search
REKLAMA
Ranking

Ranking wszystkich scen OTWIERAJĄCYCH w STAR WARS

W porównaniu z zakończeniami niewątpliwie jest lepiej.

Odys Korczyński

22 września 2023

REKLAMA

W porównaniu z zakończeniami niewątpliwie jest lepiej. Więcej się dzieje, jest nad czym myśleć, a nawet są momenty zaskakujące. Jeszcze lepiej, jeśli ktoś nie zna całej sagi – a tacy widzowie z pewnością są – więc warto, żeby mogli po swojemu odkryć wzloty i upadki George’a Lucasa oraz ekipy Disneya. I znów dopiero po wypisaniu wszystkich scen otwierających oraz uszeregowaniu ich od najgorszej do najlepszej widzę, że ranking ten zupełnie nie pokrywa się z całościową oceną filmów. Co ciekawe, w jakości scen otwierających przodują jednak najnowsze części, a klasyka pozostała w tyle. Sceny otwierające będę traktował więc jako zarazem elementy szerszej historii oraz niezależne etiudy filmowe, które w swojej konstrukcji snują podobnież niezależne opowieści – dzięki tej niezależności można je czasem obronić.

11. Przygoda na Hoth, „Gwiezdne wojny: Część V – Imperium kontratakuje” (1980), reż. Irvin Kershner

Jej bohaterem jest Luke Skywalker oraz jego nieszczęsny rumak, a dokładnie tauntaun, który niestety ginie w męczarniach, ale nie o sposób jego śmierci chodzi, lecz o jakość. Niestety właśnie z tego względu scena ta skończyła na ostatnim miejscu w rankingu. Tauntaun jest niewprawnie poruszającą się lalką i nic mu nie pomoże w dzisiejszych czasach, żeby tego typu sekwencja spodobała się widzom, którzy nie żywią żadnego sentymentu do Gwiezdnych wojen, jak starsi, pamiętający lata 70. i 80. Wtedy prawie wszystko w filmie, co fantastyczne i obce nam gatunkowo, było właśnie mniej więcej tej jakości, a animacja poklatkowa w porównaniu z płynnością animacji komputerowej dzisiaj sprawia, że w niektórych momentach chce nam się śmiać albo odczuwamy zażenowanie. Mało tego, przygody Luke’a na Hoth są bardzo zwyczajnie sfilmowane, jeśli chodzi o budowę kadru. Treść jest dość oczywista. Nie ma w niej nic, co by nas po tylu latach zaskoczyło.

10. Negocjacje, „Gwiezdne wojny: Część I – Mroczne widmo” (1999), reż. George Lucas

Jest nawet jeszcze gorzej niż w przypadku Powrotu Jedi. Po scenie otwierającej spodziewam się zwykle jakiegoś twistu. Może i on tu jest w postaci zasadzki na Jedi, ale widz zapewne się tego spodziewa. Wiadomo, że pojawi się Imperator, a czy jest nim Palpatine? Nawet jeśli ktoś się tego od razu nie domyśli, to w toku fabuły Mrocznego widma wyjaśnia się, kto nim mógłby potencjalnie się stać. Gdyby nie o wiele lepsza oprawa wizualna scena ta skończyłaby na samym końcu, a tak zaszczytne miejsce to zajmuje Imperium kontratakuje.

9. Wejście Imperatora, „Gwiezdne wojny: Część VI – Powrót Jedi” (1983), reż. Richard Marquand

Scena dość nisko, bo nie za bardzo można ją traktować jak zamkniętą historię. Bardziej to kontynuacja czegoś, co widzieliśmy w poprzedniej części. Nakręcono ją poprawnie, bez polotu, Vader jak zwykle był sobą, więc przyleciał straszyć, a oficer dowodzący jak zwykle przestawał być w jego obecności oficerem. To tak trochę jakby Misiewicz ze swoją władzą od Macierewicza nakazywał generałom zmianę w szkoleniach wojsk pancernych. Oczywiście władza jest iluzją, dla Vadera podobnie, co go zwiodło, nie tyle na ciemną stronę, ile w emocje, z którymi nawet jako pół maszyna nie był w stanie sobie poradzić w inny sposób niż agresją.

8. Pierwsze wejście Dartha Vadera, „Gwiezdne wojny: Część IV – Nowa nadzieja” (1977), reż. George Lucas

Scena, która przeszła do historii kina, ale głównie z powodu sentymentu, a nie jakiejś ponadczasowej technicznej i artystycznej wartości, chyba że memy z Vaderem uznamy za te historycznie wartościowe elementy, godne zapisania w cyfrowym muzeum. Powiedzmy więc, że zasługuje na drugą połowę stawki. Nie jest na samym końcu, ale też nie jest w stanie wygrać z estetycznie wysmakowanymi sekwencjami z czołówki. Oglądam ją regularnie i ciągle mnie cieszy, lecz to nie oznacza, że ten sentyment zakryje mi oczy. Porównajmy ją więc do wejścia Dartha Vadera z Łotra 1, wtedy może łatwiej będzie zrozumieć, czemu akurat to wejście Vadera nie jest tak efektowne i porażające emocje.

7. Samotny rajd Poego Damerona, „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” (2017), reż. Rian Johnson

Całkiem nieźle rozegrana scena, zwłaszcza trzymająca rozmowa między Huxem a Dameronem, który czeka na załadowanie chyba dopalaczy, żeby mógł zrobić ten swój lekkomyślny rajd. Może Hux faktycznie nazbyt sztucznie wypada, a na dodatek wykazuje się niespotykanym brakiem instynktu dowódczego, ale ogólnie jest się z czego i pośmiać, i nawet odczuć napięcie. Potem jest już nieco gorzej, gdy te bomby spadają i jedna z żołnierek się charyzmatycznie poświęca. Może gdyby nie było tego patosu w umieraniu, scena byłaby na jeszcze wyższej lokacie. No i ten potężny okręt liniowy dowodzony przez zadufanego w sobie, uwielbiającego terror technologiczny Modena Canady’ego.

6. Śmierć Corde, „Gwiezdne wojny: Część II – Atak klonów” (2002), reż. George Lucas

Atak klonów rozpoczyna się mocno – dosłownie – bo po dość spokojnym wstępie, polegającym na prezentacji wspaniałego, błyszczącego, królewskiego statku wstrząsa nim eksplozja, a przecież widzieliśmy, że wychodziła z niego senator Padmé Amidala (Natalie Portman), lądując w stolicy Republiki, na planecie Coruscant. Eksplozja jednak zabiła służącą Corde. Tożsamość zamachowca i powody, dla których pragnął śmierci Padmé, traktowane są jako ważna tajemnica. Do jej rozwiązania zatrudnieni są Obi-Wan Kenobi oraz jego uczeń Anakin Skywalker, którego wrażliwość na wdzięki Padmé zaprowadzi go na samo dno własnych emocji. To jednak dopiero nastąpi. W scenie otwierającej natomiast następuje dobre przygotowanie kryminalnego gruntu i za ten chwilowy twist trzeba to otwarcie filmu docenić.

5. Naznaczony, „Gwiezdne wojny: Część VII – Przebudzenie mocy” (2015), reż. J.J. Abrams

W tej scenie jest wszystko, czego byśmy chcieli w nowych odsłonach sagi ze stajni już Disneya. A więc Kylo Ren, który godny jest swojego dziadka Dartha Vadera, a nawet przebije go mroczną charyzmą, szturmowiec Finn na naszych oczach przechodzący ekspresową konwersję ze sługi Najwyższego Porządku w posiadającego sumienie człowieka oraz Poe Dameron, wymarzony następca Hana Solo, świetny pilot i niesubordynowany żołnierz, któremu nie w smak są rozkazy. Szybko jednak przekonamy się, że tak dobra scena nas w tych wymienionych zaletach postaci okłamała. Pozostaje nam jednak delektować się początkiem, nim czar pryśnie.

4. Bitwa nad Coruscant i Hrabia Dooku, „Gwiezdne wojny: Część III – Zemsta Sithów” (2005), reż. George Lucas

Początek sekwencji wcale nie zapowiada tak wysokiej lokaty. Bitwa o Coruscant jest ciekawa, szybka, lecz brak jej nowatorskości z dzisiejszego punktu widzenia. Z ówczesnego jest trochę lepiej, bo wtedy w kinie mało było tak dobrze zrobionych gwiezdnych bitew. Dopiero spotkanie z „porwanym” Palpatine’em tworzy nową jakość dramatyzmu. I tutaj w sumie moglibyśmy zakończyć scenę otwierającą, ale nie całą sekwencję, aż do wyraźnego cięcia, które występuje dopiero po lądowaniu uszkodzonym statkiem wraz z Kanclerzem na Coruscant. Gdy pojawia się Dooku i następuje walka, już nie można się oderwać od ekranu, aż do momentu, gdy Anakin bierze jego głowę w dwa miecze i w pewnym sensie dostajemy powtórkę z Powrotu Jedi, kiedy Luke walczył z Vaderem, pokonał go, lecz nie zabił, a wtedy Imperator próbował morderstwem przypieczętować jego przejście na ciemną stronę mocy. Anakin zrobił pierwszy ważny krok na tej drodze, zabijając Dooku.

3. Kryjówka, „Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie” (2016), reż. Gareth Edwards

Podium zamyka jedna z lepszych scen w całej sadze, z udziałem dwóch wielkich aktorów naszych czasów, chociaż jeden z nich ciągle znajduje się w tle tego pierwszego. Mads Mikkelsen jako Galen Erso i Ben Mendelsohn jako Orson Krennic spotkali się w tej scenie i stworzyli niesamowity klimat, napięcie pamiętne dla całego filmu. Na placu boju potem został sam Krennic, a niedosyt Mikkelsena cały czas mi przypomina, że role niektórych aktorów epizodycznych są bardzo niewdzięczne, a nawet denerwujące dla widzów, bo chce się więcej. Obejrzyjcie więc, jeśli możecie, tę scenę kilka razy, począwszy od ascetycznego przejścia statku na tle pierścieni Lah’mu, przez lądowanie i pochód Krennica w kierunku gór, aż do trzymającego w napięciu finału, kiedy to Saw Gerrera znajduje młodą Jyn Erso w jej kryjówce.

2. Kiedyś jest dziś na Korelii, „Han Solo: Gwiezdne wojny – historie” (2018), reż. Ron Howard

Zaczyna się naprawdę dobrze. Han kradnie M-68 i jedzie po swoją miłość, pewnie jedną z wielu, ale w tamtym momencie najważniejszą – Qi’Rę. Akcja rozgrywa się szybko, ale mimo tego widzowi zostaje dość precyzyjnie zaprezentowana sytuacja społeczna na Korelii. Ucieczka szybko zamienia się w konfrontację z Lady Proximą, co dopełnia tę scenę, czyniąc ją wspaniałą krótką historią do oglądania niezależnie od całej reszty przygód Hana Solo. Mało tego, przez te kilka minut przekonujemy się, że Han Solo zawsze był taki sam, a Alden Ehrenreich po mistrzowsku wszedł w buty Harrisona Forda. Pamiętacie motyw zrobionych z aurodium kostek Hana Solo? Służyły do gry w sabacka, a Han miał „zawsze” szczęście jako hazardzista.

1. Kylo Ren, „Gwiezdne wojny: Część IX – Skywalker. Odrodzenie” (2019), reż. J.J. Abrams

Nie będę powtarzał, co sądzę na temat zakończenia sagi, bo wielokrotnie w swoich tekstach rozkładałem na czynniki pierwsze przyczyny, które spowodowały tak słabą jakość Skywalkera. Odrodzenia, w tym również tego, co zadziało się na początku. Teraz do tematu podchodzę inaczej, traktując w tym aspekcie scenę otwierającą jako całość, historię zamkniętą. I z tymi założeniami okazuje się, że po wypreparowaniu tej sekwencji z całości – jak się to robi np. z preparatami anatomicznymi – widzimy, że jest zdrowa, w przeciwieństwie do całego organizmu, w którym pełniła ważną funkcję. Mamy więc artystycznie znakomitą prezentację Kylo Rena w walce oraz pełne napięcia jego spotkanie z Imperatorem Palpatine’em, spotkanie jakże niefortunne, bo odzierające całość historii z suspensu, ale jakże wysmakowane estetycznie oraz świetnie zmontowane.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA