Aktorzy, którzy odpowiedzieli na ZARZUTY O NEPOTYZM
Nepotyzm to zjawisko o wielu twarzach, tej nagannej, ale i tej całkowicie naturalnej. W show-biznesie ukuło się określenie „nepo baby”, czyli dziecko sławnych rodziców, które poszło w ich ślady tylko lub głównie za sprawą pozycji matki czy ojca. Jak jednak matka i ojciec mieliby się zachować – utrudniać swoim dzieciom znalezienie swojego miejsca w życiu albo zostawić ich bez pomocy. Całkowicie normalne jest, że skoro gwiazdy mają pozycję i posiadają dzieci, to wykorzystają wszelkie dostępne im środki, żeby tym dzieciom ułatwić start. Tak robi każdy rodzic, który poważnie traktuje swoją rolę. Nepotyzm jest więc pojęciem dzisiaj przesadnie demonizowanym. Zważywszy na poniższe przykłady, wcale nie jest tak, że te postaci znalazły się w świecie filmu przez przypadek, a wręcz nie powinny do niego wejść. Określanie ich „nepo baby” jest więc niesprawiedliwe i podyktowane zawiścią tych, którym się nie udało. Dobrze więc, że dzieci wielkich rodziców odpowiadają na takie zarzuty i w większości przypadków w dłuższej perspektywie czasowej widać, że chociaż miały łatwiejszy start, to dużo więcej pracy się od nich wymaga, a legenda sławnej matki czy ojca ciąży im przez całą karierę.
Lily-Rose Depp
Jestem pozytywnie zaskoczony i zadziwiony jej rolą w Idolu, za którego dopadł ją hejt zaściankowych widzów. Jest odważną nie tyle aktorką, co kobietą, która wypowiada się na temat nepotyzmu równie odważnie i jednoznacznie. A jak może wiecie, silne, jednoznaczne opinie w sieci znajdują swoich chorobliwych miłośników. Lily-Rose Depp, będąc córką Johnny’ego Deppa i Vanessy Paradis, teoretycznie powinna automatycznie otwierać wszystkie drzwi swoimi genami, ale to mrzonka. Jej ojciec przecież już dawno nie świeci jak gwiazda, a słynny jest raczej z osobistego życia. Tak więc Lily-Rose Depp w sprawie nepotyzmu twierdzi jasno, że zbyt łatwo jest przyjąć założenie, że role lądują automatycznie na jej progu lub w skrzynce e-mailowej. Bo ma takie nazwisko. Poza tym zawsze miała wrażenie, że musi pracować dwa razy ciężej, aby udowodnić innym, że nie znalazła się w branży tylko dlatego, że było to dla niej prostsze ze względu na rodziców. Ludzi w Internecie niestety bardziej interesuje rodzina aktorki, a nie jej role, a faktem jest, że poziom tego zainteresowania jest tak wysoki, że przebija zainteresowanie prowadzących castingi. Nienormalne, prawda?
Zoë Kravitz
Wciąż do końca jednak skrzydeł w przemyśle filmowym rozwinąć nie może, chociaż High Fidelity i Batman są pewnymi oznakami, że szansa może przyjść, tyle że gdzieś około czterdziestki. Niesprawiedliwe więc byłoby oskarżać ją jako córkę Lisy Bonet i Lenny’ego Kravitza o odbieranie innym szans przez bycie „nepo baby”. Zoë Kravitz do nepotyzmu podchodzi racjonalnie. Uważa, że jeśli ktoś chce ją nazywać tak pejoratywnie, niech to robi, bo to określenie do niej pasuje, w tym sensie, że rodzice jej pomogli i wręcz chcieli, żeby dostała się do wielkiego świata gwiazd. Tak robi każdy dobry rodzic, który chce, żeby jego nazwisko nie zniknęło. Chce przekazać swoją profesję dzieciom i pomaga im odnaleźć się w tym świecie, chociaż jemu często nie miał kto pomóc w młodości.
Gwyneth Paltrow
Jest niezwykle rozpoznawalną aktorką, która nie tylko stworzyła swój styl artystyczny, ale i pokusiła się o wykreowanie całego stylu życia i bycia, za co jest i nienawidzona, i kochana niemal jak bogini. Jedno jest pewne – swoją sławą wykroczyła daleko poza sławę rodziców. Blythe Danner i Bruce Paltrow powinni być zadowoleni, że ich dziecko osiągnęło tak wielki sukces, w którym mu z oczywistych względów pomogli. Większość pracy jednak Gwyneth Paltrow wykonała sama. W sprawie nepotyzmu aktorka uważa zaś, że w środowisku nie traktuje się dobrze „nepo baby”. Hieny tylko czekają na ich ewentualne potknięcie, żeby wypchnąć je za burtę. Rzeczą normalną jest pomaganie swoim dzieciom, ale muszą być one świadome, że będą skazane na pracę wielokroć intensywniejszą, żeby sprostać oczekiwaniom i permanentnemu nakazowi udowadniania, że zasłużyły na to, co mają dzięki pomocy rodziców. Różowo więc nie jest.
Destry Spielberg
Jej rodzice to połączenie aktorstwa (Kate Capshaw) i reżyserii, i to naprawdę historycznej dla kina. Pomysł więc, że Destry mogłaby zostać reżyserką, może wydawać się karkołomny. Mogłaby nie znieść takiego obciążenia, ale w świecie filmu została i stara się zrobić coś na kształt kariery. Specjalnie tak o niej piszę, bo trudno tu mówić o jakimś sukcesie artystycznym wynikającym z bycia „nepo baby”. Paradoksalnie jednak Destry otwarcie mówi o swoim statusie jako pozycji uprzywilejowanej. Jest z niego zadowolona. Pochwala działania rodziców, które mają na celu pomoc dzieciom, ale równocześnie założyła sobie, że skoro już jest w tym przemyśle, to będzie pomagać również wszystkim tym utalentowanym, którzy nie mają tak silnych koneksji rodzinnych ani innych znajomości.
Paris Brosnan
Ma wielkiego ojca, Jamesa Bonda, ponadczasowego przystojniaka, któremu trudno dorównać. Paris jednak znalazł sposób – działa w świecie modelingu. W tym sensie nie do końca pasuje do tego zestawienia, niemniej świat filmu wciąż przed nim i kto wie, czy w końcu do niego nie trafi. Jest jednak oskarżany o bycie „nepo baby” nawet w świecie modelingu, a to ze względu na swoje wypowiedzi o nepotyzmie. Otóż Paris Brosnan potwierdza, że rodzice mu pomogli i się tego nie wstydzi. Wręcz jest zadowolony, że dostał taką szansę od losu i ją wykorzystuje. Jestem bardzo ciekawy, co mówiłby, gdyby faktycznie musiał walczyć z filmową legendą ojca?
Ben Stiller
Jako dziecko Jerry’ego Stillera i Anny Meary, można powiedzieć, że od zarania miał wszystko. Próbował się nawet przez jakiś czas usamodzielnić w Kalifornii, lecz wrócił do rodziców, nie wiedząc jeszcze, co mógłby wartościowego w życiu robić. Zaczął więc od telewizji i z niej wskoczył już jako obyty komik do wielkiego filmu. Niewątpliwie było mu łatwiej, lecz otwarcie twierdzi, że Hollywood jest światem, który leży bardzo daleko od merytokracji. Dziecko sławnych rodziców może i lepiej zastartuje lub w ogóle wystartuje, ale gdy tylko ten rodzicielski parasol się zamknie, a zwykle tak jest, to Hollywood rozpoczyna bolesną weryfikację, czy aby rodzice się nie pomylili. Ben Stiller nigdy nie starał się zaprzeczyć, że jest „nepo baby”. On mądrze to zaakceptował i udowodnił, że w świecie filmu jest kimś tak ważnym, kogo strata będzie długo pamiętana, a kolejne pokolenia filmowców i aktorów będą się na nim wzorować. Aktor twierdzi poza tym, że każdy ma swoją ścieżkę, po której mozolnie się wspina do sukcesu, i powinniśmy mu jako drugiemu człowiekowi życzyć raczej dobrze niż źle.
Lily Collins
Phil Collins nie pochodzi ze świata filmu, chociaż próbował się w nim kiedyś osadzić, bez powodzenia jednak. Phil Collins to kawał historii muzyki, ale i wizerunek oraz kontakty biznesowe, więc teoretycznie dzieci powinny mieć lepszy start. Lily zatem pojawiła się w Tarzanie jako głos małpiątka, a jej ojciec nagrywał do tej bajki piosenkę, zhejtowaną zresztą, gdyż mocno odstającą od kultowych dokonań muzyka chociażby w ramach działalności w grupie Genesis. Była od najmłodszych lat związana z mediami, grała, pisała, budowała swój wizerunek, aż przyszła nominacja do Złotego Globu. Nazywa się ją „nepo baby”, bo pieczę nad jej karierą sprawowała głównie matka, biznesmenka Jill Tavelman, która ze światem filmu nie miała zbyt wiele wspólnego. Z Philem Collinsem rozwiodła się, gdy Lily miała 7 lat i zabrała ją z Anglii do USA. Lily z ojcem miała trudne kontakty. Po latach tak o nim napisała: Ponieważ mojego taty często nie było, nigdy nie chciałam zrobić niczego, co sprawiłoby, że nie będzie go jeszcze dłużej. Stałam się bardzo ostrożna w tym, co i jak mówię, w obawie, że pomyśli, że jestem zła lub że go nie kocham. I prawda jest taka, że byłam zła. Tęskniłam za nim i chciałam, żeby był. W sprawie zaś nepotyzmu aktorka wspomina pytanie, które zadał jej agent – Co czyni cię jedyną w swoim rodzaju – tak brzmiało. Na pewno nie nazwisko, bo podobno w Los Angeles zbyt dużo osób, które chcą dostać się do show-biznesu, posiadają jakieś plecy. Trzeba więc być bardzo kimś już na starcie. Nazwisko i rodzice nie wystarczą. Tak przynajmniej zdaje się sugerować Lily Collins.
Emma Roberts
Córka Erica Robertsa i Kelly Cunningham właściwie kariery nie zawdzięcza rodzicom, a ciotce Julii Roberts. W jej przypadku trudno mówić o byciu „nepo baby”. Pojawienie się w świecie filmu, i to jeszcze wcale nie o statusie gwiazdy, w jakimś sensie zależało od ojca, ale rozpatrywałbym tę sytuację raczej w kategoriach rywalizacji, może też chęci pokazania, że jest coś więcej warta, a Eric Roberts powinien żałować, że ojcem być nie potrafił. I wciąż nie potrafi. Emma na temat nepotyzmu ma jasno sprecyzowane zdanie. Twierdzi, że wiele osób mylnie sądzi, że coś takiego w świecie filmu faktycznie istnieje na masową skalę. Jej zdaniem jest to niedorzeczne. Emma na podaje swój przykład, że startowała w tylu castingach, a większość z nich była nieudana. Jeśli się trafi jedna rola na 10, to jest sukces. Gdzie tu więc nepotyzm?
Maya Hawke
Zdolna aktorka z ciekawymi szansami na role. To można o niej powiedzieć, patrząc na jej filmowe portfolio. Długa droga jednak przed nią, zważywszy na osiągnięcia rodziców Umy Thurman i Ethana Hawke’a. Na razie jednak Maya Hawke otwarcie dziękuje rodzicom za ułatwienie robienia tego, co kocha, czyli grania w filmach. Dostała dzięki nim kilka szans, ale doskonale wie, że jeśli zawiedzie, momentalnie wyleci i nazwiska rodziców jej nie pomogą. Tym samy więc przyznała się do bycia „nepo baby”, dając paliwo hejterom. Nie przejmuje się jednak, tylko robi swoje. I to jest postawa godna naśladowania.
Jack Quaid
Jest synem znanej pary gwiazd Hollywood: Dennisa Quaida i Meg Ryan. W serialu The Boys udowodnił jednak, że aktorstwo ma we krwi, a nazywanie go „nepo baby” to wyraz wyłącznie zazdrości. Co innego, gdyby był kiepski, a chciano go na siłę obsadzać w rolach zupełnie przeciwnych jego osobowości. Celnie również odpowiedział krytykom i generalnie wszystkim widzom, którzy interesują się życiem gwiazd. Zgodził się przede wszystkim z tym, że w jakimś sensie był uprzywilejowany. Podjął jednak kroki, żeby pokierować swoją karierą w sobie właściwy sposób, a więc np. nie gra w komediach romantycznych, by uniknąć porównań z matką. Więcej razy podobno również słyszy odmowy. Warto przemyśleć tę czasem bezmyślną krytykę dzieci wielkich gwiazd. Może i na początku jest im nieco lepiej, ale wraz z wejściem kolejnych pokoleń widzów, nikt już nie pamięta o sławnych rodzicach. Aktorki czy aktorzy zostają sami na scenie wyłącznie z konsekwencjami własnych decyzji i efektami pracy nad własnym talentem.