ZAPOMNIANE filmy SENSACYJNE lat 2000
XXI wiek przyniósł wiele zmian zarówno w kinie akcji, jak i kinie sensacyjnym. Znacznie ulepszono wszelkiego rodzaju strzelaniny dzięki efektom cyfrowym – oczywiście nie we wszystkich przypadkach. Kolosalne znaczenie zawsze ma przecież budżet. Co do treści, ten rodzaj kina, zwykle trzymający się z daleka od ideologicznych dyskusji, stał się bardziej zaangażowany w przemiany społeczne. Celowo rozgraniczam kino sensacyjne od kina akcji, bo to zestawienie dotyczy tego drugiego. Film sensacyjny nie jest tak przepełniony akcją w postaci walk, pościgów i wybuchów jak typowy akcyjniak, w którym strzelaniny służą wyłącznie rozrywce i dominują nad treścią. Poniższe 10 pozycji zapewnia wystarczająco emocjonującą rozrywkę, mimo że mieści się raczej w gatunku sensacyjnym niż w typowym kinie akcji. No może wyjątek zrobiłbym dla Na własną rękę i Tylko strzelaj. Za rzadko jednak się te tytuły wspomina.
„Na własną rękę”, 2002, reż. Andrew Davis
Arnold Schwarzenegger sprawdzał się zawsze w kinie typu „sam przeciw wszystkim złym”. Był jednak znany z tego typu produkcji najbardziej w latach 80. Potem jego gwiazda przygasła, a widzowie jakby przestali od niego oczekiwać, że wyjdzie z pudełek z napisami „Predator”, „Terminator” i „Commando”. Wyszedł z nich wiele razy, chociażby w Prawdziwych kłamstwach, ale to były jeszcze lata 90. W XXI wieku również nie odpuścił, ale jego role w Na własną rękę czy np. w Sabotażu pozostały właściwie niezauważone. Co to jest 13 czy 16 tysięcy ocen, jak Terminator ma ich 250 tysięcy, a taki Gliniarz w przedszkolu ponad 40 tysięcy. Tak naprawdę przecież Na własną rękę aż tak jakościowo się od wszystkich tu wymienionych tytułów nie różni. To solidne kino z przesłaniem, z trudnym psychologicznie bohaterem, którego dobrze zagrał Schwarzenegger – o dziwo przy swoich zdolnościach aktorskich. W XXI wieku widać, że się jako aktor dobrze oszlifował.
„Absolon”, 2003, David Barto
Mówi się, że to uparte trzymanie się Christophera Lamberta kolejnych odsłon serii Nieśmiertelny doprowadziło jego karierę do kompletnej destrukcji. Dzisiaj Lambert jest najbardziej kojarzony z kultowych hitów, ale i filmów klasy B, dystrybuowanych na DVD, lecz nieobecnych w kinach. Absolon to właśnie jedna z takich produkcji, co nie oznacza, że jest filmem nieinteresującym i szkoda na niego czasu. Fabuła jest połączeniem kina sensacyjnego z elementami science fiction. Sam zaś Lambert sprawdza się jako główny bohater. Szkoda, że przyszłość ludzkości wygląda jak współczesność. I tu bym upatrywał przyczyny, dla której produkcja została właściwie zapomniana. Gdyby twórcy stworzyli jakiś charakterystyczny świat, może zapisaliby się w świadomości widza, który uznałby, że warto go pamiętać.
„Rollerball”, 2002, reż. John McTiernan
Mówi się, że to zupełna klapa, chociaż zapewne ktoś może się na niego skusić tylko dlatego, że reżyserem jest John McTiernan. Rollerball szklaną pułapką jednak nie jest. To luźny remake starej i w niektórych kręgach zainteresowanych gatunkiem SF kultowej produkcji w reżyserii Normana Jewisona z Jamesem Caanem w roli głównej. Przyznajmy jednak uczciwie, że poprzednia wersja z 1975 roku hitem nie była. Głosy krytyki pochodzą może bardziej z zawiedzionych oczekiwań z powodu tak wysoko zawieszonej poprzeczki przez Szklaną pułapkę McTiernana. Jego fani zapewne spodziewali się kolejnego hitu, a tu dość standardowy film sensacyjny z dyskretnymi elementami science fiction i obsadą wypełnioną mniej znanymi aktorami, no może prócz Jeana Reno. Nie mam zamiaru jednak nikomu odradzać seansu, a wręcz przeciwnie. Jeśli szukacie filmu sensacyjnego związanego ze sportem, to Rollerball was nie zawiedzie.
„Podwójna tożsamość”, 2007, reż. John Herzfeld
Po raz kolejny w historii polskich tłumaczeń tytułów filmów ktoś nie zrozumiał idei zawartej w fabule i postanowił zastosować łopatologiczną „tytulaturę”. Przez co już na starcie film stracił siłę przebicia. A przecież można było zostawić Życie i śmierć Bobby’ego Z. Jak to wciągająco brzmi. Gdyby Podwójna tożsamość uzyskała wcześniej o wiele większy rozgłos, dzisiaj, kiedy Paul Walker już nie żyje, mogłaby być dziełem traktowanym przez widzów niezwykle sentymentalnie. A tak jest kolejnym mało znanym filmem sensacyjnym, który może ktoś obejrzy, jeśli na niego trafi, pewnie z ciekawości, że grają w nim takie gwiazdy jak Walker, Laurence Fishburne i Olivia Wilde.
„15 minut”, 2001, reż. John Herzfeld
13 tysięcy ocen dla tak ciekawej produkcji, to dowód na to, że coś ewidentnie się nie powiodło. Zawiodła albo promocja, albo film został niezrozumiany, a przy tym był zbyt mało kontrowersyjny, żeby wzbudzić jakiekolwiek, nawet negatywne, emocje, albo powstał w czasie, gdy widz nie bardzo miał do czego odnieść rolę kamery w fabule. Dzisiaj już wiemy, że taka relacja jest – kręci się wszystko i wszędzie telefonami, nawet wydarzenia będące potem jedynym dowodem w sprawie popełnienia przestępstwa. Co ciekawe, robią to sami przestępcy. Znakomita i mało znana rola Roberta De Niro, o wiele lepsza i sugestywniejsza niż ta w Roninie.