Zamiast do kin prosto na półkę. Filmy z NAJDŁUŻSZYM czasem oczekiwania na premierę
Każdy film powstaje według sprawdzonego schematu. Najpierw pisany jest scenariusz, a po zaakceptowaniu projekt wchodzi w etap przygotowawczy. Następnie trwa okres zdjęciowy, a po nim montaż i udźwiękowienie. No i zostaje już tylko wprowadzenie filmu do kin i towarzysząca mu promocja. Zazwyczaj taka droga od scenariusza do premiery nie przekracza jednego roku, a w przypadku droższych produkcji – dwóch lat. Tak to wygląda w dużym uproszczeniu, pomijając scenariusze, które kształtują się przez lata. Dla przykładu Czas apokalipsy (1979) po wkroczeniu w fazę produkcji realizowany był około czterech lat, co jest uważane za nietypowe ze względu na liczne problemy logistyczne i budżetowe. Gdy film był już gotowy, trafił do kin bez żadnych komplikacji. Istnieje jednak grupa filmów, które długo pozostawały w martwym punkcie, mimo iż zostały już niemal w całości nakręcone. Powody były różne – brak pieniędzy, zaginięcie taśmy, zatrzymanie przez cenzurę, brak dystrybutora czy np. niespełnienie wymogów prawnych dotyczących praw autorskich. Niektóre filmy po upływie lat wreszcie doczekały się premiery, inne wciąż czekają na taką szansę. Właśnie takim spóźnionym filmom, leżakującym na półce co najmniej dekadę, postanowiłem przyjrzeć się w niniejszym artykule.
1. „The Day the Clown Cried” (reż. Jerry Lewis)
czas oczekiwania: 52+ (1972–?)
Jerry Lewis, amerykański „król komedii”, nieoczekiwanie otrzymał od producenta Nathana Wachsbergera propozycję zrealizowania dramatu o Holokauście według scenariusza Joan O’Brien i Charlesa Dentona. Od początku projekt budził kontrowersje, ale do realizacji za sterami Jerry’ego Lewisa w końcu doszło. Zdjęcia rozpoczęły się w kwietniu 1972 w Szwecji, a do obsady trafili szwedzcy aktorzy, m.in. Harriet Andersson i Ulf Palme. Ostatecznie jednak producent nie spełnił swoich zobowiązań finansowych, więc Lewis musiał pokryć koszty produkcji, jeśli chciał doprowadzić projekt do końca. Gdy film był już prawie na finiszu, doszedł problem praw autorskich. Okazało się bowiem, że Wachsberger nie posiada praw do tej historii, której autorką była publicystka Joan O’Brien. W efekcie tego autorka niezadowolona ze zmian wprowadzonych w scenariuszu i nieprzekonana również gotowym filmem nie wyraziła zgody na skierowanie go do dystrybucji.
Lewis nie tylko reżyserował tę pechową produkcję, lecz także zagrał w niej główną rolę. Wcielił się w postać niemieckiego klauna cyrkowego, który trafia do obozu koncentracyjnego po tym, jak kpił z Adolfa Hitlera. W obozie rozśmiesza żydowskie dzieci, by w końcu zdać sobie sprawę, że one wszystkie są skazane na zagładę. Decyduje się więc towarzyszyć im w ostatniej drodze do komory gazowej. Według pierwotnej koncepcji autorki główny bohater był aroganckim, egocentrycznym draniem i historia, która mu się przydarza, miała być opowieścią o odkupieniu i przemianie wewnętrznej bohatera. Lewis nadał tej postaci bardziej sympatyczny rys, czyniąc z filmu czarną komedię, w której patos i humor wchodzą ze sobą w konflikt, i przekaz nie wybrzmiewa tak, jak powinien. Gdyby producent zadbał wcześniej o zakupienie praw do scenariusza, to Lewis mógłby go zaadaptować po swojemu. W tej sytuacji musiał otrzymać zgodę autorów. Niewykluczone jednak, że nawet gdyby dostał taką zgodę, to nie dopuściłby do premiery – w wywiadach przyznawał, że film jest zły, a rola, którą w nim zagrał, przyprawia go o ciarki żenady.
2. „Park rozrywki” (reż. George A. Romero)
czas oczekiwania: 48 lat (1973–2021)
George A. Romero zrewolucjonizował gatunek horroru dzięki niskobudżetowej produkcji Noc żywych trupów (1968). Trudno powiedzieć, czego oczekiwało od niego Luterańskie Towarzystwo Służby Zachodniej Pensylwanii, kiedy zleciło mu nakręcenie filmu edukacyjnego na temat ageizmu. Romero we właściwym sobie stylu podjął ten motyw w formie surrealistycznego thrillera. Zbyt niepokojącego jednak, by pokazać go szerokiej publiczności. Dla reżysera Park rozrywki nie był szczególnie ważnym projektem, więc nie zabiegał o niego, nie mówił o nim w wywiadach i z łatwością zaakceptował decyzję o odłożeniu filmu na półkę. Jako datę premiery podaje się rok 1975, ponieważ wtedy obraz trafił na Festiwal Filmów Amerykańskich w Nowym Jorku. Potem na długie lata o nim zapomniano. 40 lat później nowojorska organizacja Sandry Schulberg o nazwie IndieCollect, zajmująca się renowacją filmów niezależnych, wzięła na warsztat zakurzone dziełko Romero i w 2019, dwa lata po śmierci reżysera, można było obejrzeć film w rozdzielczości 4K. Po kilku pokazach na festiwalach kina gatunkowego – w tym także w Polsce w ramach Splat!FilmFest – film trafił wreszcie do szerokiej dystrybucji za sprawą platformy Shudder.
„Pewnego dnia w waszym życiu otworzą się drzwi, przez które wejdziecie do parku rozrywki pełni nadziei na przyszłość” – taki jest przekaz filmu. Bo tytułowy park rozrywki to raj dla młodych, a piekło dla starych. Nie ma już na tym świecie pogodnej przyszłości dla starych ludzi, jest tylko brutalna teraźniejszość, która czyni człowieka zmęczonym i rozczarowanym. Radość i nadzieja trwają krótko, po czym następuje bolesny kopniak od życia. George Romero nakręcił ten film w zaledwie trzy dni w West View Park. Powstał film przygnębiający i prowokujący do refleksji. Bardzo interesujący w formie, jakby był zaginionym odcinkiem antologii Strefa mroku. W pamięci zostanie na pewno utwór The Unquiet Grave, angielska pieśń ludowa wybrzmiewająca m.in. w kulminacyjnej scenie. W kontekście tematyki dzieła istotna może być jeszcze informacja, że odtwórca głównej roli Lincoln Maazel, który w momencie kręcenia miał 70 lat, przeżył jeszcze 36 (zmarł w 2009).
3. „Druga strona wiatru” (reż. Orson Welles)
czas oczekiwania: 42 lata (1976–2018)
Niedokończone filmy Orsona Wellesa to temat na osobny artykuł, jako że historie wokół tych projektów budzą ciekawość i dają pewne pojęcie o tym, jak praca nad filmem może być wyczerpująca. Nawet gdy jesteś uważany za geniusza, to w starciu ze światem, którym rządzi pieniądz, możesz przegrać, jeśli nie masz szczęścia. W latach 1966–1969 Welles pracował nad The Deep z udziałem Jeanne Moreau i Laurence’a Harveya, ale gdy zdjęcia były już nakręcone prawie w całości, wstrzymano realizację i zawieszono postprodukcję. Potem film zaginął i już dziś nie ma możliwości, by go ukończyć. Ale ta historia w końcu ujrzała światło dzienne – powstała ona bowiem na podstawie powieść Dead Calm Charlesa F. Williamsa, którą zekranizował Phillip Noyce w 1989 roku. Inne projekty Wellesa, które nie doczekały się premiery, to Kupiec wenecki (1969) według Williama Szekspira i The Dreamers (1980–1982) na podstawie opowiadań Karen Blixen. Najdłużej realizowanym filmem tego twórcy był Don Quijote na motywach klasycznego utworu Miguela de Cervantesa, którego produkcja trwała 17 lat (1955–1972). Na jego premierę trzeba było czekać kolejne 20 – w 1992, siedem lat po śmierci Mistrza, jego dzieło dokończył Jesús Franco i można je było obejrzeć na festiwalu w Cannes w ramach sekcji Directors’ Fortnight.
Równie pechowym przedsięwzięciem jest Druga strona wiatru realizowana między 1970 a 1976 rokiem. Dopiero w 2018 widzowie mogli zobaczyć efekt – najpierw w sekcji pozakonkursowej na festiwalu w Wenecji, a następnie na platformie streamingowej Netflix. Obraz najlepiej obejrzeć jako część podwójnego seansu z filmem dokumentalnym Pokochają mnie, gdy będę martwy (2018, reż. Morgan Neville) opowiadającym o perypetiach Wellesa i ekipy pracującej nad Drugą stroną wiatru. Wydawało się, że na przełomie lat 60. i 70., kiedy kino hollywoodzkie zaczęło się zmieniać i otwierać na projekty bardziej osobiste i eksperymentalne, Welles będzie miał łatwiej ze znalezieniem funduszy. Ale nic z tego. Udało mu się zebrać znakomitą obsadę: John Huston, Susan Strasberg, Lilli Palmer, Edmond O’Brien, Mercedes McCambridge, Cameron Mitchell, Norman Foster, a jedną z ważniejszych ról zagrał reżyser Peter Bogdanovich. Mimo to realizacja przeciągała się w nieskończoność i w pewnym momencie pieniądze musiały się skończyć. Film utknął w martwym punkcie. Do czasu jednak…
Chociaż Welles w wywiadach nigdy nie przyznał wprost, że to dzieło osobiste o nim samym, to jednak mało kto w to wierzył. Film opowiada bowiem o podstarzałym filmowcu, który organizuje przyjęcie połączone z pokazem jego nieukończonego filmu. Ale w tym granym przez Johna Hustona bohaterze więcej jest podobno charakteru Ernesta Hemingwaya. Można tu odnaleźć także odpowiedniki Pauline Kael, Mickeya Rooneya, Marleny Dietrich, Roberta Evansa, Cybill Shepherd i Johna Miliusa. Film różni się od poprzednich dzieł Wellesa ze względu na erotyzm i nieuzasadnioną nagość – te elementy wprowadziła do filmu chorwacka aktorka i pisarka Oja Kodar, będąca wówczas kochanką reżysera. Po jego śmierci otrzymała w spadku prawa do wszystkich nieukończonych projektów Mistrza. Duży wkład w realizację Drugiej strony wiatru wniósł operator Gary Graver, który – aby kontynuować współpracę z Wellesem – chałturzył przy filmach klasy B, w tym także pornosach. Ostatecznie nakręcono 100 godzin materiału, z których Bob Murawski zmontował dwugodzinny film.
4. „Noc upiorów” (reż. Edward D. Wood Jr.)
czas oczekiwania: 27 lat (1957–1984)
Ed Wood, twórca osławionego Planu 9 z kosmosu (1959), dwa lata wcześniej nakręcił równie koszmarną produkcję Revenge of the Dead, ale nie było go stać na postprodukcję. Film został więc zatrzymany w laboratorium filmowym do czasu opłacenia rachunków. Podobno był jeden pokaz specjalny w 1959, po którym Wood stwierdził, że film wymaga jeszcze wielu poprawek. Ale już nigdy ich nie dokonał. Dopiero w epoce VHS producent Wade Williams uiścił zaległe rachunki w laboratorium postprodukcyjnym. W związku z tym film stał się jego własnością i pod zmienionym tytułem (Night of the Ghouls) trafił do rozpowszechniana na rynku wideo. Do Polski film zawitał w 2014 roku jako Noc upiorów, będąc częścią retrospektywy Eda Wooda w ramach Festiwalu Filmowego Cropp Kultowe. To wydarzenie odbyło się na prośbę widzów, co sugeruje, że reżyser ma swoich fanów w Polsce, dlatego nie należało go pomijać przy opracowywaniu niniejszego zestawienia.
Film zaczyna się i kończy postacią narratora, który – siedząc w trumnie – opowiada historię. Tym narratorem jest „Niesamowity Criswell” – jasnowidz, który w latach 1953–1961 przewidywał przyszłość w telewizyjnym show Criswell Predicts. Niektóre odcinki programu reżyserował Ed Wood. W Nocy upiorów głównym bohaterem jest Dr Acula (czyt. Doktor Acula – cóż za genialnie zawoalowany żart), który prowadzi seanse spirytystyczne i zatrudnia aktorów do udawania duchów. Nie zdaje sobie sprawy, że faktycznie ma moc przywoływania zmarłych. Można by rzec, że to kwintesencja stylu Edwarda Wooda – film jest okropny pod każdym względem. Reżyseria, scenariusz i aktorstwo cechują się amatorszczyzną, rozwiązania fabularne, dialogi i zachowania postaci powodują uśmiech politowania, brakuje napięcia i upiornego klimatu, muzyka nie pasuje do scen, narracja wieje nudą, potwory są niezamierzenie komiczne (nie tylko duchy, ale i szwedzki zapaśnik Tor Johnson wcielający się w pomagiera doktora Aculi), a temat efektów specjalnych (takich jak trąbka unosząca się na sznurkach) lepiej przemilczeć. Dla przyszłych reżyserów to doskonała lekcja o tym, jak nie należy kręcić filmów.
5. „Rabid Dogs” (reż. Mario Bava)
czas oczekiwania: 24 lata (1974–1998)
Włoskie kino gatunkowe lat 60. i 70. wiele zawdzięczało Mario Bavie, ale wkrótce Mistrz znalazł się w momencie, w którym jego filmy nie przynosiły już spodziewanych zysków i nie budziły takiego zainteresowania, jak dawniej. Taki stan rzeczy miał się zmienić, gdy ten znany ze stylowych horrorów artysta skierował się w rejony kina realistycznego. Reżyser sięgnął po inspirację do magazynu „Il Giallo Mondadori” i tam, w jednym numerze, jako dodatek została opublikowana trzystronicowa nowela Man and Boy Michaela J. Carrola, której akcja toczyła się w ciągu półtorej godziny – tyle, co klasyczny film gatunkowy. Scenariusz napisał Alessandro Parenzo, a Mario Bava próbował go zrealizować w miarę szybko i z właściwym sobie spokojem, choć przeczuwał, że tym razem miał pecha przy wyborze partnerów biznesowych. Wkrótce doszło do kuriozalnej sytuacji, że film został zamknięty w klatce niczym zakładnik porwany dla okupu.
Rabid Dogs to duszny thriller zaliczany dziś do nurtu poliziottesco, ale różniący się od klasycznych jego przedstawicieli. Akcja toczy się w czasie rzeczywistym. Czterech przestępców dokonuje napadu na konwój z pieniędzmi. Próbując umknąć pościgowi, nie cofają się przed niczym – jeden z bandytów ginie, ale są także ofiary wśród niewinnych, przypadkowych obywateli. Sytuacja uspokaja się w momencie, gdy trzech rabusiów wraz z uprowadzoną zakładniczką wsiada do błękitnego Opla, zwykłego rodzinnego auta, które prowadzi mężczyzna zmierzający do szpitala z chorym synem. W ciasnej przestrzeni pojazdu jest już sześć osób, a jeszcze musi zmieścić się operator kamery, by wykreować pełen napięcia, klaustrofobiczny pojedynek nerwów. Do tego dochodzi palące słońce Lacjum i wskaźniki termometrów zbliżające się do 40 stopni. Na pozór kameralna produkcja według prosto skonstruowanego scenariusza, ale wyzwanie dla reżysera ogromne. Dla aktorów również – najgroźniejszego z bandytów, nożownika, zagrał popularny włoski piosenkarz i kompozytor Aldo Caponi znany szerzej jako Don Backy. Na efekt końcowy Mario Bava niestety nie miał już wpływu, nie zdążył dograć dźwięku i posklejać scen w spójną całość.
Gdy film był w trakcie wstępnego montażu, producent Roberto Loyola ogłosił bankructwo – do montażowni wtargnęli funkcjonariusze Guardia di Finanza i założyli zamki na moviolę, skonfiskowano nie tylko film, ale też nagrania demo partytury Stelvia Ciprianiego. 20 lat później, gdy Roberto Loyola był już uznanym malarzem, prawa do filmu wykupiła niemiecka aktorka Lea Krüger, odgrywająca w nim jedną z głównych ról. Objęła kierownictwo nad postprodukcją i pod tytułem Semaforo rosso pokazała film na targach w Mediolanie w 1995 roku. Trzy lata później, już jako Rabid Dogs, dzieło było dostępne na rynku DVD. To jednak nie koniec perypetii związanych z filmem, bo Alfredo Leone, który posiadał prawa do filmów Mario Bavy na rynek amerykański, postanowił jeszcze pogrzebać przy tym filmie. Zaproponował synowi reżysera Lamberto, który pełnił funkcję asystenta na planach filmów ojca, by na podstawie notatek Mistrza stworzył nową edycję – z nowymi scenami, inną czołówką i tytułem (Kidnapped) oraz zmienioną muzyką (ale skomponowaną przez Stelvia Ciprianiego, twórcę oryginalnej partytury). Premiera tej przeróbki odbyła się w 2002 roku.
6. „Komisarz” (reż. Aleksandr Askoldow)
czas oczekiwania: 21 lat (1967–1988)
Jedyny film w karierze Aleksandra Askoldowa. Dzieło uznawane dziś za wybitne, ale funkcjonariusze Państwowego Komitetu Kinematografii ZSRR (w skrócie Goskino) nie mogli podzielić tej opinii ze względu na ówczesną sytuację polityczną. Sowieci dostarczali uzbrojenie państwom arabskim (Egipt, Syria, Jordania), które w niecały tydzień roku 1967 (tak zwana wojna sześciodniowa) zostały rozgromione przez armię izraelską. Nasiliły się więc nastroje antysyjonistyczne i antysemickie, w wyniku czego film Askoldowa – mimo iż nie opowiadał o współczesności, lecz o rewolucji bolszewickiej 1917 roku – został scharakteryzowany jako szkodliwy i nienadający się do rozpowszechniania. Sam reżyser mówił o filmie, że chciał opowiedzieć o ludobójstwie, jakie rodząca się rewolucja zadała Żydom na Ukrainie ponad piętnaście lat przed Hitlerem.
W związku z powyższym świętowanie 50. rocznicy Rewolucji Październikowej nie mogło się odbyć wraz z premierą filmu. Organ cenzorski próbował wymusić na autorze dokonanie zmian zgodnych z duchem patriotyzmu i realizmu heroicznego, stawiając reżysera między młotem a kowadłem, między jego przekonaniami a bezwzględnym posłuszeństwem reżimowi. Znamienne, że główna bohaterka filmu, komisarz Klawdia Wawiłowa (Nonna Mordiukowa), też staje przed podobnym dylematem – z jednej strony życie w duchu humanizmu przy obowiązkach domowych i wychowywaniu dzieci, z drugiej strony wierność Armii Czerwonej i szukanie spełnienia w wirze walki. Tytułowa komisarz posiada zarówno męskie, jak i kobiece cechy. W skórzanych bryczesach jest twardym żołnierzem, który już na początku filmu pokazuje swoją bezwzględność – jest gotów skazać na śmierć człowieka, który zdradził ideały rewolucji. Ale potem zachodzi w ciążę i zaprzyjaźnia się z żydowską rodziną, co zmienia jej punkt widzenia.
Dzieło powstało według opowiadania W mieście Berdyczowie napisanego przez Wasilija Grossmana, który przez swoją twórczość także miał problemy z władzami. Młody filmowiec nakręcił ten obraz tuż po studiach u Leonida Trauberga i miał to być początek jego kariery, a stał się jej końcem. Reżyser otrzymał dożywotni zakaz kręcenia filmów oraz został oskarżony przed sądem o pasożytnictwo społeczne i defraudację państwowych funduszy. Dopiero gdy wskutek reform Gorbaczowa zniesiono cenzurę, film otrzymał swoją szansę. W 1987 pokazano go poza konkursem na festiwalu w Moskwie, a rok później – w konkursie festiwalu w Berlinie, gdzie zdobył Srebrnego Niedźwiedzia – Wielką Nagrodę Jury. Wtedy też trafił do światowej dystrybucji i został okrzyknięty arcydziełem.
7. „The Plot Against Harry” (reż. Michael Roemer)
czas oczekiwania: 21 lat (1969–1990)
Niezależny filmowiec Michael Roemer zyskał uznanie krytyków dramatem Nothing but a Man (1964), w którym zaprezentował komentarz społeczny na temat losu czarnych na amerykańskim Południu. Zdobył nawet nagrodę na festiwalu w Wenecji – San Giorgio Prize przyznawaną kinu niezależnemu. Wydawało się, że narodziła się nowa osobowość kina amerykańskiego. Jednak problemy w związku z kolejnym filmem Roemera sprawiły, że zaczął wątpić w swoje możliwości i stracił zapał do kręcenia filmów. W roku 1969 zrealizował komedię kryminalną The Plot Against Harry – satyrę na Żydów z klasy średniej w Nowym Jorku. Film był pokazywany przez tydzień w jednym kinie w Seattle w 1971 roku, ale do regularnej dystrybucji nie trafił.
To opowieść o Harrym Plotnicku (Martin Priest), zwolnionym warunkowo z więzienia nowojorskim oszuście, który próbuje odbudować swój biznes hazardowy, a także naprawić relacje z rodziną, w tym niewidzianą od 20 lat córką. Nawiązuje współpracę ze swoim szwagrem zajmującym się obsługą cateringową żydowskich uroczystości (takich jak bar micwa), co przybliża go do społeczności, w której dorastał, a którą dawno temu porzucił. Życie zawiązuje spisek przeciwko Harry’emu, bo układa się w taki sposób, by zaoferować mu odkupienie dawnych grzechów i przemianę życiowego pechowca, szlemiela, w uczciwego człowieka, czyli mensza wg tradycji żydowskiej.
Gdy w latach 80. reżyser próbował skopiować film na VHS, by pokazać go swoim dzieciom, okazało się, że technik zajmujący się nagrywaniem dobrze bawi się podczas oglądania tego dzieła. Wtedy Roemer stwierdził, że może jednak warto pokazać film publicznie – zlecił wykonanie dwóch kopii na taśmie 35 mm i wysłał je na festiwale w Toronto i Nowym Jorku. Na obu imprezach odbiór filmu był pozytywny. Co więcej, w 1990 roku produkcja trafiła do sekcji pozakonkursowej festiwalu w Cannes, a rok później do konkursu Film Independent Spirit Awards, z którego wyszła z sześcioma nominacjami. Oczywiście widzowie niebędący bywalcami festiwali też mogli obejrzeć film na dużym ekranie. Reżyser miał swoje chwile sławy, ale za tym sukcesem nie poszły kolejne i dziś zarówno on, jak i jego film czekają na ponowne odkrycie.
8. „Ucho” (reż. Karel Kachyňa)
czas oczekiwania: 20 lat (1970–1990)
Opowiedziany skromnymi środkami dramat psychologiczny o burzliwym małżeństwie alkoholiczki Anny (Jiřina Bohdalová) i wiceministra Ludvíka (Radoslav Brzobohatý), który przeradza się w paranoiczny thriller o życiu w strachu w państwie totalitarnym. Świetnie ukazany niepokój towarzyszący obywatelom na wysoko postawionych stanowiskach, ich niepewność co do kierunku, w jaki zmierza państwo rządzone przez obłudę, próżność i chęć sprawowania kontroli nad każdym aspektem ludzkiego życia. „Gumowe ucho” jest symbolem reżimu, który monitoruje swoich towarzyszy, nawet urzędników o wysokim statusie. W ponurej, ale nie pozbawionej groteski formie autorzy mówią o tym, że państwo doszło do takiego punktu, iż ludzie u władzy boją się systemu, który współtworzą. System okazuje się kolosem na glinianych nogach, skoro strach rządzących wzbudza dzieło filmowe, trzymane pod kluczem przez 20 lat, aby nikt go nie obejrzał.
Pomysł na scenariusz wyszedł od Jana Procházki, jednego z bohaterów Praskiej Wiosny, którego twórczość została zakazana po 1968 – po wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego na teren Czechosłowacji. Ucho będące satyrycznym spojrzeniem na komunistycznych działaczy, takich jak Gustáv Husák, nie zostało dopuszczone do dystrybucji i musiało czekać na premierę do czasu tak zwanej „aksamitnej rewolucji”. W 1990 roku film pokazywano na festiwalu w Cannes w sekcji konkursowej – podobnie jak Przesłuchanie Ryszarda Bugajskiego, które też musiało czekać na premierę do czasu transformacji systemowej (ale czekało krócej – tylko siedem lat). Omawiana produkcja rozgrywa się w ciągu jednej nocy i dzięki strukturze kameralnej psychodramy w stylu Kto się boi Virginii Woolf? (1966) jest dziełem uniwersalnym i alegorycznym, gdzie ściany domu to granice państwa, a małżeńska kłótnia symbolizuje toksyczne postawy nasilające się pod wpływem sytuacji politycznej.
9. „Tiefland” (reż. Leni Riefenstahl)
czas oczekiwania: 10 lat (1944–1954)
Ta filmowa adaptacja dwuaktowej opery Eugena d’Alberta pt. Niziny (Tiefland) została niegdyś umieszczona w Księdze Rekordów Guinnessa jako film z najdłuższym okresem produkcyjnym. Policzono 20 lat – od rozpoczęcia prac nad scenariuszem (1934) do ostatecznej wersji przeznaczonej do kin (1954). Niniejsze zestawienie dotyczy filmów, które najdłużej czekały na premierę od momentu nakręcenia – ten okres w przypadku tego filmu wynosi równo dekadę. Zdjęcia trwały w czasie II wojny światowej, najpierw w hiszpańskich Pirenejach, gdzie toczy się akcja operowego pierwowzoru, a wskutek wojennych zawirowań ekipa przeniosła się w alpejskie rejony – do Tyrolu w Austrii, Dolomitów we Włoszech i Mittenwaldu w Niemczech.
Leni Riefenstahl, twórczyni wyprodukowanych w III Rzeszy propagandowych filmów dokumentalnych, Triumf woli (1935) i Olimpiada (1938), mimo kontrowersji wynikających z jej współpracy z Adolfem Hitlerem pozostaje do dziś filmowcem wysoko cenionym za jakość techniczną i nowatorskie pomysły inscenizacyjne. Mniej doceniane i właściwie już zapomniane są jej filmy fabularne – jednym z nich jest Tiefland, gdzie oprócz kierowania realizacją i postprodukcją zajęła się także zadaniem aktorskim, wcielając w główną postać kobiecą, tancerkę Martę. Sama Leni przyznała później, że to była źle obsadzona rola, ale – tu już ze swojej strony dodam, że – w scenach tanecznych wypadła znakomicie.
Film zaczyna się od ataku wilka na stado owiec, po którym następuje walka pasterza z drapieżnikiem. Produkcję kończy podobny motyw, tylko że w finale to już człowiek jest wilkiem. Fabuła nie oferuje wiele więcej niż łatwą do przewidzenia historię trójkąta miłosnego, a reżyserskie zdolności Leni Riefenstahl najmocniej uwidaczniają się w sekwencjach plenerowych, w ukazaniu górskiej przyrody. Najpoważniejsze kontrowersje związane z filmem dotyczą wykorzystania w charakterze statystów Cyganów przetrzymywanych w niemieckich obozach. W wyniku hitlerowskiego planu eksterminacji Romów wielu z nich nie przeżyło wojny.
10. „Świadek” (reż. Péter Bacsó)
czas oczekiwania: 10 lat (1969–1979)
Węgierska komedia, której realizacja była podobno ściśle monitorowana przez władze komunistyczne, ale ostatecznie nie wyszła jednak tak, jak oczekiwano. Dlatego została odłożona na półkę na 10 lat i gdy w końcu trafiła na ekrany, stała się produkcją kultową w swoim kraju, której kult można porównać do filmów Stanisława Barei. Autorzy idą w totalny absurd, by wyśmiać ówczesnych polityków, choć „dla niepoznaki” akcja została przeniesiona na początek lat 50. – do schyłkowego okresu stalinizmu. Głównym bohaterem jest strażnik wałów przeciwpowodziowych József Pelikán, którego żywot to pasmo ciągłych niepowodzeń, ale sprowadzających się do tezy, że „głupi to ma szczęście”. I mimo życiowych wpadek Pelikán wychodzi cało z sytuacji, które wydają się beznadziejne. Wszystko zmierza do tego, by uczynić go świadkiem przeciwko zaprzyjaźnionemu ministrowi oskarżonemu o szpiegostwo i zdradę.
To doskonała polityczna satyra, w której Węgrzy na pewno dostrzegają więcej aluzji politycznych, jednak zaprezentowany tu humor zadziała także poza granicami. Jest tu na przykład scena, w której straż pożarna przyjeżdża na miejsce zdecydowanie za późno, gdy dom już spłonął doszczętnie, a szef straży tłumaczy to tym, że muszą weryfikować każde wezwanie, a to wymaga czasu. Albo fragment, gdy bohater zatrudniony w charakterze dyrektora pływalni wyrzuca z basenu generała, tłumacząc później, że gdyby pływał w generalskim mundurze, a nie w samych gaciach, to nie doszłoby do nieporozumienia. No i niezapomniana jest scena z cytryną pełniącą funkcję węgierskiej pomarańczy. Absurd goni absurd, ale film bawi głównie dlatego, że nie jest całkowicie oderwany od rzeczywistości.
Bonus – polskie półkowniki
Osobny rozdział w temacie filmów czekających długo na premierę stanowią dzieła zakazane w PRL-owskiej rzeczywistości. Legendą dzięki temu został przede wszystkim Ósmy dzień tygodnia (1958 + 25 lat) Aleksandra Forda na podstawie opowiadania Marka Hłaski. Film zaliczył krótki pochód po ekranach kin pod koniec lat 50. – trafił do konkursu festiwalu w Wenecji i zdobył pozytywne oceny po premierze w RFN. Gdy ćwierć wieku później można go było obejrzeć w Polsce, był już filmem przestarzałym i nie znalazł wielu odbiorców. Dzieło zostało nakręcone w koprodukcji polsko-niemieckiej, a w głównej roli wystąpiła niemiecka aktorka Sonja Ziemann, która wkrótce została żoną Hłaski.
Rekordzistą, jeśli chodzi o polskie filmy przetrzymywane na półce, jest Kwiat paproci (1972 + 37 lat) Jacka Butrymowicza, jednakże powody takiej sytuacji nie są polityczne i wynikają jedynie z niechlujstwa. Taśma z filmem została bowiem niezapisana w rejestrze i zaginęła w archiwum – odnaleziono ją po 37 latach i w 2009 zorganizowano uroczysty pokaz filmu połączony ze spotkaniem z jego twórcami – reżyserem Jackiem Butrymowiczem i odtwórcą głównej roli Bohdanem Łazuką.
Na liście polskich półkowników znajdują się m.in. takie tytuły jak Długa noc (1967 + 22 lata) Janusza Nasfetera, Ręce do góry (1967 + 18 lat) Jerzego Skolimowskiego i Diabeł (1972 + 16 lat) Andrzeja Żuławskiego, po którym reżyser wyemigrował do Francji. Skoro mowa o Żuławskim, to warto jeszcze wspomnieć o Opętaniu (1981) – ta francusko-niemiecka koprodukcja miała wprawdzie zagraniczną premierę w roku ukończenia filmu, ale w ojczyźnie reżysera pierwszy oficjalny pokaz kinowy nastąpił dopiero po 42 latach, w 2023 za sprawą debiutującego dystrybutora o nazwie Reset. Ważnym polskim filmem ze spóźnioną premierą jest Przesłuchanie (1982 + 7 lat) Ryszarda Bugajskiego, które po okresie leżakowania na półce zdobyło nagrodę aktorską na festiwalu w Cannes dla Krystyny Jandy oraz szereg wyróżnień na festiwalu w Gdyni, w tym nagrodę publiczności i dziennikarzy. Także filmy Jerzego Gruzy – Przeprowadzka (1972 + 10 lat) i Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy (1973 + 7 lat) – zostały wstrzymane przez organy cenzorskie. Ostatni z wymienionych to już klasyka filmu telewizyjnego, komedia według scenariusza Jana Himilsbacha.
Postscriptum
W filmie dokumentalnym Pokochają mnie, gdy będę martwy (2018) Orson Welles powiedział: „Załóżmy, że podczas kręcenia filmu okaże się, że rozmowy o filmie są ciekawsze od kręcenia filmu. I to będzie film”. Może właśnie o to chodzi, że nie wszystkie filmy ostatecznie powinny zostać ukończone. Zbyt długie oczekiwanie na premierę może spowodować ogromne rozczarowanie widza, jak to było w przypadku Don Quijote Wellesa ukończonego ostatecznie przez Jesúsa Franco i jak to może być zapewne, gdyby ukazał się wreszcie The Day the Clown Cried Jerry’ego Lewisa. Lepiej, żeby niektóre filmy pozostały legendami, niż gdyby czar prysł w momencie premiery.