palmą za reżyserię. Jego Tournee z roku 2010 przez wielu widzów zostało skrytykowane i zmieszane z błotem, francuskie jury doceniło jednak umiejętności jakie aktor zademonstrował po drugiej stronie kamery. Uważam, że nagroda dla Amalrica wcale nie była wyborem tak kontrowersyjnym, na jaki wielu chciało go kreować, właśnie dlatego czekam na jego kolejny film – oparty na prozie Georgesa Simenona The Blue Room. Punktem dla rozwoju fabuły będzie w nim wspólna noc spędzona przez nieznajomą parę. Wśród miłosnych uniesień padnie kilka banalnych słów dotyczących miłości, pojawi się pożądanie i seks. Poranek przyniesie jednak wyrwanie z romantycznego świata. Mężczyzna stanie się przedmiotem śledztwa, które nie do końca rozumie. Amalric w roli głównej, więc o aspekt aktorski możemy być spokojni.
Ned Benson – The Disappearance of Eleanor Rigby
Projekt to reżyserski debiut Bensona i trzeba Amerykaninowi przyznać, że już na początku swojej kariery potrafił nieźle namieszać. Zamiast jednego filmu nakręcił filmy trzy. Dwa z nich, w wersji określonej mianem „in progress” (w trakcie realizacji) wyświetlono w roku 2013 na festiwalu w Toronto. Część trzecia pojawi się w Cannes. Każdy film opowiada tę samą historię, zmieniając jednak perspektywę opowiadającego. W jednym z filmów codzienne życie oraz kryzys związku widzimy z perspektywy męża, w drugim z perspektywy kobiety, w trzecim (to właśnie ten obraz zobaczymy w Cannes) mamy do czynienia ze zderzeniem perspektyw małżonków. W głównej roli kobiecej zobaczymy Jessicę Chastain, w męskiej Jamesa McAvoya. W tle między innymi William Hurt, Viola Davis i Isabelle Huppert. Film mający premierę w Cannes wejdzie do amerykańskiego obiegu kinowego pod koniec września 2014, więc będziemy mieli szansę na jego obejrzenie. Pozostałe dwie części będą wyświetlane jedynie w zachodnich kinach studyjnych, więc może być różnie.
Asia Argento – Misunderstood
Asia Argento. W zasadzie, gdyby nie The Heart Is Deceitful Above All Things nie należałoby traktować jej reżyserskich występów zbyt poważnie. A jednak, dobry film się Pani Argento zdarzył, dlatego nie należy ignorować jej kolejnych propozycji. Nie należy tym bardziej, że w jednej z ról głównych pojawi się w jej Misunderstood Charlotte Gainsbourg. Temat przewodni – dorastanie w dysfunkcjonalnej rodzinie, brak zrozumienia ze strony rówieśników i rozpaczliwa próba udowodnienia sobie, że jest się coś wartym. Argento może po raz kolejny pozytywnie zaskoczyć.
Poza konkursem
Z filmów wyświetlanych poza konkursem najciekawiej wypadają Jak wytresować smoka 2 Deana DeBloisa, czyli doskonale zapowiadająca się kontynuacja jednej z najlepszych animacji ostatnich lat, Grace księżna Monako z Nicole Kidman, Timem Rothem oraz Frankiem Langellą (w polskich kinach już w piątek), Coming Home Zhanga Yimou (opowieść o próbie przezwyciężenia amnezji spowodowanej przez traumatyczne przeżycia wojenne) i The Rover Davida Michoda (reżyser Królestwa zwierząt przedstawia krwawy dramat z Pattinsonem i Pearcem w rolach głównych).
Widzimy zatem, że Cannes jak co roku nie zawodzi. W stawce nie ma może tytułów, które mogłyby wywołać szybsze bicie serca, ciężko wytropić również potencjalne arcydzieła. Nie zmienia to jednak faktu, że obsada konkursu głównego wygląda bardzo solidnie i pozwala wierzyć w to, że już wkrótce zobaczymy w polskich kinach kilka naprawdę niezłych filmów.