search
REKLAMA
Artykuł

Śmierć to dopiero początek. 25 lat filmu MUMIA Stephena Sommersa

„Mumia”, która zawadiacko przywołała na ekrany najlepsze elementy kina nowej przygody, weszła do amerykańskich kin 7 maja 1999 roku.

Tekst gościnny

7 maja 2024

REKLAMA

Mija właśnie dwadzieścia pięć lat, odkąd Mumia Stephena Sommersa po raz pierwszy wystraszyła i oczarowała spragnionych przygody i dreszczyku kinomanów na całym świecie. Taki jubileusz to świetna okazja do tego, by zastanowić się, na czym polega fenomen tego filmu. Co sprawiło, że stał się ponadczasową, docenianą pod każdą szerokością geograficzną rozrywką, której bohaterowie niezmiennie bawią kolejnych łaknących przygód widzów?

Mumia, która zawadiacko przywołała na ekrany najlepsze elementy kina nowej przygody z wysokim budżetem, dynamiczną akcją, dowcipnymi dialogami i pięknymi plenerami, weszła do amerykańskich kin 7 maja 1999 roku, do Polski dotarła ponad trzy miesiące później. W nakręconym w Maroku i w Wielkiej Brytanii filmie wystąpiła międzynarodowa obsada z Brendanem Fraserem, Rachel Weisz, Johnem Hannah, Arnoldem Vosloo, Kevinem J. O’Connorem, Odedem Fehrem, Patricią Velásquez i Jonathanem Hyde’em na czele. Autorem scenariusza oraz reżyserem Mumii jest Stephen Sommers, specjalista od kina przygodowego, który do czasu rozpoczęcia pracy nad tą produkcją miał w swoim portfolio m.in. Księgę dżungli. Przygodowy horror zarobił na świecie ponad 400 milionów dolarów i doczekał się dwóch sequeli (oraz nieudanego rebootu z Tomem Cruise’em), spin-offów, serialu animowanego, własnych atrakcji w parkach rozrywki wytwórni Universal, komiksów i gier na konsole, ale przede wszystkim rzeszy zakochanych w nim po uszy fanów.

mumia

Film wpisał się w zapoczątkowany w latach dziewięćdziesiątych trend sięgania po dobrze sprawdzone, lubiane przez widzów i doskonale im znane motywy, które zaczęto przywdziewać w nowe szaty. Stacey Snider, ówczesna szefowa Universal Pictures, wysłała pakiety z kopiami i streszczeniami starych filmów studia do współpracujących z nim reżyserów oraz scenarzystów i poprosiła o odzew. Wśród osób, które nadesłały zarys alternatywnej wersji jednego z klasyków ze stajni Universal, był Stephen Sommers. Filmowiec wziął na warsztat horror Mumia z 1932 roku z Borisem Karloffem, ale nie chciał kręcić jego nowej, identycznej z pierwowzorem wersji, tylko – mocno z niego czerpiąc – stworzyć dynamiczną przygodę ze szczyptą romansu, która w kilku miejscach ma widzów również przestraszyć. Twórca od samego początku uparł się, że jego mumia będzie żwawa i przerażająca realistycznym wyglądem, a do projektu planował zaangażować egiptologów z Uniwersytetu Kalifornijskiego, by zadbali o jak najwierniejsze odwzorowanie realiów starożytnego Egiptu, w tym języka, którym posługuje się żyjący tysiące lat temu kapłan Imhotep. Snider tak bardzo spodobała się ta wizja, że dała zielone światło do powstania filmu. Producentką Mumii została Patricia Carr, która odpowiadała wcześniej nie tylko za pierwszy cykl Gwiezdnych wojen, ale również za przygody Indiany Jonesa. Kostiumograf John Bloomfield wspomina, że z początku myślał, iż rozpoczyna pracę nad nową wersją horroru z lat trzydziestych, ale Sommers wyjaśnił mu, że chodzi o stworzenie znacznie bardziej awanturniczego filmu.

„Zastanawiałem się, czy klasyk z Karloffem w ogóle można ulepszyć, ale szybko okazało się, że nie chodzi o żaden remake, że to jest coś, co będzie żyło własnym życiem. […] Podoba mi się, że akcja filmu dzieje się w latach dwudziestych, bo przecież to wtedy odkryto Grobowiec Tutanchamona. Umiejscowienie akcji nowej Mumii w latach dziewięćdziesiątych byłoby zatem kompletnie bez sensu”1.

Gdy nadeszła pora szukania aktorów, studio z początku chciało zaoferować główną rolę męską Mattowi Damonowi lub Matthew McConaugheyowi, ale żaden z nich nie miał czasu z uwagi na angaże przy innych projektach. I wtedy do kin wszedł George prosto z drzewa, filmowa wersja kreskówki z lat sześćdziesiątych, która tylko w Stanach Zjednoczonych zarobiła ponad 100 milionów dolarów i tym samym sprawiła, że Brendan Fraser, zdolny i lubiany aktor sprawdzający się w każdym filmowym gatunku, stał się potencjalnym gwarantem sukcesu komercyjnego, a jednocześnie nie pobierał tak zawrotnych gaż jak Tom Cruise czy Brad Pitt. Finalnie to on stał się legionistą i poszukiwaczem przygód Rickiem O’Connellem. Rolę Evelyn Carnahan, egiptolożki i bibliotekarki, powierzono Rachel Weisz, znanej wcześniej m.in. z Reakcji łańcuchowej, a jej bratem Jonathanem, został John Hannah, który fenomenalnie zagrał chociażby w Czterech weselach i pogrzebie. Casting w Mumii okazał się absolutnym strzałem w dziesiątkę, ponieważ zarówno ta trójka, jak i wszyscy aktorzy drugoplanowi doskonale się w tej historii uzupełniają, energia między nimi jest wspaniała, a Fraser i Weisz mają wręcz nieprawdopodobną ekranową chemię, dzięki której widzowie są w stanie z miejsca uwierzyć w autentyczność niespiesznie rozwijającego się między ich bohaterami romansu.

mumia

Brak dużej gwiazdy w obsadzie wyszedł Mumii na dobre, bo równo rozłożył aktorskie siły, proporcje i ambicje. Pewnym problemem stało się jednak określenie, z jakim gatunkowo filmem będziemy mieć do czynienia.

„Nie mieliśmy w zasadzie pojęcia, co to tak naprawdę będzie. Z jednej strony był to film na wskroś przygodowy, bo nic tylko biegaliśmy i strzelaliśmy, z drugiej były w nim elementy czysto slapstickowej komedii, a jeszcze z trzeciej wiało grozą i było mrocznie – wspomina Fraser. – Ukończona Mumia okazała się finalnie gatunkową hybrydą, mieszanką horroru, komedii, przygody i romansu2.

Mumia – tu każdy znajdzie coś dla siebie

Wszystkie te elementy zostały w filmie zmieszane ze sobą w iście aptecznych, idealnie odmierzonych i zbalansowanych proporcjach. Stanowią doskonały bukiet niebanalnych przypraw sprawiający, że dzieło Sommersa konsumuje się z jeszcze większą przyjemnością. Co straszniejsze momenty przełamywane są gagiem słownym lub sytuacyjnym, romans tli się w powietrzu, momentami jest wręcz elektryzujący, ale widzowie nie dostają niczego poza pocałunkiem Evy i Ricka w ostatnich minutach filmu – więcej tu oczarowania niż erotyzmu, co ma w sobie mnóstwo nienachalnego uroku. Przygody jest dokładnie tyle, żeby wciągała i przykuwała uwagę, ale by jednocześnie nie męczyła i nie stwarzała chaosu. W dodatku jest świetnie wpleciona w historię – nie ma tu żadnych bójek, strzelanin czy pościgów, które nie byłyby porządnie umocowane w fabule. Takie gatunkowe wymieszanie sprawiło, że w Mumii dosłownie każdy znajdzie coś dla siebie, co z pewnością przyczyniło się do jej fenomenalnej popularności i świetnego odbioru przez widzów.

Kolejnym atutem produkcji jest imponująca dbałość o detale. Poza tym, że aktorzy opanowali kwestie w starożytnym języku, warto odnotować, że sceny plenerowe były kręcone między innymi na marokańskiej pustyni – Egipt, z uwagi na niestabilną sytuację polityczną, od samego początku nie był przez Universal brany pod uwagę. Hamunaptrę faktycznie zbudowano, w kraterze wygasłego wulkanu na terenie Arfudu, aktorzy opanowali jazdę na wielbłądach, a liczne rekwizyty, jak na przykład klucz otwierający sarkofag i święte księgi, były skonstruowane tak, że naprawdę działały. Przywiązanie produkcji do realiów przyczyniło się nawet do dość dramatycznej sytuacji, gdy Brendan Fraser stracił przytomność podczas sceny, w której Rick O’Connell jest wieszany na szubienicy w więzieniu. Lina została zaciśnięta wokół jego szyi zbyt ciasno i spuchnięta, nabrzmiała twarz oraz wyłupiaste, załzawione oczy aktora, które widzimy w filmie, są jak najbardziej autentyczne.

mumia

„Żadnych bandaży! Chcę mieć mumię-terminatora!3” miał powiedzieć Stephen Sommers pracownikom Industrial Light & Magic, firmie odpowiedzialnej za przełomowe efekty specjalne wykorzystane w Mumii. Wybudzony z trwającego trzy tysiące lat snu Imhotep jest z początku odrażającym potworem, z przegniłym ciałem, przez które prześwitują rozkładające się wnętrzności, a każda klatka filmowa z monstrum wymagała wielogodzinnej komputerowej obróbki. Płynność ruchów egipskiego kapłana osiągnięto dzięki zastosowaniu techniki motion capture – przechwytywania ruchu – pozwalającej skopiować wcielającego się w niego Arnolda Vosloo i zastąpić go potem w filmie mumią. Obecnie jest to coś, co jest powszechnie stosowane zarówno w filmach, jak i grach wideo, ale dwadzieścia pięć lat temu było szalenie innowacyjne. Nie można też nie wspomnieć o ścianie piasku, z której wyłania się szpetnie uśmiechająca się twarz Imhotepa, ani o jego zapadającej się w nim złowrogiej gębie na początku filmu. Jeden z autorów tych efektów Alex Laurant w programie VFX Artists React to „The Mummy” CGI, dostępnym do obejrzenia na serwisie YouTube, przyznał, że każde ziarenko piasku w tych konkretnych sekwencjach wymagało osobnego animowania, żeby nadać całości płynność i realny wygląd. Warto jednak podkreślić, że pomimo tego, iż w Mumii jest całe mnóstwo wyrafinowanych efektów specjalnych, grający w niej aktorzy absolutnie nie dali im się zdominować – komputerowe triki służą uzupełnieniu ich pracy oraz nadaniu opowiadanej historii spektakularności, ale w żadnym wypadku ich nie zastępują.

Kolejną rzeczą, która jest w filmie Sommersa – jak na lata, w których powstał – prekursorska, to postać głównej bohaterki, czyli Evelyn. Z początku liderem wyprawy jest Rick, co jest zrozumiałe, bo on jako jedyny wie, jak dotrzeć do Hamunaptry, ale to dzięki Evy ich ekspedycja nie porusza się po omacku. To ona odczytuje hieroglify, rozumie starożytny egipski i posługuje się nim, wyjaśnia swoim kompanom, na czym polegała mumifikacja i jaką klątwę rzucono na Imhotepa, zna też na wskroś historię miejsca, do którego docierają, i krążące o nim pradawne opowieści. Nie potrzebuje aprobaty męskiego towarzystwa, w którym się znalazła, doskonale zna wartość swojej wiedzy i umie z niej korzystać. W swojej recenzji w portalu Onet.pl Konrad J. Zarębski napisał: „Niepotrzebny stał się uczony starzec mający wyjaśniać wszelkie zawiłości – znakomicie wyręczy go bibliotekarka”. To w końcu Evy ożywia przeklętego kapłana, ale też ona znajduje sposób na to, jak go ostatecznie pokonać i, traktowana z początku protekcjonalnie przez konkurencyjną grupę poszukiwaczy skarbów, staje się prawdziwą protagonistką tej historii. Evelyn to wyemancypowana, silna postać, kobieta, która bywa momentami naiwna, ale zdecydowanie nie jest rozedrganym ozdobnikiem wymagającym ciągłego ratowania, jak to często bywa w komercyjnych filmach z tamtych lat.

Rick od samego początku docenia jej kompetencje, szybko też pojmuje, że tak naprawdę tylko ona jest w stanie wyciągnąć ich z kłopotów, bo przecież żaden rewolwer ani prawy sierpowy nie są w stanie poradzić sobie z potężnym Imhotepem i jego magią. Główni bohaterowie doskonale się uzupełniają – na zmianę pakując się w tarapaty, z których potem wzajemnie się wyciągają – więc schemat damy w opałach jest w Mumii ograniczony do minimum. Co więcej, właśnie to, jak została napisana rola Evy, skłoniło Patricię Carr do podjęcia współpracy z reżyserem – zobaczyła w niej mądrą, przejmującą inicjatywę bohaterkę, która nie tylko jest w centrum wydarzeń, ale ma niemały wpływ na ich przebieg. Tym bardziej szokująca jest recenzja Arkadiusza Grzegorzaka z „Fantastyki”4, który określa Evelyn Carnahan mianem „słodkiej idiotki z biblioteki”. Zresztą, polscy recenzenci raczej nie ulegli urokowi Imhotepa i w rodzimych mediach mało było opinii przychylnych filmowi Sommersa, który przecież ani na poziomie tworzenia, ani późniejszej promocji nie udawał, że jest czymś więcej niż tzw. popcorn movie – dziełem mającym dostarczyć wakacyjnym kinomanom dobrej jakości rozrywki, która ich oczaruje i zabierze do swojego świata w nadziei, że będą chcieli jeszcze do niego wracać. Filmoznawcy znad Wisły zdecydowanie podeszli do Mumii zbyt poważnie. Krzysztof Kłopotowski napisał, że film „stanowi profanację kulturalną i wykorzystuje olśniewającą kulturę starożytnego Egiptu dla bardzo płaskiej rozrywki”. „Kurier Lubelski” był nieco bardziej łaskawy, pisząc, że „film obfituje w taką mnogość niespotykanych dotąd efektów specjalnych, że widzowie poszukujący w kinie przede wszystkim rozrywki powinni być usatysfakcjonowani”. Z kolei recenzent z „Dziennika Bałtyckiego” wspomina, o „drewnianym bohaterze z gładką, bezosobową gębą jak z żurnala”, co jest zabawne, biorąc pod uwagę, jak sukces Mumii wywindował aktorską pozycję Brendana Frasera. On sam wspomina to tak:

„Przysłano mi do domu całe pudło z gadżetami z filmu, w tym figurkę Ricka O’Connella, wyposażoną w pistolety, laskę dynamitu i efekty dźwiękowe. […] Bardzo się z tego śmiałem i nie mogłem w to uwierzyć. Wokół mnie w końcu zaczęło się dziać coś innego”5.

Nieprzychylne opinie krytyków nie zniechęciły ludzi do pójścia do kin, a według serwisu boxofficemojo.com polscy widzowie dali Mumii zarobić ze sprzedaży biletów prawie dwa miliony dolarów. Wygląda na to, że recenzenci nieco zapomnieli, do kogo w pierwszej kolejności adresowany był ten film, i że do kina chodzi się również po to, by przeżyć przygodę i dobrze się bawić.

Jednym z powodów, dla których do Mumii odczuwa się tak wielki, niesłabnący sentyment, jest fakt, że jest to bodajże ostatni przygodowy film sprzed nastania ery filmów komiksowych. Nie ulega wątpliwości, że w podtrzymywaniu fascynacji dziełem Stephena Sommersa wydatnie pomógł również reboot z 2017 roku z Tomem Cruise’em w roli głównej. Nie tylko jeszcze mocniej wzniecił internetowe zjawisko Brenaissance’u, czyli globalnego kibicowania powrotowi do hollywoodzkiej czołówki mocno życiowo pokiereszowanego Brendana Frasera – zwieńczonego Oscarem w 2023 roku za główną rolę w Wielorybie – ale przypomniał wszystkim, że Mumia to właśnie on i nikt inny.

Sommers i spółka stworzyli wzorcowe przygodowe kino, które cały czas znakomicie się ogląda, w którym wszystko zadziałało jak w szwajcarskim zegarku. Wyraziste, pełnokrwiste postaci, doskonała gra aktorska, bezczelne wymieszanie gatunków, wciągająca fabuła, świetne efekty specjalne, kapitalne dialogi, humor i fenomenalna muzyka Jerry’ego Goldsmitha złożyły się na dzieło rozrywkowo w zasadzie idealne. To, o co można mieć do Mumii małe pretensje w dzisiejszych czasach, to pewna kulturowa stereotypowość mogąca momentami kłuć w oczy współczesnego widza. Amerykanie z konkurencyjnej ekspedycji to głośni kowboje, którzy nie przepuszczą okazji, by wyjąć rewolwery z kabur i narobić hałasu. Nie szanują historii i kultury miejsca, do którego trafili, szukają skarbu, bo chcą się szybko wzbogacić. Komiczna postać arabskiego strażnika więziennego również jest napisana stereotypowo, a żarty z niego bywają niewybredne. Nie są to jednak mankamenty rażące, raczej coś, co jest echem lat, w których powstał film, i ówczesnego podejścia twórców do opowiadanych przez nich historii.

Mumię regularnie można oglądać w telewizji lub na platformach cyfrowych. Cała trylogia zarobiła ponad miliard dolarów, a przy okazji powrotu Frasera do aktorskiego topu nie ma w zasadzie wywiadu, w którym nie pytano by go, czy wróciłby do roli Ricka O’Connella, na co on zawsze odpowiada, że jeżeli tylko będzie ku temu okazja, zrobi to z ogromną przyjemnością. Trzeba tylko trzymać kciuki, by do roli Evelyn wróciła Rachel Weisz, której w trzecim filmie zabrakło, co zdecydowanie odbiło się na jego jakości.

 

1 Resurrecting The Mummy. The Making of the Movie, Pat Cadigan, Ebury Press, tłum. autorki, 1999, strony 37–38.

2Best.Movie.Year.Ever, B. Raftery, Simon & Schuster, tłum. autorki, 2019, strona 157.

3 Magazyn „Cinema”, lipiec 1999.

4 „Fantastyka”, numer 8 (2003).

5 Best.Movie.Year.Ever, B. Raftery, Simon & Schuster, tłum. autorki, 2019, strona 158.

O autorce:

REKLAMA