search
REKLAMA
Recenzje

JESZCZE PRZED ŚWIĘTAMI. Wigilijna opowieść o wszystkim i o niczym

Jak wypada nowy świąteczny film na polskim Netflixie?

Mary Kosiarz

24 grudnia 2022

REKLAMA

Kolejna, tym razem mikołajkowa, propozycja świąteczna od polskich producentów, która od kilku tygodni utrzymuje się w pierwszej dziesiątce najchętniej oglądanych filmów w kraju. Brak znanego z naszych rodzimych Listów do M. koloryzowania rzeczywistości, narracja zwykłej dziewczyny o ludzkich problemach i przywarach, tematyka niby oczywista, a zarazem zaskakująco nieoklepana. Czego chcieć więcej, aby w tym świątecznym okresie złapać chwilę oddechu podczas wieczornego seansu nowej netflixowej komedii? Jeszcze przed świętami daje radę, odpręża i głupkowato bawi, ale czy jest to wreszcie tak długo wyczekiwany, idealny polski tytuł, który zgromadzi przed ekranami całe rodziny i zjednoczy nas w tym wyjątkowym czasie solidną dawką humoru i atmosferą wyczekiwania pierwszej gwiazdki?

Tego jeszcze nie było… chyba

Marysia (Monika Frajczyk) to trzydziestokilkuletnia kurierka, a w dodatku pełnoetatowa mama chłopca. Praca w Wigilię, jeden z najważniejszych dni w roku, z pewnością nie jest spełnieniem jej marzeń, jednak aby utrzymać siebie i syna sumiennie oddaje się obowiązkom. Plany na spędzenie rodzinnego wieczoru szybko weryfikuje przykra rzeczywistość – w ramach odwetu za odrzucone uczucia mściwy szef (Tomasz Schuchardt) postanawia zamienić etykiety przylepione do paczek przydzielonych tego dnia Marii, przez co wszyscy odbiorcy otrzymują ostatecznie nie te prezenty, jakich się spodziewali. Zdeterminowana pracowniczka oraz jej namolny towarzysz Krzysztof (Piotr Pacek), który również szuka swojej zagubionej przesyłki, całą Wigilię poświęcają więc podróży przez zaaferowaną Bożym Narodzeniem Warszawę, przewracając do góry nogami święta niejednej rodziny.

Dlaczego tak krótko?

Ci, którzy po niemal corocznym poczuciu niedosytu kolejną schematyczną i odrealnioną polską komedią świąteczną czekali na coś bardziej przyziemnego, ludzkiego i pozbawionego przepychu, trafili idealnie. Jeszcze przed świętami to wybór dobry na leniwe popołudnie po pracy, kiedy jedyne, czego pragniemy, to bezrefleksyjnie oglądać coś, o czym za kilka dni prawdopodobnie nie będziemy już pamiętać. Nowa komedia Netflixa pasuje właśnie do takiej szuflady obyczajówek – prosta, niewymagająca od widza wyjątkowego skupienia czy nadążania za fabułą z każdym nowo pojawiającym się wątkiem. Jest jednak pare ALE. Pierwsze kilkanaście minut rzeczywiście zapowiada nam całkiem udany seans dzieła pozbawionego lukru i sztampowości, a zagranego niezwykle naturalnie, wiarygodnie, przez aktorów, których twarze na dużym ekranie nie zdążyły jeszcze nam się przejeść. Postać Marysi to ucieleśnienie powtarzalnego, słodko-gorzkiego życia samotnych kobiet; często niedocenianych, niewidzialnych, w filmie ukazanych jako bohaterki dnia codziennego. Subtelne wprowadzenie tematu miłości odnalezionej dopiero na późnym etapie życia, nieheteronormatywności i samotności w okresie świątecznym zjedna ogromną część widowni Jeszcze przed świętami w sposób niewymuszony, ciepły, otulający serce i delikatny. Film Aleksandry Kułakowskiej i Macieja Prykowskiego bynajmniej nie obdarzy nas jednak garścią cytatów mądrości i głębokich przesłań – to prosta, jednotorowa opowieść o błahym incydencie, który szczególnie w magiczny wigilijny dzień jest w stanie uczynić prawdziwe cuda. A tego w okresie Bożego Narodzenia oczekujemy w końcu od lecącej gdzieś w tle między kolędami a gotowaniem świątecznych potraw komedii.

Co tym razem nie zadziałało?

Jedna strona to łatwość, z jaką wchodzi nam oglądanie Jeszcze przed świętami, druga natomiast to świadomość trywialności tej historii i mocno rzucających się w oczy niedoskonałości, które ciągną się za filmem niczym swąd schematyczności i amatorszczyzny. Produkcja wizualnie nie wyróżnia się absolutnie niczym; witają i żegnają nas raczej blade i niewyraźne zdjęcia, muzycznie zaś znajdziemy w niej te utwory, które wszyscy już dobrze znamy, a jakie choć raz wolelibyśmy usłyszeć może w nieco innej aranżacji. Wątki drugoplanowe adresatów paczek, na których opierać powinna się przecież cała intryga, która napędza akcję, wrzucone są jakby od niechcenia. Ich rozwinięcia trwają nie dłużej niż dwie, trzy sceny, by następnie z fragmentarycznym morałem albo nawet i jego brakiem wycofać się i ponownie powrócić do nie tak wcale angażującego wątku głównego, czyli podróży Marysi, która jedynie w zamyśle miała być ekscytująca, a wyszła, cóż… nieciekawie, a momentami groteskowo. Aż prosi się o rozwinięcie historii choćby Estery i Ernesta, czyli duetu aktorskiego Kolak i Baki tak świetnie od lat współgrającego ze sobą zarówno w teatrze, jak i na dużym ekranie. Głębsze wniknięcie w losy poszczególnych postaci nieco ożywiłoby beznamiętną fabułę opartą na krótkich, niemal pospieszanych scenkach oraz przedłużaniu tych segmentów narracji, które niestety najbardziej nas nużą.

Pozytywnym aspektem filmu jest zdecydowanie naturalność i prostolinijność, jakimi aktorzy obdarzają grane przez siebie postacie. Wierzymy Marysi i wspieramy jej najważniejszy cel, czyli dostarczenie wszystkich paczek do właściwych adresatów, ale w zamian nie dowiadujemy się o tej bohaterce nic więcej poza jej rolą zawodową. Wspominana zawiła przeszłość czy emocje, jakie w niej drzemią, pozostają gdzieś na drugim planie, podczas gdy to właśnie m.in. te aspekty nieco podkręciłyby emocjonalny wydźwięk wyraźnie pustego w tym zakresie seansu. Możemy jedynie domyślać się, w jakim kierunku podążą zacieśniające się między bohaterami relacje, gdyż ich rozwój albo ostatecznie do niczego konkretnego nie doprowadza, albo efekt znajomości pojawia się nagle, niespodziewanie, w sposób pozbawiony logiki i wytłumaczenia. Z czasem krótkie i kwadratowe dialogi przyzwyczajają odbiorcę do monotonii, braku zwrotów akcji i niezbyt wciągającego podążania za ostatecznym zakończeniem całej intrygi. Brak temu wszystkiemu emocji, brak wzruszenia w momentach, które (chyba) do tego dążyły, próby stworzenia scenek czysto komediowych wychodzą raczej średnio, przez co tak naprawdę trudno sprecyzować gatunek Jeszcze przed świętami. Po seansie z ciężkim sercem stwierdzamy, że jedynym aspektem, który w jakikolwiek sposób tę historię wyróżnia i daje jej szansę na zaistnienie, jest umiejscowienie jej w okresie świątecznym. Szkoda, bo potencjał tak obiecujących aktorów spotkał się w tym przypadku z wyjątkowo przeciętnym materiałem, jakiego nawet wyjadacze polskiego kina nie zdołali uratować.

Jeszcze przed świętami nie zaskoczy nas spektakularnym finałem ani nie zafunduje przemyśleń, jakie zostaną w nas dłużej niż kilka godzin po seansie. Film od sekwencji rozwinięcia do ostatnich scen nosi brzemię niewykorzystanej szansy, które szczególnie odbija się w przedłużonym na siłę środku, finale bez pompy i jakiegokolwiek oryginalnego czy logicznego pomysłu, którego siłą napędową bardziej niż relacje między bohaterami czy skutki wydarzeń doprowadzających nas do sensownego zakończenia tej opowieści jest godne pożegnanie wigilijnego karpia. Na tym polega też trochę struktura tej nieskomplikowanej fabuły – zaczynamy z wysokiego C, by później stopniowo odbiegać od toru, który twórcy wytyczyli na początku, aż w końcu kończymy seans z większą liczbą pytań niż faktycznych wniosków, jakie powinniśmy z Jeszcze przed świętami wyciągnąć. Rozrywka odmóżdżająca, jedynie delikatnie poruszająca odważne tematy, choć broniąca się tym, że pokazuje życie takim, jakie jest – pełnym niedopowiedzeń, zaskoczeń, przyjaźni, które pojawiają się znienacka, a są w stanie zatrząsnąć całym naszym małym światem. Seans mocno średni, oprócz dobrze rozbudowanego aspektu obyczajowego niczym niewyróżniający się na świątecznym filmowym rynku. Dlatego na pytanie, czy polskie filmowe podwórko wreszcie znalazło klucz do dobrych świątecznych komedii, odpowiem – jeszcze nie teraz, ale jesteśmy coraz bliżej.

Mary Kosiarz

Mary Kosiarz

Daleko jej do twardego stąpania po ziemi, a swoją artystyczną duszę zaprzedała książkom i kinematografii. Studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Ulubione filmy, szczególnie te Damiena Chazelle'a i Luki Guadagnino może oglądać bez końca.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA