Connect with us

Publicystyka filmowa

Czarne charaktery, za które TRZYMAMY KCIUKI

Które czarne charaktery sprawiają, że kibicujemy im bardziej niż protagonistom?

Published

on

Czarne charaktery, za które TRZYMAMY KCIUKI

W dobrym scenariuszu opartym na konflikcie jakkolwiek definiowanego „dobra” ze „złem” podstawą jest porządny antagonista, który napędzi dramaturgię i sprzeda nam wagę fabuły. Utarte powiedzenie wobec filmów z Jamesem Bondem głosi, że film jest tak dobry, jak przeciwnik Bonda, i ten slogan można rozciągnąć na filmy w ogóle. Czasem zdarza się jednak tak, że czarny charakter przerasta całą resztą, włącznie z protagonistą, i kradnie serca widzów, którzy zamiast życzyć sobie triumfu sprawiedliwości i „dobra”, trzymają kciuki właśnie za łotrów. Poniżej wybór kilku, moim zdaniem najbardziej znamienitych, schwarzcharakterów, którym kibicujemy bardziej niż bohaterom pozytywnym.

Advertisement

Frank Costello – Infiltracja

W szpiegowskim thrillerze Martina Scorsesego Frank Costello, szef irlandzkiej mafii w Bostonie, zajmuje centralną postać. Jest równocześnie mentorem obydwu głównych bohaterów – kreta umieszczonego w strukturach policji i pnącego się w hierarchii młodego Billy’ego, będącego z kolei wtyczką policji w organizacji Franka. I trudno w pewnym momencie nie złapać się na kibicowaniu temu antypatycznemu gangsterowi. Momentami wygląda jak personifikacja wszystkich stereotypów o mafijnym bossie, ale z drugiej strony w interpretacji specjalisty od takich postaci, Jacka Nicholsona, jest w nim jakiś urok, przebijający inne postacie w filmie.

Advertisement

Hannibal Lecter – Milczenie owiec, Hannibal, Hannibal (TV)

Kultowy morderca-kanibal naprawdę kradnie uwagę i sympatię widzów. W stosunkowo niewielkiej liczbie minut w Milczeniu owiec Anthony Hopkins zarobił Oscara i stworzył postać na stałe wpisującą się do kanonu popkultury. Trudno było nie odczuwać satysfakcji z powodu jego kolejnych wygranych potyczek słownych z Clarice oraz odsłaniania diabolicznego planu. Hopkins powtórzył tę sztukę stworzenia „czarującego łotra” w Hannibalu, już bardziej skrojonym pod sympatię dla jego postaci, ale wciąż umieszczającym go jako antagonistę. A potem przyszedł Mads Mikkelsen i przepisał postać Lectera, dodając do niej elegancję i erotyczny magnetyzm w serialowym Hannibalu.

W każdej z tych trzech inkarnacji nie mamy wątpliwości, że kciuki trzymamy właśnie za kanibala – powiedzcie szczerze, chcieliście, aby to Will Graham wygrał ostateczne starcie w serialu? Albo mieliście nadzieję, że Clarice Starling zamknie złoczyńcę w celi? No właśnie.

Advertisement

Tony Soprano – Rodzina Soprano

Rodzina Soprano to jedno wielkie studium psychologiczne antybohatera. Boss rodziny mafijnej z New Jersey jest z jednej strony wrażliwym i ciepłym człowiekiem, ojcem rodziny kochającym swoje dzieci, z drugiej bezwzględnym gangsterem, mordercą i obłudnikiem. Wiemy to od początku, od początku jednak zakochujemy się w charyzmie Jamesa Gandolfiniego i śledząc perypetie jego rodzin – tej krewniaczej i tej przestępczej – wstrzymujemy raz za razem oddech, mając nadzieję, że sprawy ułożą się po myśli Tony’ego. Może w dalszych sezonach czar nieco pryska, jednak w przekroju – jesteśmy po stronie Soprano.

Tymczasem to najprawdziwszy czarny charakter, a wedle etyki powinniśmy mieć nadzieję, że koniec końców spotka go federalna sprawiedliwość. Jednak nic z tych rzeczy. Pomimo że Rodzina Soprano porusza temat upadku złotego mitu włoskiej mafii, Tony wciąż ma ten nieuchwytny urok, który pozwala mu podbijać serca odbiorców, mimo oczywistego zła, jakie czyni. Zresztą w tym samym serialu warto zwrócić też uwagę na chociażby Johnny’ego Sacka, ambiwalentnego przyjaciela Tony’ego, który mimo równie wielkich przywar również jest faworytem widzów. Ot, urok mafii.

Advertisement

Joker – Mroczny Rycerz

Film Christophera Nolana to dziś już klasyk. Jeśli trochę na wyrost – to jest to zasługa Heatha Ledgera w roli przeciwnika Batmana. Owszem, zadział tu trochę efekt śmierci aktora, ale przyznajmy, Joker Ledgera jest świetny – szalony, przebiegły, charyzmatyczny i metodyczny. Dodam, że inaczej niż cokolwiek niemrawy, zasklepiony w swojej muskulaturze i szlachetności Batman Christiana Bale’a. I właśnie dlatego łotr, jakim niewątpliwie jest Joker, podbił serca publiczności i to on jest prawdziwym protagonistą Mrocznego Rycerza. Do dziś za największą porażkę scenariusza tego filmu uważam banalne i ckliwe rozwiązanie finałowej gry Jokera z pasażerami statków.

Może źle to zabrzmi, ale tak organicznie intrygująca i zawłaszczająca ekran postać jak ta, którą stworzył Ledger, zasługiwała na coś więcej niż szybciutkie zblantowanie i usunięcie z widoku. Bo jeśli wraca się do Mrocznego Rycerza, to wraca się do Jokera, nie odwrotnie.

Advertisement

Mr C. – Twin Peaks. The Return

W trzecim sezonie kultowego serialu jednym z głównych bohaterów jest zły sobowtór kochanego przez widzów Dale’a Coopera, od dwudziestu pięciu lat chodzący wolno i podszywający się pod byłego agenta FBI. W tej roli Kyle MacLachlan prezentuje zupełny negatyw tego, co wykreował jako prawdziwy Cooper – zwany Mr. C. sobowtór jest władczy, groźny, emanuje wprost złowrogą siłą. Ale i charyzmą. Chociaż jest to postać całkiem dosłownie uosabiająca wszystko, co złe w człowieku może być, i w miarę rozwoju fabuły dokonuje wielu naprawdę paskudnych rzeczy, nie sposób nie odczuwać satysfakcji, gdy jego atawistyczna siła zwycięża w konfrontacji ze śliskim Rayem czy dokonuje spektakularnego przejęcia gangu w pojedynku na siłowanie się na rękę. Oczywiście chcemy, by w końcu dostał za swoje od Coopera, ale chcemy też oglądać kolejne manifestacje tego, jak bardzo badassem jest Mr. C.

Kint – Podejrzani

Powiedzmy, że to lekkie nadużycie, bo przez dłuższy czas nie wiemy, że grany przez Kevina Spaceya bohater jest głównym antagonistą filmu z 1995 roku. Ale nawet bez tej wiedzy poznajemy go jako co najmniej drobnego przestępcę. Przestępcę nietypowego, bo raczej sympatycznego, powłóczącego nogą i ogólnie wzbudzającego ciepłe uczucia. Dlatego też śledząc snutą przez niego opowieść, trzymamy za niego kciuki, tak jak trzyma się kciuki za najsłabszego zawodnika, aby pokazał, że jest tak samo przydatny i sprawny jak nominalnie więksi, lepsi gracze. No i w końcu zostajemy z poczuciem, że cały czas trzymaliśmy kciuki za nieuchwytnego manipulatora, najczarniejszego ze wszystkich charakterów w filmie.

Advertisement

A potem przy kolejnym seansie Podejrzanych znów się na to łapiemy.

Gru – Jak ukraść księżyc

Film z 2010 roku jest tak skrojony, aby pokazać klasycznego bajkowego antagonistę w bardziej ludzkim świetle i podsunąć go widzom jako postać pozytywną – a przynajmniej moralnie ambiwalentną. To film dla dzieci, nie mamy więc do czynienia z przesadnym zagłębianiem się w półcienie moralności (choć pamiętajmy, że Minionki miały co najmniej wątpliwych pracodawców w przeszłości…), jednak Jak ukraść księżyc robi całkiem dobrą robotę w tym, abyśmy się z Gru zaprzyjaźnili, poczuli jego motywacje i jakoś z nim współodczuwali. Przy okazji zapewnia (anty)bohaterowi przyzwoitą przemianę i pozwala nam kibicować komuś, kto wychodzi z pozycji czarnego charakteru.

Advertisement

Tywin Lannister – Gra o tron

W Grze o tron chyba każda frakcja miała swoich zwolenników, a wiele postaci – przynajmniej we wczesnych sezonach – trudno było jednoznacznie sklasyfikować jako pozytywne lub negatywne. Jednak ta druga etykieta bez wątpienia pasowała do rodu Lannisterów, kierowanego przez makiawelicznego Tywina. I również ta rodzina pod tym przywództwem miała całkiem sporo mniej lub bardziej skrytych fanów. A może nawet nie Lannisterowie, ale sam Tywin, który samą charyzmą zjadał na śniadanie większość rozmówców (w tym swoje pyszałkowate bliźnięta), a kiedy trzeba było, potrafił utrzeć nosa znienawidzonemu i bezkarnemu królowi Joffreyowi.

Tywin był postacią bez wątpienia nieprzyjemną – nie wahał się przed żadną decyzją, która pozwalała mu zyskać w politycznych rozgrywkach. Ale w kreowanej przez Charlesa Dance’a postaci było coś, co kazało przynajmniej po cichu trzymać za niego kciuki. Był okrutny, ale też wyrazisty i jako gracz ciekawszy od wielu swoich przeciwników. I jest coś symbolicznego w tym, że wraz z jego śmiercią na koniec sezonu 4, zakończył się jakościowo najlepszy okres Gry o tron. Bez Tywina zabrakło w serialu interesującej gry politycznej i rozpoczął się stopniowy spadek poziomu opowieści.

Advertisement

Alex DeLarge – Mechaniczna pomarańcza

Znów grany przez Malcolma McDowella Alex jest protagonistą w filmie Stanleya Kubricka, więc naturalnie scenariusz skonstruowany jest tak, żebyśmy przyjmowali jego stronę w opowieści. Ale z drugiej strony cały pierwszy akt robi wiele, aby tak nie było – akty przemocy popełniane przez bohatera i jego moralna degeneracja robią wrażenie nawet na widzach wychowanych na brutalnych VHS-ach i slasherach. A jednak bardzo łatwo zaczynamy następnie współczuć Alexowi, przyjmować jego stronę i mu kibicować w starciu z okropnym systemem penitencjarnym i równie okropnym społeczeństwem. Koniec końców to arcyłotr, którego w jakiś sposób lubimy – za jego ironię, charyzmę, a może dlatego, że wobec bezdusznego systemu jest jednak człowiekiem, a zło wyrządzane w majestacie instytucji robi być może jeszcze większe wrażenie niż dzika, bezinteresowna przemoc dokonywana przez hedonistycznego anarchistę.

Joe Pesci – filmy Martina Scorsese

Na koniec mój ulubieniec. Jestem ogromnym fanem Joe Pesciego i uwielbiam każdą minutę jego czasu ekranowego, szczególnie w filmach stworzonych wspólnie z Martinem Scorsese, czyli Wściekłym Byku, Chłopcach z ferajny, Kasynie i Irlandczyku. W każdym z nich Pesci gra de facto czarny charakter – w pierwszym przypadku porywczego i zawistnego brata i menadżera głównego bohatera; w drugim i trzecim – nieobliczanych, okrutnych gangsterów powodujących szeroki rozlew krwi; w trzecim – stonowanego i rozsądnego mafijnego bossa (ale wciąż – mafijnego bossa w jednej z najbrutalniejszych epok Cosa Nostry).

Advertisement

W każdym wypadku charyzma Pesciego sprawia, że nie da się nie kibicować jego bohaterom. Nawet gdy gra Tommy’ego DeVito i Nicky’ego Santoro (odpowiednio Chłopcy i Kasyno), naprawdę antypatycznych typów dokonujących paskudnych rzeczy, w widzach tli się dla nich sympatia – chce się, aby ich mafijna kariera nabierała rozpędu i trwała. Nie mówię, że brutalny koniec tych postaci nie jest satysfakcjonujący, ale Pesci naprawdę sprawia, że mimo całego zła i szaleństwa czujemy do tych postaci sympatię. Może nawet większą niż do nieco bardziej ułożonych protagonistów granych przez Roberta De Niro i Raya Liottę.

Advertisement

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, czarnego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

Kliknij, żeby skomentować

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *