POZYTYWNE ZASKOCZENIA. Filmy, które NIESPODZIEWANIE się UDAŁY
Zdarzają się dzieła, na które czekamy, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Są też takie, które odrzucają nas już na etapie produkcji i wszystko wskazuje na to, że zwyczajnie nie mogą się udać. Oczywiście zazwyczaj nasze oczekiwania w jakimś przynajmniej stopniu znajdują potwierdzenie w gotowym produkcie (niestety najczęściej w przypadku tych negatywnych przeczuć), ale zdarzają się też filmy, które zupełnie nie spełniają naszych oczekiwań, oraz te, które potrafią nas bardzo pozytywnie zaskoczyć. Dziś o tych drugich. Na pięciu przykładach.
Obcy 3
Trzecia odsłona Obcego nie miała prawa wyjść na dwóch poziomach. Po pierwsze, zdawało się, że Ridley Scott i James Cameron w dwóch pierwszych częściach całkowicie wyczerpali temat – zarówno klimatem i stylem, jak i rozwiązaniami fabularnymi. Po drugie, David Fincher (wtedy debiutant!) pracował w naprawdę fatalnych warunkach – bez gotowego scenariusza, z przesyłanymi na plan kolejnymi jego fragmentami faxem i w otwartym konflikcie ze studiem. Proces ten zresztą doskonale widać, kiedy porównamy dwie (kinową i specjalną) funkcjonujące wersje filmu. A jednak z całego tego chaosu i braku wiary w finalny produkt powstał film w żaden sposób nieodstający od dwóch poprzedników. Fincherowi udało się pójść własną ścieżką i stworzyć film mroczny, brudny, fatalistyczny, który okazał się niezwykle godnym zakończeniem serii i losów Ellen Ripley.
The Social Network
Znowu David Fincher, chociaż niemal dwie dekady później. Nie ukrywam, że sam byłem w gronie hejterów, którzy przecierali oczy, czytając doniesienia o nowym filmie uznanego reżysera. Oto człowiek stojący za trzecim Obcym, Siedem, Zodiakiem miał nakręcić film o Facebooku (wtedy “amerykańskiej Naszej Klasie”) i to jeszcze z Justinem Timberlakiem w jednej z głównych ról? Ja i wielu mi podobnych łapaliśmy się za głowy. Nie mieliśmy jednak pojęcia, że całość oparta będzie na porządnej książce (Miliarderzy z przypadku), scenariusz napisze Aaron Sorkin, a film okaże się po pierwsze znakomicie zrealizowaną historią o kulisach powstawania jednego z największych fenomenów naszych czasów, a po drugie uniwersalnym dramatem o niezdrowym podążaniu za własnymi ambicjami. Dziś jest to mój ulubiony film Finchera.
Creed: Narodziny legendy
Podobne wpisy
Rocky Balboa – film, którym Sylvester Stallone po latach wrócił do swojej ukochanej postaci – był doskonałym zwieńczeniem losów ikonicznego pięściarza i pięknym pożegnaniem z serią. Zatem kiedy niemal dziesięć lat później okazało się, że Hollywood ponownie wraca do tego świata, Stallone ponownie wcieli się w kultową rolę, a całość będzie spin-offem o nieślubnym dziecku Apollo Creeda (jakże naciągany punkt wyjściowy!), nie kryłem oburzenia i braku wiary w sukces filmu. Nie mogłem mylić się bardziej, bo Creed: Narodziny legendy okazał się bardzo przemyślanym, doskonale korespondującym z główną serią, emocjonującym dramatem sportowym z poruszającym wątkiem Rocky’ego. Za którego rolę zresztą Stallone otrzymał zasłużenie Złoty Glob i nominację do Oscara. Z perspektywy czasu uważam film Ryana Cooglera za jeden z najlepszych elementów tej pięściarskiej sagi.
Blade Runner 2049
Łowca androidów to bez wątpienia jedno z najbardziej kultowych i uznanych arcydzieł filmowego science fiction. Zatem wracanie do tej historii po kilkudziesięciu latach przerwy bez wątpienia obciążone było ogromnym ryzykiem i dla wielu fanów pierwszej części sequel skreślony był już w momencie ogłoszenia decyzji o jego realizacji. Jakże zatem miłą niespodzianką okazał się fakt, że Blade Runner 2049 w reżyserii Denisa Villeneuve’a jest nie tylko niezwykle godną i mądrą kontynuacją klasyka Ridleya Scotta, ale też doskonałym, wciągającym i znakomicie wpisującym się we współczesne problemy kolejnym dziełem kina cyberpunkowego. Powstał film nie tylko w żaden sposób nieujmujący oryginałowi, ale pod pewnymi aspektami nawet go przebijający.
Han Solo: Gwiezdne wojny – historie
Znów dwutorowość w obawach. Z jednej strony poczucie, że film o młodym Hanie Solo nie jest potrzebny, powstaje na siłę i bez Harrisona Forda ta postać zwyczajnie nie ma racji bytu. Z drugiej potężne problemy produkcyjne, które doprowadziły do zwolnienia odpowiedzialnych za projekt reżyserów i zatrudnienie nowego, który de facto musiał nakręcić połowę filmu od nowa. Do kina zatem szedłem, jak i wielu innych widzów, z całkowitym brakiem oczekiwań i raczej negatywnym nastawieniem. Jakże zaskoczony byłem, kiedy okazało się, że Han Solo działa, i to działa perfekcyjnie. Podobała mi się nie tylko każda minuta (poza rozczarowującym finałem) tej wielkiej i wspaniałej przygody, ale też o dziwo pokochałem Aldena Ehrenreicha. Obok Przebudzenia Mocy najlepsza odsłona Gwiezdnych wojen Disneya. A pomyśleć, że niemal ominąłem kino.