SZYBKA PIĄTKA #101. Najgorsze filmy w historii
W zeszłym tygodniu pisaliśmy o tych filmach, które uważamy za najlepsze w historii. Tym razem przejdziemy na drugą stronę, typując te produkcje, które nie podobały nam się wcale i które uważamy za absolutne kinematograficzne dno. Oczywiście w pełni subiektywnie.
Maciej Niedźwiedzki
1. Szczęki 4: Zemsta – to wciągający film akcji reżyserii Josepha Sargenta! Żona szeryfa Brody’ego (Lorraine Gary) po wielu chorobach decyduje się opuścić swe rodzinne Amity. Wyrusza na Karaiby do syna (Lance Guest), synowej i wnuka. Pech chciał, że wraz z nią, pojawia się tam wielki biały rekin. Czy to możliwe, że pojawił się tu tylko dlatego, żeby zabić Ellen? Żeby dokonać zemsty. [opis dystrybutora]
2. Transformers: Zemsta upadłych – rozciągnięty do 180 min zwiastun. Niekończące się akrobacje, eksplozje, transformacje, wybuchy, katastrofy, piski, wrzaski, stłuczki, strzelaniny, pojedynki, kataklizmy, detonacje, uniki, strzały, wystrzały, pościgi, przeloty, wyloty, ataki, obrony, kontry, przeskoki, wyskoki. Wytrzymaliście to?
3. Ciemno, prawie noc – kino nieznośne, nieskładne i nieprzystępne. To jednak nie premedytacja, ale reżyserska niechlujność. Ciemno, prawie noc to zagmatwana czytanka Jerzego Treli. Kino napuszone do tego stopnia, byśmy uwierzyli, że obcujemy z objawieniem.
4. Batman i Robin – film Schumachera to albo krystaliczne, pozbawione skazy dziecko kampu, albo najjaskrawszy przykład odpustowej tandety. Aktorzy wyrażają emocje z gracją T-800, w powietrzu unosi się zapach kleju, do którego przymocowana jest tekturowa scenografia, a stroje naszych superbohaterów czynią z nich pornolalki. Batman i Robin jest wzorowym materiałem na naukowy esej z pograniczu stylu i estetyki. Co nie zmienia faktu, że jako film jest niemal nieoglądalny.
5. Ida/ Zimna wojna – Paweł Pawlikowski i Michael Bay to niewątpliwie ta sama reżyserska szkoła. Stawiają na efektowne wizualia, a poza tym niech się dzieje, co chce. W Idzie Agata Kulesza zamknie jakiekolwiek psychologiczne dywagacje porównaniem siebie samej do Marii Magdaleny, a niewinnej Idy do Maryi. W Zimnej wojnie Paweł Pawlikowski leniwym ruchem nudzącego się na lekcji 14-latka przekartkuje podręcznik do historii. Coś tam zobaczył: jakiś obrazek, jakieś zdanie, że było ciężko czy coś takiego. Tam płótno z wizerunkiem Stalina, zerknę na Instagrama, tam zły ubek, o, ktoś coś chce na Messengerze, tam Mur Berliński, jakieś nowe filmiki na YouTubie?, tam zesłanie, ma ktoś ładowarkę do Iphone’a? Serio? Nikt z was nie ma?
Jacek Lubiński
1. Obcy: Przymierze – jeśli Ridleyowi Scottowi zależało na stworzeniu prawdziwego koszmaru dla widza, to gratuluję, bo udało mu się nie tylko przerazić mnie totalną głupotą scenariusza, ale również zabić we mnie jakąkolwiek chęć kontynuowania swojej przygody z obcym. A taki był ładny, tajemniczy, niepoznany.
2. Terminator: Genisys – bodaj jedyny film, który nawet po alkoholu nie potrafił zaserwować mi ani jednego pozytywnego wrażenia. Smuteczek.
3. The Room – d’oh!
4. Gulczasy i inne komedie z ekipą Big Brothera – kosmicznie nieudane próby przemycenia telewizyjnych osobowości z ulicy do świata filmu, niestety polskiego. Do dziś żałuję, że odważyłem się je obejrzeć.
5. Mortal Kombat 2: Unicestwienie – po dobrej, efektownej części pierwszej, sequel okazał się pomyłką w każdym możliwym aspekcie. W tym koszmarku broni się jedynie muzyka, ale nawet ona nie jest w stanie uratować całości.
Michalina Peruga
1. Predator (1987) – wszystkich ludzi odpowiedzialnych za powstanie tego najnudniejszego filmu na świecie wsadziłabym do więzienia. Zagadką jest dla mnie ocena 7,3 na Filmwebie i aż 81% u krytyków na Rotten Tomatoes (i pozytywna recenzja Rogera Eberta!). Nie znajduję w tym filmie nic interesującego – słabe dialogi, bezmyślne postaci przesiąknięte testosteronem, brak akcji, zerowe napięcie i totalnie rozczarowujący tytułowy potwór.
2. Dlaczego nie! (2007) – nie brak w polskiej kinematografii fatalnych komedii romantycznych. Ja wam pokażę! (2006), Kochaj i tańcz (2009), Nie kłam, kochanie (2008), Dzień dobry, kocham cię! (2014) to tylko niektóre z tych, które boleśnie wryły mi się w pamięć. Wszystkie przebija jednak „dzieło” Ryszarda Zatorskiego, polskiego króla komedii romantycznych (wcześniej wyreżyserował względnie przyjemne Tylko mnie kochaj) – Dlaczego nie! z 2007 roku. Znakiem rozpoznawczym filmu jest fatalny scenariusz, pełen niekonsekwencji i niedopatrzeń, w którym króluje banalna historia i papierowe postaci. Dzieła dopełnia koszmarne aktorstwo Zakościelnego i Cieślak, doprawione dialogami tak drętwymi, że żyć się odechciewa.
3. Smoleńsk (2016) – chyba nie muszę za bardzo tłumaczyć. Abstrahując od politycznych przekonań, Smoleńsk to obiektywnie film bardzo zły warsztatowo – źle napisane i stereotypowe postaci, nieprzekonująca i płytka przemiana głównej bohaterki, nieudana dramaturgia. Przede wszystkim jednak Smoleńsk jest filmem propagandowym, obrzydliwym narzędziem w politycznej rozgrywce, w perfidny sposób żerujący na tragedii rodzin ofiar. Wystarczy wspomnieć ostatnią scenę, gdzie ofiary katastrofy smoleńskiej witają się z ofiarami mordu w Katyniu…
4. Podwójny kochanek (2017) – zachęcona marką, jaką są filmy Françoisa Ozona, ochoczo wybrałam się do kina na Podwójnego kochanka, przekonana, że otrzymam to, co lubię – dobre i ciekawe europejskie kino artystyczne. Zamiast tego dostałam dziwny twór w stylu nieudanego kina klasy B – nie oryginalnego kampu, lecz absurdalnego, niesmacznego kiczu. Przerysowane postaci, ich niezrozumiałe akcje i sytuacje przekraczające granice dobrego smaku to dla mnie za dużo.
5. Botoks (2017) – seans filmu Patryka Vegi był pierwszym w moim życiu, którego autentycznie żałowałam. Nigdy nie zrozumiem, jak komuś może podobać się ten film. Bo przecież nie sposób poważnie traktować Botoksu jako filmu o stanie polskiej służby zdrowia, nie sposób nawet traktować go jako rozrywki chyba, że ma się naprawdę fatalne poczucie humoru. Botoks żeruje na najniższych instynktach, ma rynsztokowe poczucie humoru i jest obrzydliwą, wulgarną, tandetną, absurdalną i prymitywną karykaturą filmu.