search
REKLAMA
Zestawienie

ZAPOMNIANE filmy akcji z lat 80.

Zapomniane nie oznacza najgorsze.

Odys Korczyński

10 kwietnia 2023

REKLAMA

Zapomniane nie oznacza najgorsze. No może w kilku przypadkach nie są to dzieła sztuki filmowej klasy A, a co najwyżej B. Dalsze litery również wchodzą w grę. Wszystkie je łączy natomiast jedno – pamięć o nich kultywowana jest przez zatwardziałych miłośników gatunku, ale szeregowy widz mający świadomość, że np. nakręcono coś takiego jak Predator czy Terminator nie ma pojęcia, że Michelle Yeoh grała razem z Cynthią Rothrock w niskobudżetowym kinie karate Yes, Madam! albo że był kiedyś taki interesujący aktor w kinie akcji jak Bryan Brown, który nie zrobił większej kariery, przyćmiony przez takie tuzy jak Arnold Schwarzenegger czy chociażby Steven Seagal. Zapoznanie się z niżej zestawionymi tytułami sprawi takim widzom niewątpliwie wielką przyjemność i pozwoli odkryć kino akcji na nowo.

„Exterminator”, 1980, reż. James Glickenhaus

Film ten może być przykładem, jak niezręcznie można wykorzystać zwolnione tempo w kinie akcji. Koniecznie zwróćcie na to uwagę, zwłaszcza w kluczowych momentach fabuły. Exterminator to takie Życzenie śmierci, tyle że rozegrane bez legendarnego wąsa. Główni bohaterowie grani przez mało znanych Christophera George’a i Roberta Ginty’ego nie są duetem mającym jakąkolwiek szansę na kultowość. Reasumując, film w reżyserii Jamesa Glickenhausa, czyli specjalisty od b-klasowego kina sensacyjnego, może być doceniony jedynie przez wyjątkowych miłośników VHS-ów z lat 80., w których akcja dzieje się od strzelaniny i bijatyki do kolejnej strzelaniny i bijatyki, a krew świeci jasno, jak nierealna substancja farbująca ubrania prawie nieśmiertelnych bohaterów. Chociaż scena w szpitalu jest naprawdę mocna.

„F/X”, 1986, reż. Robert Mandel

Kino sensacyjne i film akcji sporadycznie korzystają z takiego spojrzenia na technikę produkcji kina jak właśnie F/X. Główny bohater jest specjalistą od efektów specjalnych, a jego praca zostaje wykorzystana do zamordowania człowieka. Brzmi dość standardowo, lecz akcja zaplanowana jest tak, że sztuka tworzenia efektów specjalnych, którą zajmuje się Rolland Tyler (Bryan Brown), wykorzystana jest niemal jak broń palna. I to z lepszym efektem niż w wielu innych filmach akcji. Liczy się sposób budowania napięcia, dobrze skomponowana muzyka i świetny montaż. Niegdyś był to popularny tytuł w wypożyczalniach kaset wideo. Powstała nawet kontynuacja oraz serial. Ten ostatni jednak jest zaprzeczeniem ducha pierwowzoru, podobnie jak w przypadku serialu MacGyver.

„Czerwony skorpion”, 1988, reż. Joseph Zito

Cóż to było za napięcie obejrzeć Zabójcę Rosemary. Pamiętam tamte wrażenia do dzisiaj. Zabójca Rosemary to jeden z pierwszych filmów Josepha Zito, reżysera znanego z kultowego Zaginionego w akcji, który aż tak technicznie lepszy od Zabójcy Rosemary wcale nie był. Czerwony skorpion zaś to produkcja późniejsza, kiedy to reżyser nieco okrzepł w świecie kina akcji klasy B. Wykorzystał gwiazdę Dolpha Lundgrena, w którego portfolio rola porucznika Raczenki pozostaje w cieniu Ivana Drago, Franka Castle’a czy też Andrew Scotta „GR13”. Szczerze, nie znając tej roli, niczego szczególnego nie stracimy z kariery Lundgrena, niemniej jest w seansie Czerwonego skorpiona coś przyjemnego, zwłaszcza dzisiaj, w obliczu rozgrywającej się za naszymi granicami wojny w Ukrainie.

„Inwazja na USA”, 1985, reż. Joseph Zito

Gdyby tak krytycznie i racjonalnie spojrzeć na portfolio Chucka Norrisa, znalazłoby się w niej większość tego typu produkcji jak Inwazja na USA. A więc tanich, źle zagranych, z mnóstwem wystrzałów z broni automatycznej, których efektów w postaci dziur od kul nie widać, i makabrycznie sfilmowanych operatorsko. Chuck jednak jakimś sposobem przetrwał do naszych czasów jako ikona popkultury. To nie czas ani miejsce na takie analizy, dlaczego tak się stało, jednak warto mieć to na uwadze, oglądając Inwazję na USA. Film ten nigdy nie stanie się kultowy, nie będzie guilty pleasure. Warto go jednak znać jako punkt odniesienia dla równie nieciekawej jakości innych produkcji z Norrisem kręconych w latach 80. Może ta wiedza będzie przydatna w krytycznym namyśle, dlaczego to Zaginiony w akcji, a nie Inwazja na USA stał się tytułem kultowym.

„Wrogi obszar”, 1987, reż. Peter Manoogian

To jeden z tych filmów pełnych akcji, które mogą wywołać smutek, jeśli ktoś zna kino akcji i przywiązuje wagę do aktorów w nim grających. Odtwórca głównej roli we Wrogim obszarze Jean-Michael Vincent zapewne znany jest widzom z kultowego serialu Airwolf. Zmarnował swoją karierę przez alkohol i narkotyki, a miał szansę stać się ikoną kina akcji. W tej produkcji patrzy się więc na niego ze smutkiem, zwłaszcza że były to już czasy, kiedy Vincent był po odwyku, który niewiele mu pomógł. Sam pomysł na fabułę Wrogiego obszaru jest znakomity. Miejscem akcji jest wieżowiec, z którego muszą wydostać się główni bohaterowie. Na ich drodze staje gang, a windą zjechać nie mogą. Muszą więc dosłownie wyrąbać sobie drogę przez kolejne piętra. Czysta, mięsista akcja w stylu remake’u Sędziego Dredda.

„Szalony Jackson”, 1988, reż. Craig R. Baxley

Kiedy myślimy o Carlu Weathersie, przychodzi nam na myśl Apollo Creed z Rocky’ego, względnie pułkownik Al Dillon z Predatora. I to by było wszystko. Obydwie te role to dalsze plany, a nie wzięcie na barki całego filmu z pozycji głównego bohatera. Szalony Jackson to wyjątek w karierze Weathersa, bynajmniej nie ten niechlubny. Film jednak nie zyskał popularności, bo Weathers został na zawsze uwięziony w Predatorze i Rockym. Postać wyjątkowo porywczego, cholerycznego Jacksona jest może i dowcipna, lecz mimo wszystko trudna do przyswojenia i polubienia. Carl Weathers próbuje być sensacyjny i komiczny jednocześnie, lecz wyraźnie leży mu tylko kino typowej akcji, gdzie zbyt wiele się nie mówi i nie używa mimiki twarzy. Polecałbym jednak seans Szalonego Jacksona w niedzielę, kiedy staramy się nie myśleć o poniedziałkowym wyjeździe do pracy.

„Megaforce”, 1982, reż. Hal Needham

Czy to jest kino akcji? Tak, ale nie tylko. Z powodzeniem tytuł ten mógłby być częścią zestawienia o niedoinwestowanych produkcjach science fiction. Poza tym w roli głównej możemy zobaczyć Barry’ego Bostwicka, dla którego świat kina akcji, a zwłaszcza fantastyki był egzotyczny jak dla kameleona ekosystem Alaski. Megaforce poleciłbym więc każdemu, kto lubi kino dziwne, mało znane i estetycznie tanie. Reżyser Hal Needham, przy całej jego sztampowości, potrafi konstruować akcję nieprzerwanie trzymającą w napięciu. Udowodnił to w legendarnej produkcji Mistrz kierownicy ucieka. Warto też zwrócić uwagę w Megaforce na design pojazdów.

„Yes, Madam!”, 1985, reż. Corey Yuen

Rok 1985. Na planie spotkały się Michelle Yeoh i Cynthia Rothrock. Minęło prawie 40 lat i spójrzmy, gdzie są aktorki teraz. Pierwsza zdobyła Oscara, druga, zapomniana, na zawsze pozostała gwiazdą tanich filmów akcji. Zobaczyć je dwie walczące z przestępcami w kinie z Hongkongu to niemałe zaskoczenie, a z dzisiejszą widzą na temat Michelle Yeoh i znajomością jej dorobku – przyjemność. Yes, Madam! jest kinem kręconym jak większość filmów sztuk walki z tego okresu – na wpół dramatycznie, na wpół dowcipnie. Antagoniści w takim kinie nie mieli być siewcami lęku u widzów, ale raczej sprawiać wrażenie nieudaczników. Bohaterowie zaś, czyli w tym przypadku dwie mistrzynie walki wręcz, mają stuprocentowe szanse, że pokonają wszystkich bez najmniejszego draśnięcia. A Michelle Yeoh walcząca w bieli wygląda niezwykle zmysłowo.

„W pogoni za śmiercią”, 1988, reż. Roger Spottiswoode

Co do Toma Berengera to nie jest zaskakujące zobaczyć go w tych czasach w takiej roli. Co zaś do Sidneya Poitiera już tak, bo z rzadka zdarzało mu się brać udział w kinie pełnym tak intensywnej akcji. Mało tego, W pogoni za śmiercią jest nietuzinkowym filmem w tym gatunku, gdyż rozgrywa się częściowo w górach, częściowo w trudnych terenach leśnych, czyli specyficznych do przedstawiania w produkcjach filmowych sceneriach. Świetnie jednak rozegrano narastanie napięcia. Pogoń, a nie bezpośrednie starcie z hordami wrogów, tworzy je bezbłędnie, wciągając widza w przeżywanie pełnej niebezpieczeństw drogi do nieuniknionej konfrontacji. W ramach tego zestawienia W pogoni za śmiercią mocno wybija się jakością, a to ze względu na świetną reżyserię Rogera Spottiswoode’a, o wiele lepszego rzemieślnika niż wszyscy razem wzięci twórcy filmów w tym zestawieniu.

„Siła pomsty”, 1986, reż. Sam Firstenberg

Sam Firstenberg to reżyser, który uwielbia tematykę ninja, Michaela Dudikoffa, kręcenie tanich filmów, no i może jeszcze Davida Bradleya. Siła pomsty to produkcja powstała na fali popularności Amerykańskiego ninja, który to tytuł jest znany każdemu, kto przeżywał dzieciństwo w latach 80. To jednak jej nie pomogło. Gwiazda Dudikoffa świeciła jasno, ale krótko, bo szybko przekonano się, że aktor z niego żaden i nie potrafi zagrać niczego innego, prócz szablonowej postaci w kinie akcji, a więc bijatyka od początku do końca. Nie inaczej jest z Siłą pomsty wyprodukowanej przez Cannon Films, czyli firmę specjalizującą się w produkcjach ociekających akcją, lecz z reguły niezbyt wysokiej artystycznej jakości. Część produkcji Canon Films jednak przetrwało do dzisiaj w postaci kultowych tytułów – np. Uciekający pociąg, Cobra, Cyborg. Siła pomsty nie jest jednym z nich i nigdy nie będzie. Można ją jednak obejrzeć, żeby zbadać, jak bardzo podobna jest do innych filmów, w których zagrał Michael Dudikoff.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA