Czy filmy ALFREDA HITCHCOCKA to kino DRUGIEJ KATEGORII?
Jednym z honorowych gości tegorocznej edycji Transatlantyku był Krzysztof Zanussi. W programie łódzkiego festiwalu znalazł się między innymi jego najnowszy film, Eter, którego do tej pory nie udało mi się obejrzeć. Postanowiłem więc skorzystać z okazji. Po seansie odbyło się krótkie spotkanie z reżyserem. W pewnym momencie Zanussi, broniąc kontrowersyjnego zakończenia Eteru, stwierdził, że bez niego film byłby (cytuję w tym momencie z pamięci) „zwykłym kinem gatunkowym, a kino gatunkowe to zawsze kino mniej wartościowe”. Po tym oświadczeniu zapadła na chwilę cisza, po czym ktoś z widowni nieśmiało podniósł rękę i spytał: „a Hitchcock?”. Krzysztof Zanussi z uśmiechem zripostował: „proszę pana, Hitchcock to nie jest wielkie kino”.
Gdy to usłyszałem, coś we mnie zadrżało. Alfred Hitchcock jest od dobrych paru lat jednym z moich ulubionych reżyserów. Czy w takim razie zachwycam się kinem drugiej kategorii? Czy Alfred Hitchcock to artysta z krwi i kości, jakim widzieli go francuscy krytycy z Cahiers du Cinema (o których swoją drogą pan Krzysztof powiedział, że „znali się lepiej na kręceniu filmów niż na krytyce”), a może zwykły, wprawny rzemieślnik utrzymujący się z realizacji filmów gatunkowych? I choć reżyser Eteru okazał się bardzo sympatycznym i piekielnie inteligentnym człowiekiem, zachowującym pomimo podeszłego wieku jasność umysłu godną dwudziestoparolatka, to uważam, że w tej jednej sprawie głęboko się myli. Alfred Hitchcock jest artystą, którego największe dzieła wykraczają daleko poza ramy kina gatunkowego.
Swoje artystyczne skrzydła autor Ptaków rozwinął po przenosinach do Stanów w 1939 roku. Na dobrą sprawę już pierwszy zrealizowany w Hollywood, pod czujnym okiem producenta Davida O. Selznicka, film Rebeka trudno przyporządkować do jednego, konkretnego gatunku. Hitchcock opowiedział w nim historię młodej, niewinnej kobiety wiążącej się z bajecznie bogatym wdowcem granym przez Laurence’a Oliviera. Po przeprowadzce do ogromnej rezydencji męża dziewczyna stara się odnaleźć w zupełnie nowym świecie, czego nie ułatwiają jej tajemnicze okoliczności śmierci poprzedniej żony milionera i wrogo nastawiona gospodyni domu. Hitchcockowi udało się w Rebece gładko połączyć melodramat, dramat obyczajowy oraz ukochany kryminał, którego elementy wprowadzone zostają za pomocą wątku domniemanego morderstwa, którego miałby dopuścić się bohater Oliviera.
Kolejnym ciekawym mariażem gatunków autorstwa mistrza suspensu jest Cień wątpliwości zrealizowany w 1943 roku. Pod płaszczykiem thrillera kryje się tutaj opowieść o krępujących więzach rodzinnych, które nie pozwalają małej Charlie uwierzyć w to, że jej ukochany stryj jest tak naprawdę oślizgłym mordercą samotnych kobiet. Intryga schodzi tutaj zdecydowanie na drugi plan (rozwiązania zagadki domyślić się można w zasadzie już po pierwszych kilku minutach), a na pierwszym przez cały film znajduje się relacja głównej bohaterki z wujaszkiem o mrocznym obliczu Josepha Cottena.
Nieoczywiste jest również Okno na podwórze, jedno z największych Hitchcockowskich arcydzieł. Jasne, można pójść na skróty i potraktować film z Jamesem Stewartem i Grace Kelly jako kolejny porządny thriller zrealizowany przez niezaprzeczalnego fachowca w swej dziedzinie. Drugie dno Okno na podwórze zyskuje, jeżeli odczytamy je jako metaforę kina. Uwięziony na wózku inwalidzkim Jeff podgląda przez lornetkę poczynania sąsiadów, podobnie jak my podglądamy jego oraz innych bohaterów filmu Hitchcocka poprzez kinowy ekran. Mistrz suspensu zastanawia się tutaj nad moralnością tego zjawiska. Czy mamy prawo podglądać, perfidnie wtykać nos w nie swoje sprawy? Dlaczego nie zajmiemy się zamiast tego własnym życiem? Nie zapominajmy, że Jeffa koniec końców spotyka symboliczna kara – wypada z okna własnego mieszkania i lądując na twardym bruku, łamie drugą nogę. Kolejnym ciekawym aspektem Okna na podwórze sprawiającym, że film ten wymyka się gatunkowym schematom, jest mnogość wątków przedstawionych na ekranie. Obserwując świat przez tytułowe okno, Jeff, a wraz z nim widzowie, jest świadkiem niesłychanej ilości wydarzeń, które składają się na drobne, urocze historyjki. Śledzić w Oknie na podwórze możemy nie tylko pierwszoplanową opowieść o domniemanym mordercy, ale również losy dwójki świeżo upieczonych nowożeńców, „panny samotne serce” wciąż czekającej na tego jedynego, muzyka intensywnie pracującego nad nową kompozycją, małżeństwa z wieloletnim stażem i ich pieska oraz zgrabnej gimnastyczki otoczonej przez tłum adoratorów. Do wyboru, do koloru.