KEN LOACH. Największy społecznik kina

Społeczny realizm (ang. social realism – nie mylić z socrealizmem!) to niezwykle bogaty nurt w brytyjskim kinie fabularnym, którego historia sięga początków XX wieku, a więc – początków ruchomych obrazów w ogóle. Przez ponad sto lat obecności w świadomości widzów na całym świecie wydźwięk brytyjskiego społecznego realizmu nie tylko nie osłabł, lecz wręcz przeciwnie – zyskał na sile. W dobie Brexitu, coraz wyraźniejszych nastrojów narodowościowych i istotnych dysproporcji w rozwoju poszczególnych części kraju filmy nagrodzonego niedawno po raz drugi Złotą Palmą Kena Loacha stają się desperackim wołaniem o równowagę i spokój, wyrazem tęsknoty za prostym życiem i godnym traktowaniem człowieka przez człowieka. Czy rzeczywistość ukazywana przez nestora brytyjskiego kina kiedykolwiek istniała, czy może jest raczej piękną, lecz utopijną wizją świata opartego na sprawiedliwości społecznej?
Reżyser Ja, Daniel Blake urodził się trzy lata przed rozpoczęciem II wojny światowej, a debiutował pod koniec znakomitej dla światowego kina dekady lat sześćdziesiątych. Pochodzi więc z zupełnie innej epoki historycznej, a życia (i kina) doświadczał w najróżniejszych odcieniach. Mimo słusznego wieku Kenneth Loach wciąż pozostaje jednak twórcą niezwykle aktualnym, bezbłędnie wychwytującym niuanse współczesności, czego dowodem są dziesiątki nagród regularnie zdobywanych przez jego filmy na najważniejszych festiwalach. Tegoroczny werdykt Canneńskiego jury wzbudził co prawda pewne kontrowersje, jednak nawet jego najwięksi przeciwnicy nie byli w stanie zakwestionować wysokiej jakości najnowszego dzieła Loacha. Druga Złota Palma dla Brytyjczyka (poprzednią zdobył w 2006 roku za Wiatr buszujący w jęczmieniu) stała się faktem, a wchodzący właśnie na polskie ekrany Ja, Daniel Blake dowodzi, że osiemdziesięcioletni reżyser wciąż doskonale czuje społeczne nastroje i potrafi mówić głosem ludzi ciemiężonych przez system.
Twórczość Kena Loacha, obejmującą dwadzieścia siedem pełnometrażowych fabuł (w tym jedną telewizyjną), trzynaście filmów dokumentalnych, osiem seriali oraz dwa segmenty w antologiach filmowych, można podzielić na dwie części: społeczno-ideologiczną i historyczno-wolnościową. Pierwszej z nich Loach wierny jest od swego kinowego debiutu, dramatu Czekając na życie z 1967 roku, a odnosi się ona do współczesnych problemów społecznych: uzależnień (Jestem Joe), skandalicznych warunków pracy (Riff-Raff) czy też bezlitosnej machiny biurokratycznej (Ja, Daniel Blake). Brytyjczyk od blisko pięćdziesięciu lat pozostaje czołowym społecznym komentatorem w rodzimym kinie, zwracając uwagę na problemy swoich krajan podczas rządów Harolda Wilsona, Margaret Thatcher, Johna Majora, Tony’ego Blaira czy Davida Camerona. Co ważne, Loach unika w swych filmach jawnych pro- lub antyrządowych deklaracji, jednak poprzez portretowanie bohaterów znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej wskazuje na ważne problemy społeczne aktualne dla czasu akcji danego filmu. Społeczny realizm twórcy Szukając Erica różni się natomiast od tego, jaki prezentuje inny słynny przedstawiciel tego nurtu, Mike Leigh. Młodszy o siedem lat kolega po fachu także często odnosi się do współczesnych kwestii społecznych, jednak znacznie bardziej niż Loach skupia się na tym, w jaki sposób te problemy wpływają na relacje pomiędzy bohaterami. Podczas gdy Leigh przygląda się uczuciom i związkom wystawionym na ciężką próbę, dla dwukrotnego zdobywcy Złotej Palmy często ważniejsze są relacje bohater kontra instytucja/system/państwo.
Drugą część swego dorobku fabularnego Ken Loach poświęcił ważnym wydarzeniom historycznym, a zwłaszcza ruchom wolnościowym z najróżniejszych zakątków świata. Filmy takie jak Ziemia i wolność (1995), Pieśń Carli (1996), Wiatr buszujący w jęczmieniu (2006) czy Klub Jimmy’ego (2014) przenoszą nas do czasów, w których wolności – rozumianej jako wyzwolenie od okupantów, ale także nieskrępowanie w wyrażaniu poglądów i realizowaniu pasji – nie można było brać za pewnik. Loach z ogromnym szacunkiem i podziwem przedstawia bojowników o wolność we frankistowskiej Hiszpanii (Ziemia i wolność) i zjednoczonej jeszcze, choć okupowanej przez Brytyjczyków Irlandii (Wiatr buszujący w jęczmieniu). Równie ważne dla niego jako reżysera są wątki historyczne własnego kraju, jak i ideologie kształtujące inne społeczeństwa. Oba główne wątki w twórczości Loacha, ten bardziej współczesny oraz ten sięgający w głąb historii, łączą się w sposobie przedstawienia postaci – niedoskonałych, zmagających się z ogromnymi przeciwnościami losu, a jednak ze wszystkich sił walczącymi o godność i namiastkę szczęścia.
Ken Loach zaczynał od telewizji i to właśnie tam zyskał renomę wielkiego społecznika ekranu, na długo zanim jego dzieła przyniosły mu najbardziej prestiżowe nagrody filmowe. W latach 1965–69 nakręcił dziesięć odcinków popularnej brytyjskiej serii BBC The Wednesday Plays, które wstrząsnęły widzami brytyjskiej stacji, stając się ważnym głosem w dyskusji o prawach człowieka. Jeden z tych odcinków, Cathy Come Home, rzekomo bezpośrednio wpłynął na zmianę sytuacji bezdomnych w Wielkiej Brytanii. Lata sześćdziesiąte przyniosły także wybitne dzieło Kes, które zajęło siódme miejsce w rankingu Brytyjskiego Instytutu Filmowego na najlepszy brytyjski film w historii. Późniejsze lata kariery Loacha nie były już jednak tak udane, głównie za sprawą kiepskiej dystrybucji jego filmów i politycznej cenzury. Najlepsze, jak mogłoby się wydawać, lata w pracy reżysera Brytyjczyk spędził na kręceniu dokumentów i produkcji telewizyjnych, z rzadka zwracając uwagę międzynarodowej widowni (wyjątkiem kilka mniejszych nagród dla Życia rodzinnego z 1971 roku).
Dopiero w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia Ken Loach zyskał uznanie, na jakie od początku zasługiwał. Riff-Raff, Wiatr w oczy, Jestem Joe – w zasadzie każdy kolejny film Brytyjczyka okazywał się ogromnym sukcesem artystycznym, otrzymując najważniejsze laury prestiżowych festiwali. Loach zdawał się za wszelką cenę udowadniać prawdziwość stwierdzenia, że jest jak wino – im starszy, tym lepszy. Ostatecznym tego potwierdzeniem jest jego dorobek w Cannes, gdzie Złote Palmy otrzymywał – odpowiednio – w wieku siedemdziesięciu i osiemdziesięciu lat. Większość krytyków uznało jednak, że żaden z wyróżnionych filmów – ani Wiatr buszujący w jęczmieniu, ani Ja, Daniel Blake – nie należy do najlepszych dzieł reżysera. Jeśli dotąd nie poznaliście dorobku Kena Loacha i zastanawiacie się, od czego zacząć, skorzystajcie z naszych podpowiedzi. Poniżej Loachowski niezbędnik, czyli kilka tytułów, które po prostu trzeba znać.
Kes (1969)
Pierwsze wielkie dzieło Brytyjczyka i bez wątpienia do dziś jedno z najlepszych. W historii chłopca z górniczego okręgu Barnsley, którego marzeniem staje się ułożenie dzikiego sokoła, jest wszystko, co w Loachu najlepsze – społeczny naturalizm, doskonałe aktorstwo naturszczyków, niewymuszony humor i bohaterowie o niezniszczalnej godności. Kes był zapowiedzią niezwykłej kariery, ale także kwintesencją stylu i ideologicznych zainteresowań reżysera. Dodatkiem jest tu fenomenalna główna rola Davida Bradleya, który jako jeden z niewielu amatorów zatrudnianych przez Loacha próbował – z różnym skutkiem – swoich sił w aktorstwie także w późniejszych latach.
Riff-Raff (1991)
Jeśli szukacie filmu, który najlepiej oddawałby zainteresowanie Loacha prawami klasy robotniczej, Riff-Raff to doskonały wybór. Wiele scen opowiadającego o grupie robotników budowlanych dramatu poświęconych jest niewłaściwym warunkom pracy, zaniedbaniom ze strony pracodawców i wiążącymi się z tym niebezpieczeństwami. Reżyser wydaje się mówić o tym niejako przy okazji, lecz w najmniej spodziewanym momencie wprowadza do fabuły zdarzenie, które owym niebezpieczeństwom nadaje bardzo realny wymiar. Znakomity przykład Loacha-społecznika.
Jestem Joe (1998)
Nawet gdybyśmy uznali, że historia byłego alkoholika, który próbuje wyjść na prostą, nie ma w sobie wystarczającego potencjału, a społeczne zacięcie Loacha nie wystarcza, by utrzymać widza przed ekranem, Jestem Joe trzeba zobaczyć choćby z jednego tylko powodu – roli Petera Mullana. Wcielający się w tytułową rolę aktor, nagrodzony za swój występ w Cannes, gra u Loacha rolę życia, kreując jednego z najbardziej charakterystycznych bohaterów brytyjskiego reżysera. Joe, trener koszmarnie grającej amatorskiej drużyny piłki nożnej, to człowiek, który ma wiele na sumieniu, ale stara się odmienić los swój i swych towarzyszy niedoli. Gdy wydaje się, że uda mu się ułożyć życie z sympatyczną pielęgniarką, sytuacja jednego z podopiecznych zmusza go do uruchomienia kontaktów z szemranej przeszłości. Niezbyt optymistyczna, choć niepozbawiona humoru wizja społeczeństwa, w którym nie uda się uciec od dawnych wyborów.
Wiatr buszujący w jęczmieniu (2006)
Po premierze Wiatru… nie brakowało sceptyków twierdzących, że to nudne kino historyczno-patriotyczne, ale trudno zgodzić się z takim odbiorem nagrodzonego Złotą Palmą filmu. Loach pokazuje konflikt irlandzko-brytyjski jako bratobójczą walkę, w której wspólna idea bardzo szybko ewoluuje w dwie różne, sprzeczne ze sobą wizje niepodległej Irlandii. Świetna rola Cilliana Murphy’ego i wiele wzruszających, brutalnie wiarygodnych scen. Dla wielbicieli Michaela Collinsa będzie to znakomite uzupełnienie filmu Neila Jordana.
korekta: Kornelia Farynowska