Najbardziej frapujące PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI w znanych filmach vol. 7
Przed Wami prawie okrągła… bo siódma odsłona cyklu, który bardzo lubicie, czyli frapujące pytania bez odpowiedzi. W dzisiejszym odcinku zastanowimy się wspólnie m.in. nad tym, jak Charlie przytargał pizzę do mieszkania, skąd Fabelmanowie wzięli światło za oknem oraz czy można ciągnąć po śniegu konia bez kół. A jeśli nurtuje Was, dlaczego Terminator zmieniał uczesanie, jakim cudem Jean Reno zmieścił się śmigłowcem w Eurotunelu lub w jaki sposób (nie)pękają marchewki w uniwersum Władcy Pierścieni, zapraszam do odcinków VOL. 1, VOL. 2, VOL. 3, VOL. 4, VOL. 5. oraz VOL. 6. Tradycyjnie też przypominam o baczeniu na SPOJLERY!
„Krwawy sport” (1988), reż. Newt Arnold
Tyle się mówi o niekonsekwencji fabularnej w Karate Kidzie, gdzie na finałowym turnieju był absolutny zakaz kopania przeciwnika w przysłowiowy głupi ryj, tymczasem główny bohater tym swoim komicznie wyglądającym stylem bażanta (?) wygrał turniej, trafiając przeciwnika w ów właśnie głupi ryj. Jednocześnie milczeniem pomija się fakt, że w Krwawym sporcie inny bohater bez skazy: Frank Dux (odgrywany przez Ja Wam Dam) wygrywa jedną z – jak to mawiali we Wściekłych pięściach węża – walek przez zadany w pełni świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny… chwila coś nie tak… Oczywiście chodziło mi o zadany w pełni świadomie i z całej siły cios pięścią prosto w… oto jest zagadka dwie kulki i armatka. I nie został za to zdysfalfikowany (trudne słowo aż się spociłem). Ja rozumiem, że miał to być full contact, ale w żadnym sporcie walki nie dopuszcza się ewidentnego bicia po jajach, no bądźmy poważni. Jasne, zdarzają się ciosy poniżej pasa w ferworze walki, ale tutaj Van Damme zrobił szpagat, zniżając się na wysokość celu, dokładnie wymierzył i na pełnej kurwie wjechał między kule tego nieszczęśnika, aż mu się żyć odechciało.
„Magic Mike: Ostatni taniec” (2023), reż. Steven Soderbergh
Nie pytajcie mnie, proszę, jakim cudem trafiłem na ten film do kina; ja chciałem iść na Wieloryba, a randka z Tindera na Magic Mike’a: Ostatni taniec. Powiem tylko, że nie było drugiej randki, a z Tindera zrezygnowałem. Jeśli zaś chodzi o pytanie bez odpowiedzi, z jakim pozostawił mnie ten nadzwyczaj nudny, miałki i nijaki film, to miało ono miejsce po finałowym tańcu Mike’a w deszczu z mało ubraną kobietą. Taniec trącił lekką erotyką, dlatego nieletnia córka głównej bohaterki została wyproszona na ten czas za kulisy, skąd widzieć niczego na scenie nie mogła. Dlaczego zatem gdy później spotkała Mike’a, rzuciła mu się na szyję ze słowami: „Byłeś świetny”? Tak bardzo fałszywe to dziecko czy niekonsekwencja scenarzystów, którzy przeoczyli fakt, że dziewczynka nie widziała występu, który właśnie oceniła?
„Wieloryb” (2022), reż. Darren Aronofsky
Główny bohater filmu ma ogromny problem z poruszaniem się po własnym domu i musi korzystać z balkonika, by dotrzeć np. do łazienki. Przez korzystanie z balkonika rozumiemy trzymanie się go mocno oburącz przy stawianiu każdego kroku. A teraz przypomnijmy sobie, jak dostawca pizzy regularnie przywoził Charliemu pizzę i zostawiał ją na ławce na zewnątrz. Charlie wychodził po nią, trzymając się balkonika i po prostu nie ma bata, żeby wziął pizzę w jedną rękę i wrócił do mieszkania, trzymając się balkonika pozostałą ręką, bo jak to mawiał ten kot z mema: „Andrzej, to jebnie”. Pytanie zatem do Was: jak Charlie, który bez balkonika zrobił kilka kroków dopiero w finale, gdy już w zasadzie nie żył, wnosił pizzę do mieszkania, choć miał totalnie zajęte obie ręce? Najciekawsze propozycje nagrodzimy pizzą.
„The Last of Us”, sezon 1 odc. 8 (2023)
Koń Ellie zostaje zastrzelony. David zbiera z ziemi nieprzytomną dziewczynkę i wydaje swoim ludziom następujący rozkaz: „Wy dwaj idziecie ze mną, ciągniecie konia, reszta zostaje”. Żeby się upewnić, że dobrze usłyszałem, odtworzyłem ten moment raz jeszcze w zwolnionym tempie i David na 100% powiedział do swoich ludzi: „Wyyy DWAAAJ (słownie 2-AJ)… ciągniecie KOOONIA…”. Dwaj, konia, dorosłego, nie jakiegoś kucyka, miniaturkę czy dmuchaną atrapę, lecz prawdziwego KONIA z krwi i kości, i kopyt, ważącego w przedziale 500–700 kilogramów. Uśredniając dla łatwiejszych obliczeń, niech to będzie 600 kg, czyli po 300 kilogramów do pociągnięcia na głowę przez las. Pytanie jest oczywiste: JAK? Strongmani – czyli ci duzi panowie chodzący do pracy z betonowymi neseserami – potrafią pociągnąć nawet i samolot, ale maszyna latająca ma coś, w co natura konia nie wyposażyła – czyli koła – w dodatku ciąganie na zawodach odbywa się na dystansie kilku metrów po asfalcie latem, a nie kilkuset metrów w śniegu, mrozie i po nierównym terenie, w dodatku przez mających halucynacje z niedożywienia filigranowej budowy facecików. Żeby chociaż ten koń miał narty.
„60 sekund” (2000), reż. Dominic Sena
Nie daje mi spokoju relacja Cage’a z Eleanor. Gdy Nicolas po raz pierwszy widzi to cudowne auto, czyli Forda Mustanga Shelby GT500 rocznik 67, wchodzi podniosła muzyka, Cage podchodzi do Eleanor z pokorą i ostrożnością jak do charakternego konia, a jego koledzy i brat stojący obok komentują półgębkiem, że „Eleanor to jego baśniowy nieuchwytny jednorożec” i „On odnawia znajomość, parę razy omal go nie zabiła, dachowała, spadła z pirsu…”. Sam Cage głaszcząc automobil, szepcze: „Wiele razem przeszliśmy, niezbyt nam się układało. Przy każdym podejściu niefart, ale teraz pójdzie nam jak po maśle”. No dobra, o co tu do cholery chodzi? Czy Cage podczas swojej kariery złodzieja próbował kilka razy ukraść takie auto, ale zawsze je rozwalał? Skąd tak silna emocjonalna więź między nim a właśnie tym modelem samochodu? Wygląda to tak, jakby w poprzednim filmie przeżyli razem jakieś szalone przygody, miłość, powroty i rozstania, a teraz po latach Cage znajduje taki sam samochód… no ale nie było przecież poprzedniego filmu (pomijając klasyczne Gone in 60 Seconds z 1974 roku). Macie jakieś teorie na wyjaśnienie tej metafizycznej relacji głównego bohatera z dokładnie TYM autem? Najlepsze odpowiedzi nagrodzimy… nie, nie Fordem Mustangiem, pizzą oczywiście.
„Plane” (2022), reż. Jean-François Richet
Gerard Butler to obecnie taki trochę Liam Neeson. Tłucze już niemal seryjnie podobne do siebie akcyjniaki i sensacyjniaki, w których jako za każdym razem ten sam kozak dzielnie ratuje… tych, którzy w danym filmie są do uratowania. W Plane, o dziwo całkiem niezłym actionerze, ratuje pasażerów samolotu pasażerskiego, którym po awarii udaje mu się w jednym kawałku wylądować na opanowanej przez partyzanto-rebeliantów wyspie odciętej od świata. I gdzieś tak w połowie filmu na wyspie pojawia się ratunkowa ekipa najemników, która to przybywa na miejsce akcji przy pomocy… ŻADNEGO środka transportu. Serio, nie zostaje nam pokazane, czy przypłynęli, czy przylecieli, czy wylądowali na spadochronach, czy się kurwa teleportowali jak w Star Treku. Oni po prostu nagle na tej wyspie, deus ex machina, ZAISTNIELI. Być może chodziło o to, że gdyby w scenariuszu pojawił się nagle środek ewakuacji dla pasażerów uszkodzonego samolotu, dzielny Gerard Butler nie mógłby bohatersko tym dymiącym struclem wystartować i uratować pasażerów po raz drugi. Brawo bohaterski Butler, nie brawo scenarzyści.
„Fabelmanowie” (2022), reż. Steven Spielberg
Jakim cudem przez okno w domu Fabelmanów wpada światło tak jasne, jakby na zewnątrz Indiana Jones właśnie uciekał lodówką przed eksplozją termonuklearną, a po otwarciu drzwi okazuje się, że właśnie nadciąga tornado, słońce jest całkowicie skryte za chmurami i jest niemal ciemno? Tutaj z odpowiedzią przychodzi… maniera autora zdjęć, naszego ziomala Janusza Kamińskiego, oraz oświetleniowców, którzy w ostatnich filmach Spielberga lekutko nadużywają niezwykle jasnego światła kontrowego; w West Side Story chwilami zaczynał mnie już ten sposób świecenia irytować, podobnie jak u Michaela Baya w Transformers: The Last Knight, z tą różnicą, że u Baya to już irytowało wszystko. O ile zatem można zrozumieć sposób budowania ujęcia i chęć osiągnięcia specyficznego klimatu z tak jasnym światłem za oknem magicznie rozświetlającym wnętrze domu, tak już trudno przełknąć to, że w filmie takiego kalibru, tak uznanego reżysera, skręconego z tak genialnym operatorem, montażysta wykonał akademicki błąd i skleił ze sobą dwa skrajnie różnie oświetlone plany, pasujące do siebie jak pięść do kożucha czy kwiatek do nosa.