WIKINGOWIE: WALHALLA. Początek nowej sagi
Z upływem czasu zmieniają się obyczaje, a także przekonania ludzi i dziś już wiele rzeczy postrzega się inaczej. Ale ludzkie serca nie zmieniają się wcale…
Sigrid Undset, literacki Nobel 1928
Jeb Stuart – współautor superhitów kina sensacyjnego, takich jak Szklana pułapka (1988), Osadzony (1989) i Ścigany (1993) – dawno nie uczestniczył w przedsięwzięciu wysokiej klasy. Serial Michaela Hirsta pt. Wikingowie (2013–2020) pomógł mu jednak wyjść z kryzysu twórczego, zainspirował go bowiem do stworzenia własnej sagi osadzonej w wikińskiej społeczności. Wyprodukowany przez MGM Productions i rozpowszechniany przez Netflixa serial Wikingowie: Walhalla zaplanowany został wstępnie na 24 odcinki, które mają być wrzucone w formie trzech sezonów po osiem części każdy. Pierwszą serię można już oglądać od 25 lutego.
Przygoda rozpoczyna się około 1013 roku, kiedy Anglię podbijali Swen Widłobrody i jego syn Kanut, czyli mniej więcej 130 lat po ostatnich wydarzeniach z udziałem synów Ragnara Lodbroka. Przywrócono do życia bohaterów znanych z historycznych przekazów, ale dotychczas niewykorzystanych przez kino i telewizję. Twórcy wykreowali nieco inny świat w porównaniu z serialem Michaela Hirsta, ponieważ Europa w XI wieku znacząco się zmieniła, a chrześcijański Bóg zaczął zyskiwać coraz większą przewagę nad Odynem, przez co Walhalla wydawała się już miejscem coraz bardziej nieosiągalnym. Bohaterem łączącym oba seriale o wikingach jest Kattegat – fikcyjne miasto, niepojawiające się w historycznych źródłach, zapewne wymyślone przez Michaela Hirsta. W rzeczywistości Kattegat to cieśnina niezwiązana z historią najsłynniejszych wikingów – twórcy serialu wykorzystali tę nordycką nazwę do stworzenia wikińskiej osady, która staje się nie tylko centrum władzy w Norwegii, ale także najważniejszym portem handlowym i jednym z najbardziej zróżnicowanych rasowo i wyznaniowo miast w społeczności wikingów. W serialu rolę Kattegat pełnią nadmorskie plenery Irlandii, głównie Dublina i okolic.
Inwazja na Anglię
Ragnar Lodbrok, Björn Żelaznoboki, Ivar bez Kości – których losy śledziliśmy w ostatnich latach – są tutaj już postaciami niemal mitycznymi, a ich osiągnięcia inspirują do dalszych podbojów i zdobywania sławy. W centralnym punkcie fabuły znajdują się Leif (Sam Corlett) i Freydis (Frida Gustavsson) – rodzeństwo, których ojcem był owiany złą sławą odkrywca Grenlandii, Eryk Rudy. Przybywają oni do Kattegat, by wyrównać rachunki z człowiekiem noszącym angielski krzyż, ale wskutek działań Freydis stają się dłużnikami lokalnych władz. Aby spłacić dług, Leif, który zyskał już uznanie jako „pogromca sztormów”, musi wykorzystać swoją wiedzę z żeglugi, by doprowadzić okręty Kanuta Wielkiego (Bradley Freegard) bezpiecznie do wybrzeży Anglii. Władzę sprawuje tu umierający król Ethelred II, który przed śmiercią dokonał masakry panoszących się w Anglii wikingów, czym dał pretekst do zaatakowania imperium, narażając tym samym swojego następcę, Edmunda II, na gniew normańskich najeźdźców.
Scena, w której angielscy następcy tronu – królowa Emma z Normandii (Laura Berlin) i jej pasierb Edmund (Louis Davison) – słyszą odgłosy uderzenia o tarcze, zwiastuje nadejście niespokojnych czasów. Przy tym należy zauważyć, że nie ma tu prostego podziału na dobro i zło. Wkraczający na obcy teren żeglarze z Północy nie są diabelskimi wysłannikami mającymi zniszczyć cywilizowane społeczeństwo. Nie jest to na pewno tak jednoznaczne, jak w przypadku trwającej obecnie inwazji Rosji na Ukrainę, choć należy pamiętać, że nawet jeśli wódz jest tyranem, to szeregowi żołnierze są tylko ludźmi sterowanymi jak pionki na szachownicy. W omawianym serialu po obu stronach konfliktu można znaleźć zarówno ludzi honoru, jak i skrytobójców. Po stronie wikingów walczą już nie tylko wyznawcy Odyna, ale też ludzie ze znakiem krzyża na piersi. To powoduje, że przepaść między wrogimi narodami się zmniejsza. Symboliczne w tym kontekście jest małżeństwo duńskiego władcy Kanuta z angielską królową Emmą, które rzeczywiście miało miejsce, mimo iż Kanut miał już żonę, Elgifu (Pollyanna McIntosh), poślubioną na mocy prawa duńskiego.
Miecze, topory i krzyże
W przeciwieństwie do pierwowzoru, czyli wspomnianej już produkcji firmowanej nazwiskiem Michaela Hirsta, nad scenariuszem nie pracowała już tylko jedna osoba. Mimo to showrunner (tę funkcję pełni Jeb Stuart) tak zarządza projektem, że intryga jest spójna, a rozwój postaci przemyślany. Przynajmniej takie wrażenie można odnieść po obejrzeniu pierwszych ośmiu odcinków. Leif Eriksson pochodzi z małej grenlandzkiej osady, gdzie nie dochodziło do wielkich konfliktów i nigdy nie miał powodu, by zabić człowieka. Jego najsilniejszym przeciwnikiem był dotychczas niedźwiedź polarny. Z czasem jednak wpada w wir wielkiej walki o władzę, gdzie aby przeżyć, musi zabijać. Zaczyna wtedy wzrastać jego ambicja, by uczynić swoje imię sławniejszym od imienia ojca, pierwszego Grenlandczyka.
Występująca w podtytule serialu kraina wiecznego szczęścia naprowadza na tropy mitologiczno-religijne, zawsze dość istotne w zrozumieniu charakteru wikingów. W XI wieku ważną postacią skandynawskiej historii był Olaf II Haraldsson zwany Świętym – odpowiedzialny za wprowadzenie na dużą skalę chrześcijaństwa w Norwegii i zamknięcie bram Walhalli, czyli ostateczne zerwanie z pogańskimi wierzeniami. W związku z tym wątek religijny jest w serialu kluczowy i jest także częścią historii Leifa Erikssona. Po brawurowej akcji pod londyńskim mostem, gdzie był ostrzeliwany przez łuczników i uniknął zranienia, Grenlandczyk zaczyna się zastanawiać, co kieruje jego życiem – zwykłe szczęście czy może jakaś niezwykła boska siła.
Po angielskiej stronie jedną z najciekawszych postaci jest Godwin (David Oakes), doradca królewski, stopniowo zdobywający wpływy najpierw wśród Anglików, potem asymilujący się z najeźdźcami. Człowiek niezwykle inteligentny i przebiegły, na pozór spokojny, ale przez to niebezpieczny i nieprzewidywalny. Wśród kobiet na wyróżnienie zasługują z pewnością wspomniana już królowa Emma, zawsze dumna i kontrolująca emocje, oraz waleczna Freydis z Grenlandii nazywana w serialu „ostatnią córką Uppsali”. Obie różnią się pod względem wyglądu i charakteru, jednak obie doskonale reprezentują to, co określa się mianem girl power.
Piosenkarka jazzowa wśród wikingów
Nie da się uniknąć porównań do serialu o Ragnarze i jego synach. Zestawienie tych produkcji wypadnie raczej niekorzystnie dla nowej odsłony przygód wikingów. Jeb Stuart nie ustrzegł się wtórności, ale to było nieuniknione, skoro podpiął się pod znaną markę. Najmocniej powtórkę z rozrywki widać w wątku braterskiego konfliktu między przyrodnimi braćmi Haraldem Sigurdssonem (Leo Suter) i Olafem Haraldssonem (Jóhannes Haukur Jóhannesson). Czy nowa epoka, zmierzch nordyckich bogów i świt chrześcijaństwa wpłyną znacząco na ten konflikt, którego stawką jest tron Norwegii? Czy ktoś w ogóle może uważać się za zwycięzcę w tej rozgrywce?
Spośród nowych pomysłów największe kontrowersje wzbudza postać nowego zarządcy prowincji, tak zwanego jarla. Tę funkcję pełni tu kobieta, wdowa po poprzednim jarlu i zarazem córka wikinga, którego matka była branką porwaną podczas wyprawy do Afryki Północnej. W związku z tym wyróżnia się ciemniejszą karnacją, zagrała ją jednak rodowita Szwedka, Caroline Henderson, znakomita wokalistka jazzowa koncertująca także w Polsce. Kontrowersje związane z tą postacią są moim zdaniem niesłuszne – ta decyzja scenariuszowo-obsadowa to woda na młyn dla rasistów i pseudohistoryków dbających o „realizm”, który nawet w produkcjach historycznych jest zawsze umowny, w niewielkim stopniu zgodny ze stanem faktycznym.
Jako miłośnik historii rodem ze średniowiecza, a także klimatów morskich i przygodowo-podróżniczych, w tym opowieści o wikingach (polecam przy okazji filmowe zestawienie, które współtworzyłem – link), nie mogłem przejść obojętnie obok Netflixowej propozycji. Miałem oczywiście obawy, bo wikingowie (w przeciwieństwie np. do korsarzy i piratów) nie mają szczęścia do dobrych scenariuszy. I choć scenariusz omawianego serialu ma swoje słabości, szczególnie jeśli chodzi o dialogi, to wygląda bardzo ciekawie z wielu innych powodów. Mamy tu inteligentną zabawę historycznymi motywami i postaciami. Tematyka osiągania władzy podstępem i przemocą jest uniwersalna i zrozumiała pod każdą szerokością geograficzną. Elementem tej cynicznej gry o tron jest także zasłanianie się niewidzialnym Bogiem, co jest praktyką stosowaną do dziś. Tkwi tutaj solidny materiał do przemyśleń i pole do interpretacji. I co najważniejsze, jest w tej opowieści ogromny potencjał na wielosezonową ekscytującą przygodę.
Tylko mostu szkoda
Dla mnie nowa saga Wikingów stanowi przykład rozrywki na wysokim poziomie i zarazem inspirującej podróży do czasów średniowiecza. Taka podróż zazwyczaj kończy się sprawdzeniem źródeł w celu uzupełnienia wiedzy dotyczącej zaprezentowanych przez filmowców motywów. O to właśnie chodzi, by nie traktować serialowych fabuł jak lekcji historii, lecz wykorzystać okazję do samodzielnego zgłębienia tematu. Po obejrzeniu pierwszych ośmiu odcinków można odczuć niedosyt, ale to dlatego że akcja toczy się szybko i czas mija błyskawicznie. I nie wiadomo, jak długo trzeba będzie czekać na kolejną serię. Dzieło prezentuje się bardzo solidnie od strony batalistycznej – z pewnością długo w pamięci widza zostanie brawurowa akcja na moście, którą bohaterowie podsumowują słowami: „Londyn to piękne miasto. Tylko mostu szkoda”.
Bardzo mocnym atutem jest obsada – nie ma tu popularnych gwiazd, ale jest międzynarodowa ekipa z całkiem sporą liczbą skandynawskich aktorów. Odkryciem roku można określić odtwórczynię roli Freydis – Szwedkę Fridę Gustavsson. Wspaniale jako rasowy wiking zaprezentował się Duńczyk Søren Pilmark w roli Swena Widłobrodego (co ciekawe, aktor zdobył nominację do Oscara za film krótkometrażowy Helmer i syn, 2006). Gdzieś na dalszym planie pojawiają się papierowe postacie, które giną tak szybko, że widz nie zdąży ich polubić, ale jest też dużo postaci z charakterem, które budzą sympatię nie tylko dzięki pomysłom scenarzysty, lecz także charyzmie aktorów. Wyróżnię jeszcze Olafa Haraldssona (Jóhannes Haukur Jóhannesson) – człowieka ukrywającego polityczne ambicje i bezwzględny charakter za chrześcijańskimi symbolami – oraz krótko panującego króla Edmunda (Louis Davison), który z kolei brak doświadczenia maskuje porywczością i arogancją.
Obawa o to, że Jeb Stuart polegnie na tematyce wikińskiej, okazała się bezpodstawna. Autor solidnie przygotował się do tej bitwy i sprostał wyzwaniu. Ale by wygrać wojnę, musi doprowadzić swoją armię do końca – do zwycięstwa pozostało jeszcze przejście przez kilka bram Walhalli, ale jestem optymistycznie nastawiony po tym, co zobaczyłem do tej pory.