Kto mógłby zagrać w THE LAST OF US, gdyby powstało w latach 90.
Bez wątpienia najlepszym filmem postapokaliptycznym lat 90. było ponadczasowe dzieło Terry’ego Gilliama 12 małp. Generalnie od początku kina postapo regularnie pojawiało się w filmografii wielu krajów, chociaż USA wiodły tu zawsze prym ze względu na swoją mocarstwową pozycję geopolityczną. Lata 90. jednak nie były aż tak obfite w ten rodzaj kina, co np. XXI wiek. Wiele lat przed pandemią, a już po 2000 roku, kino postapokaliptyczne rozpleniło się z przeróżnymi gatunkowymi domieszkami i jego popularność wciąż trzyma się na wysokim poziomie. Efekty specjalne dojrzały, a apokalipsa dostała niemałe wsparcie od niedawnej pandemii. Sukces The Last of Us jest na to dowodem, chociaż w tym przypadku pomogła również sława gry komputerowej. Lata 90. to jednak specyficzny czas, kiedy możliwości techniczne w kinie już były, a widzowie jeszcze nie byli nasyceni postapokalipsą. Gdyby wtedy zrealizować The Last of Us?
W latach 90. nie było gier z serii The Last of Us, więc jeśli chcemy w ogóle szukać aktorów, którzy mogliby zastąpić współczesną obsadę serialu, nie możemy szukać nikogo podobnego do graficznych wizualizacji postaci z gier. Zresztą, gdyby nawet gra wyszła w latach 90., a nie dopiero w 2013 roku, trudno by było nam na podstawie ówczesnej grafiki dobrać podobnych aktorów. Jakąś podstawę i inspirację trzeba jednak znaleźć, bo serial w latach 90. miałby szansę na sukces, jeśli byłby dobrze zrobiony, a to zakładam. Kto więc mógłby zagrać Joela Millera? Powinien być to aktor już rozpoznawalny, chociaż niekoniecznie z pierwszych stron okładek kolorowych czasopism. Powinien czuć się również swobodnie w tematyce przygodowej, niekoniecznie jednak w typowym horrorze. Raczej kinie lżejszym, lecz nie pozbawionym umoralniania na poziomie elementarnym i dyskretnym. I co najważniejsze, aktor ten powinien mieć doświadczenie serialowe. Jeden aktor spełniał wtedy, w latach 90., te wszystkie kryteria – Richard Dean Anderson.
Gwiazda serialu MacGyver dzisiaj już mocno przygasła. Znają ją ludzie wychowani na przełomie lat 80. i 90. Dzisiejsze pokolenie zna zupełnie innego, młodszego MacGyvera, który nie ma już tamtej charyzmy, co Anderson, a i sama fabuła nowej odsłony serii wcale już tak nie wciąga, bo jest raczej pokazem trików, a nie spójną historią, z elementami owych trików i gagów technologicznych bez użycia broni. Richard Dean Anderson w roli Joela Millera z pewnością wykorzystałby swoje serialowe doświadczenie jako MacGyver, a nawet by je pogłębił w filmie o tematyce postapokaliptycznej, gdzie przetrwanie w świecie wymaga nietuzinkowych umiejętności inżynierskich, a dostępnej broni nie jest wiele; zatem trzeba używać jej tylko w ostateczności. A poza tym powierzchowność aktora pasuje do zdemolowanej rzeczywistości, zwłaszcza gdy jako MacGyver wielokrotnie miał na sobie ślady błota, siniaki, a czasem nawet efekty działania fali uderzeniowej od wybuchów przeróżnych rodzajów materiałów łatwopalnych. Do takiej osobowości aktorskiej niełatwo jednak dobrać partnerkę, zwłaszcza nastoletnią.
Z dzisiejszego punktu widzenia nie mogłaby być to dziecięca gwiazda przyćmiewająca główną postać Andersona, lecz powinna być na tyle charakterystyczna, żeby można ją zapamiętać. Znów kluczem jest jej dzisiejsza pozycja oraz doświadczenie w kinie przygodowym, czego oczywiście nikt w latach 90. nie mógłby przewidzieć. Claire Danes wypada pod tym względem dobrze, bo w jej filmografii znajdziemy odpowiednią multigatunkowość. Z pewnością poradziłaby sobie na planie The Last of Us jako nieco zagubiona, dojrzewająca w nieprzyjaznym świecie Ellie Williams. Występująca w tej roli charakterystyczna Bella Ramsey doskonale zaprezentowała te cechy, pozornie sprzeczne, jednak jakże naturalne w czasie postapokalipsy. Przeszła ciekawą drogę rozwoju wraz z głównym bohaterem, aż do stania się niemal tak twardą, jak Lyanna Mormont w Grze o Tron. W hartowaniu Ellie dużą rolę odegrała Tess. W tej roli wystąpiła nieco mniej znana Anna Torv. Tragiczna to była historia i nastawiona na drugoplanowość, chociaż mająca ogromne znaczenie dla ukształtowania się dalszych losów bohaterów. Widziałbym wśród mniej znanych gwiazd lat 90. szczerze tylko jedną, silną kobietę, zdolną do odegrania tej roli – czyli skrzywdzonej, stwardniałej, brutalnej kobiety. Lucy Lawless niewątpliwie była na chwilę gwiazdą kina b-klasowego, którego sztandarowym przykładem był serial Xena: Wojownicza księżniczka. Czy więc istniałaby szansa, żeby dzięki roli Tess Lucy Lawless wyrwała się szponom filmowego tandeciarstwa? Tak, o ile oczywiście serial The Last of Us w latach 90. byłby produkcją wysokobudżetową, a to chyba wyjątkowo nierealne marzenie.
I tak wybraliśmy już aktorów stanowiących trzon historii. Jak w większości seriali reszta to raczej nazwiska epizodyczne, satelitarne i trzecioplanowe. Tak ten serial jest skonstruowany, może z wyjątkiem Franka (Murray Bartlett) i Billa (Nick Offerman), których wątek – mimo że dość oddzielony od głównego nurtu fabuły – zajął sporo czasu i stanowi bardzo skondensowaną historię. Ciekawe, czy w latach 90. mógłby w ogóle się wydarzyć i kto z aktorów odważyłby się tę parę zagrać. Być może jednak rozwiązanie mamy już podane na zasadzie przeciwieństwa. Skoro para Franka i Billa aż tak przeraziła widownię w XXI wieku, w XX powinni ją zagrać Tobin Bell jako Frank oraz Charles Dance jako Bill? Nieco złowroga byłaby to para ze względu na ich filmografie, lecz przynajmniej widownia by się nie nudziła.
Pozostaje nam jeszcze jedna ważna postać, o której trzeba wspomnieć, jeśli chce się mieć komplet najważniejszych charakterów, stanowiących fundament historii – Tommy Miller – brat głównego bohatera. W latach 90. widziałbym w tej roli aktora dość niepozornego, jeśli chodzi o posturę, jednak mocnego, gdy rozpatrujemy charakter. To starcie lub napięcie występujące między braćmi dobrze podtrzymałby Richard Dreyfuss. Aktor może o niepozornej posturze, lecz silnej osobowości, który dysponuje szerokim wachlarzem artystycznych środków wyrazu, od komedii i bycia w niej klaunem, po poważne role psychologiczne. Ciekawie byłoby te właściwości połączyć, żeby serial The Last of Us nabrał nieco charakterystycznych dla czarnej komedii rumieńców.
Lata 90. z dzisiejszej perspektywy, to czas oferujący znacznie mniej pod względem efektów specjalnych niż dzisiejsze kino. A wiemy doskonale, że film postapokaliptyczny wymaga bardzo sugestywnej realizacji wizualnej. Trudność z The Last of Us polega jeszcze dodatkowo na tym, że ten zniszczony świat przedstawiony musi być wypełniony potworami, a wiemy, na jakim poziomie stała 30 lat temu komputerowa animacja postaci. Pozostaje wspieranie się charakteryzacją, co jest pewnym substytutem niewielkiej mocy obliczeniowej ówczesnych komputerów, jednak jej nie zastąpi. Dlatego ratunku zawsze należy upatrywać w aktorach.