Szybka piątka #8 – Ludzie filmu, z którymi chcielibyśmy napić się piwa
Z niektórymi ludźmi chcemy się po prostu napić piwa – z różnych powodów. Nie inaczej jest ze światem filmu. Z kim wy podnieślibyście kufel?
Gamart
1. The Rock – Chciałbym poznać Hulka, Thora i Kapitana Ameryką. Na szczęście jest Dwayne Johnson i można dostać cały skład Avengers w pakiecie. Pamiętam Rocka jeszcze z przełomu wieków, gdy anglojęzyczne kanały po nocach zarzucały wrestling, a on miał cameo jako gladiator w “Star Trek: Voyager”. Podniesiona brew, uroczy uśmiech oraz rozmiary małego czołgu – tego faceta nie można nie lubić. Widać też, że ma radochę z grania w filmach i z chęcią wypytałbym go jakie to uczucie, gdy wyciąga się z niebytu różnorakie franczyzy.
2. Ray Stevenson – Nie wiem dokładnie dlaczego, ale Stevensona po prostu lubię. Nie jest pierwszoplanową gwiazdą w Hollywood, ale charyzmą mógłby obdarzyć połowę współczesnych gwiazd kina akcji. Zagrał kupę interesujących postaci i zwyczajnie miałbym ochotę zapytać go przy kuflu, jak to jest być fajnym gościem i tłuc się z The Rockiem.
3. Albert Pyun – Jeden z wirtuozów kina, który wyreżyserował twoje dzieciństwo. Lata 80. bez Pyuna byłby jak „Sharknado” bez rekinów – niby dalej się kręci, ale kto chciałby to oglądać? Facet ucieleśnia miłość do kina niskobudżetowego. Mógł tu się znaleźć równie dobrze John Carpenter, John Woo lub Walter Hill – którzy tworzyli arcydzieła i nagle zaczęli spadać z piedestału, stając się przykurzonymi ikonami z dawnych lat. Jednak to właśnie azjatycki reżyser miał zawsze najbardziej pod górkę, a braki wrodzonych talentów musiał nadrabiać zaradnością. Bo kto pamięta, że dostając niewykorzystaną scenografię z „Władców Wszechświata 2” i cannonowego „Spider-Mana”, potrafił na kolanie skleić „Cyborga” z Van Dammem? To są historie, których chce się słuchać przy piwie.
4. Kevin Smith – Można nie lubić jego filmów, ale ciężko nie zgodzić się z tym, że ten amerykański reżyser jest fenomenalnym gawędziarzem. Jego „Eveningi” czy opowieść o przygotowaniach „Superman Lives!” są nie mniej kultowe niż „Sprzedawcy” czy „W pogoni za Amy”. Dodatkowo Smith jest geekiem ostatecznym, z którym przy piwie można by posprzeczać się o super-macice i komiksowe przygody Aquamana.
5. Piotr Fronczewski – Tytan aktorstwa, którego twarz podobno została zaprojektowana w laboratoriach CIA aby emanować charyzmą w każdej roli i pozycji, a głos kruszy lodowce. Zagrał kultowego Pana Kleksa – polskiego Doktora z „Doctor Who”, rodzimy odpowiednik Bryana Millsa w „Rodzinie zastępczej” czy w końcu samego Szpicbródkę. Nawet jeśli film jest zły, to Fronczewski zawsze wymiata. Z Frankiem Kimono wychyliłbym sake.
PS. Jeśli miałbym pić grupowo, to tylko z obsadą „Avengers”!
Arahan
1. Bogusław Linda – Jak mógłbym odmówić sobie przyjemności wychylenia kufla zimnego, złocistego trunku z Franzem Maurerem i porucznikiem Arkiem w jednym. Legenda polskiego kina, ikona lat 90. Twardziel w skórzanej kurtce, który prywatnie (a przynajmniej tak wynika z wywiadów) podobnie jak bohaterowie, których kreował kieruje się własnym kodeksem i zasadami, zawsze mówi to co myśli. Cenię takich ludzi.
2. Leonardo Di Caprio – Żadne zaskoczenie. Mój absolutny numer jeden jeżeli chodzi o aktorów i osoba z którą z pewnością napiłbym się piwka lub innego trunku. Najlepiej na jego jachcie z bandą długonogich blond piękności.
3. Marcin Dorociński – Jeden z nielicznych, współczesnych rodzimych aktorów, którzy mnie nie odrzucają. Nie obyło się bez wpadek w jego filmografii, ale zazwyczaj staranie dobiera role. Prywatnie nie bryluje na salonach, olewa rauty i przyjęcia, woli spędzać czas ze swoją rodziną. Normalny, ułożony facet, nie żaden celebryta. Właśnie za to, “Pitbulla”, “Różę” i “Obławę” chciałbym wychylić z nim trochę piany.
4. Channing Tatum – Początkowo koleś mnie odrzucał, nie trawię produkcji typu “Step Up” i innych tanecznopodobnych tworów. Później zobaczyłem “21 jump street” i nie mam żadnych wątpliwości, że facet byłby idealnym kompanem na imprezę. Wyjście z nim do klubu skutkowało by prywatnym haremem i całą masą dobrej zabawy, suto zakrapianej dużą ilością piwa.
5. Guillermo del Toro – Wyobraźnia tego człowieka mnie przerasta, ciekawe czy po alkoholu staje się jeszcze bardziej płodna? Facet, który rzutem na taśmę wskoczył do tej piątki. Zawdzięcza to “Pacific Rim” i temu ile radości dał mi ten film w ostatnim czasie. Z tym, że zamiast piwka zaopatrzylibyśmy się w kilka butelek tequili, kilo cytryn i kupkę soli! A później? Później byłby niezły Meksyk 😉
Aaron
1. Philip Seymour Hoffman – Aktor z górnej półki. Klasa sama w sobie. Niepozorny, wręcz niehollywoodzki wygląd, ale talent, którego pozazdrościć mu może większość przystojniaków z pierwszych stron gazet. W jego filmografii wyróżnia się brak słabych ról. Najlepiej wypada u P.T. Andersona, zwykle na drugim planie, ale ostatnio gra pierwsze skrzypce. Stawiam mu więcej niż jedno piwo.
2. Michael Fassbender – Aktor z tej samej półki co wymieniony powyżej, aczkolwiek do geniuszu mu jeszcze trochę brakuje. Zachwycił mnie w „Głodzie” i „Bękartach wojny”. Pozytywnie zaskoczył w „X-Men Pierwsza klasa” i w końcu to tylko dla niego warto obejrzeć „Prometeusza”. Stawiam piwo.
3. Heath Ledger – Nieszlifowany diament. Jeszcze kilka ról więcej i była górna półka. To dzięki niemu, chłopiec, który w dzieciństwie chciał być Batmanem, gdy dorósł wolał być Jokerem. Wypiję za niego.
4. Brad Pitt – Zastanawiałem się czy w tym miejscu nie powinien znaleźć się Leonardo DiCaprio, ale ten drugi, nie ma na koncie genialnego „Siedem”, „Przekrętu”, „Bekartów wojny” i „Tajne przez poufne”. No i chciałbym, żeby to on postawił mi piwo.
5. Jason Stantham – Aktor charakterystyczny. Najlepsze role w „Revolver” i „Angielskiej robocie”, ale jeszcze trochę i niestety będzie kojarzony z kopniakami z pół obrotu. Z nim zwyczajnie nie musiałbym bać się pójść na piwo.
Crash
1. Mel Blanc – Byłoby to najbliższe napiciu się z Bugsem, Duffym, Porkym, Sylwestrem i Tweetym.
2. David Tennant – Piwo z Doktorem Who i lądujemy na planecie Kac w nie tak odległej galaktyce, albo robimy cofkę do roku pańskiego 1810, gdy odbył się pierwszy Oktoberfest.
3. Anna Kendrick – W jej żyłach płynie irlandzka krew – to raz. Dwa, że w jej twarzy (naprawdę ładnej) jest coś nieokrzesanego. Trzy – po kilku kuflach mogłaby powiedzieć, co naprawdę myśli o “Zmierzchu”. Werdykt – idealny kompan do picia.
4. Mel Gibson – Na jednym browarze raczej by się nie skończyło, a następnego dnia Mel mógłby już nie być dla mnie wzorem, ale i tak bym zaryzykował.
5. Tom Cruise – Bo to entuzjasta kina, a ja, nawet po kilku piwach, uwielbiam rozmawiać o kinie.
Motoduf
1. Christopher Lee – No, może prędzej Geriavitu niż piwa, ale jestem pewien, że gdybym mógł w życiu porozmawiać tylko z jednym aktorem, wybór padłby właśnie na Christophera Lee. Dlaczego? Cóż, bo to najbardziej niesamowity człowiek, jaki stąpał po tej planecie. Nie dość, że zagrał wszystkie ikoniczne czarne charaktery w całej historii kina (Draculę, Sarumana, przeciwnika Bonda i wiele więcej), nie dość, że jest utalentowanym śpiewakiem operowym (co więcej, twierdzi, że od zawsze był też metalem, ale po prostu „nie wiedział, że to się tak nazywa”), nie dość, że jest potomkiem Karola Wielkiego (!), to jeszcze był szpiegiem w czasie II Wojny Światowej, a jego działania posłużyły Ianowi Flemingowi za inspirację przy opisywaniu przygód Jamesa Bonda. Osobiście podejrzewam, że Lee jest także jednym z Wielkich Przedwiecznych, ale o tym jego biografie nie wspominają.
2. Quentin Tarantino – Uwielbiam sposób, w jaki myśli o kinie i jak o nim mówi. Ostatnio co prawda trochę snobuje (tak przynajmniej sugerują nowsze wywiady), ale to nadal facet, z którym można by przez pięć godzin rozmawiać o spaghetti westernach.
3. Franco Nero – Oryginalny Django (powróci do roli w przyszłym roku w powstającym właśnie „Django Lives”). Pomimo siedemdziesiątki na karku, ciągle opowiada o swoich filmowych doświadczeniach w fascynujący sposób i widać, że ma głowę pełną nowych pomysłów.
4. Mario Bava – Nieco zapomniany geniusz horroru, który zrobił dla włoskiego kina gatunków tyle (albo nawet więcej), ile Roger Corman zrobił dla amerykańskiego.
5. Werner Herzog – Jedyny na świecie reżyser, który potrafił okiełznać Klausa Kinskiego. A poza tym, twórca świetnych filmów i fascynujący człowiek.
Ciuniek
1. Craig Ferguson – Typ trochę oszukany, bo od dłuższego czasu ten zamerykanizowany Szkot zajmuje się niemal wyłącznie prowadzeniem emitowanego w środku nocy na antenie CBS talk show, którego według jego własnych słów nikt nie ogląda. Jednak prowadzi swój program w niepodrabialnym, żywiołowym stylu, który sprawia, że chciałbym kiedyś spotkać się z nim twarzą w twarz. Może nie przy piwie, bo mnie (tak samo jak jemu) podobno to nie służy.
2. David Tennant – Fajnie byłoby pogadać osobiście z którymś Doktorem. Tak po prostu i bez głębszej ideologii stojącej za takim a nie innym wyborem. A dlaczego z Dziesiątym? “Blink”, “Midnight”, “Silence in the Library” i jeszcze parę innych odcinków. I tyle.
3. Bryan Cranston – Chciałbym poznać na żywo kolesia, który na swoim koncie ma zarówno jedną z najlepszych rozbrajających, abstrakcyjnych i szalonych ról komediowych oraz jedną z najlepszych ról dramatycznych w historii telewizji, w trakcie podziwiania której ciarki chodzą po plecach. Ciekawe, czy bliżej mu do “Breaking Bad”, czy “Malcolm in the Middle”?
4. Liam Neeson – Szkolił Batmana, szkolił Dartha Vadera, nie patyczkuje się z ludzmi, którzy załażą mu za skórę, był Zeusem, a nawet gołymi rękami walczył z wilkami na mrozie po katastrofie samolotu. Człowiek-orkiestra, tytan ekranu. Gdzie jest jego Oscar?
5. Arkadiusz Jakubik – Alias Dr Misio, ewentualnie Rysio z 13. posterunku. A potem trafił do Smarzowskiego, jak w dziesiątkę. Jak to się stało? Byłoby kilka pytań do zadania.
Fidel
1. Jeff Anderson – Bo chciałbym zobaczyć streszczenie “Władcy Pierścieni” na żywo. Numer z osłem nie koniecznie, ale możemy o nim podyskutować.
2. Seth Rogen – Bo potrafi rozbawić mnie nawet wtedy, gdy gra w filmie, w którym jego najlepszy kumpel choruje na raka.
3. Kevin Smith – Bo chciałbym dowiedzieć się skąd ten gość bierze te wszystkie genialne teksty.
4. Jason Mewes – Goodbye Horses! I dobre dojścia 😉
5. Fred Savage – Bo czuję, jakbym znał się z nim od dzieciaka.
desjudi
1. Clint Eastwood – nie wiem, czy miałby coś do powiedzenia, ale wiem jedno: nawet jakby na moje pytania (bo nie sądzę, żeby sam zadawał) odpowiadał „yes”, „no”, „mhm”, to zmieniłoby mnie jako człowieka 😉
2. Lars von Trier – bufon i choleryk. Wystarczy, żeby być geniuszem i mimo trudności w nawiązaniu kontaktu (i zrozumieniem filmów) kilka piwek przełamałoby początkowy chłód relacji 😉
3. Peter Jackson – po obejrzeniu dodatków z LOTRa (i filmu z nim jako lektorem), w których Jackson z niesamowitą pasją mówi o sztuce tworzenia, chciałbym go po prostu posłuchać. Wydaje się bardzo sympatycznym gościem.
4. Tom Hardy – wydaje się najbardziej wyluzowanym i najnormalniejszym kolesiem w Fabryce Snów.
5. Agnieszka Holland – gdy czytam z nią jakiekolwiek wywiady, gdy natykam się na pojedyncze wypowiedzi, to Holland jest chyba najtrzeźwiej myślącym człowiekiem w tym naszym grajdole i do tego jednym z naprawdę niewielu ludzi kina, który nie boi się wyrażać swego światopoglądu w inteligentny, błyskotliwy i kompletnie nie prowokujący sposób. Cholernie cenne.