search
REKLAMA
Nagrody KMF

Hezekary 2012

REDAKCJA

17 stycznia 2013

REKLAMA

Rok 2012 należał do polskiego kina… Niestety, w tym złym, hezekarowym znaczeniu. „Kac Wawa” nieomal zawładnął naszymi antynagrodami, zdobywając Hezekary KMF w czterech kategoriach. A gdzie nie zdobył, tam bywał wysoko nominowany. Z takiego obrotu spraw cieszą się zapewne twórcy „Bitwy pod Wiedniem” i „Zmierzchu: Przed świtem część 2”, którzy, dzięki koszmarkowi o ludziach jeżdżących limuzyną po centrum Warszawy, uniknęli hezekarowej chłosty. Ale w wynikach nie jest nudno; „Kac Wawa” nie wygrał m.in. w kategorii „Najgorszy film zagraniczny”, „Najgorszy remake/sequel”, „Największe rozczarowanie” i kilku innych, więc poniżej będziecie mieć co czytać, a i niespodzianek kilka znajdziecie. Zapraszamy do wyników Hezekarów 2012!

Kapituła składała się z Redakcji KMF, klubowiczów oraz zaproszonych do głosowania forumowiczów. Pod wynikami Hezekarów znajdziecie BOTTOM 5 redakcji KMF (niestety, tylko 4 głosy, bo nie każdy zobaczył 5 wartościowych inaczej filmów, a to, co widział niekonieczne zasługiwało na miano “najgorszego”)

 

HEZEKAR SPECJALNY

 

Hezekar specjalny KMF wędruje do rąk Jacka Samojłowicza, producenta “Kac Wawy” – za robienie szumu w mediach, wygrażanie sądem krytykom, obrażanie się na niską frekwencję w kinach i przede wszystkim za wyprodukowanie najgorszego polskiego filmu ostatnich lat i publiczne dziwienie się, że nikomu się nie podoba. (Motoduf)

 

NAJGORSZY FILM 

 

„Battleship: Bitwa o Ziemię”

W filmie Petera Berga kumulują się wszystkie największe przewinienia większości hollywoodzkich blockbusterów ostatnich lat, dokonane na umysłach widzów całego świata. Fabuła, złożona z niedorzeczności i absurdów gigantycznych rozmiarów, jest li wyłącznie marnym pretekstem, by dać specom od efektów wizualnych możliwość do popisu, marketingowcom okazję do eksploatacji dobrodziejstw znanej franszyzy (lub stworzenia nowej), a dobrym aktorom pokazania twarzy w „cool” filmie, odwalenia chałtury i zarobienia na życie lub występy w szeroko rozumianym kinie niezależnym. W „Battleship: Bitwie o Ziemię” nic nie ma sensu, ani poczynania poszczególnych postaci, ani narodów, ani kosmitów, którzy nie wykazują żadnych oznak bycia inteligentnymi formami życia. A kiedy tajemną bronią ludzkości okazują się weterani Pearl Harbor, wprowadzeni do akcji wraz z kawałkiem AC/DC (chyba tylko po to, żeby było bardziej „cool” i rockowo, bo przecież takiej muzyki słuchają obecnie starzy ludzie…), nie wystarcza już modne uderzenie się dłonią w czoło (ani głową w mur, niestety). Lepiej się porządnie upić w dobrym towarzystwie, bo wtedy przynajmniej czeka człowieka inteligentniejsza dyskusja i więcej niespodziewanych atrakcji niż w filmie Petera Berga. Nie potrafię w żaden sposób pojąć, dlaczego studio Universal zafundowało sobie taki bubel na stulecie swojego istnienia… (Beowulf)

Pozostali nominowani (według ilości zdobytych punktów):
„Prometeusz”
„Ghost Rider 2”
„Pamięć absolutna”
„Jack i Jill”

 

NAJGORSZY POLSKI FILM

“Kac Wawa

Tak naprawdę to brakuje słów, by opisać ten polski koszmarek, który z jakiegoś powodu ujrzał światło dzienne. Moim skromnym zdaniem nie tylko jest to rodzimy gniot roku, ale co najmniej dekady. Cynicznie przeprowadzona operacja wyłudzenia pieniędzy od widzów, oparta na najgłupszych możliwych pobudkach (nawet jeśli reżyser miał większe ambicje niż „zobaczyć, jak cycki się trzęsą w 3D”, w żadnym kadrze tego nie widać) i zrealizowana w taki sposób, że człowiek automatycznie kończy seans z niższym ilorazem inteligencji. Abstrahując jednak od krytykowania aktorów, którzy stracili przez to „coś” szacunek w oczach wielu widzów, przymykając oko na nieudolne kopiowanie pomysłów z amerykańskich filmów komercyjnych, zapominając o idiotycznym podlizywaniu się publiczności z sieczką zamiast mózgu, za największą bzdurę tego filmu uważam porażająco słabe ukrywanie przez twórców swojego lenistwa – bo gdy bohaterowie wychodzą „na ulice”, to potrafią przemieszczać się jedynie w okolicy rond blisko Marriotta oraz na Nowym Świecie, jeżdżąc swoimi wypasionymi samochodami w zasadzie cały czas w kółko (nie, to nie było zaplanowane). Komedia? Nie, najbardziej dołujący film roku! (Beowulf)

Pozostali nominowani:
„Bitwa pod Wiedniem”
„Hans Kloss: Stawka większa niż śmierć”
„Big Love”
„Jesteś Bogiem”

NAJGORSZY REMAKE/SEQUEL

„Zmierzch: Przed świtem część 2”

Względem początku całej opowieści, w ostatniej części „Zmierzchu” zmieniło się niewiele.  Jego najbardziej dotkliwą wadą, wciąż nie jest nawet sama historia, choć i ta szybko okazuje się wyjątkowo mało absorbująca. Tym, co w każdej kolejnej odsłonie romansu Edwarda i Belli uwiera najmocniej, są bohaterowie, niezmiennie bezkształtni emocjonalnie i tak niepotrzebni we wszystkich swoich deklamacjach, że to aż nieznośne. Dodatkowo co i rusz napotykamy tu na fabularną pustkę, której twórcy nie próbowali nawet sensownie wypełnić. W efekcie „Saga Zmierzch”  wydaje się rozciągnięta do granic. A snujący się to tu, to tam bohaterowie, tym razem w asyście stworzonego komputerowo (sic!) dziecka, nijak  nie potrafią przekonać do przypisanych im zmartwień. (Haneska)

Pozostali nominowani:
„Prometeusz”
„Pamięć absolutna” ex quo z „Resident Evil: Retrybucja”
„[REC] 3”
„Underworld: Przebudzenie” ex quo z „Ghost Rider 2”

 

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE

„Prometeusz”

„Prometeusz” nie jest filmem złym, daleko mu do miana gniota. Ridley Scott ma swój fach w małym paluszku i stworzył wraz z Dariuszem Wolskim odrealniającą atmosferę podróży w nieznane, dzięki czemu docieranie ludzkości we wcześniej niezbadane rejony kosmosu naprawdę ma klimat. A większość aktorów, pomimo pretekstowych ról, autentycznie robi wszystko, by wyciągnąć ze swoich postaci jak najwięcej. „Prometeusz” zdobywa nasze mało zaszczytne miano „największego rozczarowania roku”, ponieważ jego twórcy zaryzykowali, próbując nie wiadomo w jakim celu wyjaśnić jedno z najciekawszych filmowych uniwersów, po czym sprawę spier… spieprzyli. Nie chodzi już nawet o samą kwestię tego, że Ziemia została zaludniona przez pozaziemską formę życia, a Bóg, czyli Inżynier – jak to sarkastycznie ujął recenzent z Empire – wygląda jak blady Jason Statham. Chodzi o bezsensownie wyjaśnione początki Obcego, jednego z najbardziej przerażających potworów w historii kina, idealnej maszyny do zabijania, której geneza została odarta z enigmy. Chodzi o zniszczenie wizerunku Petera Weylanda, genialnego architekta złowieszczej korporacji znanej nam z wcześniejszych filmów, który był cały czas jedną wielką niewiadomą, a który pojawia się w filmie tylko po to, by być najbardziej niepotrzebnym człowiekiem na ekranie. Chodzi o sposób, w jaki zachowują się poważni naukowcy w kontakcie z nowymi formami życia, co robią na nieznanej sobie planecie, w jaki sposób zostają rozwinięci charakterologicznie. Chodzi o scenariusz, ale nie tylko o scenariusz – o podjęcie decyzji, żeby zrealizować ten zupełnie nieprzemyślany projekt, zamiast poczekać i na spokojnie go dopracować. Teraz należy jedynie oczekiwać, czy kontynuacja powtórzy „sukces” „Prometeusza” i również zawita do naszych Hezekarów… (Beowulf)

Pozostali nominowani:
„Mroczny Rycerz powstaje”
„Looper”
„John Carter”
„Atlas chmur”

 

NAJGORSZY REŻYSER

Łukasz Karwowski “Kac Wawa”

„Kac Wawa” to jeden z najgorszych filmów, jakie w życiu widziałem. Nieśmieszny, z beznadziejnym aktorstwem, żenującymi sytuacjami, okropnymi dialogami, fatalnym plakatem, koszmarnym trailerem i najgorzej wykorzystanym 3D w historii. A za wszystko to odpowiedzialny jest jeden człowiek – jak to mawiali w „Nic śmiesznego”: pan “rezyser” Łukasz Karwowski. Porażka na całej linii. Nie dotykać nawet kijem.  (Arahan)

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4

Pozostali nominowani:
Renzo Martinelli „Bitwa pod Wiedniem”
Paul W.S. Anderson „Resident Evil: Retrybucja”
Peter Berg “Battleship: Bitwa o Ziemię”
Patryk Vega “Hans Kloss: Stawka większa niż śmierć”

 

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4

NAJGORSZY SCENARIUSZ

“Kac Wawa”

Swego czasu słynna była dyskusja Piotra Czaji, głównego scenarzysty „Kac Wawa”, z krytykiem filmowym Tomaszem Raczkiem, w której ten pierwszy próbował wyjaśniać, że w jego pierwotnej wizji ten półprodukt, który z jakiegoś powodu trafił na ekrany polskich kin, miał być poważnym demaskatorskim dziełem. Jeśli jest to prawda, Czaja i tak podpisał się pod obecną wersją „Kac Wawa” jako scenarzysta, dowcip polega jednak na tym, iż nic poważnego, demaskatorskiego czy dzielnego w tym koszmarku nie widać. Przez bite półtorej godziny seansu, minuta po minucie, sekunda po sekundzie – absolutnie nic. „Kac Wawa” jest żerującym na najprostszych instynktach, spreparowanym z najbardziej żenujących dialogów i idiotycznych zachowań, nie mającym w sobie ani jednej dobrej sceny produktem umysłów, którym wydawało się, że wystarczy plejada znanych nazwisk i ultra-mega-hiper-cool otoczka, żeby łatwo zarobić. Na szczęście widzowie postawili w pewnym sensie veto. Scenariusz niestety, tak jak i sam film, pozostał i jeśli sprawy potoczą się naprawdę źle, będzie służył za kilkaset lat obcym w ustalaniu poziomu inteligencji życia na Ziemi. Marność nad marnościami i wszystko marność… (Beowulf)

Pozostali nominowani:
„Prometeusz”
„Resident Evil” Retrybucja”
„Mroczny Rycerz powstaje”
„Ghost Rider 2”

NAJGORSZY AKTOR

Borys Szyc za „Kac Wawa”

W sumie należy mu się za cały rok 2012, ale w „Kac Wawie” przeszedł samego siebie. Jak mógł zaangażować się w taki projekt? Aktor mający na koncie role w „Symetrii” czy „Wojnie Polsko-Ruskiej” wypadł w roli Andrzeja jak swoja własna karykatura. Nie ma sensu się nad nim pastwić, należy mieć nadzieję, że weźmie się w garść. Póki co zaliczył największy upadek aktorski ostatnich lat w Polsce.  (Arahan)

Pozostali nominowani:
Robert Pattinson za „Zmierzch: Przed świtem część 2”
Adam Sandler za „Jack i Jill”
Logan Marshall-Green za „Prometeusza”
Nicolas Cage za „Ghost Rider 2″

 

NAJGORSZA AKTORKA

Kirsten Stewart za „Zmierzch: Przed świtem część 2”

Nie znam gorszej aktorki od niej. Kamień z mojego skalniaka jest bardziej ekspresyjny i może pochwalić się lepszą mimiką od tej kobiety. Jej gra jest tak „drewniana”, że popisy Brodericka z „Godzilli” zahaczają o Oscara. Nie wiem skąd się wzięła i nie widziałem jej w niczym innym, ale jeżeli w każdym filmie jest tak bezpłciowa, to współczuję osobom, które chodzą na produkcje, w których występuje. Wygłaszanie czerstwych dialogów, beznamiętny wzrok i wina wiecznie zbitego psa to cały jej aktorski repertuar … litości! (Arahan)

Pozostali nominowani:
Roma Gąsiorowska za „Kac Wawa”
Milla Jovovich za „Resident Evil: Retrybucja”
Rihanna za “Battleship: Bitwa o Ziemię”
Sonia Bohosiewicz za „Kac Wawa”

 

NAJGORSZY ZESPÓŁ AKTORSKI

„Kac Wawa”

No właśnie, „zespół aktorski”, czyli określenie nad wyraz ironiczne w przypadku kategorii, w której punktujemy grupę dobrych aktorów, którzy z takich czy innych powodów wystąpili grubo poniżej swoich możliwości, w wielu przypadkach po prostu błaźniąc się na ekranie. Wymieńmy naszych tegorocznych bohaterów: Borys Szyc, Roma Gąsiorowska, Tomasz Karolak, Sonia Bohosiewicz, Mirosław Zbrojewicz, Antoni Pawlicki, Aleksandra Nieśpielak, Anna Prus, Michał Żurawski, Michał Milowicz, Agnieszka Włodarczyk, Przemysław Bluszcz, Mariusz Pujszo, Michał Koterski, Sławomir Sulej i inni. Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że na potrzeby „Kac Wawa” każdy z wyżej wymienionych, przede wszystkim główni aktorzy, zapomniał o swojej godności i dostosował się do poziomu filmu. Można grać idiotyczne postaci w słabej komedii i albo próbować dobrze się bawić na ekranie, albo nadawać swoim bohaterom nieco ciekawszych rys niż wszyscy wokół oczekują, ale poszczególni członkowie wyróżnionego w tym roku zespołu aktorskiego wyraźnie byli zainteresowani jedynie odwaleniem chałtury i zajęciem się ciekawszymi rzeczami. Bywa. (Beowulf)

Pozostali nominowani:
„Prometeusz”
„Zmierzch: Przed świtem część 2”
„Resident Evil: Retrybucja”
„Bitwa pod Wiedniem” ex quo z „Hansem Klossem: Stawką większą niż śmierć”

 

NAJGORSZA SCENA

„Odwróceni zakochani” – Skoki w lesie

Twórcy “Odwróconych zakochanych”, idąc zapewne (zgubnym jak się okazało) tropem kultowych scen z “Matrixa” (bieganie po ścianach i sufitach) oraz “Incepcji” (walka w obracającym się holu), postanowili pójść na całość i obsadzić akcję swojego filmu w dwóch światach, dla którego mieszkańców, Ci drudzy chodzą “do góry nogami”. Miało być cooltowo, a wyszło infantylnie, irytująco i miejscami po prostu głupio. Ale najgorsze w tym filmie nie jest wcale łażenie głową w dół, lecz scena, w której zakochany bohater trzymając ukochaną “na barana” raźnie z nią podskakuje. Cała ta kuriozalna konstrukcja złożona z „odwróconych zakochanych” chwieje się nienaturalnie, sprawiając, że usunięte cyfrowo linki podtrzymujące aktorów, są niemal namacalne. (Dux)

Pozostali nominowani:
„Prometeusz” – spotkanie obcego-węża-pijawki, czy co to tam było
„Kac Wawa” – gwałcenie poduszki
„Battleship: Bitwa o Ziemię” – driftujący okręt
„Bitwa pod Wiedniem” – atak na Wiedeń

 

NAJGORSZE TŁUMACZENIE TYTUŁU

„Seksualni, niebezpieczni” (The Inbetweeners Movie)

Wbrew pozorom, źle przetłumaczony tytuł to nie najgorsze, co może się przytrafić zagranicznym filmom w rękach polskich dystrybutorów. Najgorzej jest bowiem wtedy, kiedy dystrybutor postanowi nadać tytuł własny, zazwyczaj kompletnie od czapy, na pozór chwytliwy, ale tak naprawdę zwyczajnie głupi. Tak jest w wypadku “The Inbetweeners Movie” – brytyjskiego kinowego hitu, nakręconego na podstawie bardzo dobrze znanego na Wyspach serialu. Tytułowi “The Inbetweeners” to – idąc za słownikową definicją – licealiści, którzy nie są wystarczająco fajni, by trzymać się ze szkolnymi gwiazdami, ale na drabinie społecznej znajdują się znacznie wyżej niż typowi frajerzy. Słowo to nie ma w polskim języku swojego odpowiednika, nic więc dziwnego, że dystrybutor postanowił przy tytule namieszać. Dlaczego jednak nawiązał do hitu wiejskich dyskotek sprzed kilku lat, czyli zapomnianej już piosenki “Sexualna” ukraińskiej grupy Mirami? Jeśli ze względów czysto finansowych, to na szczęście się nie opłaciło – filmu w polskich kinach prawie nikt nie obejrzał. (Motoduf)

Pozostali nominowani:
„Zabić, jak to łatwo powiedzieć” („Killing Them Softly”)
„Wszystkie odloty Cheyenne’a” („This Must Be the Place”)
„Kochankowie z księżyca” („Moonrise Kingdom”)
„Bogowie ulicy” („End of Watch”)

 

NAJGORSZA POSTAĆ

Miranda z „Mroczny Rycerz powstaje”

Cały jej wątek to jedna wielka pomyłka i chyba największe potknięcie Nolana, jeżeli chodzi o trylogię Mrocznego Rycerza. Postać szalenie ważna dla Bruce’a Wayne’a, kobieta, która miała z nim dziecko, a do tego córka legendarnego Ras Al Ghula została sprowadzona do postaci trzecioplanowej i wprowadzona do filmu zupełnie niepotrzebnie, chyba tylko po to żeby w finale wszystko popsuć. Każdy moment, w którym się pojawia, jest zwyczajnie nudny i niepotrzebny, a do tego ta końcówka… Scena parodiowana w internecie setki razy, nie bez powodu zresztą. (Arahan)

Pozostali nominowani:
Peter Weyland z „Prometeusza”
Fifield z „Prometeusza”
Charlie Holloway z „Prometeusza”
Andrzej z „Kac Wawa”

 

NAJGORSZY PLAKAT

„Zmierzch: Przed świtem część 2”

Plakat tak samo beznadziejny jak to, co promuje. Banda przypadkowych postaci, która wygląda jakby została wycięta z gazetki reklamującej modę gotycką, kilka wilków i trójka głównych bohaterów zastygłych w dziwnych pozach imitujących bieganie. Oprócz tego beznadziejny tagline („Epicki finał, który będzie trwał wiecznie” – błagam, tylko nie to!) i prostackie wykonanie. Jeżeli komuś stworzenie tego czegoś zajęło więcej niż 15 minut to nie powinien nazywać się grafikiem. Ale z drugiej strony, czego ja się w ogóle spodziewałem. Tak złe, że powiedziałbym, że został stworzony w polskiej szkole plakatu. (Arahan)

Pozostali nominowani:

 

BOTTOM 5 REDAKCJI KMF

Krzysztof Walecki – Crash

1. Żądze i pieniądze – Najbardziej drętwa komedia roku! Na dodatek o niczym. Nie pomogła obsada (Hall, Willis, Zeta-Jones), nie pomógł reżyser (Frears), nie pomogła sceneria (Las Vegas). Zamiast się śmiać, chce się wyć z bólu. Zadaniem recenzenta jest wysiedzieć cały seans w kinie, aby z troską o widza móc odradzić oglądanie takiego gniota.

Więcej w recenzji -> https://film.org.pl/r/recenzje/zadze-i-pieniadze-19461/

2. Ghost Rider 2 – Przy sequelu część pierwsza urasta do solidnego kina komiksowego. Nic Cage powraca, aby zmagać się z komputerowym ogniem, nową fryzurą i nadekspresją. Panowie reżyserowie (znany z „Adrenaliny” duet Neveldine-Taylor) dają upust swojej niewrażliwości filmowej – starają się ożywić trupa na różne sposoby, ale tylko go jeszcze bardziej zarzynają. I jak na kino akcji, strasznie mało się tu dzieje. Najnudniejszy film roku!

3. Alex Cross – Żenujący thriller akcji od Roba Cohena, człowieka, który kiedyś wiedział jak uszczęśliwić widza. Ale to dawne dzieje – dziś dostajemy głupie i niespecjalnie zajmujące popłuczyny po całkiem przyzwoitych filmach z Morganem Freemanem. Zastąpił go misiowaty Tyler Perry, ale to nie on jest gwoździem do trumny, lecz znany z „Zagubionych” Matthew Fox. Jego czarny charakter to jeden z najbardziej przerysowanych antagonistów w historii kina. Do tego zupełnie nieciekawy.

Więcej w recenzji -> https://film.org.pl/r/recenzje/alex-cross-17501/

4. Babycall – Wyjątkowo nieprzyjemny thriller z kiepską Noomi Rapace. Chce być jednocześnie „Dzieckiem Rosemary” i „Dark Water”, lecz od siebie daje tylko niesamowitą nudę oraz koszmarnie głupie zakończenie. Lubię, gdy filmy mnie zaskakują, a nie oszukują. Dwa duchy to o co najmniej dwa duchy za dużo.

5. Underworld: Przebudzenie – Nie jest to jakoś specjalnie zły film, ale poprzednie odsłony (nawet kiepska część trzecia) miały początek, rozwinięcie i zakończenie. Tymczasem „Przebudzenie” przypomina ostatnie filmy z serii „Resident Evil”, które ograniczają się do umieszczenia głównej bohaterki w nieprzyjaznym świecie i stawiania na jej drodze mięsa armatniego. Dialogi ograniczają się do wykrzykiwania imion, a o jakimkolwiek rysunku psychologicznym możemy zapomnieć. No i finał, który sugeruje niechybnie część piątą. Szkoda Kate na takie bzdury.

Szymon Pajdak – Arahan

1. Kac Wawa – Moje autodestrukcyjne skłonności ponownie dały o sobie znać. Naprawdę nie wiem co mnie podkusiło, żeby zobaczyć ten film, ale dawno nie widziałem czegoś tak złego. Nie pociesznie kiepskiego jak np. „The Room”, lecz po prostu złego. Beznadziejny scenariusz, kiepska realizacja i tanie aktorstwo. Obrzydliwość pogania obrzydliwość, humor jest wulgarny, bohaterowie idiotyczni, a 3D zupełnie zbędne. Jak można było zebrać tylu naprawdę dobrych aktorów i dać im do zagrania taką padakę? Nie tylko najgorszy film jaki widziałem w 2012 roku, to jedna z najgorszych produkcji jakie widziałem w życiu. Omijać szerokim łukiem. Oglądanie grozi udarem.

2. Bitwa pod Wiedniem – Kolejna „perełka”, którą obejrzałem tylko po to, żeby przekonać się na własne oczy jak zły film można zrobić. Historia z ogromnym potencjałem zarżnięta przez głupoty scenariuszowe, „kwiat” rodzimego aktorstwa i żenujące efekty specjalne. Produkcje wytwórni „Asylum” mogą pochwalić się lepszą realizacją i efektami specjalnymi.

3. Sztos 2 – Nie ma to jak zrobić sequel własnego debiutu i dokumentnie go spieprzyć. Pierwsza część to świetna rozrywka z sensownym scenariuszem i całkiem niezłymi rolami. Kontynuacja wydaje się totalnie wymuszona, jarmarczna i jazgotliwa. Niestrawny bełkot, w którym aktorzy zagrali na żenującym wręcz poziomie wygłaszając suche teksty i robiąc na ekranie jakieś dziwne wygibasy. Mam nadzieję, że Lubaszenko nic już nie nakręci.

4. Battleship – Ciekawe co będzie następne? Ekranizacja gry w „Chińczyka”? W filmie Berga klisza goni kliszę, scenariusz jest prostacki, a postacie tak tępe, że wręcz śmieszne. Do tego dostajemy chyba najgłupszy design kosmity jaki w życiu widziałem. Jedyne co się broni, to całkiem fajne efekty specjalne, ale nawet one nie są w stanie zmusić mnie do ponownego seansu.

5. Chernobyl Diaries – Uwielbiam tematykę poruszoną w tym filmie. Nie często mamy okazję zetknąć się z nią na dużym ekranie, więc liczyłem, że dostanę coś w miarę oglądalnego. Niestety, otrzymałem kolejną papkę o grupie przyjaciół, którzy wpadają w tarapaty. Lokacje są tragiczne, bo ekipie chyba brakło pieniędzy żeby wyjechać na Ukrainę, bohaterowie mdli, a sama historia nudna i kompletnie przewidywalna. Nie pomaga również technika found footage, która stosowana w co drugim obrazie tego typu powoli zaczyna męczyć. Nie spodziewałem się zbyt wiele, niestety dostałem jeszcze mniej.

Jakub Piwoński – Piwon

1. Spadaj, tato – Adam Sandler w typowej dla siebie produkcji, po raz kolejny obraża widownię poziomem swojego aktorstwa. Karykaturalna postać w którą się wcielił, ma jednak swoją podstawę w niezwykle idiotycznym, hołdującym wątpliwym wartościom scenariuszu. Z kolei humor w „Spadaj, tato”, pełen seksualnych niedorzeczności, niebezpiecznie oscyluje przy poziomie komediowego rynsztoka, którego swąd radować może głównie rozwydrzoną amerykańską młodzież. Nie chce mi się wierzyć, że na takie filmy przeznacza się 70 milionów dolarów.

2. Bitwa pod Wiedniem – Realizacja sięgająca dna, aż tak nie przeszkadza, gdyż bawiąc – uczy. Jawną drwinę z historii także nie pierwszy raz już doświadczamy. Problem nie leży nawet w wydźwięku, który niesie ze sobą świadomą gloryfikację chrześcijaństwa. Jednak istotny problem tego filmu polega na sposobie, w jakim ta gloryfikacja została ukazana. W dobie religijnych tarć, film nie pozostawiający w swym wydźwięku furtki dialogu ekumenicznego, jest niczym innym, jak złem wcielonym.

3. Dyktator – Jest wyraźna różnica między śmieszeniem a popadaniem w śmieszność. Sacha Baron Cohen twórczością opartą na taniej kontrowersji, powoli zbliża się do tego drugiego pojęcia.

4. Najczarniejsza godzina – Obraz, przy którym najbardziej kiczowate filmy SF z lat 50. czy 60., bronią się inwencją twórczą.

5. [REC]3: Geneza – W swoim opisie do działu SEQUELE pisałem, iż w kolejnej odsłonie hiszpańskiego cyklu twórcy tym razem (po części) zrezygnowali ze stylistyki found footage, czyli kręcenia “z reki”, na rzecz tradycyjnych metod filmowania. Zmianie uległa też tonacja filmu, gdyż często wyczuwalne są humorystyczne akcenty. Nie trudno jednak zauważyć, iż zaproponowane zmiany, wywracają klimat cyklu do góry nogami, czyniąc trzecią jego odsłonę ciężkostrawnym nieporozumieniem. A, że pozostałe części bardzo lubię, ból po „[REC]3” zmusza mnie do zamknięcia mojego zestawienia właśnie tym tytułem.

Rafał Donica – Dux

1. Dziedzictwo Bourne’a – Pierwsza połowa tego filmu jest naprawdę spoko. Najlepsze wrażenie robi dramatyczna strzelanina w laboratorium. Ta zdecydowanie najlepsza akcja „Dziedzictwa…”, paradoksalnie obchodzi się znakomicie bez udziału głównego bohatera; on sam okazuje się zresztą popłuczyną po charyzmatycznym Damonie. Gwoździem do trumny jest fatalnie zrealizowany pościg motocyklowy i profesjonalny zabójca wpadający w stoisko z mandarynkami, jak w kiepskiej komedii. Nawet finałową piosenkę Moby’ego „Extreme Ways” (muzyczny motyw przewodni serii) paskudnie przearanżowano, dodając jakieś wrzaskliwe, nieznośne chóry. Może nie najgorszy film roku, ale zdecydowanie największe rozczarowanie i profanacja cyklu.

2. Goryl Śnieżek w Barcelonie – Ciekaw jestem kiedy polscy dystrybutorzy przestaną wprowadzać na ekrany kin wszystko co jest animowane cyfrowo, i nie ma krzty polotu. „Goryl Śnieżek” jest tak nieśmieszny (również z polskim dubbingiem) i tak wyprany z emocji, że nawet dzieci na kinowym seansie ani razu się nie zaśmiały;  zamiast tego łaziły między rzędami czekając kiedy koszmar ich dzieciństwa się skończy. Wytrwałem do końca tylko z dziennikarskiego obowiązku.

3. Odwróceni zakochani – Ten film posiadał w sumie wszystko, by stać się hitem. W scenariuszu znalazło się wzruszające love story, znani aktorzy w obsadzie, a terenem działania bohaterów uczyniono zachwycający oko krajobraz science-fiction: dwa wiszące nad sobą światy, każdy z własną grawitacją. Tytułowy zakochany, stosując pewną sztuczkę dostaje się do drugiego świata, by tam spotykać się potajemnie
z ukochaną, która go nie pamięta, bo upadła na skałę. Wzruszające, prawda? Nie! Wszystko co wygląda dobrze na papierze, wygląda źle na ekranie. Oglądając „Odwróconych zakochanych” wchodzących zimą na najwyższe szczyty górskie bez lin, haków i raków, odzianych jedynie w przewiewne sweterki, trzymałem sobie dłoń przy czole w geście klasycznego facepalmu, zaś w scenie radosnych podskoków zakochanej pary (nagrodzonej naszym Hezekarem) z głośnym plaśnięciem walnąłem się w czoło.

4. Wielki rok – Oglądaniu dorosłych facetów uganiających się z lornetkami, aparatami i notesem za… ptakami w celu zaobserwowywania(!) ich, mówię stanowcze nie. Miała być komedia, ale nie było się z czego śmiać. No, chyba że to nie miała być komedia. W takim razie po co zatrudniono Blacka i Martina?

5. Jesteś Bogiem – Jeśli nie znałbym historii Paktofoniki i tragicznego losu Magika, film byłby dla mnie opowieścią o trzech kolesiach z wyrazem twarzy wskazującym na permanentne zatwardzenie, z których jeden ma doła większego od pozostałych, pisze kilka piosenek, kłoci się z żoną, gubi zakupy pod marketem, po czym się zabija. Tym, co trzyma w kupie ten chaotyczny film o niezrozumiałych decyzjach bohaterów, są piosenki Paktofoniki i naprawdę niezłe aktorstwo. Dramaturgicznie, bez znajomości faktów, „Jesteś Bogiem” po prostu leży i każe się zastanawiać, dlaczego kamerzysta łazi za tymi smutnymi kolesiami i innymi smutnymi postaciami. Nawet znakomite wykonanie „Plus czy minus” na klatce schodowej, jest znakomite tylko dlatego, że jako widz wiedziałem, dlaczego akurat takie słowa piosenki i dlaczego Magik wykonuje ją w tak emocjonalny sposób (powstała ona w okresie, gdy Piotr Łuszcz czekał na wynik badania na obecność wirusa HIV – ale film o tym oczywiście nie mówi). Reżyser i scenarzysta ślizgają się po postaci Magika, a o jego kolegach nie dowiadujemy się już w ogóle niczego, poza tym, że ot, nagle jacyś tam kolesie zapragnęli grać, nie wiadomo czemu, z jakimś tam słynnym magikiem – słynnym dlaczego? Tego już nie wiadomo. Do tego w tle brzęknie jakiś tam zespół Kaliber 44, który się właśnie z jakiegoś tam powodu rozpada, kłótnia jakaś czy coś itd. itp. „Jesteś Bogiem” to film niedopowiedzeń i niedomówień. Hellou, panie scenarzysto, film ma przedstawiać pewną rzeczywistość, w którą należy widza rzetelnie wprowadzić, by zaczął się przejmować losami bohaterów. Nie wolno liczyć na to, że do kina wybiorą się sami znawcy historii Paktofoniki i Kalibra 44. Z drugiej strony patrząc, wychowałem się na Kalibrze 44, nieobca była mi też muzyka Paktofoniki, mimo to film mnie w żaden sposób nie zaangażował.

 

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/