search
REKLAMA
Zestawienie

Seriale NETFLIXA, o których już nie pamiętamy, choć BYŁY „HITEM”

Nie będą to produkcje formatu „Peaky Blinders” czy „Stranger Things”.

Odys Korczyński

10 stycznia 2024

REKLAMA

Nie będą to produkcje formatu Peaky Blinders czy Stranger Things. To, czy faktycznie były hitami, również wśród wielu widzów może być dyskusyjne. Z pewnością miały potencjał, jeśli nie fabularny, to formalny, estetyczny, nie szczędzono na nie środków. Z jakiegoś powodu jednak nie przetrwały, lub ich status zmieni się na taki w ciągu powiedzmy 10 lat. Nawet jeśli dużo o nich mówiono, wystawiano wysokie oceny, które utrzymują się do dzisiaj, w przestrzeni popkulturowej przestały istnieć. Nie mówi się o nich, a przynajmniej mówi za mało jak na hity. Bycie hitem i aspirowanie do bycia nim nie oznacza automatycznie długoletniego sukcesu ani wpływu na grupową świadomość widzów. Bycie hitem to czasem miano na wyrost, bo się krytykom wydaje, że coś jest nim, a czas dopiero weryfikuje to miano. Czasem sztucznie się mówi o niektórych tytułach, że są hitami lub nimi będą, zamykając oczy na ich brak potencjału, a sugerując się tylko chwilowym zauroczeniem widzów lub umiejętnie prowadzoną reklamą. Poniżej trochę przykładów „hitów”, a cudzysłów spełnia tu dobrze swoją indywidualizującą znaczenie funkcję. A może lepiej określić je produkcjami bez szans na długoletnią kultowość, nawet jeśli teraz są tak traktowane.

„Ciemny kryształ: Czas buntu” (2019)

Do Ciemnego kryształu z 1982 roku wciąż się wraca w przeróżnych zestawieniach, artykułach, felietonach, wspomnieniach. Osobiście także to tego tytułu wracam. Jeśli tylko mam okazję, nie zapominam, że Ciemny kryształ powrócił w formie oczekiwanej po latach i wciąż może być dziełem kultowym jako całość – film pełnometrażowy i serial. Może kukiełki przemawiają wyłącznie do starszych widzów? Może minęło zbyt wiele lat, niemniej o powrocie Ciemnego kryształu mówiło się sporo. Serial dostał wysokie oceny od widzów i od krytyków. Został dobrze przyjęty. Jego krytyka, zasadna czy bezzasadna, właściwie nie istnieje w przestrzeni medialnej. Uznajmy więc, że to produkcja szanująca legendę, uzupełniająca ją, udana, wspominana przez widzów z uznaniem. Minęło jednak kilka lat od premiery i tytuł znikł z języków. Znikł jako motyw do rozmów o fantasy, a to oznacza, że hitem w pełni nigdy się nie stał.

„Dark” (2017–2020)

Stało się to, co dzieje się w wielu przypadkach wielosezonowych produkcji. Pierwszy sezon wystrzelił tak, że wszyscy zaczęli o nim mówić ze względu na swoją nowatorskość i tajemnicę. Drugi jeszcze tę legendę jakoś podtrzymał, ale trzeci zupełnie zniszczył. Dlatego Dark znikł w nieprzyjemnych doświadczeniach najnowszych odcinków, a pierwszych już nikt wtedy nie pamiętał. Tajemnica okazała się nieco bez pomysłu, a suspens gdzieś się zupełnie rozmył. Mało tego, dostaliśmy standardowy zestaw związków wydarzeń, jakie możemy oglądać w wielu innych filmach. Nic nowego, nic zaskakującego, co kryje się w tej rozreklamowanej ciemności. Najwyraźniej zabrakło u scenarzystów zdolności bajarskich i pisarskich.

„Ozark” (2017–2022)

Wydarzył się tu schemat podobny do Dark. Pierwszy sezon zaskoczył i na tym zaskoczeniu nakręcono kolejne, tyle że coraz więcej widzów zaczęło dostrzegać wtórność fabularną serialu. Bazował on na Breaking Bad. Kopiował klimat, zachowanie bohaterów, rytm akcji, a nawet estetykę pokazywania przemocy. Z początku Ozark został uznany za hit, ale z czasem utracił tę pozycję, gdy widzowie zorientowali się, że nie jest niczym nowym. Odcina kupony, i to nie swoje, lecz od konkurencji. Długo tak jednak nie można. Pierwszy sezon wystarczy, żeby przekonać się, że Ozark hitem może być co najwyżej przez ten początkowy czas, a kolejne sezony będą już dla widzów niesłychanie męczące.

„Lupin” (2021)

Czy o Lupinie już nie pamiętamy? Właściwie tak. Pierwszy sezon był faktycznie czymś nowym, jakąś nieoczekiwaną dla publiczności interpretacją przygód Arsène’a Lupina. Tego jednego z najbardziej znanych złodziei w historii kryminału zagrał aktor z pozoru do tej roli niepasujący. A jednak się sprawdził. Ulepił postać Lupina z nowej gliny, jednocześnie zachowując jego „figlarny” charakter. Co się jednak stało? Pierwszy sezon minął. Sporo o nim mówiono. Na platformie brylował. Sporo o nim pisano, oceniano go, przewidywano co dalej. Czyżby jednak kolejne sezony i historia w dłuższej perspektywie zainteresowały widzów?

„Gambit królowej” (2020)

Historia jednorazowa bez potencjalnej łączności z realnie płynącym czasem. Również tak naprawdę bez potencjału na kolejne sezony, które byłyby tak samo interesujące, co pierwszy. Bo chodzi o to, że w kolejnych trzeba by już zupełnie fikcyjnie powielić schemat faktów. Produkcja była jednak niewątpliwie hitem ze względu na chwaloną kreację Anyi Taylor-Joy. Poza tym tematyka gry w szachy została potraktowana sensacyjnie, co zapewne nie mieściło się w głowie wielu, bo przecież jak nudne szachy mogą być nośnikiem tak wielu emocji. I tak serial przetoczył się przez streaming z wielkim sukcesem, ale już po 3 latach emocje zgasły, a szachy wróciły do swojego cichego pokoju, w którym emocje przeżywane są głęboko w głowie i nie widać ich na twarzy aktorów tego intelektualnego teatru. W latach 60. jednak emocji nie tylko w graczach, ale i w obserwatorach pojedynków było aż nadto, zwłaszcza kiedy grały kobiety, które przecież podobno dysponują mniej sprawnymi mózgami od mężczyzn.

„Grace i Frankie” (2015–2022)

Powstało aż 7 sezonów, co oznacza, że formuła się sprawdziła. Grace i Frankie można uznać niewątpliwie za niekwestionowany hit. Oceny widzów są wysokie, oceny krytyków również. W tym przypadku proces regresji pamięci o serialu już się rozpoczął. Jeśli nie będzie kolejnych sezonów i ta produkcja zostanie zapomniana i z pewnością nie zajmie miejsca tak kultowego jak Seks w wielkim mieście. Mówiąc o tym, że proces już się rozpoczął, mam na myśli to, że serial nie wywołuje już tak żywiołowych dyskusji w sieci. Nie jest aktywnie oceniany przez krytyków ani nie jest reklamowany w mediach. Osiągnął pewien poziom sławy, ustabilizował się na nim, a teraz unosi się już tylko dzięki zapasom hype’u, regularnie obniżając pułap. Niemniej zawsze będę go polecał ze względu na nowatorskość fabularną, co w 2015 roku mogło budzić więcej dyskusji niż teraz. To więc kolejny przyczynek do tego, że podobna tematyka dzisiaj wzbudza mniej sieciowego fermentu niż 5–10 lat temu.

„Nawiedzony dwór w Bly” (2020)

Hitem w pełnym sensie tego słowa serial niestety nigdy się nie stał. Był jednak popularny, bo stał gdzieś pomiędzy horrorem a filmem obyczajowym. Wciągał widza w świat zjaw, a ten typ widza nie szukał w filmach przyjemności z bania się. A poza tym Nawiedzony dwór w Bly wziął na swoje barki dużo trudniejsze zadanie – sugestywne, niepatetyczne, głębokie, uciekające od sztampy ukazanie natury dobra, bo zło nie sztuka pokazać właśnie z tymi atrybutami. Może gdyby pociągnąć jeszcze tę historię i dać jej dźwięczeć gdzieś w uszach za sprawą elementów grozy, jakiegoś twistu? Może wtedy nie żyłaby tak krótko w czołówce interesujących seriali na platformie?

„Sandman” (2022)

Na RT oceny są wciąż dość dobre. Na FW podobnie. Przed premierą bańka wyczekiwania narosła, a z chwilą premiery pękła. Serial miał trudną rolę podołania komiksowemu wyobrażeniu widzów. I o dziwo się estetycznie udało. Treściowo może nie był to poziom Strażników, lecz sam komiks Gaimana jest fabularnie prostszy, obarczony mniejszym ładunkiem politycznym i moralnym. Generalnie jest mniej wysublimowany etycznie i semantycznie. Trudno więc oczekiwać, że przeniesienie go na ekran nie będzie ryzykownie kiczowate. I w pewnym sensie było, ale to na sukces lub jego brak raczej w tym przypadku nie miało wpływu. Był hype, przyszło zapomnienie, a to ze względu na małą popularność komiksu wśród polskich czytelników w porównaniu np. do Thorgala.

„Cień i kość” (2021)

Kiedyś dałem ocenę 8/10. Może było to na wyrost? Nie byłem pewien, czy kolejne sezony utrzymają ten poziom. Moja ocena odzwierciedlała jednak świeżość Cienia i kości. Dla mnie osobiście to hit. Poza wciąż dzisiaj stosunkowo rzadkim podejściem do fantasy serial jest przebogatą galerią osobowości. Odzwierciedla to, jak bardzo jesteśmy różni, począwszy od wieloreligijności, a skończywszy na multiseksualności. Efekty specjalne stosowane są bez przesady, dyskretnie, z klasą godną świadomego kina. Współtworzą one świat kunsztownie zaprojektowany pod względem scenografii, kostiumów, zdjęć, muzyki, montażu. Przyznam się, że wizualna lektura Cienia i kości sprawia przyjemność porównywalną z Wiedźminem i Harrym Potterem. Momentami nawet zazdrościłem, że ów Wiedźmin nie miał takiej oprawy wizualnej, przynajmniej 1. sezon. Netflix wyciągnął wnioski z krytyki, wyszedł naprzeciw oczekiwaniom, z sukcesem rozwija się w kierunku prawdziwych superprodukcji serialowych, jakie spotkać możemy np. w HBO Max. Co z tego jednak, skoro tak przebogaty świat nie jest na językach. Może jeszcze nie czuć jego wpływu na fantasy jako gatunek. A może widzowie nie są przyzwyczajeni, gdy magia jest na dalszym planie i miesza się z technologią, steampunkiem i war low fantasy.

„Sense8” (2015–2018)

A wydawać by się mogło, że siostry Wachowskie to wypróbowany przepis na długofalowy sukces. Nie wszystko jednak twórczyniom zawsze wychodziło. Nikt swoim nazwiskiem nie przykryje faktycznych porażek artystycznych, jednak nie w tym przypadku. Dla fanów Wachowskich Sense8 jest z pewnością wyrazem twórczej dojrzałości reżyserek. Dla większości widzów, o ile nie są socjohomofobami, serial mógł okazać się zbyt formalnie hermetyczny, montażowo zbyt chaotyczny, treściowo pozornie stereotypowy, ale ten początek trzeba przetrwać i odkryć Sense8 z czasem na nowo, głębiej. Przepis na sukces był, lecz może serial wyszedł zbyt wcześnie. Powinien być nowością właśnie teraz, gdy streaming ma się znacznie lepiej niż 5, 10 lat temu.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA