ZNAKOMITE seriale, które jeszcze się NIE SKOŃCZYŁY
Gdy w ramach redakcji rozmawialiśmy na temat tego tematu na Szybką Piątkę, jeden z kolegów zażartował, że być może będą seriale, które nie są JUŻ wybitne, ale JESZCZE. Szczerze mamy jednak nadzieję, że poniższe tytuły nie dołączą do np. Gry o tron i do końca utrzymają swój – na razie – znakomity poziom.
Filip Pęziński
1. Sukcesja – bardzo późno dołączyłem do wyznawców Sukcesji, bo zaledwie skończyłem nadrabiać trzy sezony produkcji HBO, kiedy dotarła do nas informacja, że zapowiedziany na końcówkę marca sezon czwarty będzie jednocześnie ostatnim. Mam duże nadzieje związane z tym faktem, bo liczę na piorunujące pożegnanie ze światem rządzonym przez rodzinę Royów. Nie mam bowiem wątpliwości, że jeśli się uda, to dostaniemy jeden z najwybitniejszych seriali w historii telewizji. Sukcesja jest bowiem tytułem pozbawionym wad, a na poziomie scenopisarstwa, reżyserii, realizacji i aktorstwa stanowi istne Mount Everest małego ekranu.
2. Euforia – format Sama Levinsona dzieli publiczność, ale ja od samego początku należę do piewców talentu młodego twórcy. Euforię uwielbiam za zaproszenie mnie do trudnego, pełnego mroku i rozczarowania świata generacji Z i uatrakcyjnienie depresyjnego obcowania z nim ekstrawagancką formą i aktorskimi popisami młodej, nieopatrzonej jeszcze obsady. Zendaya i Sydney Sweeney to prawdziwe objawienia.
3. Stranger Things – serial braci Duffer skupia w sobie wszystko, co kocham w popkulturze, przemiela to i formuje w przepyszny, małoekranowy blockbuster. Nie spodziewałem się, że tak starego konia jak ja, może jeszcze jakaś fantastyka o nastolatkach tak mocno wciągnąć i zafascynować. Kocham.
4. Rozdzielenie – jak przecinak Apple weszło w zeszłym roku w tkankę streamingowo-telewizyjną Stanów Zjednoczonych, pokazując nam serial wywrotowy, świeży, emocjonujący i wytracający widza z apatycznej strefy komfortu. Niesamowita rzecz, której doskonałość trudno ubrać w słowa. To po prostu trzeba przeżyć.
5. Ród smoka – high fantasy wracające do świata Gry o tron? Nie wiem, jakim cudem się to udało, ale cieszę, że udało tak bardzo. Świat Westeros jest znowu wielki, a ja nie mogę doczekać się na kolejne sezony tej emocjonującej podróży do świata sukcesji o tron krainy smoków.
Natalia Hluzow
1. Ted Lasso – produkcja Apple TV+ to arcydzieło w swoim gatunku, które łamie klasyczne konwencje serialu komediowego, serwuje cenne życiowe lekcje, z niesamowitą szczerością przedstawia relacje międzyludzkie i otula niczym ciepły babciny kocyk w listopadowy wieczór. Nie wiem, czy w historii telewizji kiedykolwiek istniał serial, który podnosił na duchu skuteczniej niż Ted Lasso. Wiem za to, że kolejne spotkanie z drużyną AFC Richmond czeka nas już niebawem! Trzeci (i prawdopodobnie ostatni) sezon serialu trafi na ekrany 15 marca 2023 roku.
2. Wielka – nie zrażajcie się, proszę, niesławnym miejscem akcji tego serialu. Jak na początku każdego odcinka przypominają sami twórcy, Wielka to historia tylko miejscami prawdziwa, która wykorzystuje historyczne postaci, by w sposób absolutnie rozkoszny i celny wymierzyć policzek skostniałemu patriarchatowi. Dzieło Tony’ego McNamary zaliczyło delikatny spadek formy, a fenomenalną w pierwszym sezonie Elle Fanning, w drugim – nieco przyćmił genialny Nicholas Hoult. Wielka wciąż pozostaje jednak jedną z najlepszych (i najzabawniejszych) rzeczy, jakie przydarzyły się współczesnej popkulturze.
3. The Boys – jadowita i ostra krytyka wszystkiego, co amerykańskie, podana w superbohaterskim opakowaniu i podlana brutalnym, bezpardonowym sosem. Jednym słowem – pychotka! Po pierwszym sezonie można było odnieść wrażenie, że twórcom skończyły się polot i pomysły, ale na szczęście Chłopcy wrócili w chwale w sezonie trzecim. Przed nami kolejna porcja mocnych wrażeń, a także spin-off, który mam nadzieję, utrzyma poziom głównej serii.
4. The Last of Us – najmłodsza z produkcji na mojej liście natychmiast, już po pierwszym odcinku, została okrzyknięta jednym z najlepszych seriali HBO i najwspanialszą adaptacją gry ever. Jako że sama należałam do chóru pochlebców, nie zamierzam się kłócić z tymi tezami. Stacja, która wydała na świat Rodzinę Soprano i Grę o tron po raz kolejny dowodzi swojej klasy, jednocześnie udowadniając, że serial to najlepszy format dla ekranizacji gry wideo. A kiedy jeszcze stery oddaje się autorowi pierwowzoru oraz twórcy Czarnobyla, to po prostu musi się udać. I oby udawało im się tak do końca drugiego sezonu.
5. Siostry na zabój – na piątym miejscu planowałam umieścić The Bear albo Euforię, ale spływa na nie tyle nagród i zachwytów, że spokojnie poradzą sobie bez moich. Bad Sisters nie cieszą się aż takim rozgłosem, a zdecydowanie powinny. Ja skusiłam się na spotkanie z siostrami Garvey głównie przez wzgląd na Daryla McCormacka (urzeczona jego urokiem w Powodzenia, Leo Grande), a odkryłam kolejny diament w bibliotece Apple TV+. Irlandzki remake flamandzkiego serialu Clan to kwintesencja siostrzeństwa i nielukrowanej kobiecości w wydaniu znanej m.in. z Rwania Sharon Horgan. Opowiadany od końca serial o czterech kobietach usiłujących zamordować swojego okropnego szwagra przede wszystkim skupia się na motywie zabójstwa i zabawie z klasycznym „kto zabił?”. Jednocześnie jednak obnaża wszystko to, co najobrzydliwsze w seksizmie i kulturze gwałtu. Nie brakuje tu też rozdzierających serce scen, melodramatycznych wątków miłosnych i oczywiście czarnego jak smoła humoru. Warto, warto i jeszcze raz warto! Tym bardziej że drugi sezon już w drodze.
Łukasz Homziuk
1. Sukcesja – pierwszy sezon mi się podobał, drugi bardzo, po trzecim do dziś nie podniosłem szczęki z podłogi. To już coś więcej niż „tylko” współczesna wariacja na temat Króla Leara Szekspira. Ta family drama rozgrywająca się na styku antycznej tragedii, satyry i telenoweli zachwyca wszystkim: perfekcyjnie soczystym dialogiem, wybornym aktorstwem, wolnymi od fałszywych nut kompozycjami Nicholasa Britella. W zasadzie roi się tu od złych ludzi, a jednak im kibicujemy i współczujemy. Szkoda, że zbliżamy się do końca. Z drugiej strony nie mogę się doczekać, kto wygra wyścig o schedę po Loganie. Nie ukrywam – mam swoich faworytów.
2. Barry – czasem łatwiej do kogoś strzelić niż się przed nim/nią otworzyć i powiedzieć prawdę prosto w twarz. Jasne – to pewna hiperbola, ale jest w niej pokaźne ziarno prawdy. Czarny humor idzie w tym genialnym serialu pod rękę ze słodko-gorzką refleksją o człowieczeństwie. Jest zabójczo śmiesznie, choć czasem także poważniej. Pomysł wyjściowy (płatny morderca idzie na kurs aktorstwa) to tylko wierzchołek góry niekończącego się humoru. Absurd goni absurd, ale rozluźnienie nie udziela się twórcom – ze święcą szukać innego tak precyzyjnie wyreżyserowanego serialu komediowego.
3. Ted Lasso – Ted Lasso to największy słodziak we wszechświecie. Chyba tak najkrócej można wytłumaczyć fenomen tego serialu, który działa jak najlepszy opatrunek na rany. Przyznaję, że pierwsze trzy odcinki mnie nie wciągnęły, ale później dałem się ponieść. Po zakończonych dwóch sezonach już wiem, że kocham w tym serialu dosłownie wszystko: życiowe mądrości Teda, popkulturowe nawiązania… można by wymieniać dłużej. Bardzo pozytywny, inspirujący i najzwyczajniej w świecie mądry to serial. Trudno byłoby wystawić mu liczbową ocenę, bo jedyna waluta, w której jestem w stanie określić jego wartość, to: serduszka, serduszka i jeszcze raz serduszka.
4. Rozdzielenie – czasem wystarczy jedna scena i już wiemy, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. W moim przypadku dokładnie tak było z tym serialem. Po pierwszym odcinku w głowie miałem milion myśli, bo już sama procedura rozdzielenia otwiera pole do namysłu (na papierze to dobry antydepresant skracający dobę o 8 godzin, z drugiej strony mokry sen każdej korporacji dążącej do maksymalizacji wydajności przy zachowaniu pełnej tajności). A jeśli do intrygującej treści dołożymy doskonałą realizację, to jasne jest, że mamy do czynienia czołówką seriali ostatnich lat.
5. Hacks – prześmieszna i chwilami niezwykle poruszająca opowieść o trudnej wspinaczce po szczeblach artystycznej kariery, lecz przede wszystkim o przyjaźni tylko od święta przybierającej formę wymiany czułości, a z reguły chropowatej, pełnej wrzasków i bólu, pozwów do sądu i wyzwisk po pijaku. Cudownie obserwuje się międzypokoleniowe zapasy stand-uperskiej starej wygi z jej nieopierzoną jeszcze pracownicą. Jean Smart i Hannah Einbinder dają do pieca od razu w pilocie i tak już zostaje do samego (jak na razie) końca.
Alicja Szalska-Radomska
1. The Last of Us – ten serial zachwycił mnie już po 30 minutach pierwszego odcinka, a dalej było tylko lepiej. Podoba mi się to napięcie, kiedy czekam, czy za chwilę ktoś nie napadnie bohaterów, podobają mi się rozmowy Joela z Elly i przede wszystkim podoba mi się to, jak bardzo wzruszający jest ten serial. Jak dotąd chyba tylko podczas drugiego odcinka nie miałam łez w oczach. Z niecierpliwością czekam na dalsze sezony.
2. Peacemaker – do czasu pojawienia się drugiej wersji Legionu samobójców nie byłam fanką DC. Jednak tamten film oraz późniejszy serial o przygodach jednego z jego bohaterów kupiły mnie całkowicie. To dziwne, ale każdy odcinek wciągał mnie już podczas intro, a moje zainteresowanie nie spadało aż do napisów końcowych. Zrobienie zabawnego, wciągającego serialu o superbohaterach to wcale nie taka prosta sprawa. Peacemakerowi się udało, jestem więc ciekawa, co twórcy wymyślą w kolejnym sezonie.
3. Rozdzielenie – po zobaczeniu pilota stwierdziłam, że to nie jest serial dla mnie, lubię zupełnie inny rodzaj opowieści. Jednak z odcinka na odcinek wciągałam się coraz bardziej, aby podczas finału wykrzyknąć: „Jak to koniec? Co dalej? Ja chcę jeszcze”. Naprawdę nie mogę się doczekać, co będzie dalej z bohaterami Rozdzielenia.
4. Zbrodnie po sąsiedzku – muszę przyznać, że ten serial komediowo-kryminalno-dramatyczny mnie zaskoczył. Spodziewałam się czegoś bardziej infantylnego, czegoś w stylu sitcomu. Okazało się jednak, że to świetny, niezwykle wciągający serial; pełen humoru, dramatu i niespodziewanych zwrotów akcji. Mam nadzieję, że będzie trzymał poziom w kolejnych sezonach.
5. Doktor Who – był już tytuł, który premierę miał całkiem niedawno, pora więc na coś o wiele starszego. Doktor Who to seria, która premierę miał w 2005 roku (a jeśli liczyć wcześniejszą serię to i w 1963) i z dłuższymi lub krótszymi przerwami leci do tej pory. I wciąż ma swoich fanów! Wychodzi więc na to, że wybitne i godne zapamiętania mogę być nie tylko współczesne komedie i dramaty, ale też przygodowo-fantastyczne seriale sprzed lat. Nawet takie o dziwacznym kosmicie ratującym Ziemię.
Odys Korczyński
1. The Last of Us – mam takie wrażenie, a może bardziej przeczucie, że twórcy serialu jeszcze wiele razy wzbudzą kontrowersje. Pierwszy sezon jest testem, czy taka forma narracji się u widzów przyjmie. Jest to taki test z delikatnie wprowadzanymi elementami wychowawczymi w postaci właśnie opowieści o homoseksualnej parze w obliczu postapokalipsy, czy sposobach radzenia sobie z okresem, kiedy już nastąpił koniec świata. Czekam na więcej, bo zastanawiam się, gdzie w kolejnym sezonie producenci ustawią granicę, poza którą wyjście skończy się znienawidzeniem serialu przez widzów.
2. Biały Lotos – miałem trochę podobnie jak z polską wersją Biura. Najpierw byłem nieufny, trochę gubiłem się w wielości bohaterów, żeby z czasem wejść w ten skomplikowany świat ludzkich osobistych dramatów podanych lekko, lecz nie płytko i teraz mówić wprost, że nie mogę się doczekać kolejnego sezonu.
3.Wednesday – serial będący zjawiskiem socjologicznym. Świetnie zrealizowany, wykorzystujący wszelkiego rodzaju klisze tego typu kina gatunkowego, lecz w takiej formie, że ona zupełnie nie nudzi, tylko bawi. Być może kolejny sezon już nie doskoczy do tak wysoko zawieszonej poprzeczki, ale warto było mimo wszystko; nawet dla tej sceny tańca, którą z przyjemnością zatańczyłem z moją córką.
4. The Office PL – to, co obejrzałem do tej pory, zaskoczyło mnie, miejscami rozbawiło, ale wciąż nie zachwyciło tak, jak pierwowzór ze Stevem Carellem. Liczę więc na pewnego rodzaju dojrzewanie produkcji w kolejnych sezonach, chociaż to jeszcze niezbyt jasne, czy powstaną i ile ich będzie. Może polskim twórcom potrzeba czasu, żeby oswoili się z konwencją oraz zbadali, na co mogą sobie pozwolić z publicznością.
5. Biedny diabeł – nie wiedzieć czemu, serial ten został oznaczony jako produkcja dla dorosłych. Może dlatego, że traktuje o Antychryście i diabelskiej rodzince, która chce zniszczyć ludzkość, jednak natrafia na jeden mały problem – ludzką kulturę medialną. Szczerze polecam go rodzicom i ich dzieciom, o ile skończyły 6–7 lat. Myślę, że będzie stanowił świetną bazę do prezentacji dziecku z jednej strony, co w ludzkiej cywilizacji do tej pory zrobiliśmy z pojęciami dobra i zła, a z drugiej – nauczy krytycznego myślenia wobec ideologiczno-religijnych autorytetów, które są podsuwane dzieciom bez żadnej refleksji niemal od urodzenia.