Ranking WSZYSTKICH produkcji czwartej fazy KINOWEGO UNIWERSUM MARVELA
Miejsce 9. „Ms. Marvel”
Nie będę ukrywał, że komiksowe przygody Kamali Khan szybko skradły mi serce i dziś ta bohaterka pozostaje jednym z moich faworytów w całym komiksowym Marvelu. Na szczęście twórcy serialu do spółki z perfekcyjną w tej roli Iman Vellani nie zawiedli i pokochałem także ekranową inkarnację tej postaci. Sama produkcja początkowo zachwyciła mnie sprawnym połączeniem teen dramy z motywami kultury bliskowschodniej oraz wybijającą się ponad przeciętność stroną wizualną, ale ostatecznie nieco rozczarowała brakiem pomysłu na dalsze ruszenie z fabułą.
Miejsce 8. „Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”
Pamiętam, że w momencie premiery tej produkcji byłem nieco – po kilku rozczarowujących serialach i Czarnej Wdowie – znużony tytułami Marvel Studios. Shang-Chi okazał się jednak doskonałym powiewem świeżego powietrza, w którym działało absolutnie wszystko: intrygujący świat przedstawiony, sprawnie napisani i perfekcyjnie obsadzeni bohaterowie, naprawdę udanie zainscenizowane sceny akcji. Zabrakło tylko jednego: energii na ostatni akt, który okazał się generycznym finałem Marvela numer 25.
Miejsce 7. „Eternals”
Chociaż jak wspomniałem już we wstępie, film nagrodzonej Oscarem Chloé Zhao został zmiażdżony przez krytykę, a i przez fanów przyjęty z umiarkowanym entuzjazmem, to ja muszę powiedzieć, że wizja twórczyni Nomadland kupiła mnie całkowicie. Zhao zaproponowała dużo ambitniejsze podejście do uniwersum Marvela, tworząc podniosły list miłosny do gatunku ludzkiego i inteligentną rozprawkę o roli boga. Wszystko to w snyderowskim wręcz stylu i z galerią świetnych aktorów. Zgodzę się, że czasem filmowi brakuje nieco luzu, a kiedy ten się pojawia, wydaje się z kolei wymuszony, ale ostatecznie Zhao wróciła z tego starcia z popkulturą na tarczy i zupełnie nie rozumiem globalnego odbioru Eternals.
Miejsce 6. „WandaVision”
Pierwszy serial Marvela pod wieloma względami wciąż pozostaje najlepszym (mimo że jeszcze dwa tytuły uplasowałem w tym rankingu wyżej). Działa tu bardzo oryginalny pomysł wyjściowy, aby uczynić serial zabawą epokami i konwencją sitcomu, która pozwoliła twórcom na ogrom kreatywności, ale też emocjonalne zakotwiczenie w tragicznej historii miłosnej Wandy i Visiona. Całość zaskakiwała i cieszyła fanów każdym kolejnym tygodniem emisji, a Elizabeth Olsen i Paul Bettany naprawdę błyszczeli w swoich rolach. Szkoda tylko, że na szybko przepisany pod ówczesne wymogi covidowe finał zwyczajnie odstaje od reszty.
Miejsce 5. „Thor: Miłość i grom”
Czwarta odsłona Thora okazała się tą, która najbardziej podzieliła widzów. Ja należę do jej entuzjastów i nie mam problemu, żeby nazwać Miłość i grom najlepszą odsłoną losów asgardzkiego boga. Taice Waititiemu udało się doskonale połączyć przygodowy film akcji z dość niegłupią opowieścią o szukaniu miłości, a przy tym przemycić interesujące antyreligijne przesłanie. Całość bawi, angażuje, wzrusza. Cieszy też zgranym zespołem aktorskim: powracająca do roli Natalie Portman świetnie radzi sobie u boku Chrisa Hemswortha i Tessy Thompson, a Christian Bale błyszczy jako jeden z najlepszych antagonistów Marvela.
Miejsce 4. „Doktor Strange w multiwersum obłędu”
Sam Raimi po kilkunastu latach wraca do gatunku kina superbohaterskiego i bez wątpienia jest to powrót triumfalny. Twórca Martwego zła przemyca tu zaskakująco dużo charakterystycznego dla siebie humoru, nietypowych rozwiązań wizualnych i – co cieszy najbardziej – elementów grozy. Drugiego Doktora Strange’a pochwalić można za dosłownie wszystko: budzących natychmiastową sympatię protagonistów, niezwykle wyraźnego przeciwnika, rozpalający wyobraźnię koncept, efektowne sceny akcji, udany humor, wyrazistą stronę wizualną. A na sam deser zostaje kilka doskonałych cameo. Pierwsza liga filmów tego uniwersum.
Miejsce 3. „Hawkeye”
Jedno z największych pozytywnych zaskoczeń tej fazy budowania uniwersum. Serialowy Hawkeye okazał się lekką, ale perfekcyjnie zaplanowaną rozrywką, która opierała się na bogatej tradycji sensacyjno-kryminalnych klasyków kina amerykańskiego. Tym bardziej się w nią wpisujący, że jak np. Szklana pułapka czy Zabójcza broń również dzieje się w trakcie świąt Bożego Narodzenia. To rewelacyjne zwieńczenie (?) losów Clinta Bartona i doskonałe wprowadzenie Kate Bishop, granej tu bezbłędnie przez Hailee Steinfeld.
Miejsce 2. „Mecenas She-Hulk”
Żaden chyba tytuł tej fazy nie wzbudził tylu emocji, nie wywołał tylu dyskusji i tak mocno nie podzielił odbiorców. Ja bez cienia wątpliwości zapisuję się do klubu entuzjastów Mecenas She-Hulk, bo uważam tę produkcję za inteligentny, zabawny i niezwykle świeży tytuł doskonale kpiący z superbohaterów, ich fanów i twórców. A przy tym wprowadzający do Kinowego Uniwersum Marvela dwie absolutne petardy: tytułową She-Hulk i gościnnie tu debiutującego Daredevila. Tatiana Maslany kradnie dla siebie show, a jej występ perfekcyjnie dopełnia Charlie Cox.
Miejsce 1. „Spider-Man: Bez drogi do domu”
Chociaż wiem, że nie każdy podziela moją miłość do powyższego tytułu, to w moim sercu mógł być tylko jeden zwycięzca tego rankingu. Spider-Man: Bez drogi do domu to wybitny park rozrywki, który stanowi znakomite zamknięcie trylogii z Tomem Hollandem w roli głównej, a przy tym przepiękny list miłosny do całej marki rozpoczętej prawie dwadzieścia lat temu przez Spider-Mana Sama Raimiego. Emocjonujące, efektowne, zabawne i angażujące kino rozrywkowe najwyższej próby. Mój ulubiony film Marvela, mój ulubiony film o Spider-Manie, jeden z moich ulubionych filmów superbohaterskich.