Obdarzony brytyjskim poczuciem humoru (a w końcu i obywatelstwem) Amerykanin do świata filmu wleciał na skrzydłach Latającego Cyrku Monty Pythona, jednak z biegiem lat zapracował sobie na artystyczną tożsamość niezależną od członkostwa w legendarnej grupie. Kręcąc takie filmy jak Przygody barona Munchausena, Brazil czy 12 małp Gilliam dał się poznać jako reżyser o oryginalnej wrażliwości, której wyznacznikiem jest postpythonowska groteskowość połączona z fantazyjnym romantyzmem. Gilliam autentycznie kocha świat wyobraźni i imaginacji, przepisując je na autorskie, balansujące na pograniczu surrealizmu, baśni i tragikomedii opowieści o dziwakach, marzycielach i szaleńczych idealistach. [Tomasz Raczkowski]
Neurotyczny Woody Allen to ikona nowojorskiego kosmopolityzmu i egzystencjalnych paranoi zarazem. Choć reżyser na koncie ma filmy zdecydowanie o niekomediowym zabarwieniu, to najbardziej kojarzony jest właśnie z ironicznymi, słodko-gorzkimi portretami uwikłanych w złożone intrygi bohaterów zmagających się z własnymi słabościami. Najjaśniejszymi przykładami specyficznego allenowskiego komediodramatu są Annie Hall, Manhattan oraz Hannah i jej siostry – filmy oferujące zarówno dawkę komizmu, jak i tragizmu. Przez lata Allen przyzwyczaił do regularnego (przez długi czas corocznego) kręcenia filmów o niezmiennie rozpoznawalnej stylistyce i sarkastycznym zabarwieniu, którego twarzą niejednokrotnie był sam twórca udzielający się jako aktor. Nawet jeśli bywały to niekiedy filmy słabsze (np. Wszyscy mówią: kocham cię czy Zakochani w Rzymie), to wybaczyć je można Allenowi dla tych lepszych (poza wymienionymi wyżej chociażby Wszystko gra czy O północy w Paryżu). Przenikliwość obserwacji zmieniającego się świata i oryginalny sposób opowiadania czynią przekrojowo z filmografii Allena katalog reżysera znakomitego, pozostającego jednym z najbardziej unikatowych głosów, jakie przebiły się do głównego nurtu kina. [Tomasz Raczkowski]
Jeden z tych wielkich aktorów, który stał się także wielkim reżyserem. Co prawda Gibson ma w swoim dorobku „zaledwie” pięć pełnometrażowych filmów, ale za to wspiął się w nich na wyżyny jakości, tworząc kino podniosłe, niebagatelne, bezpretensjonalne, nieznające kompromisów. Jeśli miałbym jednak wskazać w jego dorobku jeden film, który każdy sympatyk dziesiątej muzy powinien przynajmniej raz w swoim życiu przerobić, byłoby to bez wątpienia Waleczne serce. Wielki kino historyczne, niesamowicie nakręcone, podejmujące tematykę honoru, poświęcenia, siły męskości. Cech, którymi przesiąknięta jest cała twórczość Gibsona. [Jakub Piwoński]
Najwybitniejszy polski reżyser. Filmy Wajdy mają wręcz mitotwórczy charakter, a niektóre z nich na zawsze wpisały się w pejzaż naszej kultury i historii. Symbolami wypełnione jest choćby arcydzieło Popiół i diament: Maciek Chełmicki umierający na wysypisku śmieci, zrujnowany kościół z wiszącym do góry nogami krucyfiksem, płonące kieliszki ze spirytusem. Wajda bywał zjawiskowym poetą i malarzem kina przy bardziej kameralnych produkcjach (Panny z Wilka, Brzezina), a także wybitnym inżynierem, pracującym z wieloma statystami i na wielkich lokacjach (wybitna, słusznie uznawana za najlepszy polski film Ziemia obiecana czy widowiskowy Danton). Andrzej Wajda wprowadził i wypromował niejedną aktorską ikonę. Zbigniew Cybulski, Krystyna Janda czy Daniel Olbrychski w filmach właśnie tego reżysera święcili swoje największe triumfy. Polskie kino miało kilku wybitnych twórców, ale to Wajda na długo zostanie prawdziwym patronem naszej kinematografii. Nie zmieni tego nawet kilka gorszych produkcji, pod którymi również się podpisał. [Maciej Niedźwiedzki]
Najważniejszy, obok Spielberga i Lucasa, twórca filmów spod znaku kina nowej przygody. Zasłynął przede wszystkim trylogią Powrotu do przyszłości oraz Forrestem Gumpem. Jednym ze znaków rozpoznawczych filmów Zemeckisa są z całą pewnością efekty specjalne, które reżyser po prostu uwielbia. Na początku dwudziestego pierwszego wieku zafascynował się technologią motion capture, z której konsekwentnie korzystał, realizując kolejno Ekspres polarny, Beowulfa i Opowieść wigilijną. Dopiero w 2012 roku świetnie przyjętym Lotem z Denzelem Washingtonem w roli głównej, Zemeckis powrócił do kina w stu procentach aktorskiego. Formułę tę przełamał w zeszłym roku, kręcąc Witajcie w Marwen – przedziwny, niesłusznie moim zdaniem zmiażdżony przez krytyków, film, w którym systematycznie powracają sekwencje zrealizowane przy wykorzystaniu techniki motion capture. [Janek Brzozowski]
Wes Anderson to jeden z tych reżyserów, którzy mają bardzo charakterystyczny, właściwie niepowtarzalny styl. Oglądając film w reżyserii Wesa, od razu wiemy, że to jego dzieło. Z drugiej strony, absolutnie nie ma u niego mowy o kopiowaniu samego siebie. Widzowie z całego świata zakochali się w jego wysmakowanej estetyce i wyobraźni. Anderson specyficznie widzi świat, a dzięki jego produkcjom możemy chociaż na jakiś czas zagościć w tej pięknej bajce. Zarówno aktorskie, jak i animowane filmy, które wyszły spod jego ręki, są jedyne w swoim rodzaju. Trudno byłoby wybrać jeden najlepszy tytuł w jego dorobku. [Karol Barzowski]
Seans twórczości radzieckiego artysty to jednocześnie wysiłek, przyjemność i przeżycie. Tarkowski tworzył bowiem filmy naszpikowane metaforyką i nawiązaniami do kultury wysokiej, przesiąknięte poczuciem transcendencji i jej nieustannego poszukiwania przez bohaterów, a przy tym niezwykle kontemplacyjne i niespieszne. Dzieła mistrza ze Wschodu zawsze stały też na najwyższym poziomie estetycznym, by jednocześnie silnie wiązać audiowizualność z przekazywanymi sensami oraz wyraźnie wpływać na emocjonalny odbiór. Takie obrazy jak Stalker, Zwierciadło, Nostalgia, Solaris czy Ofiarowanie (cóż, właściwie można przywołać całą filmografię artysty) to niekwestionowane dzieła sztuki filmowej wymagające dużego skupienia, specyficznych kompetencji oraz wrażliwości. Zwłaszcza tej ostatniej, bo nawet jeśli wielowymiarowe, niejednoznaczne filmy Tarkowskiego często nastręczają niemałych trudności interpretacyjnych, to każdy seans niesie ze sobą poczucie dotykania czegoś metafizycznego. Arcymistrz kina, poeta, mistyk i filozof ekranu. [Dawid Konieczka]
Nazwisko wybitnego Szweda może służyć za synonim filmowego artyzmu i egzystencjalno-psychologicznego nasycenia. Licząca kilkadziesiąt pozycji filmografia Bergmana wręcz pęka w szwach od arcydzieł – dość wymienić choćby tak ważne i znakomite obrazy jak Wakacje z Moniką, Tam, gdzie rosną poziomki, Siódma pieczęć, Milczenie czy Persona. Filmy Bergmana to najczęściej kameralne, wielopłaszczyznowe dramaty egzystencjalne rozpisane na kilka postaci granych przez stały zespół aktorów (m.in. Max von Sydow, Liv Ullmann czy Bibi Andersson), oscylujące wokół tematów miłości, przemijania, erotyzmu, śmierci i Boga (lub jego braku). Pomimo tej powtarzalności, zarówno tematycznej, jak i wizualnej, niemal każda filmowa refleksja Ingmara Bergmana ze szczytowego okresu (czyli pomiędzy połową lat 50. a końcówką 70.) zachwyca głębią i formalną maestrią reżysera. Kino Bergmana to hermetyczna sztuka autorska, intelektualnie wysublimowana i estetycznie kreatywna. Warto jednak nie patrzeć na szwedzkiego reżysera jak na anachroniczny pomnik filmowego modernizmu, jego kino ma bowiem do zaoferowania wciąż otwierającą nowe horyzonty witalność i wirtuozerię, która z biegiem lat nie blednie. [Tomasz Raczkowski]
Jak zdefiniować „klimat”? Przy omawianiu filmów Johna Carpentera właśnie tym terminem najczęściej tłumaczono ich siłę, oryginalność stylu reżysera, a obecnie również pewną ponadczasowość. Nieprzypadkowo spora część twórczości Carpentera doczekała się nowych wersji, sequelów, prequelów, a współcześni twórcy nawiązują lub starają się (najczęściej nieudolnie) skopiować styl słynnego reżysera. Pozornie nic trudnego – niewielki budżet, prosta fabuła skupiona najczęściej wokół jednego miejsca akcji, zdjęcia kręcone głównie w nocy, muzyka z syntezatora oraz silny pierwiastek grozy, nierzadko podbity makabrycznymi obrazami. Ale te wyznaczniki b-klasowości, wszystko to, co zazwyczaj spycha takie kino w odmęty przeciętności i zapomnienia (lub uwielbienia wśród wąskiej grupy fanów), w przypadku Carpentera zdecydowało o sile przekazu, co w połączeniu z niesamowitym talentem do budowania napięcia i inscenizacji sprawiło, że twórca ten uważany jest dzisiaj za kultowego oraz prawdziwego klasyka.
Wspomniany „klimat” w żaden sposób nie tłumaczy obecnej renomy reżysera, który w swych najlepszych latach nie cieszył się takim poważaniem. I choć Carpenter nie nakręcił żadnego filmu od blisko dekady, do dziś jest uważany za prawdziwego mistrza kina gatunkowego z pogranicza horroru, fantastyki i akcji, chętnie cytowanego i wciąż popularnego, mającego na koncie takie niezapomniane dzieła jak Atak na posterunek 13, Halloween, Mgła, Ucieczka z Nowego Jorku, Coś, Christine, Gwiezdny przybysz, Wielka draka w chińskiej dzielnicy, Oni żyją oraz W paszczy szaleństwa. Na tegorocznym festiwalu w Cannes zostanie mu wręczona Złota Karoca (Carrosse d’Or), pierwsza w jego karierze tak ważna nagroda będąca wyrazem uznania dla twórczości człowieka, którego geniusz był zbyt rzadko odnotowywany. [Krzysztof Walecki]
Oglądanie filmów Tima Burtona przypomina odwiedzanie opuszczonych parków rozrywki w księżycową, jasną noc. Doświadczenie to jednocześnie niepokojące i przyjemne. Niewielu jest we współczesnym kinie reżyserów tak charakterystycznych, że ich styl i narrację można by określać nazwiskiem twórcy. W przypadku Burtona nieraz spotkałem się już z terminem „burtoneska”, doskonale odzwierciedlającym istotę twórczości tego reżysera. Baśniowość, surrealizm, turpizm, gotycyzm to główne przymioty filmografii Tima Burtona. Jego bohaterowie choć często mroczni, koszmarni i obłąkani, mają w sobie dziecięcą niewinność, dzięki czemu trudno ich nie lubić i im nie dopingować. Mimo że ostatnie dokonania reżysera są znacznie bardziej komercyjne i często odbiegają jakością od najlepszych, wczesnych prac twórcy, to nadal mają w sobie charakterystyczną moc hipnotyzującego uwodzenia zrodzoną w umyśle o nieskrępowanej wyobraźni. Do najlepszych filmów Burtona należy zaliczyć Eda Wooda (1994), Dużą rybę (2003), Batmana (1989), a także animację Gnijąca panna młoda (2005). [Przemysław Mudlaff]