THE BOYS. „Herogasm”, czyli kumulacja wszystkiego, co najlepsze w serialu
W poprzednim odcinku #18. THE BOYS. „Herogasm”, czyli kumulacja wszystkiego, co najlepsze w serialu
Powoli opada kurz po trzecim sezonie The Boys. Sezonie, uważam, nadzwyczaj udanym i potwierdzającym, że produkcja Amazona to wciąż jeden z najciekawszych emitowanych obecnie tytułów, a przy okazji oferującym odcinek, który śmiało można zaliczyć do najlepszych osiągnięć całego serialu i któremu niżej poświęcimy miejsce.
Najpierw jednak kilka słów o samym serialu. The Boys, oparte na komiksie Gartha Ennisa i Daricka Robertsona, już na poziomie pomysłu wyjściowego jest znakomitą odskocznią od standardowych dziś produkcji o superbohaterach, szczególnie tych wpisujących się w MCU. W serialu Erica Kripke’a trudno o krystalicznie czystych herosów. Przeciwnie – w większości to egocentryczna, narcystyczna, wielbiąca władzę banda na usługach wielkiej korporacji, dla której ratowanie cywili to jedynie sposób na podbicie sobie notowań opinii publicznej, a nie coś wynikającego ze szlachetnych pobudek. Nie godząc się na taki stan rzeczy, naprzeciw im staje tytułowa grupa Chłopaków, której członkowie mają – mówiąc delikatnie – nieprzyjemne doświadczenia z tzw. supkami. Dość powiedzieć, że w prologu serialu jeden z superbohaterów przypadkiem zmienia ukochaną głównego bohatera w krwawą miazgę.
Podchodząc do trzeciego sezonu, doskonale wiemy już, z czym mamy do czynienia. The Boys za nic ma granice przyzwoitości, a twórcy serialu nie boją się jechać po bandzie i szokować, co zresztą prędko potwierdzają w otwarciu trzeciej odsłony. Przy tym wprost znakomicie kreują świat przedstawiony – na tyle, że zwyczajnie łatwo uwierzyć, że gdyby nadludzkie istoty istniały, byłyby takie jak bohaterowie na usługach korporacji Vought, a nie Kapitan Ameryka czy Iron Man. Twórcy The Boys nieraz zresztą otwarcie kpią z mainstreamowych adaptacji komiksów Marvela i DC, zahaczając nawet o parodię Ligi Sprawiedliwości i zamieszania wokół wersji kinowej i reżyserskiej Zacka Snydera.
Przy tym wszystkim scenarzystom fantastycznie udaje się znaleźć miejsce także na sporo człowieczeństwa, moralne dylematy i nakreślenie tragizmu niektórych z bohaterów, w tym nawet tych kreowanych jako negatywnych. Prym wiedzie tu Homelander, najpotężniejszy z superbohaterów, któremu twórcy w trzecim sezonie poświęcają dużo miejsca, wchodząc także na rejony tego, jakie są jego pragnienia, potrzeby i co ukształtowało go takim, jakim jest. To najciekawsza postać serialu, także dzięki trudnej, lecz doskonałej roli Antony’ego Starra.
Wszystko to, co najlepsze w The Boys, kumuluje się w szóstym odcinku trzeciego sezonu – Herogasm (Bohaterogazm), o którym głośno było już na etapie realizacji.
Wbrew oczekiwaniom
Komiksowy numer pod tym tytułem opowiadał o tym, jak Chłopaki trafiają na imprezę organizowaną na tropikalnej wyspie przez korporację Vought. Tam herosi pozwalają sobie na rozmaite legalne oraz nielegalne czynności i organizują orgię. Nieobecność superbohaterów została obywatelom wytłumaczona tym, że wyruszyli oni w kosmos, aby walczyć z obcymi formami życia.
Choć na serialowy Herogasm patrzono przed premierą głównie przez pryzmat komiksowego oryginału (i tak też go promowano), w samym odcinku wątek orgii jest jedynie tłem dla reszty wydarzeń i przedstawiony został w zupełnie innym kontekście. Nie oznacza to oczywiście, że twórcy nie poświęcają chwili erotycznym zabawom superbohaterów (do tego stopnia, że jedna z postaci w pewnym momencie kończy ochlapana od stóp do głów spermą), wykorzystując tę okazję do zaprezentowania kilku zabawnych gagów. Nie stanowią one jednak meritum odcinka i to nie one czynią go tak godnym zapamiętania. W Herogasm kulminację osiąga kilka wątków prowadzonych albo od początku serialu, albo na przestrzeni tego konkretnego sezonu – i to stanowi o jego sile. W kwestii efektowności prym wiedzie tu starcie Homelandera z Butcherem, Soldier Boyem i Hughiem, które jest właściwie kamieniem milowym w historii serialu – pierwszy raz bowiem ktoś mierzy się z tym superbohaterem na pięści. W dodatku – abstrahując od Soldier Boya, który na stałe jest supkiem – robią to wzmocnieni tymczasową dawką związku V Butcher i Hughie, każdy gnany osobistymi motywacjami. W efekcie walka tej czwórki to dynamiczna, ekscytująca scena akcji, która z pewnością do samego końca serialu będzie jednym z jego najjaśniejszych punktów.
Emocjonalna bomba
Najpiękniejsze w Herogasm jest jednak to, że w gruncie rzeczy to bardzo emocjonalny odcinek, a to dlatego, że większość bohaterów dosłownie mierzy się w nim ze swoimi demonami i pokazuje swoje inne oblicze. W przypadku Homelandera dosłownie, bo ten dostał scenę rozmowy z samym sobą (kojarzącą się mocno ze scenami z Zielonym Goblinem w Spider-Manach Raimiego), która rzuca nowe światło na jego postać i to, jaki jest w głębi, a nawet sprawia, że trochę mu współczujemy. To zresztą kolejny aktorski popis wspominanego już Starra.
Poza tym? A-Train i Hughie, Hughie i Starlight, Marvin i Soldier Boy, Soldier Boy i TNT Twins, Marvin i Butcher, Frenchie i Kimiko, Ashley i A-Train, Starlight i Deep – zadziwiające, jak wiele interakcji scenarzystce Jessice Chou udało się wpisać w ten odcinek i jak głośno pozwoliła wybrzmieć każdej z nich. Sprawić, że bohaterowie wyjaśnią swoje motywacje, rozliczą się z przeszłością, ale i powalczą o przyszłość, nieraz w zaskakujący sposób. Biorąc pod uwagę skalę wydarzeń, twisty i zakończenie odcinka, Herogasm spokojnie mógłby funkcjonować jako zakończenie sezonu (i, uważam, jest to odcinek lepszy od faktycznego finału, choć i ten mnie usatysfakcjonował).
Imagine
W Herogasm nie zabrakło nawet miejsca na typową dla The Boys zgrywę z rzeczywistości, i to w najlepszym stylu – odcinek otwiera parodia niesławnej inicjatywy Gal Gadot z celebrytami, którzy stworzyli cover Imagine i ze swoich rezydencji śpiewali o tym, by wyobrazić sobie brak dobytku, co miało pomóc ofiarom pandemii. Parodia z The Boys jest równie subtelna, co cały serial w tej kategorii, wobec czego superbohaterowie i gwiazdy, które zaliczają tu cameo, śpiewają dokładnie tę samą piosenkę.
Jeśli miałbym wskazać swój ulubiony odcinek The Boys, bez wahania wytypowałbym Herogasm. Powtórzę – to kumulacja wszystkiego, co najlepsze w tym serialu: bezkompromisowości, absurdalnego humoru, przemocy, ale i nacechowanych emocjonalnie relacji między postaciami, które tutaj szczególnie mogą błysnąć (w tym wprowadzony w trzeciej odsłonie Soldier Boy, w którego roli świetnie odnalazł się Jensen Ackles). Jest przy tym świetnym podsumowaniem całego sezonu, który także mocno stawiał na bohaterów. Prawdziwa perełka. Fuckin’ diabolical.