INTERSTELLAR – Opinie redaktorów KMF
“Interstellar” już od tygodnia na ekranach kin, a jako że część redakcji KMF już film widziała, to dzielimy się z Wami bardzo niejednoznacznymi opiniami o najnowszym hicie od Christophera Nolana. Jak było do przewidzenia, gwiezdna wyprawa McConaugheya wzbudziła wiele kontrowersji, a w głosach widzów słychać raz zachwyt, innym razem irytację.
Po której stronie barykady jesteście?
Maciej Niedźwiedzki
Nie wierzę w Interstellara. Najnowszy film Nolana jest nieskładnym zlepkiem motywów, gatunków, naukowych teorii i pseudofilozoficznych wywodów. To film bez serca, który pod płaszczykiem naukowości i specjalistycznego języka stara się swojego widza zachwycić. Głównie niestety operujemy samymi hasłami, takimi jak: hiperprzestrzeń, piąty wymiar, trzeci wymiar, czarna dziura, fizyka kwantowa. Co jakiś czas jakiś bohater rzuca którymś z tych słów, by nadać temu filmowi transcendentnej głębi. To jednak tylko pozy, bo w tym filmie nie ma ludzi, nie ma bohaterów. To obiekty-nośniki idei przebrane w ludzką skórę. Wypowiadają one co chwila SENTENCJE. Prześcigają się w coraz to bardziej patetycznych kwestiach chcąc, by ich słowa stały się z miejsca cytatem, by widz chwycił je w cudzysłów, i by stały się mądrością sięgającą istoty wszechświata, istoty człowieka. Nolana przerosła ambicja, a tego, by zszedł na Ziemię i ujarzmił swoje ego, nie strzegli producenci. Zarobił przecież dla nich już tyle pieniędzy, wiec tym razem dali mu wolną rękę. Podejrzewam również, że ślepo wierząc w Nolana, jedynie przekartkowali scenariusz i podczas takiej pobieżnej lektury nie zwrócili uwagi na fabularne niedociągnięcia, skróty i sporą ilość irytujących głupotek. Nawet pod względem czysto technicznego montażu film w ostatnim akcie rozpada się, zamiast budować napięcie, wzmaga we mnie irytację. Reżyser Mrocznego Rycerza nie trafił również z castingiem. Przynajmniej dwa aktorskie wybory wydają mi się wyraźnie chybione. Nie warto również mierzyć Interstellar Kubrickiem – oczywiście w filmie Nolana odnajdziemy kilka interesujących wizualnych cytatów, ale to jedynie hołd dla reżysera Odysei Kosmicznej. To nie jest ani polemika z tym gigantem science fiction, ani proponowanie nowych ścieżek interpretacji. Interstellar to film momentami zachwycający od strony wizualnej, z kilkoma rewelacyjnie nakręconymi sekwencjami akcji, jedną czarną dziurą widoczną w gotowym filmie i kilkoma ukrytymi we wcześniej napisanym scenariuszu. 5/10
Jakub Piwoński
Prawdopodobnie, z odbiorem nowego filmu Nolana będzie tak, jak sprzed kilku laty było z odbiorem Prometeusza Ridleya Scotta. Bo ci niepocieszeni będą oceniać Interstellar głównie przez pryzmat porównań do wcześniejszych filmów reżysera. Brytyjczyk przyzwyczaił swoją widownię do tego, że bez względu na to, w jakim kierunku pójdzie, zawsze odrabia pracę domową; że poniżej pewnego poziomu w swych filmach nie schodzi. A to rzecz jasna zobowiązuje. I na skutek tego zobowiązania, najmniejsza scenariuszowa głupota, najmniejsza nieścisłość wypatrzona w nowym filmie, urastają do rangi czarnej dziury. A jakże psuje to nam zabawę w czerpaniu przyjemności z seansu! Owszem, oczekiwania w stosunku do Interstellar były ogromne. Nie zostały one spełnione, bo wszyscy oczekiwali arcydzieła. A ten film cierpi na typowe przywary: jest przesadnie ckliwy, posiada kilka scenariuszowych uproszczeń, przemawia naukową łopatologią oraz wyjątkowo topornymi kwestia dialogowymi. Ale według mnie potrafi być jednocześnie prawdziwie porywający. Nolan zaprasza nas na wspaniałą międzygwiezdną podróż; przenosi na granicę galaktyki, na granicę doświadczalnego poznania. Realizuje przy tym najlepsze, bo esencjonalne, tradycje twardej fantastyki naukowej. By podróż ta posiadała trwałą siłę oddziaływania, całość podszyta jest zaiste urzekającą oprawą audiowizualną. I w sytuacji gdy rozpatruję tę podróż pod kątem doświadczenia zmysłowego, a nie aspektów języka filmu i „pryzmatu dokonań”, jestem w stanie się Interstellar zachwycić. Bo po wyjściu z kina poczułem wewnętrzny idyllizm, podbudowany wiarą w człowieka, wiarą w jego możliwości, a było to uczucie bardzo prawdziwe. I choć brzmi to jak wypowiadany z ust bohaterów komunał, ja lubię takie filmowe afirmacje życia, a Interstellar się do nich niewątpliwie zalicza. 8/10
Szymon Pajdak
Jeżeli spodziewacie się porywającej przygody, eksploracji kosmosu, obcych galaktyk, nowych, dziwnych planet – darujcie sobie. W Interstellar tego nie zobaczycie, mimo że zwiastuny mogły sugerować, że tak właśnie będzie. To opowieść o poświęceniu i więzach rodzinnych, opowieść, w której niestety nie wszystko do siebie pasuje. Są w najnowszym filmie Nolana momenty, które sprawią, że przez wasze ciało przebiegnie przyjemny dreszcz, a chwilami obraz w połączeniu z muzyką da Wam niemal sakralne odczucia. Niestety to wszystko za mało. Całość tonie w bełkocie i sprawia wrażenie filmu złożonego z różnych, niekoniecznie pasujących do siebie elementów.Postacie wygłaszają nadęte przemowy, a ostatnie 20 minut sprawi, że złapiecie się za głowę i totalnie pogubicie. Mimo ogromnego kredytu zaufania do Nolana, rozczarowałem się. Tym razem reżyser próbował przeskoczyć samego siebie i zwyczajnie przekombinował. 5/10
Krzysztof Walecki
Christopher Nolan mierzy w 2001: Odyseję kosmiczną, a wychodzi mu Czerwona planeta. I nie ma w tym nic złego. Problem Interstellar w dużej mierze bierze się z ambicji reżysera Incepcji, która zderza się z jego własną wrażliwością. Nie jest on wizjonerem pokroju Stanleya Kubricka, nie ma talentu Stevena Spielberga do udanego łączenia kina rozrywkowego z humanizmem. Brak mu również wyobraźni, nawet gdy zabiera nas do innej galaktyki. A mimo to wszystko jest tu rozbuchane do granic przesady, począwszy od tematu, problemu, z jakim mierzą się jego bohaterowie, skali projektu, a nawet emocji widocznych na twarzach postaci. Czy Nolan nad tym panuje? Nie zawsze. Jest to trochę kino sprzeczności, bo z jednej strony naukowe dywagacje rozwiązuje w sposób wręcz magiczny (nawet przy założeniu, że o czarnej dziurze nadal nie wiemy za dużo), uczonym wkłada w usta zdania o „miłości potrafiącej przekroczyć czas i przestrzeń”, a w ostatniej scenie czuć chęć kontynuowania przygody, zatem sztukę już wkrótce może zastąpić franczyza. Dlatego najlepiej podejść do Interstellar bez oczekiwań wielkiego kina. Widowisko – jak najbardziej. Film jest świetnie nakręcony, ma dobre tempo, kilka niespodzianek fabularnych (i obsadowych), a i wątek eksploracji odległych oraz nieznanych planet jest dobrze poprowadzony, choć nieco ubogi w atrakcje. Również tematy, które Nolan poruszał w poprzednich swoich filmach są kontynuowane, bardziej na drugim planie, podporządkowane głównej osi fabularnej. To dobry film, aż i zaledwie. Mam nadzieję jednak, że twórca Memento wróci do nieco skromniejszych projektów. Do ludzi, a nie ich emocji. 7/10
Rafał Oświeciński
Kwantyfikacja miłości – serio, takie semantyczne kuriozum pada z ust bohaterów „Interstellar” (albo coś zbliżonego). W jakiś przedziwny sposób ten zwrot znakomicie podsumowuje najnowszy film Nolana. Z jednej strony to film wypełniony naukowymi dywagacjami, bawiący się astrofizyką, kosmogonią, sięgający od jednych teorii do drugich. Z drugiej to dość intymna historia o ojcostwie, odpowiedzialności, poświęceniu; o tym, co definiuje nas, jako ludzi, jako istoty próbujące kreować rzeczywistość wokół siebie. To naprawdę ciekawy, niebanalny, intrygujący kawałek kina, który wchodzi w głowę dość mocno, stymuluje wyobraźnię, ale trzeba przy okazji dodać jedno: „Interstellar” domaga się zamknięcia ust i nie pozwala na zadawanie pytań, bo gdyby widz uparcie żądał odpowiedzi na wiele kwestii, to Nolan poległby na wielu polach. Mimo tego, że to film szalenie ambitny i niewątpliwie wypełniony treścią, to niedorobiony (tak naprawdę nic nie wiadomo o świecie czekającym na apokalipsę), scenariuszowo niedopieszczony (koszmarne deklaratywne dialogi) i najzwyczajniej rozczarowujący pod względem ilości „science” w „science fiction” (gwoli ścisłości, „fiction” też bardzo mało kreatywne). Stoję więc w rozkroku między docenieniem odwagi w penetracji czegoś nieznanego i rzadko widywanego w kinie w takiej – relatywnie – realistycznej konwencji, a irytacją konkretnymi rozwiązaniami fabularnymi, szczególnie w końcówce. Podsumowując – niespełniona obietnica i dlatego jednak rozczarowanie, choć trzymające w garści przez cały seans. 7/10
Filip Jalowski
Jestem daleki od tego, aby Interstellar ostro wyśmiewać. Mimo tego, że seans był dla mnie zawodem, film jednoznacznie uwypukla pewien fakt – Nolan wciąż szuka, a z jego nazwiskiem mógłby przecież poprzestać na odcinaniu kolejnych kuponów od sławy. Interstellar jest zrobione z pasją, bije od niego twórcza fascynacja zarówno kinem science fiction, jak i samym kosmosem, traktowanym jako kolejna granica ludzkiego poznania. To nie jest jakiś tam kolejny wysoki budżet odklepany od szablonu, ku uciesze tłumu i producentów. Niestety, to wszystko nie wystarcza do tego, aby oddać widzowi film kompletny, wybitny czy chociażby niezapomniany.
Oczywiście, Nolanowi po raz kolejny należy oddać reżyserską sprawność. Mimo niemal trzech godzin oraz wielu momentów, w trakcie których na ekranie dzieje się raczej niewiele, film trzyma rytm i angażuje widza w opowiadaną historię. Pierwszy problem pojawia się na poziomie scenariusza. Interstellar to kolejny dowód na to, że Nolanowie nie potrafią pisać postaci. Dopóki ich film jest jedynie układanką, w której bohater schodzi na dalszy plan, wszystko znajduje się w jak najlepszym porządku. W momencie, gdy fundamentem filmowej opowieści mają stać się ludzie oraz tworzone przez nich historie, zaczynają się problemy. W Interstellar właściwie nie ma drugiego planu – tworzą go postacie tak oczywiste i schematyczne, że nawet w licealnym opowiadaniu raziłyby swoją prostotą. Niewiele lepszy jest zresztą plan pierwszy, niezależnie od tego jak bardzo starają się aktorzy (McConaughey à la True Detective coraz szybciej zaczyna się przejadać). Skoro bohaterowie, to i dialogi. W najnowszym filmie Nolana rozmów jest jak na lekarstwo. Zazwyczaj słyszymy orędzia do narodu, inwokacje i inne formy nadające się raczej na agorę, a nie do kameralnego wnętrza zagubionego w przestrzeni statku kosmicznego. Interstellar, co szczególnie zasmuca, zawodzi również na poziomie wizualnym. Wszechświat Nolana ma swoje momenty, krótkimi chwilami potrafi wcisnąć w fotel, niemniej w skali trzech godzin to wciąż za mało. Nie może obejść się bez porównania do Grawitacji Cuarona, dlatego od razu – zdjęcia Lubezkiego wygrywają z Interstellar na każdym poziomie.
Co sprawia zatem, że kosmiczna podróż Nolana nie jest filmem całkowicie zepsutym, że widz potrafi znieść banały, mniejsze i większe bzdurki? Odpowiedź nie jest oczywista, choć skłaniałbym się do tego, że Interstellar ratuje pasja i szczerość samego Nolana, który spogląda na wszechświat jak duże dziecko – nieustannie zdziwione, nieśmiało pytające skąd to wszystko i wierzące, że gdzieś w tej ciszy i nieprzeniknionej przestrzeni ukryty jest jakiś sens, boski ład. To dobre podejście, dlatego mimo średnio udanego Interstellar wierzę, że Nolan zrobi jeszcze „ten” film. 6+/10
[polldaddy poll=8445518]