search
REKLAMA
Recenzje

IDOL. To nie będzie druga „Euforia” [RECENZJA 1. ODCINKA]

Fabularny bełkot i wizualny kunszt.

Filip Pęziński

6 czerwca 2023

REKLAMA

„Daj cieszyć się ludziom seksem, dragami i gorącymi laskami” mówi w pewnym momencie jedna z bohaterek Idola w sekwencji otwierającej nowy serial Sama Levinsona. Łatwo i szybko można zauważyć, że to mantra przyświecająca twórcy Euforii przy jego najnowszej produkcji.

O Idolu głośno było od samego początku. Najpierw gdy ogłoszono, że twórca kontrowersyjnej Euforii połączy siły z niezwykle popularnym muzykiem The Weekndem i przygotuje dla HBO serial o młodej gwieździe pop. Potem gdy w roli głównej obsadzono młodziutką córkę Johnny’ego Deppa Lily-Rose Depp. W końcu po niepokojących raportach wskazujących na toksyczne środowisko pracy przy produkcji. Finalnie po premierze dwóch pierwszych odcinków w Cannes, gdzie serial został zmiażdżony przez krytykę, porównywany do porno i ogłoszony najgorszym serialem w historii HBO.

Fabularny bełkot

I rzeczywiście kilka mocnych, odważnych momentów w pilocie Idola bez wątpienia się znalazło, ale nie mam poczucia, że warte są one całego szumu, który serial wokół siebie roztacza. Przeciwnie, osobiście byłem niezwykle rozczarowany tym, jak miałkie i niewyraziste jest otwarcie serialu.

Sam Levinson zdaje się nawet nie starać powiedzieć nam czegoś ciekawego o show-biznesie. Tu i ówdzie przemyca aktualne wątki zdrowia psychicznego gwiazd popkultury czy głośnych przypadków wypłynięcia ich erotycznych zdjęć do sieci, ale pozbawia te motywy jakiegokolwiek twórczego komentarza. Pokazuje nam pozbawionych empatii ludzi z otoczenia młodej gwiazdy, ale sam zdaje się zupełnie niezainteresowany główną bohaterką. Postać Lily-Rose Depp jest dla niego tym samym fizycznym obiektem, co dla jej menadżerów.

Dość powiedzieć, że w jedynej scenie, w której bohaterka Depp jest sama i nie musi spełniać oczekiwań otoczenia, wciąż pokazywana jest w kontekście seksualnym i po prostu się masturbuje. Oczywiście wszystko to można uznać za celowy zabieg, ale na ten moment po prostu trudno byłoby taką tezę kupić.

Wizualny kunszt

Kupuję za to wizualny kunszt Levinsona, który znów współpracując z autorem zdjęć Marcellem Révem, zabiera nas do ziarnistego i jeszcze bardziej onirycznego świata niż ten wykreowany w drugim sezonie Euforii. Całość wizualnie krąży gdzieś między mrocznymi klasykami amerykańskiego kina lat 90. (albo dałem się kupić podprogowej sugestii w postaci oglądanego przez bohaterki Nagiego instynktu) a twórczością Nicolasa Windinga Refna.

Sprawnie też odnajduje się na razie obsada. W ramach sprawdzonej tradycji HBO serial stawia na mocne i wyraziste twarze na drugim planie, gdzie zobaczymy np. Hanka Azarię czy dość chyba niespodziewanie Eliego Rotha. Lily-Rose Depp dość przekonująco niesie na barkach ciężar głównej protagonistki i tylko The Weeknd zdaje się obsadowym potknięciem, skutkiem wyłożonych przez niego na całość pieniędzy.

Po pierwszym odcinku Idola nie widzę tutaj raczej niczego dla siebie. To zlepek smętnego spojrzenia na Hollywood, pretensjonalnych dialogów i próby zszokowania mocną seksualizacją głównej bohaterki. Nie jest to serial tak dobry, jak obiecywały dynamiczne zwiastuny, nie jest też tak zły, jak przekonują liczni recenzenci. To po prostu – przynajmniej po pierwszym odcinku – nieudany projekt, o którym szybko zapomnimy po zaledwie sześciu odcinkach pierwszego i, jak podejrzewam, ostatniego sezonu.

Można było ten czas, energię i pieniądze przeznaczyć na trzeci sezon Euforii. Oby tylko na wyższym od Idola poziomie.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na "Batmanie" Burtona, "RoboCopie" Verhoevena i "Komando" Lestera. Miłośnik filmów superbohaterskich, Gwiezdnych wojen i twórczości sióstr Wachowskich. Najlepszy film, jaki widział w życiu, to "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj".

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA