search
REKLAMA
Artykuł

5 powodów, dlaczego TOKYO VICE może okazać się HITEM

Na HBO Max dostępne są już pierwsze odcinki nowego serialu kryminalnego.

Jakub Piwoński

12 kwietnia 2022

REKLAMA

W bibliotece HBO Max od niedawna dostępny jest nowy serial kryminalny. Tokyo Vice rozgrywa się w Japonii, głównym bohaterem jest młody dziennikarz, a w tle mamy morderstwa, Yakuzę i nocne życie. Premierę miały już pierwsze odcinki. Oto kilka powodów, dlaczego ten serial może okazać się hitem.

Prawdziwa historia

Fabuła serialu nie została wymyślona. Ten scenariusz napisało życie. Serial oparty jest na prawdziwych przygodach Jake’a Adelsteina, amerykańskiego dziennikarza pochodzącego Missouri, który ułożył sobie życie w Tokio. W 2009 roku opublikował on pełen akcji pamiętnik opowiadający o czasie spędzonym w Japonii, zatytułowany Tokyo Vice: An American Reporter on the Police Beat in Japan. Z pewnością świadomość obcowania z autentycznymi wydarzeniami wzmacnia efekt realizmu produkcji HBO. Nie czytałem tego dziennika, nie interesuje mnie też streszczenie na Wikipedii. Historia mnie zaintrygowała, więc chcę zostać zaskoczony.

Aktor

Muszę przyznać, że Tokyo Vice to bardzo ciekawy zwrot w karierze aktorskiej Ansela Elgorta. Aktor, którego usta i uroda predysponują raczej do grania w romansach, bardzo konsekwentnie pcha się do kina sensacyjnego (Baby Driver), co daje bardzo ciekawy efekt. Wielu osobom pewnie będzie zgrzytał ten wybór obsadowy, ale osobiście jestem zdania, że to strzał w dziesiątkę i aktor poradzi sobie w tej roli świetnie. Działa tu zasada kontrastu. Choć Elgort ma na twarzy i w oczach wypisany spokój i delikatność, przyjdzie mu działać w wyjątkowo brutalnym świecie. Siłą rzeczy będziemy mu zatem kibicować, ufając, że zdoła, niczym anioł, wnieść trochę światła do tego mroku.

Spotkanie kultur

Serial oparty jest na dość wdzięcznym motywie fabularnym, który zawsze dobrze działa. Mamy bohatera, który pochodzi z innego świata niż ten, którego zdecydował się być częścią. Doskonale pamiętamy Tańczącego z wilkami czy też słynny miniserial Szogun – aby zachować zgodność kulturową z Tokyo Vice. Jest coś fascynującego w możliwości podglądania losów człowieka wrzuconego w wir kompletnie nowych dla niego zależności kulturowych i obserwowania, jak radzi sobie z wyzwaniami, które stawia przed nim ta rzeczywistość. Sami lękamy się zmian, więc z podziwem wsiąkamy w historię tych, którzy zmian się nie bali. Znalezienie klucza do bram Tokio nie będzie łatwe, bo to dla Amerykanina niemalże ląd niezbadany. Każdy odcinek serialu HBO zapowiada się przez to jak powolne odkrywanie kolejnych etapów wtajemniczania – nie tylko dziennikarza prowadzącego śledztwo, ale także człowieka radzącego sobie w nowych okolicznościach.

Cudowne lata 90.

Lata 80. powoli stają się passé. Mam wrażenie, że w kinie do głosu powoli dochodzą lata 90. Ostatnio zauważyłem to chociażby w nowej filmowej odsłonie Resident Evil, ale to tylko przykład pierwszy z brzegu. Bardzo możliwe, że powoli mamy do czynienia z trendem nostalgicznego wracania do tych lat. Używania ponownie walkmanów, ówczesnej, raczkującej telefonii komórkowej, wspominania tamtych gier wideo oraz fragmentów muzyki itp. Był to także okres wolny od Internetu, jaki znamy dziś. Jeśli więc mamy dziennikarza jako głównego bohatera, to środowiskiem jego pracy jest (prestiżowa, a jakże) gazeta, a nie portal internetowy. Ludzie spotykają się w klubach nocnych i tam wchodzą w relacje – to jeszcze nie czas mediów społecznościowych.

Dziennikarskie śledztwo

Jakaż to odmiana! W końcu otrzymujemy serial kryminalny, którego głównym bohaterem nie jest policjant, ale dziennikarz. Na drugim planie co prawda pojawia się bardzo intrygująca i tajemnicza persona z policji, w którą wciela się niezawodny Ken Watanabe, ale to kreujący reportera Ansel Elgort gra w serialu pierwsze skrzypce. W jaki sposób stanowi to różnicę? W taki, że bohater będzie musiał być ostrożniejszy podczas konfrontowania się z występkami Yakuzy i na pewno będzie zmuszony do zawierania ryzykownych sojuszy w celu wejścia na wyższy stopień wtajemniczenia. Pamiętajmy też, że w odróżnieniu do policjanta strzegącego prawa dla dziennikarza ważniejszy będzie temat, z którego powstanie później historia. Wiele drzwi będzie zatem zamkniętych i pilnie strzeżonych. Orężem bohatera nie będzie tym razem broń palna, ale spryt i długopis.

BONUS: Michael Mann

Jeśli jest Wam obojętne, kto w tym serialu występuje, jeśli niespecjalnie interesuje Was jego fabuła, a Japonia nie wydaje się Wam odpowiednio interesująca, jest jeszcze jeden powód, dla którego powinniśmy patrzeć na Tokyo Vice jak na potencjalni hit. To nazwisko Michaela Manna, twórcy zaangażowanego w ten projekt, którego doskonale znamy z reżyserii takich filmów jak Gorączka, Zakładnik czy Miami Vice. Ten bezapelacyjny mistrz kina sensacyjnego wyreżyserował odcinek pilotażowy tego serialu, objął także rolę producenta wykonawczego. Nie ma wątpliwości, że w Tokyo Vice da się wyczuć styl mistrza, dzięki czemu ta historia jeszcze bardziej angażuje swym realizmem.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA