NAJLEPSZE SERIALE HISTORYCZNE. Ranking czytelników

Czy wy też macie czasem wrażenie, że nie pasujecie do epoki, w której żyjecie? Lubicie wtedy oderwać się od teraźniejszości i zanurzyć w przeszłości za sprawą interesujących, stworzonych z rozmachem i dbałością o detale, ale także udramatyzowanych seriali historycznych? Przed tygodniem zaprosiliśmy was do głosowania na najlepsze odcinkowe produkcje z historią w tle. Dziś mamy przyjemność ogłosić, jak ułożyły się wasze głosy.
Satysfakcjonują was wyniki głosowania? Które miejsca zajmują wasi faworyci? Koniecznie podzielcie się z nami wrażeniami w komentarzach!
Warning: Undefined array key "strona" in /home/film/domains/film.org.pl/public_html/wp-content/themes/wp-default/single.php on line 175
25. „Wikingowie: Walhalla”
Jeb Stuart – współautor superhitów kina sensacyjnego, takich jak Szklana pułapka (1988), Osadzony (1989) i Ścigany (1993) – dawno nie uczestniczył w przedsięwzięciu wysokiej klasy. Serial Michaela Hirsta pt. Wikingowie (2013–2020) pomógł mu jednak wyjść z kryzysu twórczego, zainspirował go bowiem do stworzenia własnej sagi osadzonej w wikińskiej społeczności. I choć scenariusz serialu Wikingowie: Walhalla ma swoje słabości, szczególnie jeśli chodzi o dialogi, to wygląda bardzo ciekawie z wielu innych powodów. Mamy tu inteligentną zabawę historycznymi motywami i postaciami. Tematyka osiągania władzy podstępem i przemocą jest uniwersalna i zrozumiała pod każdą szerokością geograficzną. Elementem tej cynicznej gry o tron jest także zasłanianie się niewidzialnym Bogiem, co jest praktyką stosowaną do dziś. Tkwi tutaj solidny materiał do przemyśleń i pole do interpretacji. I co najważniejsze, jest w tej opowieści ogromny potencjał na wielosezonową ekscytującą przygodę. [Mariusz Czernic, fragment recenzji]
24. „Wersal. Prawo krwi”
Humor, dworskie intrygi, przepych, zabawa, energia, bezczelność. Wersal. Prawo krwi to prosta, ale niezwykle wciągająca produkcja. Twórcy serialu: Simon Mirren oraz David Wolstencroft w sposób inteligentny żenią historyczne fakty z tajemnicami, pożądaniami, zdradami i spiskami, których było mnóstwo w złotej klatce Króla Słońce. Dla wielu Wersal. Prawo krwi to jeden z najbardziej niedocenionych seriali XXI wieku. [Przemysław Mudlaff]
23. „Wojownik”
Zdjęcia, tak jak i wszelkie wstawki muzyczne oraz praca montażystów, scenografów i kostiumografów, współgrają tu ze sobą w sposób bardzo przemyślany, udowadniając, że główna siła Wojownika leży w jego audiowizualności. Niestety gorzej jest z historią. Nie wiem, ile z myśli Bruce’a Lee wpleciono do scenariusza, ale da się wyczuć, że główny koncept fabularny został mocno naciągnięty. Tak jakby Lee pozostawił po sobie jedynie ideę przybysza z Dalekiego Wschodu, który pokazuje jankesom, jak powinno się kopać. Ideę, z którą ikona sztuk walki mogła się przecież w pełni identyfikować (dodajmy, że Lee urodził się w San Francisco, w mieście, gdzie toczy się akcja serialu). [Jakub Piwoński, fragment recenzji]
22. „Templariusze”
Templariusze biorą na warsztat: jedną z najbardziej fascynujących epok w dziejach ludzkości – średniowiecze – jedną z najbardziej tajemniczych organizacji w dziejach ludzkości – Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona – oraz jeden z najpotężniejszych artefaktów w dziejach ludzkości – Święty Graal – aby stać się dość średnią podróbką zrealizowanych wcześniej Wikingów. Średnią głównie pod względem scenariusza, ponieważ w kwestii zdjęć, scenografii, ujęć bitew i pojedynków, serialowi nie można zbyt wiele zarzucić. [Przemysław Mudlaff]
21. „Marco Polo”
Dziewięćdziesiąt milionów dolarów przeznaczonych na produkcję pierwszego sezonu przełożyło się na niezwykły efekt oprawy wizualnej, w tym dobrej pracy speców od kostiumów i scenografii. Na Marco Polo dobrze się zatem patrzy. Cóż z tego, jeśli, tak jak wspomniałem, na poziomie scenariusza panuje w serialu rażący nieład. Czasem intrygi prowadzone na dworze Kubilaj-chana, stanowiące najciekawszy element serialu, muszą ustąpić kompletnie wyjałowionym i szytym na siłę wątkom miłosnym. Innym razem twórcy oczarowują sprawnymi scenami walk w stylu kung-fu, by gdzieś ten potencjał po drodze zgubić, traktując go jako element atrakcji (w podtekście mam tu na myśli także wątek postaci granej przez Michelle Yeoh, która jest tego serialu największą enigmą). Świetne, charyzmatyczne aktorstwo, uskutecznione m.in. przez Benedicta Wonga, który wciela się Kubilaj-chana, przeplata się z kolei z kompletną bezpłciowością, której twarzą jest, co gorsza, Lorenzo Richelmy. [Jakub Piwoński, fragment recenzji]