search
REKLAMA
Artykuł

SCENY, które oglądasz NA KRAWĘDZI FOTELA

Mikołaj Lewalski

11 marca 2019

REKLAMA

Pękająca szyba – Zaginiony świat: Jurassic Park

W kontynuacji Parku Jurajskiego Spielberg udowadnia, że nie brakuje mu pomysłów na sekwencje pełne paraliżującego napięcia. W opisywanej scenie okazuje się natomiast, że tyranozaury są rodzicami tyleż troskliwymi, co mściwymi. Kiedy wydawało się, że zwrot gadziej kruszyny do łap własnych ostudził furię dorosłych osobników, te w dzikim szale zaatakowały przyczepę bohaterów filmu i zepchnęły ją w kierunku urwiska. Chwilowo usatysfakcjonowane efektem swojego ataku zabrały malca i odeszły w głąb lasu, zostawiając ludzi w sytuacji prawdziwie podbramkowej. Zwisający z krawędzi klifu pojazd stopniowo ulega sile grawitacji, a ostre skały i wzburzony ocean kilkadziesiąt metrów niżej są bardzo dobrze widoczne przez szybę zajmującą całą ścianę pojazdu.

Wątpliwy zaszczyt zostania gwiazdą tej mrożącej krew w żyłach sceny przypada badaczce dzikich drapieżników – Sarah Harding. Kobieta z impetem spada na szybę, która pod wpływem uderzenia i ciężaru ciała bohaterki zaczyna powoli pękać. Każdy ruch w stronę bezpiecznej części pojazdu powoduje pojawianie się kolejnych “pajęczyn” na szybie, a widz nerwowo zaciska pięści, szczęki i wszystko inne. Kiedy już wydaje się, że gorzej być nie może, do sceny dołącza telefon satelitarny – nieubłaganie zsuwa się, by spaść na szybę, na której leży Sarah. Jednoczesne wysiłki zdeterminowanych bohaterów, nieuchronność zbliżającej się tragedii, szargająca nerwy muzyka Johna Williamsa – wszystko to doprowadza do prawdziwej nerwówki.

Wymknięcie się z pokoju – Misery

Misery to film obfitujący w chwile pełne grozy i autentycznego stresu, ale prawdopodobnie najbardziej dotkliwa dla nerwów widza jest scena, podczas której główny bohater pierwszy raz opuszcza swoją sypialnię, a zarazem więzienie. Wykorzystując nieobecność niezrównoważonej Annie, udręczony pisarz zwiedza dom porywaczki, podczas gdy ta załatwia sprawy w mieście. Bohater zaczyna wierzyć, że kobieta może się posunąć nawet do morderstwa, więc jego działania stają się coraz bardziej desperackie. Tymczasowa niepełnosprawność pisarza spowalnia jego ruchy i utrudnia mu przemieszczanie się – ta bezsilność jest niezwykle ważna w budowaniu w widzu poczucia beznadziejności całej sytuacji. Ważnym elementem tej sceny jest telefon, który okazuje się fałszywą nadzieją – to sama obudowa, trzymana na stoliku z niewiadomych powodów. Nie mniej istotne jest to, że przez cały czas obserwujemy również, jak Annie wykonuje swoje zadanie i wraca do domu, podczas gdy główny bohater nieporadnie eksploruje jej dom. Kiedy kobieta dojeżdża na miejsce, a pisarz ma dosłownie chwilę na powrót do sypialni i zamknięcie za sobą drzwi (przy użyciu spinki), poziom stresu przekracza wszelkie normy, co w dużej mierze jest zasługą świetnego montażu i niebywale autentycznego występu Jamesa Caana.

Desant powietrzny – Godzilla

Godzilla z 2014 roku to wizualny majstersztyk i dowód na to, że Gareth Edwards podpatrzył to i owo u Spielberga. Jako dowód na to może posłużyć właśnie scena, w której nieustraszeni żołnierze wykonują skok ze spadochronem. Tym, co sprzedaje tę sekwencję, jest cisza. Żadnych przemówień, jazgotu czy pompatycznej muzyki – główny bohater i jego towarzysze przygotowują się do desantu w ciszy, a wyrażone w ich spojrzeniach skupienie połączone z niepokojem mówi wszystko, co trzeba. Malownicze burzowe chmury, złowrogie błyskawice i flary zostawiające czerwone smugi na ciemnoszarym niebie – nigdy bym nie pomyślał, że film opowiadający o słynnym japońskim gadzie może być tak pięknym spektaklem. Dzięki błyskotliwej pracy kamery naprawdę możemy odczuć, jak malutką istotą jest człowiek. Poprzez zestawienie drobnych ludzkich sylwetek z horyzontem oraz pokazanie ogromnych potworów widzianych oczyma spadającego bohatera niezwykle skutecznie podkreślona zostaje jego bezbronność wobec obserwowanego żywiołu. Wyłaniające się z mroku bestie budzą prawdziwą grozę i wydają się być stanowczo za blisko bohatera, żebyśmy mogli się odprężyć. Całość skoku oprawiono złowieszczymi chórami przypominającymi te z 2001: Odysei kosmicznej; uwydatniają one mrok i powagę tej sceny.

Skok z orbity – Star Trek

W niemal 10-letnim już (!) reboocie Star Treka kapitan Kirk otrzymuje zadanie godne Ethana Hunta i jego paczki (nic dziwnego, w końcu stojący za kamerą J.J. Abrams parę lat wcześniej nakręcił trzecią część Mission: Impossible). Kiedy zaślepieni żądzą zemsty Romulanie zawieszają ogromne wiertło tysiące metrów nad powierzchnią rodzimej planety Spocka, jedno jest pewne – należy ich powstrzymać, cokolwiek nikczemnego planują. W tym celu wspomniany już Kirk przy akompaniamencie Sulu i jakiegoś narwańca decydują się na skok z orbity i próbę wylądowania na wiertle. Cała sekwencja zaczyna się w pozornie spokojnej ciszy przestrzeni kosmicznej, by stopniowo przerodzić się w desperacką (świetnie zmontowaną i udźwiękowioną) chaotyczną walkę o bezpieczne dotarcie do celu. Jeden ze śmiałków ginie w wyniku własnej głupoty, reszta ląduje nie bez przebojów tylko po to, by od razu stać się celem strażników wiertła. Walka jest zacięta i brutalna, a główny bohater niemalże zostaje zrzucony z platformy.

Cały czas nie zapominamy też o znaczeniu tej sytuacji – zamiary Romulan z pewnością będą czymś fatalnym w skutkach. Bohaterowie niszczą wiertło, ale niestety nie w porę – agresorom udaje się zdetonować swoją broń, co doprowadza do stworzenia czarnej dziury wewnątrz planety. Potencjalnie samobójcza próba uratowania spadającego bez spadochronu Sulu przez Kirka i podobny akt heroizmu w wykonaniu Spocka usiłującego ocalić starszyznę i swoją matkę podbijają zaś emocjonalną stawkę tej sekwencji. Postępujące kataklizm i destrukcja planety nieustannie przypominają nam, że bohaterów już dawno nie powinno na niej być. Całość znajduje gorzką kulminację, kiedy po ich ucieczce czarna dziura pochłania całe ciało niebieskie.

Cały film – Utoya. 22 lipca

To przykład zgoła odmienny od pozostałych na tej liście, a to dlatego, że film Erika Poppe nie ma być trzymającą w napięciu rozrywką, a przerażającym odwzorowaniem prawdziwej tragedii. Zamach terrorystyczny, który miał miejsce prawie 8 lat temu w Norwegii zostaje tu ukazany z perspektywy młodej dziewczyny, jednej z wielu niewinnych osób rzuconych w sam środek piekła. Cały film został nakręcony tak, by imitować jedno nieprzerwane ujęcie, a kamera pozostaje przyklejona do bohaterów, imitując perspektywę walczących o przetrwanie dzieci. W ten sposób osiągnięta zostaje iluzja uczestniczenia w tych potwornych wydarzeniach, co sprawia, że odbieramy je bardzo osobiście. To bardzo trudny i potencjalnie traumatyzujący seans, który wstrząsa do głębi z racji swojej wiarygodności. Ból, przerażenie, histeria i dezorientacja są tu odczuwalne wręcz namacalnie, a nieznośne napięcie sprawia, że modlimy się, by ten koszmar się wreszcie skończył. Momenty ciszy i niepewności są w tym filmie równie wytrącające z równowagi, co sceny ucieczek przed bezwzględnym oprawcą – strzały mogą nadejść z każdej strony i w każdej chwili, a żadne schronienie nie jest pewne. Utoya. 22 lipca to wyjątkowe dzieło, które odradzam widzom o słabych nerwach.

Niedźwiedź – Anihilacja

Ta scena mogłaby też znaleźć się w zestawieniu momentów, które przeraziły mnie najbardziej albo wywołały we mnie największy dyskomfort podczas oglądania. Coś, co zaczyna się jako konfrontacja między zatracającą się w obłędzie dziewczyną a pozostałymi bohaterkami, po chwili przeradza się w koszmar rodem z najstraszniejszego horroru. Kobiety słyszą bowiem krzyki postaci, której rozszarpane zwłoki zostały znalezione wcześniej przez protagonistkę. Nieufająca bohaterce dziewczyna wybiega, żeby pomóc poszkodowanej, a chwilę po tym w budynku rozbrzmiewa ryk. Podłoga zaczyna skrzypieć (skuteczne budowanie napięcia przed pojawieniem się bestii), a do pomieszczenia wchodzi niedźwiedź rodem z najmroczniejszych zakamarków piekła. Jego łeb jest częściowo pozbawiony futra i mięsa, a w lewej części głowy posiada on wrośniętą ludzką czaszkę. Potwór obwąchuje kobiety, jednocześnie torturując je przerażającymi wrzaskami i jękami ich pożartej przyjaciółki. Wizja drapieżnika, który naśladuje ostatnie wrzaski swojej nieszczęsnej ofiary, to coś genialnego i zarazem prawdziwie wstrząsającego. Zwierzę skupia swoją uwagę na jednej z bohaterek i mierzy ją swoim martwym spojrzeniem, podczas gdy reżyser przeciąga ujęcia i oddala w czasie nieuchronny atak. Muzyki praktycznie nie ma – w zamian słyszymy mieszankę odgłosów niedźwiedzia i ludzkich krzyków oraz histeryczne oddechy sparaliżowanych strachem kobiet. Każda z aktorek niezwykle przekonująco odgrywa bezgraniczne przerażenie, a przez upiorne oświetlenie pomieszczenia scena wizualnie sprawia wrażenie sennego koszmaru. Ta udręka kończy się wybuchem gwałtownej przemocy, trwale wypalając w naszej pamięci obrazy, których wolelibyśmy nie pamiętać.

REKLAMA