search
REKLAMA
Z kadru w kadr

Z komiksu na ekran, czyli Z KADRU W KADR #2. Barb Wire / Żyleta

Damian Halik

7 grudnia 2017

REKLAMA

Żyleta regularnie pojawia się w zestawieniach najgorszych filmowych adaptacji komiksów, nigdy jednak nie jest wystarczająco dobra, by wygrać. Czy to dlatego, że mimo bardzo dalekiego odbiegnięcia od zarysowanej na kartach komiksu Barb Wire fabuły częściowo zachowano jej specyficzny klimat? Czy zbierająca cięgi za okropne wykonanie produkcja z Pamelą Anderson w roli głównej naprawdę jest lepsza od Zielonej latarni, Fantastycznej czwórki lub X-Men: Ostatni bastion? A może po prostu mało kto pamięta jeszcze o komiksowych perypetiach Barbary Kopetski, natomiast ich fatalną adaptację schowano tam, gdzie wszystkie filmy z Pam?

Uwaga! Tekst zawiera znaczące spoilery z komiksu i filmu!

Komiks

Lata 90. były dla Dark Horse Comics dość dziwnym okresem. Z jednej strony niezależne wydawnictwo miało wówczas w swoim portfolio wiele ciekawych komiksów (jak kultowe dziś Sin City, Hard Boiled czy Hellboy), z drugiej zaś próbowało zarobić, kusząc masowego odbiorcę znanymi z telewizji i kinowych afiszy tytułami na licencjach studiów filmowych (Obcy, Predator, Gwiezdne wojny, Indiana Jones, RoboCop, Terminator, Buffy: Postrach wampirów – to tylko część przykładów). Barb Wire należał wówczas do pierwszej z grup, ale mimo sporej rzeszy fanów komiks nie utrzymał się zbyt długo – zanim jednak zniknął na dobre, wydawnictwo próbowało reanimować serię, zarabiając przy tym na jej popularności. Na próżno.

Barb Wire (po angielsku dosłownie “drut kolczasty”) to ksywa Barbary Kopetski, która na łamach należącego do Dark Horse imprintu Comics’ Greatest World zadebiutowała w sierpniu 1993 roku. Seria stanowiła odpowiedź na trwającą w pierwszej połowie lat 90. manię snucia mrocznych, dystopijnych wizji przyszłości. Oddelegowani do CGW artyści wykreowali własne miniuniwersum, w skład którego wchodziły trzy miasta (Arcadia, Golden City, Steel Harbor) i jeden dziwaczny region gdzieś w Nevadzie (Vortex) oraz cała masa dobrych, złych i brzydkich postaci, świetnie wpisujących się w to nieszczególnie przyjazne środowisko.

Stworzona przez Chrisa Warnera Barb Wire to najpopularniejsza z zaprezentowanych wówczas bohaterek. Jej domem było Steel Harbor – upadłe, fikcyjne miejsce pełne degeneratów, inspirowane Detroit w najgorszym okresie jego istnienia. Nie do końca wiadomo, który mamy rok, ale już w pierwszym kadrze otrzymujemy podpowiedź, że miasto zostało zrujnowane w 1993. Od tego momentu panoszą się tam liczne gangi, które nieszczególnie przepadają za Barbarą Kopetski – łowczynią głów – na co dzień prowadzą lokal Hammerhead Bar & Grill.

W tym dystopijnym świecie nie brakowało osób o nadludzkich zdolnościach, ale Barb była po prostu silną kobietą, świetnie wyszkoloną w walce i posiadającą superszybki refleks. Choć parała się nie do końca legalnym zajęciem, na tle mieszkańców swojego ukochanego Steel Harbor była niemal jak superbohaterka. Zwalczała przestępczość, prowadziła śledztwa, bez opamiętania tłukła “tych złych” – trochę jak damski odpowiednik sędziego Dredda o niemniej specyficznym humorze, ale osadzony w nie aż tak futurystycznych realiach. Jej pierwsza solowa seria, stworzona przez Johna Arcudiego – wieloletniego współpracownika Mike’a Mignoliego i współtwórcę Hellboya – ukazywała się od kwietnia 1994 do lutego 1995 roku. Poza samą postacią Barb niewiele ma ona wspólnego z filmową adaptacją. Podobieństw można się natomiast doszukiwać w wydawanej od maja 1996 roku (pierwszy numer na dwa dni przed premierą filmu!) miniserii Barb Wire: Ace of Spades (w całości napisanej przez Chrisa Warnera) – zwłaszcza w warstwie graficznej, która przynajmniej częściowo posłużyła filmowym scenografom, choć poza nawiązaniem do rysunków Tima Bradstreeta wciąż przepaść jest tu ogromna.

Z kronikarskiego obowiązku wspomnę jeszcze, że między lipcem 2015 a lutym 2016 Dark Horse zdecydowało się na reboot losów Barbary Kopetski. Jego napisaniem, podobnie jak w przypadku miniserii Barb Wire: Ace of Spades, ponownie zajął się twórca postaci Barb Wire – Chris Warner. To jednak tylko ciekawostka, która nie ma związku z tematem tego tekstu.

Film

23 000 000 dolarów. Taką kwotę można znaleźć w internecie, jeśli zapytamy Google o budżet filmu Żyleta (a jeśli uwzględnimy inflację, będzie to około 36 milionów!) – nie są to jednak dane oficjalne. Zresztą podaję je tylko po to, by uświadomić wszystkim, że adaptacja komiksu Barb Wire wcale nie była produkcją niskobudżetową, choć podczas seansu trudno oprzeć się takiemu wrażeniu.

Filmowa adaptacja Barb Wire bazuje właściwie tylko i wyłącznie na rozpoznawalności Pameli Anderson, będącej w połowie lat 90. u szczytu kariery. Nikt nawet nie silił się na odtworzenie znanej z kart komiksu historii czy oddanie choćby realiów przedstawionego tam świata. Wykreowano zupełnie nowy – pozbyto się bohaterów o nadludzkich umiejętnościach, zamiast tego dodając… nazistów.

Akcja Żylety rozgrywa się w roku 2017. Po tym, jak w Stanach Zjednoczonych rozpętała się II wojna secesyjna, kraj podzielono na dwie zwalczające się frakcje. Po żadnej ze stron nie jest bezpiecznie, choć tak naprawdę zarysowano nam tylko jedną z nich – wyraźnie inspirowaną nazistami. Steel Harbor jest natomiast jednym z ostatnich “wolnych” miejsc, w których schronienia szukają przede wszystkim osoby mające sporo na sumieniu. To wymierające miasto degeneratów, w którym prym wiedzie w kółko podkreślająca swoją bezstronność Barbara Kopetsky. Prowadzony przez nią bar Hammerhead jest natomiast miejscem rozrywki dla każdego, kto podporządkuje się zasadom Barb.

Film od początku zbiera fatalne recenzje. Brak tu jakichkolwiek walorów artystycznych, nawiązań do komiksowego pierwowzoru czy choćby odrobiny sensu. Nikt do końca nie wie, czemu w ogóle miała służyć ta produkcja – choć piersi Pameli Anderson śmigają po ekranie co kilka sekund, to zdecydowanie za mało, by zadowolić poszukujących w wypożyczalni kaset porno z jej udziałem fanów; z kolei od strony technicznej szwankuje tu właściwie wszystko, zaburzając wrażenie oglądania poważnej produkcji.

REKLAMA