HELL. Zaskakująco solidny postapo horror science fiction
Ukazując świat dotknięty katastrofą, wytyka nam błędy współczesności, dywaguje nad kondycją społeczeństwa, oraz istocie i sile człowieczeństwa. Potrafi przy tym być niezwykle szczery i nieustępliwy, gdyż często występuję w wizjach o wydźwięku dalece pesymistycznym, niełatwym do uwierzenia, pogodzenia. Wszechogarniający paraliż i chaos świata, który znaliśmy, ale chyba za mało pielęgnowaliśmy, powstały na skutek wojny, katastrofy nuklearnej czy ekologicznej, ma na celu wywołanie u widza efektu katharsis, który w efekcie skłania do przychylniejszego patrzenia na współczesną, bezpieczną rzeczywistość.
Filmy wpisujące się do tego podgatunku science fiction, z reguły oparte są na pewnym scenariuszowym schemacie i w niemiecko-szwajcarskiej koprodukcji Hell znajdziemy dokładne odwzorowanie dawno nakreślonej linii fabularnej dla tego podgatunku sci-fi.
Widz dowiaduje się jaki rodzaj katastrofy dotknął Ziemię i jaka była jej skala. Dalej, widz poznaje bohatera lub bohaterów, walczących o przetrwanie w zniszczonym świecie, w swych działaniach najczęściej zmierzających do odnalezienia miejsca będącego ostatnim bastionem życia, swoistą Arkadią, krainą przepełnioną nadzieją na odbudowanie cywilizacji lub przynajmniej zapewniającą trwały byt. Na drodze głównemu bohaterowi/bohaterom stają jednak inni ludzie, wyznający z goła inne wartości niż przepełniony humanizmem protagonista, a którym to najczęściej zależy na zabiciu, okradzeniu, zgwałceniu lub po prostu zjedzeniu napotkanych wędrowców. Bohaterowie muszą odnaleźć w sobie pokłady człowieczeństwa by w zepsutym świecie nie pozwolić im przeminąć. W mniejszym lub większym stopniu wymienione elementy występują w większości postapokaliptycznych pozycji, a obrazy, które się z tego schematu poniekąd wyłamują (np. Zielona pożywka, Planeta Małp), swą wyjątkowość zawdzięczają połączeniu innych odmian naukowej fantastyki.
W 2016 Słońce zamieniło Ziemię w pozbawioną życia pustynię, na której woda stała się towarem deficytowym. Można więc powiedzieć, że dla budowy motywu wyjściowego film wykorzystuje jeden z „gorętszych” współczesnych tematów ekologicznych, czyli globalnego ocieplenia klimatu (w moim jednak odczuciu problemu sztucznie nadmuchiwanego). Głowni bohaterowie podążają w stronę gór z nadzieją, że odnajdą w nich lepsze warunki do życia. Na ich drodze stają jednak Ci, którzy, mówiąc delikatnie, trochę inaczej starają się przetrwać w tym spalonym świecie; porywają oni młodszą siostrę głównej bohaterki, a ta nie spocznie póki jej nie odzyska.
Dalej wydarzenia toczą się w sposób, który jest łatwy do przewidzenia- w fabule nie dostajemy więc nic ponad to, co już dobrze znamy. Złośliwi doczepią się jednak do innego szczegółu, rzucającego nieprzychylne światło na pomysł wyjściowy. Nie trudno bowiem zauważyć pewien zgrzyt, w jego zgodności naukowej. Gdy promienie słoneczne osuszają powierzchnię Ziemi podnosząc temperaturę, naturalne jest, że prędzej czy później nagrzana ziemia musi zacząć parować, co w późniejszym etapie musi skutkować licznymi opadami. Mamy więc tutaj lekką przewagę fiction nad science, u przedstawiciela gatunku, który jednak już dawno przestał przejmować się prawami fizyki, kreując sobie miejsce na ich przestrzeganie jedynie w hard SF.
Można potraktować jako wadę to, że Hell pozostaje mało oryginalny na tle innych filmów zaliczanych do tego podgatunku SF, albowiem mamy tutaj do czynienia z oczywistą twórczą wtórnością. Gdy jednak przymkniemy na to oko i uznamy, że deja vu które doświadczamy podczas seansu to tylko bezpiecznie lokująca nasze doznania popkulturowa klisza, łatwiejsze do odczucia będą obecne w filmie zalety.
Hell ma bowiem bardzo ciekawą stronę techniczną, obok której nie można przejść obojętnie. Wyjątkowe zdjęcia z charakterystycznym efektem prześwietlenia (co ważne i ciekawe, tytuł filmu bierze się od niemieckiej „jasności” a nie angielskiego „piekła”), jak i solidnie wykonana scenografia, pełniąca przecież niebagatelną rolę przy tego typu produkcjach, umiejętnie budują klimat świata po katastrofie, świata permanentnie wypalanego słońcem. Film Felhbauma, pozostaje bardzo przyzwoitą, choć oczywiście artystycznie mało wyszukaną pozycją.
Dla mnie jednak ważniejsze jest to, że nie będąc pionierski w porównaniu do swoich poprzedników, poniżej pewnego realizacyjnego poziomu nie schodzi od pierwszej do ostatniej minuty. Czasem może lepiej podchodzić do tematów postkatastroficznych w tak czytelny i wyraźnie bezkompromisowy sposób, niż silić się na głębie, która może być niewłaściwie odczytana i posądzona o pretensjonalność (patrz Droga z 2009 r.). Hell stanowi więc niemal podręcznikowy przykład budowania filmu na umiejętnym powielaniu gatunkowych schematów, aby odnalazł się w nich każdy sympatyk SF. Może i nie daje nic więcej, ale na pewno nie daje nic mniej.