6 FILMÓW akcji bardziej ŚWIĄTECZNYCH niż SZKLANA PUŁAPKA
Sam Bruce Willis wystosował jakiś czas temu dosadne oświadczenie, które brzmiało ni mniej, ni więcej: „Die Hard is NOT a Christmas movie!”, choć reżyser John McTiernan wydaje się odmiennego zdania. Pomyślmy, co w ogóle sprawia, że FILM AKCJI staje się filmem… ŚWIĄTECZNYM, i to takim, bez którego nie wyobrażamy sobie Bożego Narodzenia przed telewizorem. Aby film akcji był traktowany jako film świąteczny, jego akcja na pewno – odkrycie roku – musi być osadzona w okresie Bożego Narodzenia, a co za tym idzie, muszą się w nim znaleźć atrybuty związane ze świętami, jak śnieg, kolędy, choinka, prezenty, świąteczna iluminacja itd. Szklana pułapka paradoksalnie zawiera tych elementów zaskakująco mało, widocznie jednak takie Ho-ho-ho Now I have a machine gun, czy finałowy opad obligacji na okaziciela (tak, drodzy moi, tam wcale nie pada śnieg) w rytm piosenki Let It Snow!, Let It Show!, Let It Snow, a do tego emisja telewizyjna, np. 24 grudnia, wystarczyły, aby film Johna McTiernana wstrzelił się w ten jedyny w swoim rodzaju trend wiążący święta z filmem, w którym miast worka prezentów dostajemy… stos trupów.
Podziękowania należą się w tym miejscu osobie, która wymyśliła polski, jakże często wyśmiewany tytuł Szklana pułapka, bo gdyby Die Hard przełożono dosłownie na Zdychaj ciężko czy nieco lżejsze Giń nielekko, nie wiem, czy dziś w naszym kraju film z Bruce’em Willisem byłby ozdobą choinkową takich gabarytów, jak ma to miejsce. Ale dość o Szklanej pułapce, o tym klasyku popełniłem jakiś czas temu osobny tekst: 9 powodów, dla których WSZYSCY kochają SZKLANĄ PUŁAPKĘ – do którego lektury zachęcam. W tym tekście chciałbym przedstawić filmy i seriale akcji równie mocno, a może i jeszcze mocniej niż miało to miejsce w przypadku filmu Johna McTiernana, osadzone w atmosferze świąt, a które ani w TV z tej okazji puszczane nie są, ani jakoś szczególnie świątecznymi nie są nazywane. A w sumie dlaczego?
„Długi pocałunek na dobranoc”, reż. Renny Harlin
Nie oszukujmy się, Renny Harlin robił niezłe, ale na swój sposób szablonowe i nieco toporne kino akcji. Twórca Na krawędzi ma na swoim koncie m.in. sequel… Szklanej pułapki, również osadzony w okresie świąt Bożego Narodzenia, ale choć śniegu w Die Hard 2: Die Harder jest co niemiara, film nie zyskał już ani takiej popularności jak hit McTiernana, ani nie święci w TV tryumfów w dniach 24–26 grudnia. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku Długiego pocałunku na dobranoc. Film o pracującej dla rządu zabójczyni z amnezją (Geena Davis), to przecież wypisz wymaluj kandydat do świątecznego filmu akcji! Już początek pokazuje wyraźnie, gdy w kadrze widzimy przebraną za pomocnicę Mikołaja Geenę Davis jadącą na saniach podczas przedświątecznej parady ulicznej, w jakim okresie roku rozgrywa się akcja.
W następnych minutach usłyszymy bardzo świąteczną piosenkę Rockin’ Around the Christmas Tree, cały film rozgrywa się zaś podczas mroźnej zimy, w okolicy mocno przyprószonej śniegiem. I choć tempo akcji im bliżej finału, nieco opada, a akcja z jazdą na łyżwach czy z lalką nasączoną benzyną są po prostu beznadziejne, warto dać Długiemu pocałunkowi na dobranoc szansę i obejrzeć go w okresie świąt właśnie, choćby dla śnieżnego klimatu, bardzo wyraźnej atmosfery zbliżających się świąt, kapitalnego duetu Geena Davis – Samuel L. Jackson, wielu fajnych one-linerów oraz kilku całkiem spoko scen akcji, z finałową serią z karabinu w wykonaniu Geeny Davis wiszącej na przewodzie świątecznej iluminacji.
„Zabójcza broń”, reż. Richard Donner
Dlaczego, pytam się, dlaczego klasyk kina akcji Richarda Donnera nie dzierży tytułu filmu świątecznego? Przecież akcja osadzona jest w okresie przed Bożym Narodzeniem, film otwiera piosenka Jingle Bells, a bohaterowie w co drugiej scenie życzą sobie „wesołych świąt”. Do tego ulica i dom Rogera Murtaugha są ozdobione świątecznymi lampkami, a w salonie jak wół stoi ubrana choinka. Nie wspomnę już o tym, że policjanci na posterunku ćwiczą chóralne śpiewanie Silent Night, a Martina Riggsa poznajemy (pomijam skacowany poranek w przyczepie) podczas specyficznych zakupów za 100 dolców na targu choinek.
Do tego w finale Riggs zostaje zaproszony do domu Rogera na kolację świąteczną. Co mogło zatem sprawić, że Zabójcza broń w kontekście świątecznego filmu akcji niemal w ogóle nie jest wymieniana? Strzelam, że chodzi o… absolutny brak śniegu, który jak widać (a raczej nie widać), okazuje się strategicznym składnikiem w większości odpowiedzialnym za stworzenie na ekranie tej szczególnej, niepowtarzalnej, magicznej świątecznej atmosfery. Z drugiej strony w Szklanej pułapce też nie było choćby płatka śniegu, więc sam już nie wiem.
„Happy!”, reż. Grant Morrison & Brian Taylor
Nick (Christopher Meloni) były glina, brutal, alkoholik, nieokrzesany prostak, zabójca na usługach mafii, ubrany w zniszczony płaszcz, owinięty karykaturalnie długim świątecznym szalem, dostaje zawału i zabiera go pogotowie. Po przebudzeniu we wnętrzu ambulansu nad głową niedomytego degenerata zaczyna latać upierdliwie radosny niebieski Happy. Okazuje się, że niebieski stworek jest wytworem wyobraźni dziewczynki porwanej przez psychopatycznego świętego (ubranego w… choinkę!) mikołaja i został przez nią wysłany po ratunek. I zaczyna się jazda bez trzymanki, zdecydowanie dla bardziej wyrobionego widza, któremu niestraszne mieszanie tonacji i zabawa konwencjami.
Do tego brak poprawności politycznej i ekranowa przemoc spuszczona ze smyczy, z dopalaczem włożonym w tyłek. I chyba właśnie z powodu ultraprzemocy i faktu zrobienia ze świętego mikołaja porywacza dzieci, Happy! raczej nigdy… nie stanie się serialem świątecznym. Gwarantuję jednak, że jeśli lubicie nietuzinkową fabułę, krwawą jazdę i kompletnie porąbanych bohaterów, Happy! będzie dla Was świątecznym strzałem w dziesiątkę, choć seansu w gronie rodzinnym raczej nie polecam.
„Uwikłany”, reż. John Frankenheimer
To dość mocno zapomniany, a stosunkowo niezły thriller z udziałem Bena Afflecka, Charlize Theron, Gary’ego Sinise’a i Dennisa Fariny. W filmie Johna Frankenheimera sporo jest zaskakujących (tudzież mocno naciąganych) zwrotów akcji, które sprawiają, że przygodę Bena Afflecka wplątującego się w śmiertelnie niebezpieczną sytuację ogląda się szybko, gładko i przyjemnie. Nad wszystkim unosi się atmosfera świąt Bożego Narodzenia, w tle pobrzękują kolędy i świąteczne piosenki (jedną z nich – The Little Drummer Boy Franka Sinatry – podśpiewuje sobie Affleck) a teren działań pokryty jest głębokim śniegiem.
Ale to, co predysponuje Uwikłanego do miana świątecznego filmu akcji, znajduje się w finałowym napadzie na podrzędne kasyno. Antagoniści przebrani za świętych mikołajów wywołują tam bowiem dynamiczną i widowiskową strzelaninę z ochroną kasyna, nie spodziewając się, że Dennis Farina dzierżący w rękach automaty tanio skóry nie sprzeda. Film kończy sekwencja scen, w których – uwaga spojler – Ben Affleck w umorusanym stroju mikołaja rozkłada zdobyte po napadzie pieniądze po skrzynkach pocztowych przypadkowych ludzi, a sam szczęśliwy, choć z pustymi kieszeniami, zasiada do kolacji wigilijnej ze swoją rodziną.
„Hawkeye”
W natłoku co najwyżej średnich seriali Marvela Hawkeye okazał się bardzo miłym zaskoczeniem. Sześcioodcinkowy serial traktuje o drugoplanowym Avengersie, pozbawionym w dodatku jakichkolwiek mocy. I w sumie nie wiem, czy to właśnie nie ta zwyczajność Clinta Bartona (Jeremy Renner) i jego relacja z podobną jemu odważną śmiertelniczką Kate Bishop (urocza w tej roli Hailee Steinfeld) nie sprawiła, że ich relację i przygody śledzi się z wielką przyjemnością i sympatią. Do tego na drugim planie dokazująca banda dresiarzy, z wyróżniającym się wśród nich naszym własnym Piotrem Adamczykiem, czyli, można w sumie powiedzieć papieżem, który został dresem. A nad wszystkim niczym aromat pierników unosi się atmosfera świąt Bożego Narodzenia, w której serial jest po prostu skąpany.
W trakcie sześciu odcinków usłyszymy mnóstwo coverów znanych kolęd, świąteczne ozdoby towarzyszą co drugiej scenie, w jednym z odcinków Clint i Kate ubierają choinkę sami ubrani w świąteczne tandetne sweterki, po drodze w odruchu serca przygarniają bezpańskiego psiaka, a wielki finał ma miejsce przy wielkiej świątecznej choince na tafli lodowiska. I choć serial dość mocno zazębia się z filmami uniwersum Marvela, stoi na własnych nogach i spokojnie można do niego jako do samodzielnej historii otoczonej aurą świąt wracać co roku, jak do wspomnianej we wstępie Szklanej pułapki.
„Iron Man 3”, reż. Shane Black
Shane’a Blacka wybitnie ciągnie do świąt Bożego Narodzenia. Może to jakiś deficyt z dzieciństwa, braki lub nietrafione prezenty pod choinką, które scenarzysta, reżyser i świntuszący Hawkins z Predatora próbuje sobie zrekompensować, osadzając akcję swoich filmów właśnie w tym magicznym okresie. Shane Black jest przecież odpowiedzialny za scenariusze do opisanych powyżej dwóch actionerów: Zabójczej broni i Długiego pocałunku na dobranoc. Także jego Kiss Kiss Bang Bang dzieje się w trakcie świąt, ale że jakoś szczególnie klimatu „Ho! Ho! Ho! Merry Christmas” tam nie poczułem, do zestawienia go nie dodałem. Iron Man 3 z kolei, w pełni autorski twór Blake’a (reżyseria i scenariusz), posiada już naprawdę sporo, o ile nie komplet świątecznych atrybutów!
Usłyszymy tu bowiem znane świąteczne piosenki (jak np. Jingle Bells – remix w wykonaniu Bombay Dub Orchestra, w scenie pierwszej zdalnej przymiarki pancerza nr 42) czy życzenia „Wesołych świąt” wygłoszone przez Tony’ego Starka w momencie, gdy w glorii i chwale zlatują się na miejsce finałowej akcji jego wszystkie zbroje. Nie zabrakło też śniegu i świątecznych iluminacji, a w domu Tony’ego nad kominkiem wiszą przygotowane na prezenty skarpety. Nawet finałowa rozpierducha w porcie dzieje się wokół jakiejś portowej budowli oświetlonej na kształt choinki. A na deser wybuchowe bombki (nie małe bomby, tylko autentyczne z choinki) eksplodujące przeciwnikom w twarz czymś… eksplodującym.