ZAPOMNIANE KRYMINAŁY z lat 80.
Chociaż dekada lat 80. XX w. w kinematografii charakteryzowała się raczej utrwalaniem i powielaniem trendów z lat 70., to w latach 1980–1989 powstało wiele atrakcyjnych tytułów o ogromnym komercyjnym potencjale. Wśród tzw. high-concept movies były również kryminały. Kilka produkcji reprezentujących ten gatunek filmowy spełniło obietnicę odniesienia sukcesu i do dziś często się o nich mówi. Poniższe zestawienie skupi się jednak na tych kryminalnych tytułach z lat 80., które w moim przekonaniu zostały zapomniane i są tym samym nomen omen kryminalnie niedocenione.
„Gliniarz” („Cop”, 1988)
Tytułowy gliniarz, w którego w produkcji Jamesa B. Harrisa wcielił się James Woods, to bezkompromisowy, nieustępliwy, niegrzeczny i twardy stróż prawa. Wierzcie lub nie, ale słynny Harry Callahan jest przy nim policjantem wręcz miłym i spokojnym. Lloyd Hopkins, bo takie nazwisko nosi bohater filmu, ma obsesję na punkcie sprawy zamordowanej młodej kobiety. Jego przeczucie, a następnie śledztwo wskazuje, że ma do czynienia z seryjnym mordercą. Nikt nie chce jednak dać temu wiary, dlatego poszukiwań zwyrodnialca Hopkins podejmuje się właściwie na własną rękę, nierzadko działając wbrew zasadom. Chęć rozwiązania sprawy w celu ukarania zła zdaje się mieć tu mniejsze znaczenie aniżeli fakt, że tytułowy gliniarz jest po prostu cholernie upartym sukinsynem, któremu nikt czegokolwiek nie będzie zabraniał. Jestem przekonany, że film Harrisa nie zadziałałby, gdyby nie Woods. Rola Hopkinsa jest jedną z najlepszych w jego bogatej karierze. Woods sprawił bowiem, że chociaż każdy trzeźwo myślący odbiorca potępia działania głównego bohatera, to za sprawą niezwykłej wręcz mocy przyciągania oraz jego uroku, podzielamy obsesję gliniarza i kibicujemy mu w rozwiązaniu sprawy. Nawet jeśli w drodze do tego celu zdradzi żonę, śpiąc z obdarzonym obfitym biustem świadkiem, czy wystrzela magazynek naboi w bezbronnego podejrzanego. Gliniarz to mocny, brutalny, intensywny i ostry film, na którego powstanie dziś nikt nie dałby swoich pieniędzy.
Podobne:
„W swoim kręgu” („At Close Range”, 1986)
Recenzując film W swoim kręgu, Roger Ebert napisał, że przypomina mu on starożytną opowieść, mit o dzieciach zdradzonych przez swoich rodziców. To tym bardziej interesujące, że produkcja Jamesa Foleya powstała na podstawie prawdziwych wydarzeń. W swoim kręgu to dzieło niezwyczajne, pełne bólu, żalu i goryczy. Uprzedzam, że po jego zakończeniu, w którego tle usłyszycie przepiękną popową balladę Madonny Live to Tell, przez długi czas trudno będzie wam wrócić do dobrego nastroju. Mimo wszystko naprawdę warto zanurzyć się w tym pełnym cuchnących kłamstw, braku perspektyw i bezwzględności szambie reprezentowanym przez przerażającego i świetnie zagranego Brada Whitewooda Sr. (Christopher Walken). Głównie dlatego, że na jego zewnątrz stara przebić się pełna wiary w lepszą przyszłość i miłości młodość, której twarzą jest tu Sean Penn w roli Brada Whitewooda Jr. W swoim kręgu wgniata w fotel, to emocjonalny kopniak w brzuch. Chociaż nazywanie go kryminałem jest nieco na wyrost, to jednak zawarte w nim elementy wskazujące na obecność tego gatunku pozwalają mi z czystym sercem umieścić go w niniejszym zestawieniu i prosić was, abyście nigdy o tej ponurej perełce nie zapomnieli.
„Fletch” (1985)
Odpocznijmy na moment od całej tej brutalności oraz przygnębienia, którymi wypełnione są filmy kryminalne i zwróćmy się w kierunku strzelającej dziwnymi minami i żartami komedii ze zbrodnią w tle. Fletch to kino lekkie i przyjemne. Nie zmieniajcie jednak kanału, bo pod tą powiewną powierzchnią kryje się misternie utkana kryminalna intryga. Film Michaela Ritchiego skupia się na tytułowym Fletchu (Chevy Chase), dziennikarzu udającym bezdomnego w celu odkrycia szajki narkotykowej działającej na plaży w Los Angeles. Nie o narkotykowym śledztwie jest to jednak opowieść. Pewnego dnia pewien zamożny mężczyzna składa bowiem Fletchowi dziwną propozycję. Główny bohater ma zjawić się kilka dni później w jego rezydencji i go zastrzelić. W zamian za to bezdomny otrzyma 50 tysięcy dolarów. Swoją prośbę milioner motywuje rzekomą chorobą, która zżera go od środka. Wrodzona inteligencja i podejrzliwość Fletcha skłaniają go do prześwietlenia zleceniodawcy. Szybko okazuje się, że jest on zdrów jak ryba, co sugeruje, że coś tu śmierdzi (i to wcale nie ryba). Lubię nieco głupkowate, nieco cyniczne poczucie humoru Chevy’ego Chase’a. To właśnie on swoimi grymasami, uśmieszkiem, niezdarnością nadaje filmowi lekkość. Świetnie sprawdza się tu jednak również doskonale rozpisany drugi plan, a przerzucanie głównego bohatera z jednej dziwnej lokacji do drugiej dzięki świetnemu i spójnemu scenariuszowi bynajmniej nie jest pozbawione sensu. Fletch to przykład komedii, która stwarza pozory niezobowiązującej i zwiewnej rozrywki, ale pod tym prześwitującym płaszczykiem skrywa naprawdę przyzwoity i trzymający w napięciu kryminał.
„Wykonać wyrok” („The Hit”, 1984)
Nieco rozluźnieni? Doskonale! Wróćmy zatem w mroczniejsze rejony gatunku. Zróbmy to jednak powoli i z filozoficznym zacięciem wraz ze Stephenem Frearsem i jego zapomnianym dziś filmem Wykonać wyrok z rewelacyjnymi Terencem Stampem oraz Johnem Hurtem. Fabuła obrazu Brytyjczyka jest banalnie prosta i możliwa do streszczenia we właściwie jednym zdaniu. Wykonać wyrok opowiada bowiem o dwóch zawodowych zabójcach, którzy porywają byłego gangstera, aby po przewiezieniu go z hiszpańskiej prowincji do Paryża zabić ich wspólnych kumpli za zdradę sprzed dziesięciu lat. Co zatem wyróżnia kryminał Frearsa na tle innych, zdecydowanie bardziej zaawansowanych fabularnie historii? Twórca Niebezpiecznych związków zapożycza na początku filmu kilka elementów charakterystycznych dla gangsterskiego kryminału, aby po chwili przemienić swoją historię w medytacyjny film drogi. Złoczyńcy Frearsa rozprawiają więc o życiu i śmierci, o winie i karze, o strachu przed tym, co nieuniknione. Poza Stampem w roli zdrajcy Williego oraz Hurtem, który wcielił się w rolę pana Braddocka, w podróży uczestniczą również młodziutki Tim Roth jako nerwowy współpracownik Braddocka Myron i uosabiająca niewinność oraz nadzieję Maggie grana przez piękną Laurę del Sol. Hipnotyzujące ujęcia, świetne kreacje aktorskie, inteligentny scenariusz oraz doskonała muzyka (współtworzona przez Erica Claptona) sprawiają, że Wykonać wyrok to kryminalna perełka. Na filmie Frearsa poznał się Christopher Nolan, który wymienił go kilka lat temu wśród pięciu swoich ulubionych produkcji.
„Ostra rozgrywka” („52 Pick-Up”, 1986)
Duża część filmowych kryminałów adaptowana jest z powieści napisanych w tym gatunku. Tak stało się również w przypadku Ostrej rozgrywki Johna Frankenheimera, która powstała na podstawie książki Elmore’a Leonarda o tytule 52 Pick-Up. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że twórczość Elmore’a Leonarda nazywanego Dickensem Detroit wykorzystywano w kinie wielokrotnie, a najważniejszymi adaptacjami powieści tego autora są m.in. 15:10 do Yumy Delmera Davesa czy Jackie Brown Quentina Tarantino. Wróćmy jednak do Ostrej rozgrywki. Produkcja Frankenheimera opowiada o Harrym Mitchellu, przemysłowcu z Los Angeles, który wiedzie spokojne i wygodne życie ze swoją żoną Barbarą. Ich sielanka kończy się jednak wraz z wtargnięciem do jego (i tym samym do ich) życia trzech szantażystów, którzy nagrali na kasecie video romans Harry’ego i młodej kobiety. Główny bohater nie ma jednak zamiaru zgodzić się na żądania bandytów (chcą pieniędzy). Wyjawia więc prawdę żonie, aby następnie właściwie z jej wsparciem próbować zdemaskować szantażystów i dać im nauczkę. Ostra rozgrywka ma wszelkie zalety świetnego, wciągającego i trzymającego w napięciu kryminału: zaskakujące zwroty akcji, genialne dialogi, twardego protagonistę oraz jednego z najciekawszych złoli w historii kina. Roy Scheider w roli Harry’ego Mitchella jest naprawdę dobry, ale tego, co wyrabia z postacią czarnego charakteru Alana Raimy’ego aktor John Glover, nie sposób nazwać inaczej niż majstersztykiem. Zgodnie z obietnicą, jaką gwarantuje polski tytuł filmu Frankenheimera, jest ostro. Jest też piekielnie lepko, brudno i nieprzyjemnie, gdy prywatne śledztwo Mitchella prowadzi nas przez obskurne burdele i „plany” niskobudżetowych filmów porno.
„Mona Lisa” (1986)
Wymieniony w zestawieniu o zapomnianych thrillerach z lat 80. Długi Wielki Piątek (1980) Johna Mackenziego oraz Mona Lisa Neila Jordana to szczytowe osiągnięcia brytyjskiej kinematografii, jeśli mowa o kinie gangsterskim z przedostatniej dekady XX wieku. Oba te tytuły łączy wielki mały aktor – Bob Hoskins. Co interesujące, grana przez Hoskinsa postać George’a z Mona Lisy stanowi inwersję jego bohatera z Długiego Wielkiego Piątku. Jest to nie tylko jeden z dowodów ogromnej klasy zmarłego w 2014 roku artysty, ale również umiejętności opowiadania przez brytyjskich twórców tak różnych od siebie historii kryminalnych. Mona Lisa jest więc produkcją bardzo subtelną, delikatną i romantyczną. Opowiada o wspomnianym już George’u – gangsterze, który po wyjście z więzienia znajduje pracę jako szofer luksusowej call-girl Simone (Cathy Tyson). Między tą nietypową parą zawiązuje się nić porozumienia. George z dnia na dzień zakochuje się w Simone, ale ta nie odnajduje w nim kochanka, lecz troskliwego opiekuna, tak innego niż większość mężczyzn, z którymi miała dotychczas do czynienia. Bob Hoskins za główną rolę w Mona Lisie zdobył Złotą Palmę oraz Złoty Glob. Powinien również zgarnąć Oscara, ale tego sprzed nosa niezasłużenie sprzątnął mu Paul Newman za nierówną kreację Eddiego Felsona w Kolorze pieniędzy Martina Scorsesego.
„Książę miasta” („Prince of the City”, 1981)
Na koniec tego zestawienia pragnę przywołać zapomniany kryminał jednego z najważniejszych reżyserów w historii światowego kina – Sidneya Lumeta. To film Książę miasta, opowiadający historię Danny’ego Cielo (wybitna rola Treata Williamsa), nowojorskiego policjanta pracującego w wydziale narkotykowym, który postanawia zostać informatorem w śledztwie skierowanym przeciwko skorumpowanym stróżom prawa. Niezwykłe to kino, bardzo intensywnie przez blisko trzy godziny z pietyzmem badające moralne konsekwencje decyzji o jednoczesnym pragnieniu pozostania wiernym swoim przekonaniom, chęci odkupienia win oraz bycia szlachetnym i praworządnym człowiekiem. Cielo znajduje się w pułapce bez wyjścia. Czy pozostanie wierny swojemu kodeksowi? Czy będzie chronił kumpli po fachu? A może sam skrywa tajemnice, których nie chciałby wyjawić śledczym? Koniecznie sprawdźcie sami tę obszerną epopeję o zdradzie i oszustwie! Zwróćcie przy okazji uwagę, jakiej dewaluacji uległa postać praworządnego stróża prawa w oczach Lumeta w zaledwie 13 lat od nakręcenia Serpico.
BONUS. „Zmowa” (1988)
Seria zestawień dotyczących zapomnianych thrillerów, kryminałów i filmów akcji zawierała dotychczas wyłącznie zagraniczne produkcje. Tym razem postanowiłem to jednak zmienić i do niniejszej listy dołączyć rodzimy tytuł. Padło na Zmowę Janusza Petelskiego. Film oparty na jednej z głośniejszych zbrodni kryminalnych z okresu PRL, tzw. sprawie połanieckiej. Zmowa to przerażająca historia o potworach w ludzkiej skórze, dla których życie drugiego człowieka nie stanowi żadnej wartości. Jest to film również o tym, jak łatwo zmanipulować innych za pomocą pieniędzy, rzekomych kontaktów oraz symbolem krzyża. Jasne, z dzisiejszej perspektywy można kręcić nosem na poziom realizacyjny obrazu Petelskiego. Nie sposób odmówić mu jednak siły przekazu, umiejętności budowania w widzach poczucia niezrozumienia czy zwątpienia w ludzkość. Na koniec wyznam, że chociaż nie jestem fanem remake’ów, bestialska zbrodnia połaniecka dokonana w oparach mocnego alkoholu z religijnym tłem zdaje się wręcz idealnym scenariuszem dla Wojtka Smarzowskiego.