search
REKLAMA
Zestawienie

HORRORY z BARDZO PODOBNYM pomysłem na fabułę. Przypadek czy kopia?

Które horrory mają podobny koncept?

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

22 listopada 2022

REKLAMA

Z perspektywy czasu można uznać, że kreatywność scenopisarska przez wiele osób bardzo często łączona jest z aspektem, jakim jest fabuła. Dotyczy to także horrorów, gdzie schemat goni schemat, schematem poganiając. Wiele tego typu produkcji na przestrzeni ostatnich dekad jest do siebie łudząco podobna, nie bez powodu. Dość często zdarza się, że twórcy starają się odtworzyć sukces filmu, który  stał się hitem kinowym, bądź złożyć bezpośredni hołd klasykom gatunku. Blair Witch Project bez wątpienia było szczęśliwym trafem, który zapoczątkował modę na tworzenie dzieł przy pomocy techniki filmowej found footage, co objawiło pod postacią chociażby serii Paranormal Activity. Z kolei wiele horrorów z lat 70. XX wieku nie powstałoby, gdyby nie sukces Egzorcysty, w tym takie klasyki gatunku jak Omen. To samo tyczy się pierwszego Martwego Zła, który rozsławił motyw grupy nastolatków/osób spędzających czas w opuszczonej chatce w środku lasu czy kolejnych filmów z gatunku slasher, nie zapominajmy także o Hostelu, te tytuły otworzyły na dobre furtkę innym,  podobnym gatunkowo filmom.

Przeglądając odmęty Internetu, natknęłam się na dyskusję, gdzie użytkownicy starali się dojść do clou sprawy, czyli powstawania filmów – w tym horrorów – o identycznej bądź bardzo zbliżonej fabule. Po pierwsze wskazano, że dwóch twórców w tym samym czasie mogło wpaść na identyczne pomysły; dopuszczalna jest taka wersja, gdyż wielkie umysły myślą tak samo. Po drugie, wspomniany hołd dla twórców oryginalnego dzieła. Po trzecie podkreślano, że w taki sposób działa przecież branża rozrywkowa, gdzie łatwiej jest znaleźć produkcje, które są do siebie podobne, aniżeli się różnią.

Ponieważ swego czasu popełniłam już tego typu tekst, w niniejszym zestawieniu, skupię się na zupełnie nowych przykładach. Zgadzacie się z nim? Dodalibyście jeszcze jakieś bliźniaczo, podobne produkcje?

PSYCHOZA/HOMICIDAL

Film zatytułowany Homicidal (nie znalazłam polskiego tytułu), który swoją premierę miał w 1961 roku, już praktycznie od dnia pierwszego oskarżany był głównie przez krytyków filmowych o plagiat. Zarzuty te dotyczyły Hitchcockowskiej Psychozy, która na ekrany kin weszła zaledwie rok wcześniej. Z jednej strony padały zarzuty o zbyt dużą inspirację, a z drugiej produkcja umieszczana była chociażby na liście dziesięciu najlepszych filmów roku 1962. Warto zaznaczyć, iż za tę produkcję, która była horrorem psychologicznym, odpowiadał reżyser William Castle, który na swoim koncie miał już takie klasyki kina grozy, jak Dom na Przeklętym Wzgórzu czy 13 duchów.

Czy oskarżenia te były więc całkowicie bezpodstawne?

Jak się okazuje, występuje kilka znaczących fabularnych podobieństw, pomiędzy obydwoma tytułami, uwzględniającymi np. hotel, morderstwo, motyw przebierania czy pojawienie się charakterystycznej kobiety w blond włosach. Jednak historia powstania produkcji z 1961 roku, okazuje się dużo bardziej pokręcona, aniżeli może się wydawać na pierwszy rzut oka. Castle był znany przede wszystkim z tworzenia kina klasy B, w 1959 roku odniósł on spory sukces wspomnianym Domem na Przeklętym Wzgórzu z Vincentem Pricem w roli głównej. Jak podają źródła, produkcja ta stała się z kolei inspiracją dla Mistrza Suspensu do stworzenia czegoś podobnego, czym ostatecznie stała się ekranizacja książki zatytułowanej jak film – Psychoza. Z kolei Castle – który jak wiemy, był fanem Hitchcocka – postanowił niejako się „odwdzięczyć” za zwrócenie uwagi na jego dzieło, tworząc właśnie Homicidal. Jednak jego motywy powstania filmu nie do końca były takie czyste, jak mogło się wydawać. Reżyser liczył po cichu, że jego hołd odniesie taki sam sukces jak dzieło z 1960 roku; udało mi się znaleźć informację, że zarobił ponad 4 miliony dolarów, ale mogę się mylić, gdzie Psychoza zarobiła z kolei 50 milionów dolarów.

KONIEC PRZYJAŹNI/PROFIL ŚMIERCI

Profil śmierci z 2016 roku co prawda jest produkcją niemiecką, jednak cały czas porównywany jest z filmem z 2014 roku, zatytułowanym Koniec przyjaźni. Interesujący wydaje się fakt, iż obie produkcje nie tylko bazują na praktycznie identycznym pomyśle fabularnym, ale początkowo pierwszy z nich nosił identyczny tytuł jak amerykańska wersja. Przypadek? Nie będę rozwodzić się nad tym, czy film został zmiażdżony przez krytyków słusznie, czy niesłusznie oraz nad tym, że obie produkcje świetnie wpisują się w horrorową tematykę odnośnie do wpływu mediów społecznościowych i otaczającej nas technologii.

Więcej jest w tym przypadku jednak zbieżności aniżeli różnic. Najbardziej widoczne są te dotyczącego tego, jak każda produkcja dokumentuje wygląd social mediów, dostajemy wszystko tak naprawdę w czasie rzeczywistym (w filmie z 2014 roku wykorzystany został format Screenlife). Podobieństwo – całość prezentowana jest z perspektywy laptopa nie takiej do końca final girl, jakbyśmy mogli się spodziewać; oczywiście w tamtym okresie królował Skype oraz Facebook, dlatego też spora część czasu skoncentrowana jest właśnie na wykorzystaniu tychże narzędzi. Produkcja z 2016 prezentuje znacznie luźniejsze podejście do kwestii „dokumentowania” na ekranie mediów społecznościowych, gdzie przecież prawdziwy boom przypadał na rok 2011–2012; nic więc dziwnego, że Koniec przyjaźni dużo bardziej skupił się na tym aspekcie.

Oczywiście gatunkowe – i tytularne – podobieństwa to nie wszystko, gdyż należy skoncentrować się także na zbieżnościach w obrębie fabuły, praktycznie jeden do jednego. W obu przypadkach mamy martwą dziewczynę, która zostaje antagonistką, a która mści się na głównej bohaterce – która bezpośrednio przyczyniła się do jej śmierci – poprzez narzędzie, jakim jest laptop, wykorzystuje do tego wszystkie możliwe opcje. Oczywiście jej znajomi i przyjaciele, którzy zabijani są jeden po drugim na naszych oczach, to w obu przypadkach skrajnie antypatyczne indywidua, które do samego końca nie okazują skruchy za popełnione w przeszłości czyny. Nie zapominajmy o moim ulubionym stereotypowym gościu znającym się na technologii jak nikt inny. Nadprzyrodzona interwencja nie dopuszcza do tego, by ktokolwiek przeżył, czego możemy się spodziewać od samego początku.

JASKINIA/ZEJŚCIE

Ponownie mamy dwa filmy, które weszły na ekrany kin w 2005 i prezentują bardzo zbliżone założenia fabularne. Mowa o produkcjach Zejście oraz Jaskinia, czyli dwóch horrorach, gdzie grupa grotołazów/grotołazek, zostaje uwięziona pod ziemią, odkrywając jednocześnie, że jaskinie zamieszkiwane są przez krwiożercze potwory, czające się na nic nieświadomych odkrywców. I jakby tutaj podobieństwa fabularne tak naprawdę się kończą, mimo iż wiele osób mówi, że oba filmy są bliźniaczo podobne; co jest nie do końca prawdą. W jednej produkcji mamy do czynienia z bandą typowych stereotypowych postaci, gdzie w drugim – grupę zaradnych dziewczyn, co jak na horror było do tej pory dość niespodziewane. Dodatkowo finał Jaskini to typowe podejście do tematu, czyli wirus wydostaje się na zewnątrz, podczas gdy w drugim filmie – no właśnie, nakręcono dwa różne zakończenia, gdzie moim ulubionym jest to przygotowane na rynek brytyjski, w którym ucieczka z jaskini dzieje się wyłącznie w głowie final girl; jak się okazuje, było ono zbyt mroczne dla amerykańskiego widza.

W Stanach Zjednoczonych Zejście miało premierę rok później, by uniknąć ewentualnych problemów z dystrybucją w związku z podobieństwem między obydwoma filmami.

Warto wspomnieć, że Jaskinia wystartowała z budżetem o wysokości 30 milionów dolarów, który ledwo się zwrócił, mimo iż w obsadzie znalazła się m.in. Lena Headey, znana chociażby z Gry o Tron. Z kolei Zejście bazowało na wyjściowym budżecie opiewającym na 3,5 miliona dolarów, który zaowocował dochodami przekraczającymi 57 milionów.

SZÓSTY ZMYSŁ/OPĘTANIE

Kolejny przykład, gdy dwa bardzo podobne pod względem fabularnym filmy, nie tylko pojawiły się w kinach w tym samym roku, ale – co ważniejsze – premiery obydwu odbyły się w odstępie jednego miesiąca. Dziś chyba nikt nie ma wątpliwości, że Szósty zmysł to nie tylko jeden z kultowych filmów, powstałych pod koniec lat 90. XX, ale również produkcja, która tak naprawdę rozkręciła karierę M. Night Shyamalana w Hollywood. Chyba nie ma osoby, która by nie uznała plot twistu zastosowanego przez reżysera, jako prawdopodobnie jednego z najlepszych w historii kina. Produkcji pomógł także niejednoznaczny marketing, gdzie była ona raz pozycjonowana jako horror, raz jako thriller, a raz jako dramat psychologiczny. Ponad 600 milionów dolarów wpływów, nominacja do Oscara dla najlepszego filmu i zapewnione miejsce w historii kinematografii, to wynik, który robi wrażenie.

Mało kto jednak pamięta, że jeden z moich ulubionych aktorów z Instagrama, czyli Kevin Bacon, w 1999 roku połączył siły ze scenarzystą Davidem Koeppem, znanym chociażby z Parku Jurajskiego (ang. Jurassic Park). Punktem wyjścia była proza nie kogo innego jak Richarda Mathesona, który stoi za chociażby taką książką jak Jestem legendą; łącząc gatunek horroru z szeroko pojętą fantastyką. W ten sposób powstało Opętanie, które w założeniu jest praktycznie takie samo (pod względem punktu wyjścia), jak w przypadku Szóstego Zmysłu. Mamy więc głównych bohaterów, widzących i rozmawiających ze zmarłymi, gdzie w większości przypadków są oni nieszkodliwi dla nich, przy okazji pomagając im zakończyć wiele problemów.

Niestety produkcja całkowicie przepadła w box offisie, a w moim przekonaniu niesłusznie.

UCIECZKA W SEN/KOSZMAR Z ULICY WIĄZÓW

Fabuła skopiowana prawie jeden do jednego z filmu Koszmar z ulicy Wiązów została w zaskakujący sposób wykorzystana przez Bollywood, gdzie wściekły „demon” żeruje na snach nastolatków, które to sny mają swoje konsekwencje w prawdziwym życiu. Oczywiście, była to klasyczna produkcja w stylu kina klasy B, z randomowymi scenami tańca i śpiewu w trakcie momentów grozy, bo przecież czemużby nie.

Okazuje się jednak, że Koszmar… miał też jeszcze jednego naśladowcę, a może to naśladowca stał się inspiracją dla kultowego już klasyka? Warto bowiem pomówić o filmie Ucieczka w sen z 1984 roku, z Dennisem Quaidem w roli głównej; tym, co Koszmar… miał premierę w kinach. W obu przypadkach mamy do czynienia z bardzo podobną fabułą, czyli układem zdarzeń, opartym na bliźniaczym pomyśle, że człowiek, umierając we śnie, umiera także w prawdziwym życiu. To, co je różni, to to, że Ucieczka… jest bardziej horrorem science fiction z elementami thrillera politycznego, gdzie Koszmar… to pełnoprawny i pełnokrwisty slasher. To, co je dodatkowo łączy, to fakt, że oba mają status kultowych klasyków, mimo że tylko jeden odniósł kasowy sukces.

Poza bardzo zbliżonym pomysłem wyjściowym pojawiły się także sugestie ze strony fanów, że obie produkcje funkcjonują tak naprawdę w ramach jednego uniwersum, a to wszystko za sprawą trzech aspektów – roku, w którym odbyła się ich premiera, pomysłu wyjściowego oraz plakatów promujących oba dzieła. Fani odkryli, że na obu z nich pojawia się ta sama postać węża, co nie mogło być zbiegiem okoliczności.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Chociaż docenia żelazny kanon kina, bardziej interesuje ją poszukiwanie takich filmów, które są już niepopularne i zapomniane. Wielka fanka kina klasy Z oraz Sherlocka Holmesa. Na co dzień uczestniczka seminarium doktoranckiego (Kulturoznawstwo), która marzy by zostać żoną Davida Lyncha.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA