LUPIN – CZĘŚĆ 2. Przednia zabawa przy niewykorzystanym potencjale
Po niezwykle udanej części pierwszej miałam dość duże oczekiwania w stosunku do kontynuacji. Niestety jest ona dużo słabsza, dużo bardziej nieprawdopodobna, a duch powieści gdzieś zaginął na rzecz kolejnych pokręconych intryg. O ile pierwsza część – niepozbawiona wad – to czysta nieskrępowana rozrywka, o tyle w tym przypadku schemat ten nie do końca się sprawdza. Oczywiście, to dalej fajnie spędzone pięć godzin, bez konieczności nadmiernego wysilania szarych komórek. Jednak widać, że twórcy chyba nie bardzo wiedzieli, w którą stronę poprowadzić tytułowego bohatera. Bo przecież gdy zemsta się dokona, co dalej będzie napędzało jego poczynania?
Akcja startuje w momencie, gdy syn Assane’a Diopa, Raoul, zostaje porwany przez jednego z pomagierów Pellegriniego. W międzyczasie policjant Guedira, który już na samym początku rozgryzł Lupina, trafia na jego trop i za wszelką cenę stara się go aresztować. Więcej nie będę zdradzać. Można powiedzieć, że część wątków kręci się wokół schwytania nieuchwytnego włamywacza, podczas gdy druga koncentruje się na motywie zemsty. Tak czy inaczej, musicie sami zobaczyć.
Jednak konwencja, która sprawdziła się w pierwszej części, w drugiej zaczyna trochę drażnić. Bo ileż można przymykać oko na niesamowite wręcz zbiegi okoliczności. Wszystko, co się dzieje na małym ekranie, to zbiór zdarzeń, które w prawdziwym świecie mogłyby się wydarzyć przy naprawdę ogromnym szczęściu. Trudno mi uwierzyć, że sytuacje, które miały miejsce w 1995 roku, czyli w momencie gdy bohaterowie byli dzieciakami, przełożą się na sytuację współczesną. Za dużo zawieszenia niewiary, za dużo przypadków, za dużo zbiegów okoliczności, za dużo szczęśliwych zrządzeń losu. Ja wiem, że bardzo efektownie wyglądają sceny, w których fani Lupina szukają innego fana Lupina, do tego złodzieja, ale trudno jest w to wszystko uwierzyć. Bo przecież jakie są szanse na to, że taka osoba faktycznie pojawi się w określonym miejscu o określonym czasie?
Martwi mnie, że ważne wątki poruszane w pierwszej części zostały całkowicie pominięte. Co prawda pojawia się jedna scena pokazująca zachowania rasistowskie, ale nic poza tym. Wydaje mi się, że twórcy mieli dobry pomysł, jednak porzucili go na rzecz efektownych pościgów ulicami Paryża. Oczywiście większość widzów nawet tego nie zauważy. I to nic złego. Wydaje mi się jednak, iż raz zaczęty temat wypadałoby poprowadzić do samego końca. Szczególnie że temat systemowego rasizmu jest jak najbardziej aktualny. Mam wrażenie, że twórcy nie za bardzo wiedzieli, jak go ugryźć, dlatego najprostszym rozwiązaniem było porzucenie tego wątku. A szkoda! Liczyłam bowiem w tej kwestii na coś więcej.
Do tej pory cały czas narzekałam na drugą część Lupina, zapominając, że to dalej przyjemnie spędzony czas. Nie jest to serial roku, co to, to nie. Jednak w natłoku nijakich serialowych produkcji i kolejnych generycznych letnich komedii to dość ciekawa propozycja do spędzenia czasu. Na pewno jest mniej książkowego Lupina w Lupinie, jednak nie potraktowałabym tego jako wady. Widać, iż twórcy starają się znaleźć nową drogę dla głównego bohatera, niekoniecznie związaną z książkowym pierwowzorem. To dalej spektakularne kradzieże, jednak w zupełnie innym stylu niż dotychczas. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że w trzeciej części Lupin będzie zupełnie odmiennym dżentelmenem – włamywaczem o zupełnie innych wartościach aniżeli dotychczas.
Jestem też bardzo ciekawa pomysłu na kolejną odsłonę ze względu na fakt, iż bohater jest poszukiwany w całym Paryżu. Policja zna jego tożsamość, wie, gdzie mieszka oraz z kim się zadaje. Czy w takim razie zobaczymy więcej przebieranek? A może Lupin, niczym Sherlock Holmes, przejdzie na emeryturę i zaszyje się w jakiejś podparyskiej miejscowości? Ciekawe jest też, co zmusi go do powrotu, kiedy sprawiedliwości w końcu stało się zadość. Na te pytanie nie znam jeszcze odpowiedzi, więc tym bardziej nie mogę się doczekać kolejnej odsłony, mimo iż część druga mnie lekko zawiodła. Dalej jestem przekonana, że to niewykorzystany potencjał zupełnie nowej, intrygującej postaci, która ma niesamowicie dużo do zaoferowania, a została sprowadzona wyłącznie do człowieka szukającego zemsty za wszelką cenę.
Aktorsko jest nadal świetnie. Omar Sy to łobuz, którego nie sposób nie kochać. Jest przystojny, szarmancki, zabawny. Nic dziwnego, że kobiety za nim szaleją. Cieszę się też, że Antoine Gouy dostał więcej czasu ekranowego w roli Benjamina. Sceny, w których ucieka przed mordercą, to prawdziwe złoto. Nie można również zapominać o kobiecych bohaterkach. Zarówno ekranowe Claire, jak i Juliette spisują się znakomicie, jedna w roli matki, druga w roli odtrąconej kochanki. Cieszę się, że młoda panna Pellegrini została pokazana w trochę innym świetle, jako bogata dziewczyna, która faktycznie chce pomagać potrzebującym i dalej kocha Assane’a. I kocha także ojca, choć wie, do czego jest zdolny i to ją przeraża. Wszyscy zakładamy, że życie sławnych i bogatych to sielanka, a czasami i oni muszą mierzyć się z konsekwencjami swojego bogactwa. Oczywiście bardzo to upraszczam, ale trzeba pamiętać, iż pieniądze szczęścia nie dają. Niektórzy jednak dowiadują się o tym za późno.
Nowa odsłona Lupina to przednia zabawa, która nie wykorzystuje drzemiącego w niej potencjału. Mam wrażenie, że wiele osób po seansie zupełnie zapomni o tej produkcji, aż do momentu, gdy ogłoszona zostanie kolejna część. Mimo to jestem przekonana, że jeżeli komuś podobała się pierwsza odsłona, to może śmiało sięgnąć po kontynuację. Jeśli jednak oczekujecie czegoś więcej, to niestety tym razem się zawiedziecie. Całość ogląda się przyjemnie, ale druga część jest do zapomnienia. Sama intryga nie wciąga tak jak powinna, jednak finalnie to właśnie bohaterowie ratują całą sytuację. Nie jest to produkt zły, jednak biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności, spodziewałam się czegoś znacznie lepszego.