Recenzję wypełnioną odpowiednią dawką gorzkiej refleksji już napisałem niedługo po premierze. Pokusiłem się nawet na pobyt w kinie, gdyż tak żywa była we mnie legenda dawnych Psów. Zawiodłem się niepomiernie. Psy 3 są właśnie jednym z tych filmów, o którym miałem pisać w kontekście „niepotrzebności” dającej się zmienić w coś bardziej użytecznego. Problem w tym, że nie potrafimy wpływać na bieg czasu. Psy 3 zatem miałyby szansę stać się lepsze, gdyby nakręcić je w mniejszym odstępie czasu od drugiej części. Przede wszystkim aktorzy byliby młodsi. Chodzi mi głównie o Bogusława Lindę. Na nim czas odcisnął szczególne piętno, ogromnie w filmie widoczne. Gdyby trzecia część była starsza, może również zachowałaby klimat legendarnego pierwowzoru. Wiem, że to wszystko gdybanie, ale mając w rękach tak kultowy film jak Psy, trzeba bardziej przemyśleć i przygotować się do realizacji jego kolejnej części. A jeśli ma się wątpliwości, to nie kręcić jej w ogóle. Zbyt dużo jednak minęło lat dla Pasikowskiego, żeby mógł przewidzieć, co się może stać. Psy 3 okazały się więc filmem niepotrzebnym, aczkolwiek nie do końca złym. Dawni aktorzy odeszli gdzieś wraz ze swym legendarnym wigorem. Te ich próby przezwyciężenia bezsiły ziejące z ekranu jak urywany oddech człowieka w agonii sprawiły, że nie chce mi się do tego filmu po raz kolejny wracać.
Kolejny przykład tego „rodzynka do uratowania”, o którym pisałem na samym początku. Tenet jest filmem jedynie udającym produkt rozrywkowy, a tak naprawdę obliczony jest na zaspokojenie reżyserskiego ego Nolana, jakże rozbuchanego w ostatnich latach, nigdy jednak niedominującego nad rozumieniem filmu przez widzów. Aż pojawił się Tenet i jego psychopatyczna beznamiętność oraz wydmuszkowość bohaterów. Sądzę jednak, że dzieło Nolana byłoby do uratowania, gdyby go nie pokazywać w 2020 roku. Niechby sobie poleżało jeszcze kilka miesięcy, nabrało mocy, pokazało twórcom jaśniej swoje słabe strony. Kto wie, czy reżyser, już nieco zimny od czekania na premierę, nie zweryfikowałby swoich pomysłów i nie przemontował filmu. Dodanie chociaż 20–30 minut być może zmieniłoby odbiór produkcji. A może i nie? Wiem tylko, że ten rok był pechowy dla kinematografii i powinno się unikać usilnych starań o premiery. Większość twórców to na szczęście zrozumiało. Nolan nie.
Ale to już było. Nawet dzieci to mówią. Czy naprawdę piszący scenariusz nie potrafili wymyślić nic innego, prócz postaci zbuntowanego i zbyt mało przytulanego przez Mikołaja, przerośniętego elfa, który za karę zamienił się w amerykańskiego, spasionego na fast foodach nastolatka? Ze względu na treść nikt by nie zauważył, że nie ma Kroniki świątecznej 2. A gdyby ktoś już się naprawdę upierał, można by kilka lat poczekać i opracować lepszy pomysł na kontynuację. Żal również patrzeć na usilnie odmładzaną Goldie Hawn. Już niedaleko jej do Chucka Norrisa, którego twarz właściwie zatraciła zdolności mimiczne.