WIKINGOWIE. Saga o Ludziach Północy
Zbiór pięciu recenzji dotyczących poszczególnych sezonów serialu Michaela Hirsta, zrealizowanego dla stacji History.
Rozdział 1: W imię Odyna
Dziesięć wieków temu chrześcijańskie krainy na zachodzie Europy nękane były przez morskich rozbójników przybyłych ze Skandynawii. Normanowie, jak ich nazywano, wyruszali na podbój zachodnich ziem, by poznawać nowe szlaki handlowe i zdobywać kosztowne łupy. Do kraju wracali w chwale i uwielbieniu, bogaci nie tylko o złoto, ale i nowe doświadczenia. Dystrybuowany przez stację History serial o wikingach to produkcja, jakiej wielu widzów oczekiwało, gdyż od czasu Wikingów (1958) Richarda Fleishera nie powstało porządne widowisko o normańskich żeglarzach. Bardzo dobrym pomysłem było stworzenie serialu, gdyż forma odcinkowego spektaklu daje większe pole do popisu. Można nie tylko opowiedzieć interesującą historię, ale i zaprezentować wierzenia, zwyczaje i kulturę tych średniowiecznych ludów. Pewną garść informacji zawarto już w pierwszym sezonie, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że to dopiero rozgrzewka i prawdziwe emocje dopiero przed nami.
Na wschodnich wybrzeżach Bałtyku wikingowie w imieniu jarla Haraldsona sieją śmierć i zniszczenie, ale jeden z wojowników, Ragnar Lodbrok (czyli Ragnar Włochate Portki), marzy o podboju zachodnich ziem, o których krążą legendy. Wbrew zakazom jarla (przywódcy drużyny) buduje okręt i zbiera ekipę, by wyruszyć na wyprawę, która rozpocznie nowy rozdział w historii. Już podczas pierwszego wypadu do Anglii można zaobserwować okrucieństwo i zuchwalstwo najeźdźców. Napadają oni bowiem na chrześcijański klasztor, zabijają wielu przerażonych i bezbronnych duchownych, a z pozostałych przy życiu kapłanów czynią niewolników. Ich okrucieństwo nie różni się tak naprawdę od innych europejskich mocarstw, bo Anglicy czy Hiszpanie też dokonywali krwawych podbojów, gardząc obcymi religiami i zabijając z imieniem Boga na ustach. Tak jak wikingowie, którzy dokonywali podbojów w imieniu Odyna.
Filmowcy wzięli na siebie niełatwe zadanie. Musieli sprawić, aby widzowie polubili tych barbarzyńców. Ragnar jest więc kochającym mężem i ojcem, szanuje także swojego brata Rollo, a wziętego do niewoli chrześcijańskiego kapłana traktuje jak przyjaciela, od którego uczy się języka i obcych zwyczajów. Natomiast jarl Haraldson okazuje się bezlitosnym, nieznoszącym sprzeciwu liderem, który z egoistycznych pobudek podejmuje decyzje, byle tylko utrzymać władzę i wpływy. Z czasem on także ujawnia więcej pozytywnych cech i słabości. Scenariusz obfituje w wiele ciekawych postaci, które mają konkretny charakter i wyróżniają się z tłumu. Żona Ragnara chociażby – kobieta silna i odważna, która potrafi zadbać o dom i rodzinę, gdy mąż jest w trakcie dalekiej podróży. Albo Floki, budowniczy o wyglądzie zdradzieckiego szczura, lecz postawie wiernej jak u psa. W interesującym kierunku podąża również konflikt pomiędzy braćmi, Ragnarem i Rollo. Obaj pragną zyskać sławę wielkich wojowników – problem w tym, że pamięta się dowódców, a nie ich podkomendnych, więc walka o dominację jest nieunikniona.
Autorzy serialu umieścili wśród wikingów chrześcijańskiego kapłana, aby poprzez tę postać widzowie mogli bliżej poznać nordycką kulturę. To właśnie ów klecha zadaje pytanie „co to jest Ragnarök”, zmuszony jest także obserwować okrutną ceremonię pogrzebową oraz składanie ofiary bogom. Mimo iż Ragnar i jego żona traktują go z szacunkiem, trudno mu zaakceptować panujące tu reguły. Tu nawet dzieci oglądają egzekucje, a umarli według wierzeń trafiają do Walhalli, prawdziwego raju, gdzie spełniają się marzenia. To jest cel wikingów, i dążąc do niego, idą na bitwę z podniesioną głową, nie lękając się śmierci. Nie są jednak pozbawieni zasad – podstawowa brzmi „Nie walcz, dopóki nie uzyskasz przewagi”.
Nie ma tu starć wielkich armii ani wielkich wypraw łodziami. Może sukces pierwszych sezonów przyczyni się wkrótce do tego, że z czasem bitwy będą bardziej widowiskowe, zaś armie liczniejsze. Ale z drugiej strony to chyba lepiej, że nie ma tu pomnożonych cyfrowo statystów ani cyfrowej krwi tryskającej ze wszystkich stron jak w Spartakusie. W gatunku dramat historyczny serial Michaela Hirsta może konkurować z kinowymi produkcjami, bo mimo wszystko zaprezentowane tu potyczki są świetnie nakręcone i rozsądnie umiejscowione w fabule. Ukazano tu także drugą stronę konfliktu – przerażonych Anglików zastanawiających się, czy przybysze są wysłannikami Boga, Szatana, czy może zwykłymi złodziejami i mordercami.
W serialach telewizyjnych ważniejsi od aktorów są scenarzyści, więc rzadko zatrudnia się pierwszoplanowe gwiazdy kina. Są oczywiście wyjątki, ale obsada Wikingów składa się z niezbyt popularnych aktorów. Duży plus dla specjalistów od castingu. Travis Fimmel i jego koledzy z planu bezbłędnie odegrali swoje postacie, idealnie sprawdzili się w tej surowej i mrocznej wizji Północy. Najbardziej znanym członkiem obsady jest Gabriel Byrne, wcielający się w jarla Haraldsona. Ten znakomity irlandzki aktor w rolach łajdaków o cechach przywódczych czuje się jak ryba w wodzie. Ale mniej doświadczeni wykonawcy w niczym mu nie ustępują, mają pomysł na swoje postacie, nie są tylko bezmyślnymi barbarzyńcami.
Wreszcie otrzymaliśmy porządną opowieść o normańskich wojownikach. Serial, który pobudza wyobraźnię, sprawia, że widz przenosi się w czasie o tysiąc lat wstecz, by poznać historię żeglarzy z Północy, o których więcej jest legend niż faktów. Autorzy starają się przekazać jak najwięcej istotnych szczegółów potrzebnych do zrozumienia ich motywacji, wiary i stylu życia. Wikingowie z początku są tylko grabieżcami i zabójcami, ale stopniowo kiełkuje w nich pragnienie poznania obcych krain i kryjących się w nich bogactw. Michael Hirst to specjalista od historycznych realiów (Dynastia Tudorów, Rodzina Borgiów) oraz znawca legend (Camelot), więc gdy zabrał się za tematykę wikingów, było jasne, że poziom produkcji będzie wysoki, bohaterowie wiarygodni, a oprawa scenograficzna przekonująca. Skandynawia jest tu krainą szarą, zimną i dziką, w której przetrwają jednostki silne, rozsądne, wierne ideałom. Sezon pierwszy zaczyna się od mocnego uderzenia, kończy zaś ciszą przed burzą. Grobowy klimat w finałowym odcinku, lepiej niż górnolotne deklaracje, zapowiada gigantyczną eskalację przemocy w sezonie następnym.
* * *