Czy serialowy HARRY POTTER jest z góry skazany na PORAŻKĘ?
Poszukiwania aktorów do ról Harry’ego, Rona i Hermiony już się rozpoczęły. Muszą to być dzieci w wieku 9-11 lat. Zagrają w przewidzianej na 7 sezonów ekranizacji każdej z książek J.K. Rowling o przygodach Harry’ego Pottera. Projekt jest produkowany przez Warner Bros. Discovery i będzie dostępny na platformie Max. Co warte zaznaczenia, w castingach stawia się na inkluzywność, więc publiczność może się spodziewać niespodzianek. Czy serialowy Harry Potter jest więc skazany na porażkę? Z pewnością nie będzie mu łatwo, bo staje naprzeciwko jednej z największych legend kina fantasy, i to nie XXI wieku, a w całej historii gatunku. Zdrowy rozsądek więc podpowiada, że nie będzie miał szans u widzów, którzy znają pełnometrażową serię. Co innego u młodszych. Warner chce zbudować markę Pottera od nowa z nowymi pokoleniami odbiorców, celnie zauważając, że fani filmów się starzeją, a ich zainteresowanie naturalnie zanika. Inkluzywność nie ma tu znaczenia, chociaż z pewnością spowoduje wysyp niewybrednych komentarzy.
A na nich serial zapewne i tak zbije jakąś tam popularność. Patrząc na złorzeczenia widzów np. w przypadku Pierścieni Władzy, również wygląda na to, że 2. sezon odniesie sukces. Nie należy więc zbytnio ufać negatywnym przewidywaniom, jeśli są nacechowane dyskredytującymi emocjami. Takie pojawiają się już w przypadku serialu o Harrym Potterze. A będzie ich z pewnością jeszcze więcej, kiedy widzom zostaną zaprezentowani nowi Harry, Ron i Hermiona. Poprzednio byli biali i heteroseksualni, a teraz? To jeden z elementów, które wpłyną na ich ocenę, lecz głównym będzie jednak coś innego, chociaż mało kto to otwarcie przyzna, bo najlepiej zaczepić się inkluzywności. Niejednokrotnie nawet krytycy nie będą świadomi tej prawdziwej przyczyny, dla której zanegują nowych aktorów. A tkwi ona w tych starych. Daniel Radcliffe, Rupert Grint i Emma Watson są dla naszej percepcji już zjawiskiem behawioralnym, nawykowym, opatrzonym, niezależnie od tego, czy byli w swoich rolach dobrzy, czy byli źli. Byliśmy z nimi przez wiele lat. Na naszych oczach dorastali, a my często również, nie wspominając już o kwestii starzenia się. Jak więc teraz zaakceptować zupełnie nowy zespół w serialu, który będzie trwał 7 sezonów? Mało tego, nie będzie już w nim żadnej tajemnicy, bo seria „Harry Potter” odsłoniła je wszystkie w sposób komercyjny i kultowy, nie mówiąc już o rozpropagowaniu literackich pierwowzorów. Jak więc w takiej atmosferze, z takimi behawioralnymi naleciałościami, i wy, i ja, mamy zaakceptować nową obsadę?
Narzuca się więc pytanie, czy Warner zdaje sobie sprawę, jaką tytaniczną pracę muszą wykonać teraz twórcy serialu, żeby sprostać pełnometrażowej serii reżyserowanej przecież przez takich artystów rzemiosła jak: Chris Columbus, Alfonso Cuarón, Mike Newell i David Yates? Osobną kwestią są aktorzy – wybrano same gwiazdy angielskiego filmu. Nawet muzyka skomponowana jest przez legendę Johna Williamsa, kontynuowaną przez równie wielkiego Patricka Doyle’a, czy też np. Alexandre’a Desplata. Nie wspomnę o zdjęciach m.in. Rogera Pratta, Michaela Seresina, oraz Sławomira Idziaka. Porywanie się na serial w tak niewielkim jeszcze odstępie czasowym 12 lat od ostatniej części jest szaleństwem. To nie są Pierścienie Władzy, które opowiadają historię sprzed wydarzeń we Władcy i Hobbicie, ale remake tej samej historii z książek Rowling, która wybrzmiała w naszych uszach wieloma sugestywnymi sentencjami wypowiadanymi m.in. przez Snape’a, Dumbledore’a, Harry’ego i wiele innych postaci. W serialu zapewne dokładniej zostaną odwzorowane wszystkie wątki, ale to wciąż ta sama opowieść. Serialowy Harry Potter jest więc z góry skazany przynajmniej na sporą dawkę hejtu. A co z popularnością? Co z jakością?
Popularność w jakimś stopniu można oprzeć na kontrowersji, ale nie na dłuższą metę. Potrzebna jest jakość, dobry casting, bynajmniej nie ten, którego nadrzędnym celem jest inkluzywność. Może być ona brana pod uwagę, wynikać z naturalnej dynamiki poszukiwania następców, lecz nie może podpowiadać twórcom, że muszą ten czy inny procent aktorów wziąć o takim, a nie innym fenotypie. Piszę to, myśląc szczególnie o głównych aktorach. Nauczyciele w Hogwarcie są pod tym względem bardziej uwolnieni od inkluzywności. Notabene jestem ciekawy, kto mógłby wejść w skład grona pedagogicznego. Powinny to być raczej znane postaci, stanowiące przeciwwagę, jeśli chodzi o sławę dla uczniów magicznej szkoły. Wybór na pewno nie będzie ograniczony do Wielkiej Brytanii.
Jest jednak jeszcze coś w tej beczce wątpliwości zakropionych dziegciem, co ma szansę na sukces – wątki pominięte lub szczątkowo zaprezentowane w filmach pełnometrażowych np. Ginny, historia relacji Voldemorta z rodzicami Pottera czy też Dumbledore i jego otoczenie. Musiałyby być jednak to wątki rewelacyjnie napisane, żeby zainteresowały widzów na tyle, że przestaliby myśleć o starych ikonicznych aktorach. Jak na razie nie wiem, czy będzie to możliwe. Po nieudanej realizacji serii Fantastyczne zwierzęta, którą ostatecznie zarzucono, można mieć wątpliwości, czy przy podobnym podejściu do tematyki uniwersum serial się uda. Nie zmienia to jednak tego, że na produkcję czekam nawet z czystej ciekawości.