Connect with us

Publicystyka filmowa

TO WŁAŚNIE MIŁOŚĆ. Czuć ją w palcach dłoni i stóp. Znowu!

W TO WŁAŚNIE MIŁOŚĆ powracają ukochani bohaterowie, by znów zarażać radością i miłością. Krótkie, ale pełne emocji chwile w nowym wydaniu.

Published

on

Nadszedł ten dzień. Powiem szczerze – nie myślałem, że to kiedyś nastąpi. A jednak. Fani komedii romantycznej To właśnie miłość dostaną kolejną szansę spotkania ze swoimi ulubionymi bohaterami. Film będzie trwał około dziesięciu minut, zabraknie niektórych aktorów z oryginału (Emma, Laura… chlip), ale czy to tak naprawdę ważne?

Advertisement

Twórcy nie pokusili się o łatwe pieniądze. Red Nose Actually, bo taki tytuł nosi ta krótkometrażówka, nakręcony został z okazji Dni Czerwonego Nosa, akcji organizacji charytatywnej Comic Relief, swoją drogą założonej przez Richarda Curtisa, a więc reżysera i scenarzysty omawianego filmu. Kulminacją odbywającej się co dwa lata zbiórki pieniędzy jest wielki wieczorny show telewizyjny. W tym roku jego głównym punktem będzie właśnie emisja sequela To właśnie miłość. Curtis uznał, że to, co działo się na świecie w ostatnim roku, zmusiło go do zastanowienia, czy miłość nadal jest wszędzie wokół nas.

Mimo tych wszystkich pesymistycznych wiadomości, które dominują w każdej gazecie, codziennie, odpowiedź jest prosta – miłość wciąż tu jest. Może niekoniecznie ta romantyczna, ale na przykład ta objawiająca się w milionach ludzi, którzy przy okazji Dni Czerwonego Nosa pragną pomóc potrzebującym, w kraju czy za granicą.

NAJLEPSZA PASTA ADAPTOWANA. Czy „Fanatyk” to początek nowego trendu w polskim kinie?

Chiwetel Ejiofor na planie sequela

Już wiemy, że nie będzie wszystkich. Zabraknie między innymi boga seksu Colina (Curtis stwierdził, że teraz mężczyzna pewnie siedziałby w więzieniu, choć absolutnie mu tego nie życzy), Laury Linney oraz Emmy Thompson. Brytyjska aktorka była bardzo zainteresowana udziałem w projekcie, ale autor nie zdecydował się na dopisanie dalszego ciągu do jej wątku – w ubiegłym roku zmarł Alan Rickman, wcielający się w oryginale w jej męża, i majstrowanie przy tej historii byłoby po prostu dla wszystkich zbyt bolesne.

Trudno powiedzieć, skąd wziął się fenomen tego filmu. Po premierze zbierał raczej średnie recenzje, zwłaszcza w USA. W box office poradził sobie nieźle, ale do rekordów było daleko. Sukces polegał na tym, że wchodząc do kin na początku listopada, utrzymał się w nich aż do połowy lutego, mimo tematyki ewidentnie posiadającej swój okres przydatności do spożycia. Ludzie wciąż polecali sobie ten świąteczny film, w którym w ogóle nie ma śniegu, a ścieżkę dźwiękową, zamiast kolęd, wypełniają popowe nowości. Dzięki niemu gwiazdka w 2003 roku trwała dobrych kilka tygodni.

Advertisement

Reżyser Richard Curtis w towarzystwie Martine McCutcheon i Hugh Granta

To właśnie miłość wprawia w bożonarodzeniowy klimat bez powielania klisz – nawet jasełka nie są tam zwyczajne. Jezus rodzi się w otoczeniu krabów, ośmiornic i homarów. Film tworzy to świąteczne ciepło nie poprzez biały puch i światła lampek, ale same historie, zwyczajne i niezwyczajne zarazem. Ta tytułowa miłość naprawdę unosi się w powietrzu, czuć ją w palcach u rąk i stóp, cytując użytą na potrzeby produkcji znaną piosenkę.

Curtis od zawsze powtarzał, że uwielbia gwiazdkę. Kiedy pracował w telewizji, za każdym razem zgłaszał się do wymyślania fabuł świątecznych odcinków seriali. Równie ważna jest jednak dla niego romantyczność.

Gdy byłem młodszy, miłość wypełniała większość mojego życia. Zakochiwałem się do szaleństwa, mając cztery i siedem lat. Potem, w okolicach trzydziestki, złamano mi serce, i to bardzo boleśnie. Miłość, oprócz rodziny i przyjaciół, jest odpowiedzialna za niemal całą moją radość, cały mój smutek. To dlatego o nich piszę. Superbohaterowie, seryjni mordercy, żołnierze – to nie moja broszka. Ale na miłości naprawdę się znam.

Ufam temu facetowi. Jego filmy są dowodem na to, że temat rzeczywiście nie jest mu obcy. Zdaję sobie sprawę, jakie wątki pokazane są w To właśnie miłość – na papierze brzmią śmiesznie, absurdalnie, totalnie niewiarygodnie. Umówmy się, mało który premier w poszukiwaniach ukochanej pukałby od drzwi do drzwi, pytając, czy ktoś ją kojarzy; rzadko się zdarza, aby ludzie, którzy nie zamienili ze sobą tak naprawdę ani słowa, zaręczali się. I tak dalej, i tym podobne. Jednak w jakiś sposób cała ta fabuła wydaje się bliska życiu, szczera, prawdziwa. Być może dzieje się tak poprzez wplecenie motywów bez happy endu, smutnych, przypominających, że proza życia czasem boli (ponownie – Emma, Laura… chlip); być może poprzez użycie rzeczywistych scen z lotniska Heathrow, funkcjonujących na zasadzie klamry; a może dzięki temu, że w filmie mowa nie tylko o tej typowej dla komedii romantycznych miłości od pierwszego wejrzenia, ale też takiej do brata, pasierba, przyjaciela… Nie wiem dlaczego, ale w ten film po prostu chce się wierzyć.

Advertisement

Liam Neeson i jego filmowy syn, Thomas Brodie-Sangster

Wśród powodów, dla których film jest aż tak lubiany, trzeba też wymienić bardzo wielowątkową fabułę – wtedy był to dość świeży pomysł, a powiązania między poszczególnymi postaciami zasygnalizowane zostały w świetny sposób. Według Curtisa obsadzenie tak wielu bohaterów było kluczową kwestią całej produkcji. Nie bez powodu sukces filmu przypisywany jest doświadczonej dyrektor castingu, Mary Selway. To ona postanowiła, że wątki z wielkimi gwiazdami wymieszane będą takimi z udziałem mniej znanych aktorów, z którymi widzowie mogliby się lepiej identyfikować. Dziś formuła ta nie ma tak naprawdę wielkiego znaczenia, bo spora część tych „nieznanych” jest dziś w pierwszej lidze branży.

Zaledwie osiemnastoletnia wtedy Keira Knightley w tym samym roku wystąpiła w Piratach z Karaibów. Jej filmowy mąż, a więc Chiwetel Ejiofor, może pochwalić się nominacją do Oscara za Zniewolonego. 12 Years a Slave. Trzeci z tego trójkąta, Andrew Lincoln, jest obecnie gwiazdą The Walking Dead. Martin Freeman z komika kojarzonego z serialu Biuro stał się gwiazdą zarówno małego, jak i wielkiego ekranu.

Nawet January Jones, która w filmie wypowiada zaledwie kilka zdań, osiągnęła później sukces, grając w Mad Men. Nie mówiąc już o młodziutkim Thomasie Brodiem-Sangsterze, dziś dwudziestosześciolatku, dobrze kojarzonym przez widzów Gry o tron oraz fanów serii Więzień labiryntu. To właśnie miłość naprawdę był w ich przypadku trampoliną do wielkiej kariery.

Advertisement

Choć są ludzie, którzy z uporem maniaka powtarzają, że ten film wcale nie jest taki dobry (dziennikarka „The Guardian” kilka dni temu stwierdziła, że to wręcz najgorszy film w historii kina, a uwielbienie, którym darzą go Brytyjczycy, sprawia, że przestaje czuć więź z ojczyzną!), więcej jest jednak tych, którzy po prostu go kochają. Znam osoby mające za sobą kilkadziesiąt seansów To właśnie miłość, i wciąż im się on nie nudzi. Kto wie, może to właśnie dzięki tej wielowątkowości – przy tak dużej liczbie bohaterów, nawet kiedy wydaje się, że znamy ten film na pamięć, chyba i tak zawsze czeka nas jakaś niespodzianka, choćby polegająca na tym, która z postaci pojawi się na ekranie jako następna.

Przed prawdziwymi fanami To właśnie miłość nie ma chyba żadnych tajemnic. Mimo to spróbuję was zaskoczyć. Oto dziesięć ciekawostek dotyczących najlepszej (nie boję się użyć tych słów) komedii romantycznej XXI wieku (ok, 500 dni miłości jest tak samo dobre).

Advertisement

Wzruszające sceny z lotniska, które pojawiają się na początku i na końcu filmu, zostały nakręcone ukrytą kamerą. Kiedy operatorzy zauważyli na ekranie coś interesującego, osoba z produkcji szybko biegła do zainteresowanych i prosiła o pisemną zgodę na użycie ich wizerunku w filmie. Curtisowi bardzo zależało na tych ujęciach, bo to właśnie obserwowanie ludzi na lotnisku zainspirowało go do napisania takiej wielowątkowej historii. Widząc wśród podróżnych najróżniejsze rodzaje bliskości, stwierdził, że chciałby pokazać coś podobnego. Osoby, których powitania z bliskimi zostały utrwalone w filmie, mają teraz wspaniałą pamiątkę.

Advertisement

Początkowo wątków miało być aż czternaście. Dwa usunięto jeszcze w okresie pre-produkcji. Dwa inne nakręcono, ale wskutek niezbędnych cięć nie znalazły się w filmie (ach, ta sytuacja, kiedy scenarzysta jest jednocześnie reżyserem i żal mu się rozstać z jakąkolwiek sceną – ponoć początkowo To właśnie miłość trwał równe trzy godziny). Jednym z nich była zupełnie poboczna historia afrykańskiej rodziny z plakatu w biurze Sary (Laura… chlip). Drugim – wątek dyrektorki ze szkoły Bruna, syna Karen i Billa.

Advertisement

Wśród usuniętych scen znalazła się między innymi rozmowa na dywaniku o eseju chłopaka na temat jego największego marzenia, czyli… widzialnych bąkach. Zgorzkniała, pozbawiona poczucia humoru dyrektorka uznaje to za skandal. Jednak później, gdy przychodzi do domu, dowiadujemy się, dlaczego kobieta jest taka, a nie inna. Jej wieloletnia partnerka ma raka, jest w ostatnim stadium choroby. Jeszcze przed świętami umiera.

Advertisement

Film w Wielkiej Brytanii ma status kultowy. Nawiązał do niego nawet premier Tony Blair. Jako polityk krytykowany za poddańczą postawę względem Stanów Zjednoczonych, w jednym ze swoich przemówień stwierdził: „Wiem, że część z was chciałaby, żebym zachował się jak Hugh Grant z To właśnie miłość i pokazał Amerykanom, gdzie ich miejsce. Ale różnica między dobrym filmem a prawdziwym życiem, polega na tym, że w życiu przychodzi kolejny dzień, kolejny rok, dziesięciolecia, podczas których trzeba mierzyć się z katastrofalnymi konsekwencjami szukania poklasku. To zresztą nie jedyne polityczne nawiązania do tej komedii.

We wrześniu 2013 roku David Cameron wygłosił mowę będącą odpowiedzią na komentarz ze strony Rosji o tym, że Wielka Brytania to „mała wyspa, z którą nikt się nie liczy. Wszystkie największe gazety od razu przyrównały tę sytuację do dobrze kojarzonej sceny filmu. Inspirowanie się byłego premiera Hugh Grantem jest raczej pewne.

Advertisement

Jeśli już mowa o Hugh Grancie… Kojarzycie scenę, w której tańczy do piosenki The Pointer Sisters, Jump (For My Love)? Otóż słynny aktor za żadne skarby nie chciał jej kręcić. Miał swoją wizję tej postaci i uważał, że premier powinien być mimo wszystko dość stateczny. Początkowo miał zresztą tańczyć do kawałka zespołu The Jacksons, który wyjątkowo mu się nie podobał. Grant cały czas odmawiał prób, aż przyszedł ostatni dzień zdjęć i nie można już było z tym dłużej zwlekać. Kiedy na planie rozległa się muzyka, aktor tak bardzo wczuł się w taniec, że zaczął sobie nawet podśpiewywać, czym bardzo utrudnił życie montażystom (ruch ust musiał być dopasowany do słów piosenki, a więc nie dało się ciąć do woli). Efekt końcowy jest jednak niesamowity.

Advertisement

https://www.youtube.com/watch?v=E3rB_qx0wRM

W filmie jedną z ról bardzo chciał zagrać Simon Pegg, wtedy dość nieznany aktor, który dopiero czekał na swój przełom (przyszedł on rok później wraz z premierą Wysypu żywych trupów). Miał wcielić się w Rufusa – sprzedawcę-perfekcjonistę w sklepie jubilerskim. Kiedy tym epizodem zainteresował się Rowan Atkinson, Pegg wypadł z gry. Nie dość, że słynny odtwórca Jasia Fasoli był dużo większą gwiazdą, to jeszcze od lat przyjaźnił się z reżyserem. Wybór był prosty. Co ciekawe, w pierwszej wersji scenariusza postać ta miała być kimś w rodzaju anioła, który zstąpił na ziemię. Ostatecznie postanowiono jednak, że motyw nadprzyrodzony w tej i tak wielowątkowej historii, byłby klasyczną sytuacją „o jeden krok za daleko”.

Advertisement

Ciekawe mieszkanie Sary, z sypialnią na antresoli, wyglądającą jak wielki balkon, zostało zaprojektowane na podstawie mieszkania Helen Fielding, autorki bestsellerowego Dziennika Bridget Jones. Kiedy Curtis je zobaczył, od razu wiedział, że byłaby to idealna scenografia dla tej wyjątkowo subtelnej sceny miłosnej. Jeśli już o Sarze mowa – reżyser długo szukał aktorki do tej roli. Cały czas powtarzał, że chce kogoś „w typie Laury Linney”. W końcu żona powiedziała mu: „To może po prostu zaproponuj tę rolę Laurze Linney?”. Curtis nie brał takiej możliwości pod uwagę, ponieważ aktorka jest Amerykanką, a film rozgrywa się w Londynie. Jak wiemy, nie było to żadnym problemem.

Advertisement

https://www.youtube.com/watch?v=cF2H8uWYaUI

Jeśli wierzyć reżyserowi, Billy Bob Thornton, który w filmie wcielił się w prezydenta USA, ma dość osobliwe fobie. Najdziwniejszą z nich jest lęk przed zdjęciami Benjamina Disraeliego, jedynego premiera Wielkiej Brytanii pochodzenia żydowskiego. Najbardziej przerażający jest dla Thorntona jego zarost. Trudno sobie wyobrazić, aby aktor często musiał mierzyć się z tą fobią, ale stało się tak na planie To właśnie miłość. Fotografia Disraeliego znajduje się w domu premiera, obok innych zdjęć byłych premierów Wielkiej Brytanii.

Advertisement

Thornton musiał przejść obok niej w jednej ze scen. Kiedy potwierdził ekipie, że nie żartował, zaczęto się zastanawiać, czy trzeba zmieniać scenografię. Aktor stwierdził jednak tylko: „Spokojnie, kiedy zacznę się zbliżać do zdjęcia, odwrócę głowę. Wszystko będzie dobrze”.

Advertisement

W filmach Richarda Curtisa zawsze jest postać o imieniu Bernard. W Czterech weselach i pogrzebie był to na przykład pan młody z drugiego wesela, ten, któremu Hugh Grant przeszkadza w pierwszym poślubnym seksie z żoną. W Notting Hill Bernie to zaś przyjaciel głównego bohatera, ten, który podczas urodzin nie poznaje hollywoodzkiej gwiazdy granej przez Julię Roberts. W To właśnie miłość również nie zabrakło postaci o tym imieniu – jest nią syn Karen i Billa, w których wcielają się Emma Thompson oraz Alan Rickman. Skąd taka tradycja? Otóż niejaki Bernard Jenkin dawno temu odbił Curtisowi dziewczynę, co miało ogromny wpływ na życie brytyjskiego scenarzysty i reżysera.

Dziś Jenkin jest dość znanym politykiem Partii Konserwatywnej. Zapytany o tę kwestię, powiedział: „Wspaniale czuć, że miało się wpływ na jednego z lepszych twórców komediowych. Tłumaczę to straszną zazdrością – w końcu rozkochałem w sobie jego dziewczynę”.

Advertisement

Dziewczynka, która miała wcielić się w Joannę, ukochaną młodego Sama, musiała umieć śpiewać – na koniec filmu jej bohaterka daje występ na szkolnych jasełkach. Ale Olivia Olson, którą wybrano, śpiewała aż za dobrze. Jej wersja All I Want For Christmas Is You brzmiała tak perfekcyjnie, że aż niewiarygodnie. Dźwiękowcy w post-produkcji dodali w kilku miejscach, jak Joanna bierze oddech, aby widzowie mogli łatwiej uwierzyć, że to rzeczywiście ona śpiewa. Co ciekawe, aktorka oraz partnerujący jej Thomas Brodie-Sangster pięć lat później mieli okazję do ponownej współpracy. Oboje użyczyli głosów w animowanym serialu Finneasz i Ferb. Olson znowu wcieliła się w ukochaną Brodiego-Sangstera.

Advertisement

Chyba najbardziej charakterystyczna scena filmu, ta, w której zakochany w żonie przyjaciela Mark wyznaje jej miłość, powstawała w bólach. Decyzję o tym, że znalazła się w scenariuszu, podjął tak naprawdę nie Curtis, ale pracownice jego biura. Jak tłumaczył scenarzysta, kiedy zmaga się z brakiem weny, wyciąga z szuflady pięć ponumerowanych kartek i stara się na siłę wymyślić tyle pomysłów, aby posunąć pracę naprzód i dać sobie możliwość wyboru. Tak samo zrobił i w tym przypadku. Pięć pomysłów na to, jak Mark mógłby przyznać się do swoich uczuć, przedstawił kobietom z biura.

Advertisement

Jednym z nich było na przykład, aby mężczyzna zasadził w ogrodzie Juliet mnóstwo róż. Reakcja pracownic? „Fuj!”. Podobnie reagowały przy kolejnych trzech propozycjach. W końcu Curtis opowiedział im o ostatnim pomyśle, wzorowanym na teledysku do piosenki Boba Dylana, Subterranean Homesick Blues. Panie były zachwycone. Co ciekawe, użyte w tej scenie plansze naprawdę zostały wypisane przez aktora wcielającego się w Marka. Chciał on udowodnić ekipie, że ma ładny charakter pisma. Przyznano mu rację, a potem polecono zająć się wszystkimi planszami.

Advertisement