search
REKLAMA
Zestawienie

Niedocenione FILMY AKCJI oparte na KOMIKSACH

Nie zdajemy sobie nieraz sprawy, że dany tytuł filmowy został nakręcony na podstawie komiksu.

Odys Korczyński

1 sierpnia 2023

REKLAMA

Nie zdajemy sobie nieraz sprawy, że dany tytuł został nakręcony na podstawie komiksu. Komiksy służące za inspirację lub źródło adaptacji nie powinny również kojarzyć nam się wyłącznie z tematyką science fiction, chociaż w dzieciństwie zapewne większość z nas czytała właśnie tytuły należące do tego gatunku. Było jeszcze fantasy i przygoda w postaci Kajka i Kokosza czy przygód Kleksa, ale tematyki akcji, kryminalnej czy sensacyjnej zapewne nikt nie kojarzy. To komiksy dla tzw. dorosłych. Takie dzieci jak my w bibliotekach nie miały do nich dostępu. Kino jednak miało i wykorzystało tę szansę czasem dobrze, czasem niedostatecznie sprawnie, żeby widzowie po latach kojarzyli i/lub lepiej oceniali takie filmy czy też uzupełnili swój księgozbiór o komiks. Byłaby to sytuacja idealna. Tak jednak się nie stało, bo nie dopisali albo widzowie, albo krytycy, albo i jedni, i drudzy. W poniższym zestawieniu wśród 10 filmów (głównie spod znaku akcji, lecz nie tylko) tylko dwa kojarzą się z komiksami lub powieściami graficznymi. Celowo wspominam tę drugą nazwę, bo wiem, że ma ona znaczenie dla wyjątkowych miłośników komiksu, którzy mogliby poczuć się wręcz obrażeni, jeślibym np. takich Strażników czy V jak Vendettę nazwał komiksami. A tak notabene obie znajdują się w mojej sypialni – jedna na regale w podręcznej bibliotece, druga przy łóżku obok 4. tomu Thorgala pt. Tupilaki.

„Polar”, 2019, reż. Jonas Åkerlund

Kolorowa, eksploatacyjna, szybka, bazująca na niemal malarskich kadrach, z bohaterami bawiącymi się na ekranie przemocą, seksem, humorem i stylistyką noir, adaptacja całkiem świeżego komiksu Víctora Santosa. Wydało ją specjalizujące się w wysmakowanych tytułach Dark Horse Comics. Adaptacją zajął się Netflix i zrobił to zadziwiająco dobrze. Niestety produkcja wciąż nie została doceniona, a właściwie jest już nawet nieco zapomniana. A szkoda. W bibliotece Netflixa to jeden z ciekawszych filmów komiksowych z gatunku wyjątkowo niegrzecznej eksploatacji, w odróżnieniu od Johna Wicka zrobionych z dużo większym przymrużeniem oka.

„Tank Girl”, 1995, reż. Rachel Talalay

Czyżby widzowie obchodzili ten film z daleka przez tytuł? Doprawdy tłumaczenie na polski jest dziwne – Odlotowa dziewczyna. Jest to filmowy mix Mad Maxa z Johnem Wickiem, lecz w wydaniu deczko uboższym o sceny walki. Postawiono bardziej na klimat, lecz cóż z tego, skoro tytuł pozostaje właściwie nieznany szerszemu gronu odbiorców. Niewątpliwie Tank Girl jest o wiele przystępniejszą w odbiorze wersją komiksu autorstwa Jamie Hewlett i Alana Martina. Nie wszyscy zaakceptują tę kreskę, a produkcja filmowa niesie ze sobą nieco kampowy klimat lat 80.

„Zamieć”, 2009, reż. Dominic Sena

Wyszedł z tego całkiem dobry film aktorski, czasami nawet przypominający klimatem Coś. Zamieć jest komiksem trudnym w odbiorze. Właściwie to powieść graficzna dla dorosłych, a film nieco rozszerza grono odbiorców tej historii, także o surową, monochromatyczną kolorystykę świata przedstawionego, co w samej publikacji obecne nie jest. Brak także w filmie zabiegów stricte komiksowych, co trzeba uznać za minus produkcji. Ogólnie jednak warto ten tytuł znać, a już na pewno nie zasługuje on na ocenę nawet mniejszą niż 6. Zainteresowania krytyków właściwie brak.

„Kowboje i obcy”, 2011, reż. Jon Favreau

Również świeża, komiksowa sprawa. Wydany w 2006 roku tytuł autorstwa Freda Van Lente i Andrew Foleya z rysunkami Dennisa Calero i Luciano Limy został zekranizowany już w 2011 roku. Kowboje i obcy są produkcją typowo rozrywkową. Łączą światy właściwie ze sobą sprzeczne stylistycznie i może dlatego film się nie przyjął. Krytycy do dzisiaj są niezadowoleni, a widzowie ciągle widzą w Danielu Craigu agenta 007. Świat nie jest jeszcze gotowy na kosmitów szarżujących po Dzikim Zachodzie.

„Strażnik czasu”, 1994, reż. Peter Hyams

Być może błędem była tak szybka adaptacja komiksu z 1992 roku. Warto było poczekać kilka lat, aż pojawi się odpowiednia grupa widzów. Zbyt pochopnie zorganizowano produkcję, a dzisiaj Timecop Petera Hyamsa wydaje się tanim kinem science fiction klasy najwyżej B+. Nim jednak skrytykujemy ten film, warto go jednak poznać, a z tym jest wśród widzów problem. Młodsze pokolenie nie ma już kompletnie świadomości, że ktoś taki jak Jean-Claude Van Damme grywał w kinie science fiction. Strażnik czasu z jednej strony trafnie jest oceniany jako tania produkcja naprędce wymyślona, żeby nagonić więcej czytelników komiksowi autorstwa Marka Verheidena i Rona Randalla. Z drugiej jednak, zwłaszcza dzisiaj, film ma niepowtarzalny styl, którego próżno szukać w gatunku science fiction, zwłaszcza w adaptacjach komiksów.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA