Filmy SCIENCE FICTION, które ociekają SEKSEM
Choć gatunek science fiction bezpośrednio z seksem się nie kojarzy, na przestrzeni lat wielu filmowców wykorzystywało go właśnie do tego, by swe wizje nasączyć odpowiednią dozą erotyzmu. Sposobów na to było mnóstwo. Dla jednych istotne było pytanie, jak w przyszłości może wyglądać fizyczna miłość i jakimi ograniczeniami może być obarczona. Inni naznaczali erotyzmem relacje człowieka z kosmitą, a jeszcze inni – z maszyną. Najistotniejsze wydaje się jednak to, że tematem przewodnim większości tych wizji są nasze lęki i głęboko skrywane pragnienia, o których możemy bezpiecznie opowiadać dopiero po ubraniu ich w niegroźną fantastycznonaukową otoczkę. Oto filmy science fiction, które moim zdaniem w sposób wyjątkowy ociekają seksem. Dajcie znać w komentarzach, czy dołożylibyście coś do tej listy.
Gatunek
Podobne wpisy
Zaryzykuje stwierdzeniem, że to jeden z najseksowniejszych filmów SF w historii. Oczywiście biorąc pod uwagę o czym film opowiada i kto wciela się w główną postać. Kultowy w wielu kręgach miłośników SF Gatunek z właściwą dla siebie swobodą bierze na warsztat motyw reprodukcji między ludźmi a kosmitami. Dochodzi tu zatem do czegoś, czego bodaj najbardziej obawiają się zwolennicy teorii, jakoby przybysze z kosmosu istnieli i mieli niecne plany wobec ziemskiego gatunku. Postać, wokół której kręci się ta historia, to Sil – piękna dziewczyna będąca efektem eksperymentu genetycznego mającego na celu połączenie ludzkiego DNA z pozaziemskim. Wszyscy wiemy, co Sil musi zrobić, by przedłużyć ten gatunek – znaleźć odpowiedniego partnera i zasugerować mu, że jej gody właśnie się rozpoczęły. I tak po prawdzie, cała fabuła filmu Rogera Donaldsona kręci się właśnie wokół seksu, niejednokrotnie doprowadzając do kilku mięsistych i osobliwych scen miłosnych, kończących się zwykle bardzo źle dla przedstawicieli płci męskiej. Wisienką na torcie tego niezwykle seksownego filmu jest oczywiście Natasha Henstridge, była modelka, która w Gatunku prezentuje się wprost zjawiskowo i nie pozwala oderwać od siebie wzroku.
Barbarella
No dobra, pisząc o Gatunku jako najseksowniejszym SF, zapomniałem, że do tego miana pretenduje jeszcze kilka innych filmów. Na ich czele stoi Barbarella, która w sposób w pełni bezpruderyjny konfrontuje seks i kosmos. Konkurentką Natashy Henstridge jest zatem nie kto inny, jak Jane Fonda, która wcielając się w Barbarellę, kosmiczną superagentkę, stworzyła jedną z najbardziej szalonych i jednocześnie najbardziej charakterystycznych kreacji w swej karierze. Potrzeba była sporo odwagi i pewności siebie, by w wypełnionym kiczem widowisku zademonstrować swój niespożyty wdzięk i silnie przyciągać wzrok – zwłaszcza męskiej części widowni. Cóż można dodać? Barbarella to groteskowe widowisko rodem z kina klasy B, które sprzyja odczuwaniu bardzo prostych, wręcz prymitywnych emocji. I robi to dobrze. To właśnie seksapil tytułowa agentka wykorzystuje jako główną broń i narzędzie wywierania wpływu. Jakby chciała dać do zrozumienia, że czasy się mogą zmienić, cywilizacja może wkrótce sięgnąć nawet gwiazd, natomiast mężczyźni już zawsze będą tkwić w swej ułomności, śliniąc się na widok odpowiednio wyeksponowanych nóg przyodzianych w pończochy.
King Kong (1976)
Zaraz, zaraz – zapytacie pewnie – film o wielkiej małpie, tytuł, który wszyscy dobrze znają, ma być jednym z tych najbardziej seksownych science fiction, jakie wypuściła dziesiąta muza? Otóż tak. Wyraźny podtekst seksualny był już odczuwalny w oryginalnym filmie z 1933 roku. Jak by nie patrzeć na tę filmową przygodę z elementem grozy i fantastyki, mamy tu do czynienia z trawestacją mitu Pięknej i Bestii. Przyodziana w biel Piękna to symbol ładu, niewinności, a może i niedostępności, z kolei osnuta czernią małpa to dzicz, siła natury i żywioł, także seksualny. Ten podtekst wykorzystano w remake’u z 1976 roku. Seksowna i zmysłowa Jessica Lange niemal w każdej scenie mruga do widza, posyłając mu zalotne spojrzenie. Wielka małpa ze swą niespożytą energią dostrzega te sygnały i uprowadza kobietę, chcąc, by ta od teraz stanowiła jej zabawkę. Za każdym razem, gdy oglądam scenę, w której potwór smyra swym ogromnym paluchem roznegliżowaną Lange, zdaję sobie sprawę, że to bodaj jedna z najbardziej zaskakujących i dziwniejszych scen erotycznych w historii kina. Jednocześnie dociera do mnie, że wbrew pozorom jej uzasadnienie fabularne jest z gruntu solidne – po prostu reżyser John Guillermin w tym wypadku był nieco odważniejszy i nie obawiał się otwarcie powiedzieć, o co naprawdę chodzi w tej historii. I za to tę wizję lubię.