Najlepsze SERIALE pierwszej połowy 2022 roku

Wybieraliśmy już najlepsze według nas filmy pierwszej połowy 2022 roku, teraz przyszedł czas na seriale. Pod uwagę wzięliśmy te produkcje, które albo zostały już dokończone, albo wyemitowane w większości w pierwszych sześciu miesiącach roku.
Filip Pęziński
1. Stranger Things 4 vol. 1 – finał czwartego sezonu formatu braci Duffer zobaczyliśmy już na początku drugiego półrocza roku, ale jego otwarcie jeszcze w maju. Już wtedy nie miałem wątpliwości, że to najlepsza odsłona Stranger Things, która w doskonały sposób łączy najważniejsze zalety tego świata, dodając przy tym niezwykle ambitną i rzucającą na kolana skalę, dzięki której Stranger Things 4 aspiruje do przeżycia iście kinowego. Scena z Running Up That Hill Kate Bush to sekwencja kultowa w dniu premiery.
2. Euforia (sezon 2) – nowy sezon swojego autorskiego dzieła zaprezentował też Sam Levinson. Druga Euforia zabiera nas ze świata brokatu, pasteli i kalejdoskopowego montażu w mrok uzależnienia, bólu i niespieszących się nigdzie, arthousowych ujęć. Znakomity sezon znakomitego serialu. Historia telewizji na naszych oczach.
3. Better Call Saul (sezon 6, część 1) – spin-off Breaking Bad, który przebił oryginał. Serial o Saulu Goodmanie powrócił w pierwszym półroczu 2022 roku z połową finałowego sezonu. Powrócił jak zawsze perfekcyjny na każdym możliwym poziomie. A przy tym jeszcze bardziej emocjonujący i trudniejszy do przetrawienia. Opad szczęki gwarantowany.
4. Peacemaker (sezon 1) – James Gunn wraca do świata DC, tym razem skupiając uwagę na drugoplanowym bohaterze The Suicide Squad, tutaj ponownie granym przez Johna Cenę. Wychodzi z tego Gunnowy standard: absurdalnie zabawna i szczerze wzruszająca przypowieść o szukaniu rodziny przez bandę outsiderów. Kocham ten standard.
5. Atlanta (sezon 3) – Atlanta bywa dziwna, bywa trudna, bywa zabawna. Zawsze jest jednak w tym nieziemsko błyskotliwa, a Donald Glover udowadnia, że o Ameryce jest w stanie powiedzieć jeszcze bardzo dużo. Nawet kiedy wysyła swoich bohaterów na stary kontynent.
Łukasz Budnik
1. Stranger Things (sezon 4) – ze Stranger Things mam tak, że nie przebieram niecierpliwie nogami w oczekiwaniu na kolejne sezony, ale gdy już się pojawiają, pochłaniają mnie w całości. Nie inaczej było w przypadku czwartego sezonu, który już od pierwszego odcinka przypomniał mi, jak doskonale zrealizowanym, świetnie napisanym i wywołującym emocje serialem jest dzieło braci Duffer. Obsada tutaj jest absolutnie fenomenalna.
2. Barry (sezon 3) – otwierający sezon był dramatem upstrzonym czarnym humorem. W trzecim, mam wrażenie, zrobiło się już wyjątkowo poważnie, co oczywiście nie jest w żaden sposób wadą, bo to, jak Bill Hader sprzedaje to aktorsko i reżysersko, zasługuje na najwyższe uznanie. Finał tego sezonu jest jednym z najlepszych, jakie mi było dane oglądać.
3. Better Call Saul (sezon 6) – pierwsza połowa finałowego sezonu udowodniła, że Better Call Saul to jeden z najlepiej napisanych i zagranych seriali nadawanych obecnie w telewizji, a może i w ogóle. Do żadnych innych scenarzystów nie mam tyle zaufania, co do twórców BCS.
4. Euforia (sezon 2) – w drugim sezonie nie uświadczymy już neonowych kolorów cechujących ten pierwszy, jest też bardziej mrocznie i przygnębiająco, ale nie zmienia się to, że Sam Levinson z sercem podchodzi do swoich bohaterów i sprawia, że żywo interesujemy się ich losami. Pierwszy akt piątego odcinka łamie serce. Słowa uznania dla Zendayi i Sydney Sweeney, które dały w tym sezonie wybitne występy.
5. The Boys (sezon 3) – sezon zakończył się już w drugim półroczu, jednak większość wyemitowano w maju i czerwcu, stąd umieszczam go na liście. Produkcja Amazona utrzymuje wysoki poziom, niejednokrotnie szokuje, bawi i zapewnia po prostu doskonałą rozrywkę. Antony Starr jako Homelander zasługuje na wszystkie nagrody, a odcinek „Herogasm” jest być może moim ulubionym z całego serialu.
Jakub Piwoński
1. Tokyo Vice (sezon 1) – rewelacja tego roku, zainicjowana ręką długo nieobecnego Michaela Manna. W konsekwencji styl i wyjątkowość otwierającego odcinka nie są współmierne do reszty sezonu, aczkolwiek to wciąż bardzo dobrze zrealizowana produkcja, z ciekawymi bohaterami, ciekawą historią i najważniejsze, ciekawym, japońskim klimatem. Mnie to porwało, czekam na drugi sezon.
2. Schody – bardzo dobra, nieszablonowa rzecz, dająca do myślenia. Niby typowy kryminał, ale sporo tu problematyki małżeńskiej, traktującej o trudzie relacji i komunikacji. Dobre kreacje aktorskie, dużo mocnych scen i mocnych wątków. Ogląda się to często z zapartym tchem, choć atmosfera jest na tyle nieprzyjemna i posępna, że czasem trudno mi się do tej produkcji wracało.
3. Stranger Things 4 – być może jestem w tym przekonaniu odosobniony, ale zaraz po otwierającym, rewelacyjnym sezonie pierwszym to właśnie czwarty uważam za najlepszy sezon Stranger Things. Trzeci mnie wynudził i gdzieś po drodze straciłem wiarę w tę produkcję. Tu widzę więc dużą klasę ze strony braci Duffer, że potrafili tę złą monetę odwrócić. Wszystko tu gra, jak powinno, i choć serial ma swoje bolączki, to jednak nowe postacie, realizatorski polot i rzecz jasna Vecna robią tu robotę.
4. Wikingowie: Walhalla (sezon 1) – zabijcie mnie, ale mi się to naprawdę bardzo podobało. Ba, powiem więcej, jestem zdania, że sequelowy twór względem poprzednich Wikingów jest o klasę lepszy niż dwa poprzednie, ostatnie sezony oryginału. Ma lepsze tempo, ciekawszych bohaterów, wyświechtaną motywację – owszem, ale zarazem dobrą energię. Dla mnie było to odświeżające, acz jednocześnie w duchu tego, co już z tego świata zdołałem poznać i polubić.
5. Obi-Wan Kenobi – pomimo ewidentnej słabości tej produkcji, wynikającej z dość bezpiecznej, acz konsekwentnie prowadzonej polityki Disneya, trudno mi było nie czerpać radości z tego seansu. Bez względu na to, jak bardzo ta produkcja była robiona „na jedno kopyto” względem pozostałych serialowych tworów Disneya, w końcu to jednak wciąż Gwiezdne wojny, to jednak wciąż Obi-Wan i to jednak wciąż Anakin aka Darth Vader. Ten serial warto zobaczyć chociażby dla porywającej walki na miecze świetlne tej dwójki.
Natalia Hluzow
1. The Boys (sezon 3) – najnowsza odsłona serialu opowiadającego o tym, jak wyglądałby świat superbohaterów, gdyby istnieli naprawdę. Satyra na Stany Zjednoczone wymierzona w korporacyjność, militaryzm, rasizm, szowinizm, ksenofobię, obłudną religijność i przemysł rozrywkowy jest tu jeszcze bardziej jadowita niż wcześniej i jeszcze bardziej bazuje na rzeczywistych wydarzeniach. W trzecim sezonie znajdziemy nawiązania do ruchów #metoo i Black Lives Matter, a także żart z niesławnego nagrania Imagine zrealizowanego przez gwiazdy w trakcie pandemii. Herogasm, w którym pojawia się rzeczony utwór, to zresztą jeden z najlepszych odcinków serialu, finał sezonu zaś (wyemitowany już w lipcu) to jedna z najwybitniejszych rzeczy, jakie wydarzyły się w tym roku w telewizji. Do historii przejdzie także scena z ośmiornicą, która sprawi, że już nigdy nie będziecie mieli ochoty na „owoce morza”. Wśród zalet trzeciego sezonu koniecznie trzeba wymienić także pojawienie się Soldier Boya, czyli evil Kapitana Ameryki, który mocno zagraża Homelanderowi nie tylko pod kątem siły, ale także w kategorii „najlepsza postać serialu”. Moje serce i tak należy jednak do Kimiko, która tanecznym krokiem i z dildem w dłoni prześciga wszystkie supki i Chłopaków razem wziętych.
2. Nasza bandera znaczy śmierć (sezon 1) – tegoroczna nowość HBO Max, której jednym z reżyserów, producentów wykonawczych i gwiazdorów jest Taika Waititi. Nie dziwi więc, że wiele osób nazywa tę produkcję spotkaniem Co robimy w ukryciu? i Teda Lasso. Podobnie jak reżyser Thora: Miłości i gromu, David Jenkins pod płaszczykiem dziwacznej komedii o arystokracie, który postanowił zostać piratem, przemyca szereg pięknych wartości i pokazuje wielką wrażliwość na los osób wykluczanych i dyskryminowanych. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów Waititiego oraz osób poszukujących niestandardowych treści w telewizji.
3. Euforia (sezon 2) – nowa odsłona autorskiego serialu Sama Levinsona rozpoczyna się od trzęsienia ziemi. Momentami traci tempo na rzecz teledyskowych wizji reżysera, na szczęście szybko wraca na właściwe tory, by znów zaskakiwać fenomenalnymi rozwiązaniami formalnymi, mocnym scenariuszem i świetnym aktorstwem. Piąty odcinek powinien zobaczyć każdy, kto zastanawia się nad przyczynami popularności Zendayi, gdyż 25-letnia gwiazda daje tu prawdziwy popis swoich możliwości. W nowym sezonie kroku dotrzymuje jej przede wszystkim Sydney Sweeney, która odważnie odsłania przed nami wszystkie oblicza swojej postaci. Już pierwszy sezon nie pozostawiał wątpliwości, że Euforia nie jest serialem o urokach młodzieńczego pijaństwa i narkomanii, ale po obejrzeniu Rue na głodzie i Cassie wymiotującej do jacuzzi każdy powinien już zrozumieć, że produkcja Levinsona nie ma nic wspólnego z gloryfikacją jakichkolwiek używek czy niebezpiecznych zachowań.
4. Peacemaker (sezon 1) – nowy serial DC ściśle związany z genialnym The Suicide Squad Jamesa Gunna, który skupia się na postaci tytułowego antybohatera. Jak na twórcę Strażników Galaktyki przystało, produkcja zabiera nas w szaloną podróż pełną groteskowej przemocy, niewybrednego humoru i kampowej estetyki. Jeśli lubicie styl Gunna, radzę wybaczyć Peacemakerowi to, jak potraktował nieodżałowanego Ricka Flaga, i zanurzyć się w tej pokręconej, superbohaterskiej opowieści.
5. Stranger Things (sezon 4, vol. 1) – gdyby najnowszy sezon serialu braci Duffer zakończył się po pierwszej części, prawdopodobnie uznałabym go za jedną z najlepszych telewizyjnych produkcji ostatnich lat. Niestety dwa finałowe odcinki powstały. Na szczęście – zostały wyemitowane już w lipcu, dlatego z czystym sumieniem mogę umieścić Stranger Things 4 na niniejszej liście. Po słabiutkim sezonie trzecim i kilku latach przerwy powrót do Hawkins okazał się orzeźwiający i zaskakująco ambitny. Liczne popkulturowe nawiązania i gra z konwencją slashera łączyły się tu z bardzo dojrzałą opowieścią o problemach psychicznych młodzieży. Dlatego niezależnie od tego, co wydarzyło się później, wartość Stranger Things 4 zawsze będę oceniać przez pryzmat przepięknego finału czwartego odcinka, który przypomniał światu o Running Up That Hill Kate Bush.