Reżyserzy, którzy KRYTYKOWALI własne filmy
Kilka dni temu Josh Trank, reżyser zmiażdżonej przez krytyków Fantastycznej czwórki z 2015 roku, napisał na portalu Letterboxd recenzję własnego filmu, przyznając mu dwie gwiazdki na pięć. W swojej wypowiedzi nawiązał do problemów, z którymi mierzył się podczas produkcji – finalnie został od niej odsunięty, a film, który trafił do kin, znacząco różnił się od zamysłu Tranka. Twórca nie kryje się z tym, że efekt końcowy nie zadowala w pełni także i jego (i trudno mu się dziwić, patrząc na ogólny odbiór). Nie jest pierwszym reżyserem, który gani własne dzieło. Powody ku takiej autokrytyce są różne – przyjrzyjmy się wybranym przykładom twórców filmowych.
Joel Schumacher – Batman i Robin
Wiele już powiedziano i napisano na temat Batmana i Robina, zatem podsumujmy krótko – film Schumachera uznawany jest dziś za jednego z najgorszych przedstawicieli kina superbohaterskiego (albo kina w ogóle). Podczas seansu natężenie kiczu, suchych dialogów i żenujących scen może być trudne do zniesienia. Przytaczane często jako argument przeciw filmowi gumowe sutki na kostiumach bohaterów są jednym z tych mniejszych problemów Batmana i Robina, choć sam Schumacher przyznał, że informacja o nich będzie zapewne widnieć na jego nagrobku. Dodał też, że chciałby przeprosić fanów za efekt końcowy Batmana i Robina, bo czuje, że jest im to winny.
Neil Blomkamp – Elizjum
Po znakomitym debiucie w postaci Dystryktu 9 wielu widzów uwierzyło, że oto na scenie pojawiła się nowa gwiazda kina science fiction. Zapał ostudził nieco drugi film Blomkampa, Elizjum, który zebrał już znacznie mniej entuzjastyczne recenzje. Co ciekawe, do grona nieusatysfakcjonowanych dołączył po czasie sam reżyser, który wyznał, że chciałby jeszcze raz nakręcić film z wykorzystaniem tego samego konceptu, jednak tym razem rzeczywiście robiąc z niego dobry użytek – z Elizjum był bowiem mocno niezadowolony.
Michael Bay – Armageddon i Transformers: Zemsta upadłych
Podobne wpisy
Większość z was zgodzi się zapewne, że z tych dwóch tytułów to sequel Transformers zasługuje na więcej krytyki, jednak Michael Bay negatywnie wypowiadał się o obu. W przypadku Armageddonu stwierdził, że przerobiłby cały trzeci akt – nie zdążył go dopracować, bo studio domagało się zakończenia prac w ciągu szesnastu tygodni, co spowodowało ogromne napięcie w ekipie i liczne problemy, w tym trudności z ukończeniem efektów specjalnych.
Także mówiąc o Zemście upadłych, Bay upatruje powodów niesatysfakcjonującego rezultatu w czynnikach zewnętrznych. Realizacja filmu przypadła na czasy strajku scenarzystów, w związku z czym o kształcie filmu należało zadecydować w ciągu trzech tygodni. Według Baya było to nieuczciwe wobec niego i całej ekipy. Reżyser przyznał też, że zawiódł w pewnych aspektach samego filmu, wśród których był między innymi kiepski humor. Bay obiecał wówczas, że popracuje nad tym w kolejnych odsłonach, żadna jednak nie okazała się na tyle dobra, by można było nazwać ją udanym filmem.
Steven Spielberg – Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki
Choć czwarta, nakręcona po latach część przygód Indiany Jonesa zdołała zadowolić część widzów, większość jest zdania, że to najsłabsza odsłona serii. Swoje wątpliwości wyraził sam Steven Spielberg – choć w bardzo dyplomatyczny sposób – odwołując się do MacGuffina w postaci tytułowej Kryształowej Czaszki i przyznając, że rozumie ludzi, którym nie podobała się taka konstrukcja scenariusza. Spielberg był niepewny wobec tego pomysłu już na etapie tworzenia skryptu, zaufał jednak George’owi Lucasowi, być może niesłusznie. Uwielbiany reżyser przyznał też, że niesławna scena z Indianą chowającym się w lodówce to jego autorski, „głupiutki” pomysł.
Alex Proyas – Bogowie Egiptu
Film Proyasa został zmiażdżony przez krytyków i okazał się potężną porażką finansową, zarabiając w USA 31 milionów dolarów przy budżecie 140 milionów. Ogromne kontrowersje wywołał fakt obsadzenia w głównych rolach białych aktorów pomimo tego, że akcja filmu dzieje się w starożytnym Egipcie. Proyas w odpowiedzi na zarzuty przyznał rację, że obsada powinna być zróżnicowana rasowo i przeprosił za zaistniałą sytuację. Skruchę wyrazili zresztą także przedstawiciele studia Lionsgate, które wyprodukowało film.
David Ayer – Legion samobójców
Legion samobójców Davida Ayera jest jedną z najgorzej przyjętych odsłon kinowego uniwersum DC. Nie od dziś wiadomo, że produkcja filmu nie była usłana różami, a jego ostateczny kształt różni się od pierwotnie zakładanego – przyczyniło się to choćby do zmarginalizowania roli Jokera w wykonaniu Jareda Leto (co mocno poirytowało aktora, do tego stopnia, że sabotował ponoć realizację Jokera z Joaquinem Phoenixem). Nie jest też nowością, że finalna wersja Legionu samobójców mocno razi i nie zadowala samego Ayera. Niedawno reżyser po raz kolejny podjął temat w swoim instagramowym poście, gdzie w metaforyczny sposób zaznaczył, że studio mocno wpłynęło na jego wizję filmu, a to, co zakładał sobie na początku prac, nie doczekało się realizacji: „Reżyser trzyma w rękach niewidzialny kompas, który wyznacza każde ujęcie i każdą scenę oraz wskazuje właściwy kierunek. Jeśli kierunek ulega zmianie, to czy można powiedzieć, że podróż w ogóle się wydarzyła?”.