BETTER CALL SAUL. Wrażenia po dwóch pierwszych odcinkach FINAŁOWEGO sezonu
Perypetie pewnego ekscentrycznego prawnika powoli dobiegają końca. Właśnie zadebiutowały pierwsze odcinki szóstego sezonu serialu Better Call Saul. Serialu, który z początku nie przejawiał potencjału na sukces. Raz, że był tylko niewinnym spin-offem większego hitu, dwa, że cofał się akcją do czasów, które mało kogo obchodziły. W jakim miejscu jesteśmy teraz? A w takim, że ten oryginalny, odważny, acz u swych podstaw ryzykowny projekt zwany Better Call Saul u schyłku swej drogi jest już w stanie stawać w szranki z Breaking Bad w pojedynku o miano tego lepszego. W co wciąż pewnie trudno uwierzyć.
W otwierającej scenie pierwszego odcinka szóstego sezonu Better Call Saul, gdy z gracją kamery pakowane są manatki głównego bohatera (co jest, jak mniemam, flashforwardem tego, co będzie mieć miejsce), twórcy raz jeszcze przypominają nam, że jest to historia przewidywalna. Perypetie Saula Goodmana stanowią swoistą wariację na temat mitu Ikara. Mamy tu bowiem do czynienia ze spektakularnym i zaskakującym wzlotem oraz bolesnym upadkiem. Dedal to w tym wypadku brat głównego bohatera. Zdaje się widzieć potencjał młokosa, jednocześnie zauważając, że ten nie słucha kompletnie jego rad. Ikar, czyli Saul Goodman lub jak kto woli, Jimmy McGill, to facet zafiksowany na parciu w kierunku sukcesu. Jest jednak tak bardzo zaślepiony swoimi aspiracjami, że nie dostrzega ryzyka gry, w którą nierozważnie pogrywa.
Podobne:
Liczą się niuanse
Największy problem Better Call Saul nie polega tylko na tym, że stanowi boczny tor historii z Breaking Bad. Rzecz w tym, że stanowi jej lustrzane odbicie. Walter White i Saul Goodman wydają się różni, ale mają wiele wspólnego. Gdzieś w środku posiadają czyste serca, natomiast okoliczności, w jakich się znaleźli, sprawiły, że wyszły z nich brudy. Różnica leży w motywacji i podjętych środkach. Walter, budując narkotykowe imperium, walczył przede wszystkim o byt rodziny, bo na swoim już mu nie zależało. Saul z kolei to przypadek człowieka, który wbrew ostrzeżeniom od losu wciąż świadomie i samodzielnie pcha się ku mrokowi, ponieważ czuje się z nim zespolony. Mógłby inaczej, ale nie potrafi.
Wiemy od samego początku, w jakim kierunku to zmierza. Otwarcie szóstego sezonu można poniekąd oglądać z na wpół otwartymi oczyma, a i tak doskonale można się w nim odnaleźć. Cała jakość tego serialu opiera się jednak na tym, że potrafi podtrzymać nasze zainteresowanie nawet pomimo przewidywalności. Zaskakuje, ale niuansami. Pod tym względem Vince Gilligan, twórca serialu, postawił sobie poprzeczkę wysoko, ale sprostał temu wyzwaniu. Sądząc po emocjach, jakie budziły doniesienia z planu szóstego sezonu produkcji i informacjach o wypadku Boba Odenkirka – gwiazdy produkcji, można przypuszczać, że wciąż ciekawi nas, w jaki sposób twórcy zakończą tę historię, wieńcząc tym samym pomost do wydarzeń z Breaking Bad. Ponoć w szóstym sezonie ma nawet pojawić się sam Walter White i Jesse Pinkman. To kolejna informacja, która podsyca emocje. I jak tu potem nie uznawać Better Call Saul za jedną z ciekawszych produkcji serialowych tego roku? Nie da się.
Wstęp do większej całości
Jak łatwo się domyślić, pierwszy odcinek nowej serii jest tylko zgrabnym, niewiele mówiącym wstępem do większej całości. Zasadne będzie wręcz powiedzieć, że mamy do czynienia z epilogiem, gdyż akcja szóstego sezonu jest bezpośrednią kontynuacją tego, co działo się w finale sezonu piątego. Pewne sugestie zostały jednak wystosowane. Lalo Salamanca uchodzi z życiem, Nacho Varga ucieka, Gus Fring ma problem, a będący wciąż gdzieś z boku tej linii fabularnej Saul Goodman szykuje kolejną intrygę, chcąc w końcu wziąć odwet na Howardzie Hamlinie. Wspiera go w tym rzecz jasna żona, Kim Wexler, która coraz bardziej zaczyna przerastać Saula Goodmana w wykorzystywaniu sprytu, manipulacji i bezwzględności. Szczerze mówiąc, wskazałbym właśnie ten wątek jako najbardziej interesujący, gdyż to jedyna rzecz, której trudno się domyślić – do jakiego punktu zawędruje relacja Saula z Kim?
W tej samej scenie otwierającej, o której wspomniałem na początku, jest ujęcie na książkę należącą do Saula Goodmana. To Wehikuł czasu Herberta G. Wellsa. Być może fajnie byłoby mieć taką maszynę, przenieść się w przyszłość i zobaczyć, co takiego twórcy zaserwowali nam na końcu tego etapu historii naszego ulubionego bohatera (jej dalszy ciąg już znamy, przypominam). Trochę potrwa, nim odkryte zostaną wszystkie karty, bo serial rozciągnięty będzie aż do sierpnia. Ale chyba nie w tym rzecz, by dostać odpowiedź od razu. Bo właśnie teraz to, na czym powinniśmy się najwięcej skupić, to radość z ponownej możliwości obcowania z tym specyficznym, dziwacznym i na swój sposób fascynującym bohaterem oraz nie mniej oryginalnym światem. Światem, w którym ironia przeplata się z żartem, dreszczyk wywołuje sensację, a dobrzy ludzie nierzadko zamieniają się w tych złych.