BROŃ SIĘ, KINO! Historia i rola oręża w filmie
Nitrogliceryna i środki wybuchowe
Odkrycie chemiczne Ascania Sobrero z 1847 roku, składające się na mieszankę kwasu azotowego i glicerolu, zasłynęło dwoma swoimi przeciwstawnymi obliczami. Z jednej strony stosowana jako lek w chorobach układu krążenia, choć toksyczna dla człowieka w większych dawkach – z drugiej groźny materiał wybuchowy i składnik dynamitu, który zajął jej miejsce w górnictwie, gdyż okazała zbyt niebezpieczna w użyciu oraz ma ograniczone zastosowanie z powodu braku reakcji łańcuchowej podczas detonacji. Tak, nitrogliceryna to ciekawy rodzaj diabła w pudełku. Zanim jeszcze zadebiutowała w kinie, narosły o niej niemałe legendy. Ale czy buteleczka niezwykle wrażliwej na czynniki zewnętrzne cieczy może być filmowym bohaterem? A bomba z zapalnikiem dwufazowym przeciwnikiem, którego trzeba pokonać? Najważniejsza ze sztuk udowadnia, że i owszem.
Jedynym słusznym skojarzeniem z hasłem: „nitro” już chyba zawsze będzie francuska Cena strachu oraz jej amerykański remake, który chyba jeszcze lepiej ukazuje naturę tego wynalazku. W obu tych wersjach chodzi o przewiezienie przez niebezpieczny krajobraz i w trudnych warunkach pogodowych zapasu nitrogliceryny mogącego ugasić pożar trawiący szyb naftowy. Wszystko to z dala od cywilizacji, bez technicznych udogodnień i na czas. Zginąć można bardzo łatwo z takim ładunkiem za plecami, co wprowadza ciekawy dysonans, bo nitrogliceryna jest tu równocześnie jedynym ratunkiem i głównym problemem. Rzadki to zatem, ale przy tym fascynujący przypadek kina – zwłaszcza z użyciem omawianej materii.
Nie były to przy tym pierwsze filmy jej poświęcone. Jeszcze w tym samym roku co oryginalna Cena strachu ukazało się Płynne złoto z Garym Cooperem – remake Torrid Zone z 1940 roku – gdzie fabuła jest praktycznie bliźniacza, a i akcję również osadzono w Ameryce Południowej. Wcześniej natomiast z uroków nitrogliceryny korzystały fabuły o wiele mówiących tytułach: Danger Patrol (1937) i High Explosive (1943), a później stanowiła ona ważki element intrygi westernów: Zawodowcy, Wóz pancerny, Rooster Cogburn i odcinka Westworld (The Riddle of the Sphinx) oraz Granic wytrzymałości, w których dosłownie wyniesiono ją na szczyty górskie. Motyw nitrogliceryny przewija się także w Podziemnym kręgu, choć jest już o wiele bardziej marginalny.
Nie są to, co prawda, absolutnie wszystkie filmy ją wykorzystujące, ale też nie ma tu studni bez dna. W końcu ile można prawić o tym samym? Chociaż jest doskonałym, samoistnie napędzającym dramaturgię wabikiem, nitrogliceryna ma zawężone pole do popisu na dużym ekranie. Szczególnie gdy twórcze fantazje zestawimy z rzeczywistością, w której i owszem, jest to wielce niebezpieczny środek i w jego obecności trzeba mieć się mocno na baczności, ale też nie jest aż tak wrażliwy, jakby chcieli przekonać nas o tym filmowcy. Od momentu jej wynalezienia było wiele udokumentowanych wypadków z całymi kanistrami nitrogliceryny, po których nie doszło do nawet minimalnych uszkodzeń, a więcej osób zginęło w przypadkowych eksplozjach klasycznych, teoretycznie bezpiecznych materiałów wybuchowych niż w trakcie jej używania, nawet nierozważnego.
Wróćmy jednak do ogółu tychże środków wybuchowych, w kinie sprowadzanych zawsze i tak do miana bomb, acz bynajmniej nie okrągłych, z wypalającym się lontem, jakie chętnie zaludniają świat kreskówek. Pomijając nuklearne ładunki i ich pochodne, które straszą po nocach holocaustem całej ludzkości, filmowe bomby całkiem zgrabnie zapełniły niszę thrillerów opartych na nerwowej walce z czasem. Wraz z jego upływem popadły naturalnie w wyświechtany, „bezpieczny” schemat, a nawet i parodię – co skrzętnie wykorzystała chociażby flagowa produkcja tria ZAZ, Naga broń, która trafnie wyśmiała zasady działania tych maszynek. Kuriozalnie skomplikowane, pełne dziwacznych rozwiązań, masy zabezpieczeń, pułapek i kabli, z obowiązkowym odliczaniem „do zera”, ostatecznie okazują się łatwe do rozbrojenia za pomocą kilku desperackich ruchów albo po prostu przecięcia odpowiedniego kabelka na sekundę przed detonacją. Trudno traktować to w pełni poważnie, lecz te najlepsze filmy z i/lub o bombach sprawiają, że nikomu nie jest do śmiechu.
Podobne wpisy
Za najbardziej wystrzałowe produkcje uznać należy: pochodzącą z wczesnych lat 90. Eksplozję z Tommym Lee Jonesem jako fanatycznym terrorystą, który wszędzie podkłada materiały wybuchowe, i rozbrajającym je w pocie czoła Jeffem Bridgesem; podobnego w założeniu, ale o wiele bardziej tandetnego Specjalistę z Sylvestrem Stallone’em i Sharon Stone; oscarowe The Hurt Locker. W pułapce wojny (2008), w którym rozbrajanie bomb-pułapek na Bliskim Wschodzie stanowi sposób na życie i jednocześnie ucieczkę od niego; oraz znacznie starszy od nich i będący niejako prekursorem bombowych thrillerów Britannic w niebezpieczeństwie (aka Juggernaut, 1974), gdzie Richard Harris próbuje zapobiec tragedii na tytułowym statku. Idealnie wpisujący się w popularny wówczas nurt kina katastroficznego, Brittanic… pociągnął za sobą całą masę naśladowców (trzy lata później powstał Rollercoaster z akcją przeniesioną do wesołego miasteczka). Bezpośrednio wzorowany był na nim odcinek kultowego i jeszcze bardziej popularnego MacGyvera – Countdown, który pomógł wyklarować pewien standard w ukazywaniu bomb na ekranie. A potem poszło już z górki i wszelkiej maści podkładane bohaterom niespodzianki z zegarkiem na dobre rozgościły się w kinie i telewizji, stając się praktycznym rozwiązaniem na brak innych pomysłów.
Krytyczna decyzja, Cień, Czarna niedziela, Speed: Niebezpieczna prędkość, Kod dostępu, Szklana pułapka 3, prolog Zabójczej broni 3 oraz ważny motyw „dwójki” (w obu przypadkach polany humorystycznym sosem) to takie najbardziej znane przykłady potyczek z mechanicznym nemezis i przy okazji jedne z niewielu, które starają się jakoś zróżnicować jego obecność. Pamiętny był także finał Goldfingera, który po dekadach od premiery popada już jednak w niezamierzoną śmieszność. No i seria Mission: Impossible, która bombowe zagrożenie ma praktycznie wpisane w scenariusz, również wywołując bardziej uśmieszek towarzyszący przerysowaniu sytuacji aniżeli autentyczne przejęcie (czego żywym dowodem trwający chyba z pół godziny finał Fallout, pozwalający swoim uczestnikom nawet popłakać sobie w trakcie rozbrajania).
Na pierwszy rzut oka niewidzialne lub podstępnie ukryte w najbardziej niespodziewanych miejscach (w Eksplozji były to słuchawki, w Speed i kilku innych produkcjach, np. Tłumaczce, miejski autobus, a w Zabójczej broni 2… toaleta) – bomby zawsze w samym swoim założeniu mają za zadanie zebrać srogie żniwo, wybijając przy okazji tysiące okien w okolicy i piętnując ludzkie słabości. Nie przestając fascynować, bezustannie przerażają. Taki strach lubi kino, więc takich filmów nigdy nie zabraknie – nawet jeśli po zamachach 9/11 motyw bomby w samolocie przestał być rozrywkowy, a zaczął stanowić temat tabu. Od tej pory ładunki wybuchowe nie są już tak mocno eksploatowane, choć nadal spełniają swoje dramaturgiczną rolę w iście oscarowy sposób. Czy to ważne, że – mimo wszystko – daleki od rzeczywistości?
Shuriken
To właściwie swoiste uzupełnienie wpisu o katanach i nunczaku – w końcu również dotyczy sztuk walki. W tym wypadku mowa jednak o całym niezbyt ambitnym podgatunku czy też trendzie na produkcje o cichociemnych gościach w czerni, ninja zwanymi. Choć oni również walczyli za pomocą katan, to jednak nie zdołali odebrać samurajom pierwszeństwa do tej broni. Co za tym idzie, nie są z nią, mimo wszystko, utożsamiani równie mocno. Mieli jednakże w rękawie własną zabawkę, na której punkcie świat w pewnym momencie oszalał, olewając całą resztę arsenału tajemniczych kilerów – gwiazdki do rzucania. I bynajmniej nie piszę o tych zerwanych z nieba lub ze świątecznych choinek (choć zapewne do tego wojownicy ninja byliby zdolni – wszak najczęściej operowali nocą, pozostając równie nieuchwytni co Święty Mikołaj w Wigilię), lecz o broni szczegółowo zwanej shashuriken, co odwołuje się bezpośrednio do jej ruchu w trakcie śmiertelnego użycia.
Samo shuriken dosłownie przetłumaczyć można na „miecz ukryty w dłoni”. I tym w sumie były w pierwszej kolejności – małymi ostrzami dla skrytobójców, którzy rzucali nimi raczej z bliska bądź w ogóle nie wypuszczali ich z rąk, zamiast miotać nimi idealnie do celu z niebotycznych odległości. Medium filmowe zrobiło jednak swoje w propagowaniu tego ostatniego rozwiązania, czyniąc z shurikena jeszcze jeden pomysł na prezent w przypadku braku takowego – szczególnie przy tak bogatym asortymencie. Proste, specjalne oraz w kształcie… cóż, gwiazdki, ale też krzyża lub dysku, shurikeny w praktyce dzielą się na kilkadziesiąt rodzajów o różnej wielkości, wyglądzie i wadze. Niektóre przypominają duże igły, którymi na dobre zaszyć można człowieka w ciemności – inne płaski element szlifierki gotowy w chwili nieuwagi pozbawić nas skalpu. Dla każdego coś niemiłego.
Powstałe oczywiście w Japonii, zaczęły formować się w okresie Edo (1615–1868), ewoluując z używanych przez wojsko tesutsubute („żelazne kamienie”), które wyparły z kolei elementy ekologiczne typu głazy, płazy i inne takie. Podobnie jak w przypadku kuszy lub łuku, shashurikeny szybko padły ofiarą romantycznych legend i mitów, w których przedstawiane były jako oręż pierwszego wyboru cichociemnych kilerów. Ich ostateczny, znany do dziś wizerunek ukształtował się w XIX wieku, a gdy azjatyckie imperium otworzyło się na Zachód, ten nie miał większych problemów z przemieleniem dumnych wojowników ninja do zestawów Happy Meal. Trafili oni chociażby do serii zabawek G.I. Joe (Storm Shadow, w nieco mniejszym stopniu Snake Eyes), a potem również na ekrany kin, gdzie stworzono im całą niszę B-klasowych produkcji. Filmy o sztukach walki i ninja pozwoliły wbić widzom do głów gwiazdki w podobnym stopniu co katanę, choć były, rzecz jasna, o wiele gorsze od ambitnego kina samurajskiego. Światowy rozgłos zapewniły im przy tym nie rodzime produkcje przyszłych mistrzów filmu (choć takich powstało bez liku, dziś już nikt o nich nie pamięta), a powracający tu regularnie niczym bumerang agent MI-6…
A konkretniej jego japońska przygoda w Żyje się tylko dwa razy. Obecnie już nieco wątpliwa jakościowo, archaiczna ramotka była pierwszym blockbusterem o światowej renomie, w którym zachodnia widownia mogła ujrzeć wojowników ninja, i pomogła podtrzymać też boom na nich w samej Japonii (zwłaszcza że wypuszczono też komiksy, tony gadżetów w postaci gier, zabawek, figurek i replik oraz promocyjny filmik pod tytułem Welcome to Japan, Mr. Bond, w którym Q wespół z ciekawską Moneypenny prezentował szerzej wschodnią zbrojownię). Paradoksalnie film nie miał zbyt wiele wspólnego z samą powieścią, która była znacznie mocniej osadzona w japońskiej kulturze. Pozwolił jednak shurikenowi uratować życie 007 w finale, niejako przy okazji kopiując kadry z Shinobi no Mono, na Zachodzie znanego pod tytułem Ninja, a Band of Assassins – powstałego w tym samym roku co debiut Bonda, Doktor No. Jak nietrudno się domyślić, nie było to ostatnie spotkanie Jamesa z tymi zabaweczkami, choć na kolejne przyszło czekać aż do końca stulecia i momentu, w których Wai Lin pokazuje swoją gwiazdkową biegłość w Jutro nie umiera nigdy. No i skoro już jesteśmy przy Bondach…
Wymieniać wszystkich produkcji, w których gdzieś ktoś zarzucił shurikenem zwyczajnie nie ma sensu, choć na szczycie takiej listy z całą pewnością znaleźć musiały by się hity wideo z Amerykańskim ninja, Wojowniczymi Żółwiami Ninja i Trzema małolatami ninja oraz ich sequelami na czele. Szał wśród dzieciarni był nie do powstrzymania, więc gwiazdki do rzucania łatwo przeniknęły do zestawów zabawek i za szkolne mury. W toaletach nierzadko dochodziło do nielegalnych transakcji wymiennych albo też zwyczajnego pozerstwa starszych chłopaków, którzy z shurikenami w kieszeni automatycznie awansowali w hierarchii zajebistości. Dziś zapewne rozpętałaby się z tego powodu burza na cały świat, ale wtedy była to kolejna niegroźna moda sezonowa, która wkrótce ustąpiła dinozaurom i tazosom…
Wracając jednak do filmów, to i poza gatunkiem gwiazdki potrafiły czasem zabłysnąć, nawet jeśli pozornie mogły wydawać się na dosłownie wyjęte z kapelusza. Sin City, Elita zabójców Sama Peckinpaha, I Don’t Feel at Home in This World Anymore, Zoolander, Hot Rod to takie najbardziej reprezentatywne, acz na pewno nie jedyne produkcje spoza głównego nurtu. Shurikenom poświęcono również cały serial animowany Szkoła Shuriken (2006), a i na polu anime mają się bardzo dobrze – co udowadnia Naruto (2002) w którym bohaterowie miotają większymi od siebie (!), niezwykle wymyślnymi „gwiazdkami”.
Podobne wpisy
Gdzieś w międzyczasie X muza, jak ma to często w zwyczaju, zaczęła dodatkowo eksperymentować z shurikenem, przerabiając go na różnorakie sposoby. Efektem tego kilka wyjątkowo oryginalnych jego wariantów lub inspirowanych nim broni, które zapewniły sobie stałe miejsce w popkulturze. Okrągłe cacuszka z cyklu Underworld, latające jebadło Blade’a, którego używa w trakcie dyskotekowej rzeźni, oraz Batarang rzucany przez Mrocznego Rycerza (nie zapominajmy, że w świecie tym powstał przecież Batman Ninja). A w dalszej kolejności również egzemplarz zrobiony z resztek po ofiarach w Smakoszu 2, mityczna i miotająca laserami Glewia z Krulla czy rozkładana „kosiarka” kosmicznego Łowcy w Obcy kontra Predator – wszystkie stanowią rozwinięcie starodawnego orężu tajemniczych wojowników ninja.
Zabójców, których nie udało się kinu totalnie obedrzeć z otaczającej ich aury zagadkowości. Ale i tak sprowadzeni zostali do roli lunaparkowej atrakcji – zamiast piłeczkami żonglującymi ostrymi jak brzytwa gwiazdkami, które gdzieś tam nadal egzystują sobie spokojnie na granicy społecznej świadomości, kinowego artyzmu oraz ogólnego wizerunku nie tyle zabójcy, co milczącego strażnika sekretnej starożytnej wiedzy dostępnej jedynie nielicznym. No i opartej na niej prostej rozrywki dla mas.
Podsumowanie
Mam pełną świadomość, iż nie jest to przekrój kompletny, bo można by tu było spokojnie dorzucić chociażby kojarzone z wojną wietnamską M16 czy popularny obecnie szwajcarski karabinek SIG 552 Commando (ściska je mocno Colin Farrell w kinowej wersji Miami Vice) lub też wspomnieć o radośnie wykorzystywanych do eksterminacji narzędziach codziennego użytku, takich jak piła łańcuchowa. Starałem się jednak skupić na tych najbardziej charakternych i wyróżniających się na tle reszty przykładach prawdziwej broni (lub niebezpiecznych materiałów), które nie ograniczają się do roli zapychacza rąk statystów, lecz aktywnie kreują filmową rzeczywistość i za jej pomocą wpływają także na prawdziwe życie. Tylko pamiętajcie, że życie to nie film, a broń w filmie nie jest równa broni w życiu, którym można przypłacić, jeśli forsuje się ją tak, jak na filmie.
A czy w tym wszystkim znajdzie się jakiś film używający każdej z tych broni? Póki co chyba taki nie powstał. Niemniej warto w tym kontekście przywołać jeszcze komiksową porażkę Jonah Hex, w której kadrach znalazło się miejsce na Winchestera, Colta, Gatlinga, kuszę oraz miotacz ognia. Prawdziwy film orkiestra.
Pomoc merytoryczna: Bartosz Rudnicki, Mateusz Wielgosz
Źródła:
https://www.atf.gov
http://laserstars.org
http://www.imfdb.org
https://gundigest.com
https://bamfstyle.com
https://www.imdb.com
https://vintageninja.net
https://en.wikipedia.org
https://www.officer.com
https://www.konflikty.pl
https://theactionelite.com
https://thearmsguide.com
https://naruto.fandom.com
https://villains.fandom.com
https://diehard.fandom.com
https://www.remington.com
https://www.hoplofobia.info
https://filmschoolrejects.com
https://weglowy.blogspot.com
http://www.nfatoys.com/tsmg
http://www.horrormovies.org
https://truewestmagazine.com
https://www.sharpimport.com
https://www.unitedcutlery.com
http://www.scene-stealers.com
https://www.davidmorgan.com
https://www.smith-wesson.com
https://ilzinefilo.wordpress.com
https://katanaswordreviews.com
https://www.gamesradar.com/uk
http://balisongknifebutterfly.com
http://disaster-wise.blogspot.com
https://indianajones.fandom.com
https://www.longlivethevoid.com
https://www.wideopenspaces.com
https://medium.com/war-is-boring
http://www.ninjaencyclopedia.com
https://www.balisongcollector.com
https://www.legendsofamerica.com
https://forums.somethingawful.com
https://www.popularmechanics.com
http://www.ultimatesurvivalknife.net
http://pgresh.tripod.com/nunchaku.htm
http://www.home.netspeed.com.au/reguli/default.htm
http://www.sixguns.com/range/SmithWesson44Mag.htm
https://www.moma.org/interactives/exhibitions/2013/designandviolence
https://www.gameandfishmag.com/editorial/crossbow-in-cinema/192724
http://www.pmulcahy.com/submachineguns/israeli_submachineguns.htm
https://www.fieldandstream.com/50-best-guns-ever-made-gun-reviews-in-photos
https://www.inverse.com/article/6074-a-brief-history-of-crossbows-in-pop-culture
https://academyoffencingmasters.com/blog/inspiration-drive-sport-fencing-in-films-and-pop-culture
John J. Binder i Mars Eghigian Jr.: „Gangland Killings in Chicago, 1919-1933”
Serge Mol: „Classical Weaponry of Japan: Special Weapons and Tactics of the Martial Arts”