search
REKLAMA
Zestawienie

FATALNE filmy, które ZACHWYCAJĄ stroną wizualną

Przemysław Mudlaff

29 czerwca 2019

REKLAMA

Prometeusz (2012)

Skoro już wspomniałem o Łowcy androidów z 1982 roku, warto przy okazji w interesującym nas kontekście wziąć pod lupę filmografię jego twórcy, Ridleya Scotta. On bowiem także nie uchronił się przed wyprodukowaniem, jak to się brzydko określa, tzw. „wydmuszki”. Mam tu na myśli Prometeusza (2012), który zamiast stać się spadkobiercą jakości treści kosmicznej sagi filmowej o obcym, okazał się jedynie zniewalającą wizualnie częścią uniwersum. Wszystko to chyba przez duże ambicje reżysera, który choć stawia w czasie trwania filmu ważne pytania, niepoważnie (lub wcale) na nie odpowiada. Za urodę formy Prometeusza odpowiedzialni są Ridley Scott oraz Dariusz Wolski. Autor filmu oraz twórca zdjęć z pomocą komputerowych efektów dosłownie przenieśli widzów na pieczołowicie wykreowaną planetę. Niestety w parze z zachwytem nad wizualną stroną obrazu nie może iść podziw nad jego fabułą, za którą jako ojciec projektu także odpowiedzialny jest m.in. Scott. Interesujący pomysł poszukiwania początków ludzkości oraz prezentacja konfrontacji filozofii dotyczących tego tematu zostają niestety szybko porzucone na rzecz podniesienia tempa akcji. W rezultacie zamiast inteligentnego science fiction otrzymujemy jego nielogiczną parodię. Dobre kino science fiction powinno bowiem opierać się na pewnym paradoksie. Otóż ukazując rzeczy fantastyczne, musi być jednocześnie całkowicie przekonujące. W przypadku Prometeusza nie da się niestety w przedstawioną historię uwierzyć, choć wizualnie umiejętnie zadziwia oraz straszy.

Sucker Punch (2011)

Zack Snyder zdaje się mieć tyle samo zwolenników, co przeciwników. Fani autora 300 (2006) widzą w jego obrazach unikatowy, wyrazisty styl twórcy oraz twierdzą, że pod tą charakterystyczną, efektowną fasadą kryją się skomplikowane, filozoficzne treści, których oponenci reżysera po prostu nie potrafią zrozumieć. Przyznam, że szanuję Zacka Snydera, ale niektóre jego filmy są zbyt proste, aby dostrzec w nich coś więcej poza oszałamiającą stroną wizualną. Idealnym tego przykładem jest Sucker Punch (2011). Cóż bowiem z tego, że historia Baby Doll (Emily Browning) pięknie wygląda, skoro charakteryzuje się prostacką konstrukcją, aż nazbyt czytelnym przesłaniem oraz posługiwaniem się kliszami w kontekście przedstawionych postaci. W rezultacie Sucker Punch przypomina raczej odjechany wizualnie, wysokobudżetowy teledysk niż pełnoprawny film fabularny. Fantastyczne efekty, duża liczba ujęć slow motion, rozmach inscenizacyjny, „gamingowa” stylistyka, celowe przerysowania i zbliżenia świadczą o – jak to się ładnie mówi – epickości obrazu Snydera. Cóż jednak z tego, skoro wizualna warstwa wręcz przygniata tę dramaturgiczną, a aktorki nie mają przez nią szans na pokazanie niczego więcej niż swojego ponętnego ciała. Sucker Punch przypomina mi o pewnym mało ciekawym zdarzeniu z mojego życia sprzed kilkunastu lat, kiedy to kumpel, szczęśliwy posiadacz drugiej „plejki”, zaprosił mnie do siebie, aby pokazać, jak gra w jakieś Silent Hill albo inne Resident Evil. Brak możliwości chwycenia za pad spowodowała, że początkowy zachwyt bardzo szybko przerodził się w znudzenie. Tak samo mam z opisywanym filmem Zacka Snydera.

Przemysław Mudlaff

Przemysław Mudlaff

Od P do R do Z do E do M do O. Przemo, przyjaciele! Pasjonat kina wszelkiego gatunku i typu. Miłośnik jego rozgryzania i dekodowania. Ceni sobie w kinie prawdę oraz szczerość intencji jego twórców. Uwielbia zostać przez film emocjonalnie skopany, sponiewierany, ale też uszczęśliwiony i rozbawiony. Łowca filmowych ciekawostek, nawiązań i powiązań. Fan twórczości PTA, von Triera, Kieślowskiego, Lantimosa i Villeneuve'a. Najbardziej lubi rozmawiać o kinie przy piwku, a piwko musi być zimne i gęste, jak wiecie co.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA