search
REKLAMA
Archiwum

CAPOTE

Rafał Donica

1 stycznia 2012

REKLAMA

Capote to film słowa, dlatego też największe wrażenie robią nie obrazy, a niezwykle szczegółowa relacja Perry’ego. Film Millera oparty jest bowiem na dialogu, znakomitym dialogu, szczególnie w scenach rozmów Capote’a z Perrym w jego celi śmierci.

To właśnie od tego filmu zaczęła się moja przygoda z “In cold blood”. Do momentu obejrzenia Capote nie wiedziałem, kim jest Truman Capote i co to jest “Z zimną krwią”. Wiedziałem jedynie kim jest Phillip Seymour Hoffman i że za rolę w “Capote” dostał Oscara. Na napisach końcowych do filmu Bennetta Millera dowiedziałem się z kolei, że “In cold blood” okazała się najlepszą książką Trumana Capote i uważana jest za najlepszą amerykańską powieść. I tu nastąpił mój prywatny punkt zwrotny, czyli szaleńcze zainteresowanie tematem, co pociągnęło za sobą przeczytanie książki, obejrzenie ekranizacji, poszerzanie wiadomości na temat rodziny Clutterów i ponowne obejrzenie Capote – znając książkę, ogląda się dzieło Millera zupełnie inaczej, lepiej, pełniej. Jaki więc jest film, od którego wszystko się dla mnie zaczęło? Użyję kilku prostych przymiotników: spokojny, senny, ponury, wyciszony, stonowany, statyczny, spójny, przemyślany, inteligentny, oszczędny. Skąpany w szarościach, beżach i przykurzonej zieleni. Z podkreślającymi klimat ujęciami rozległych kansaskich pól uprawnych (*), spokojną muzyką i niespiesznym montażem. Ten film jest niczym wykwintny drink, który należy sączyć powoli, aby rozkoszować się każdym łykiem. Bo w Capote można się rozsmakować, głównie za sprawą fenomenalnego Phillipa Seymoura Hoffmana, który stworzył tu kreację wybitną. Hoffman schudł do roli 40 funtów, zmienił głos z szorstkiego, ponurego barytonu na piskliwy, drażniący, charakterystyczny mezza voce, który był cechą charakterystyczną Trumana Capote i po prostu wskoczył w skórę autora “In cold blood”, zaprzeczając jego słowom, że “nie ma i nigdy nie będzie drugiego Trumana Capote”. Jego koncertowa gra w kilku momentach wzbija się na wyżyny sztuki aktorskiej. Jak choćby w scenie w pociągu, gdy Truman z dziecinną naiwnością, nieudolnie próbuje oszukać Harper Lee, namawiając chłopaka z obsługi, aby poprosił go o autograf i piał z zachwytu nad jego ostatnią książką. Zdemaskowany, wybucha niewinnym, autoironicznym śmiechem. Ta krótka scenka wystarcza, aby pokazać na ekranie geniusza mającego do siebie ogromny dystans. Rozbraja Hoffman siedzący wśród establishmentu amerykańskiej śmietanki kulturalnej, gdy za wychodzącym z pokoju mężczyzną (chwalącym portret psychologiczny morderców stworzony w książce Capote’a) woła: Zatrzymać go… Wracaj tu!… Tato!… Albo gdy próbuje uciszyć Harper Lee, markując ręką zamach podczas rozmowy w domu szeryfa Deweya. Czy wreszcie w scenie pożegnania z Perrym i Hickockiem, gdzie na jego twarzy maluje się smutek, a po policzku spływa pojedyncza łza. Paradoksalnie (i egoistycznie?) w duchu czuje jednak ogromną ulgę, bo śmierć morderców pozwoli mu wreszcie ukończyć książkę. Pokazuje tu Hoffman rozdarcie wewnętrzne Trumana, radość stojącą w opozycji do smutku z powodu nadchodzącej śmierci Perry’ego.

Capote był egoistą i to niereformowalnym. Czy Hoffman to pokazał? O tak, i to bez cienia fałszu. To siebie Hoffman/Capote zawsze stawia w centrum zainteresowania, choćby podczas nasiadówek z przyjaciółmi skupionymi wokół niego i czekającymi na słowa, które popłyną z jego ust. A z jego ust wychodzą słowa, układające się w tak samolubne zdania, jak na przykład to: Czasami, gdy pomyślę, jak dobra będzie ta książka, zatyka mnie z wrażenia. Na premierze Zabić drozda, zamiast gratulować Harper Lee sukcesu, Truman upija się i ma wszystko gdzieś. Ma gdzieś czyjś sukces, choć to sukces bliskiej przyjaciółki, która niedawno pomagała mu zbierać materiały do “Z zimną krwią”. Takie niezwykłe spektrum emocji, dwulicowości, samouwielbienia, egoizmu skrywanego pod płaszczykiem dobroci, ukazuje na ekranie aktor, który dotąd kojarzony był z rolami obleśnych, zapijaczonych lub pociesznych grubasów z tłustymi włosami, wykreowanymi choćby w Happiness, Talented Mr. Ripley czy Along came Polly.

O innych aspektach Capote już krótko, bo Hoffman – nie oszukujmy się – ukradł cały film dla siebie. Z obsady zdecydowanie wybija się Clifton Collins Jr. Jego wersja Perry’ego Smitha jest wyraźnie najcieplejsza. Najbliżej też Smithowi Collinsa do wywołania u widza uczucia empatii i współczucia. Warto też wspomnieć o Chrisie Cooperze (szeryf Dewey) i Catherine Keener (Nelle Harper Lee) – rzetelnie zagrany drugi plan.

Najważniejszym elementem Capote, do którego zmierza – podobnie jak w książce – cała opowieść, jest noc morderstwa Clutterów. Tu pokazana niezwykle szybko, chciałoby się rzec w reporterskim tempie. Bam, bam, bam, bam, cztery trupy. Szybko, mocno, szokująco, prosto w twarz. Capote to film słowa, dlatego też największe wrażenie robią nie obrazy, a niezwykle szczegółowa relacja Perry’ego. Film Millera oparty jest bowiem na dialogu, znakomitym dialogu, szczególnie w scenach rozmów Capote’a z Perrym w jego celi śmierci. Nie mogło stać się inaczej, w końcu Capote powstał w dużej mierze na podstawie wspomnień Trumana – samozwańczego Paganiniego semantyki – spisanych w jego biografii przez Geralda Clarke’a (wyd. 1988 r.).

Gerard Clark, pracując nad biografią Trumana, otrzymał do wglądu korespondencję (**) wymienianą między mordercami z Holcomb a Trumanem, gdyż tylko na ich podstawie mógł odtworzyć relacje zachodzące między nimi. Proces powstawania biografii Trumana był dla Clarke’a takim samym przeżyciem, jak pisanie przez Trumana “In cold blood”. A przynajmniej równie długotrwałym i wyczerpującym. Prace nad biografią Trumana Capote trwały bowiem 13 lat.

(*) Zdjęcia do filmu nie powstały jednakże w Kansas, tylko w Texasie, Kaliforni i w Kanadzie.
(**) Listy udostępnił potem tylko jednej osobie – autorowi scenariusza filmu Capote.

Ciekawostki

  • W filmowym domu Clutterów stoi autentyczna fotografia Kenyona Cluttera.
  • Scen nocnej rzezi nie kręcono w prawdziwym domu Clutterów.
    Dom zagrała wybrana przez filmowców, wyremontowana przez nich chata.
  • Także zdjęcia zamordowanych, które widzimy w Capote nie są oryginalne.
    Zostały przygotowane przez filmowców.
  • Zdjęcia do filmu nakręcono w ciągu 36 dni (źródło: IMDb).
  • Wszystkie nominacje dla Hoffmana kończyły się zdobyciem nagród – łącznie 24 (źródło: IMDb).
  • Film miał premierę 30 października (2005), czyli w dniu urodzin Trumana Capote (źródło: IMDb).
  • Do roli Harper Lee rozważana była Sandra Bullock. Ostatecznie tę rolę zagrała,
    ale w innym filmie o Trumanie – Infamous (2006) (źródło: IMDb).

Tekst z archiwum film.org.pl.

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA