MISERY. Miła i opiekuńcza psychopatka
UWAGA – W TEKŚCIE WYSTĘPUJĄ SPOILERY
– I nie myśl, że ktoś po ciebie przyjdzie.
Ani lekarze, ani twoja agentka, ani rodzina.
Ponieważ nie zadzwoniłam do nikogo. Nikt nie wie, że tu jesteś.
I módl się, aby nic złego mi się nie stało. Bo gdy ja umrę, ty umrzesz.
Pośród wszystkich thrillerów z psychopatami w rolach głównych “Misery” Roba Reinera zajmuje wyjątkową pozycję, nie tylko ze względu na znakomitą jakość filmu, ale również ze względu na to, że gdy w większości obrazów czarnym charakterem jest morderca z bliznami na twarzy i spluwą w ręce, tutaj największą grozę budzi miła, opiekuńcza, trochę otyła pielęgniarka imieniem Annie Wilkes.
Nie dość, że kobieta, to jeszcze sympatyczna, często uśmiechnięta, zabawna. Ale i przerażająca. Oparty na jednej z lepszych książek Stephena Kinga film Reinera to mrożąca krew w żyłach historia pisarza Paula Sheldona (James Caan), który po dramatycznym wypadku w Kolorado, wśród potwornej zamieci, zostaje uratowany przez swoją fankę numer jeden – przesympatyczną pielęgniarkę Annie Wilkes (Kathy Bates). Wilkes zabiera go, połamanego i zakrwawionego, do swojego domu i troskliwie się nim zajmuje, dopóki na jaw nie wychodzi, że w najnowszej powieści Sheldon, chcąc zacząć pisać bardziej ambitne książki, uśmiercił ukochaną bohaterkę Annie – romantyczną, seksowną i dotychczas niezniszczalną Misery Chastein. I wtedy wychodzą na jaw niebezpieczne skłonności kobiety, której Paul zawdzięcza życie – Annie postanawia przetrzymać go jako osobistego więźnia, każąc mu pisać pod dyktando nową powieść…
“- Myślisz, że będę pisać?
– Ja to wiem. Napiszesz nową powieść. Dzieło swojego życia. Powrót Misery.”
Można śmiało powiedzieć, że “Misery” jest najlepszym filmem opartym na prozie Kinga obok “Lśnienia” Kubricka i “Skazanych na Shawshank” Darabonta, a już na pewno najlepszą wierną adaptacją powieści tego pisarza. Chociaż bowiem istnieją pewne śmiałe odstępstwa od oryginału (w książce Annie obcina! Paulowi stopy a Szeryf ginie pod ogromną kosiarką, w filmie jest nieco łagodniej; Annie za pomocą młota ‘jedynie’ łamie kości w stopach Paula, a Szeryf zostaje ‘jedynie’ zastrzelony), to nie zmieniają one ani przesłania, ani klimatu historii. Książka opowiadała o tworzonej pod olbrzymią (olbrzymią? niewyobrażalną!) presją książce – czego oczywiście na ekranie raczej nie można pokazać. Ale zachował się duch powieści, niezwykła relacja pomiędzy wariatką a unieruchomionym, połamanym mężczyzną, pomiędzy fanatyczną wielbicielką twórczości a bezradnym pisarzem.
“Misery” jest koncertem gry dwojga aktorów, Jamesa Caana i Kathy Bates, która zresztą za rolę Annie została nagrodzona Oscarem i Złotym Globem. Paul to człowiek, który znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Jest słaby i bezradny; z połamanymi nogami znajduje się w ekstremalnej sytuacji, nie może się poruszać – a mimo to podejmuje walkę z kobietą, od której paradoksalnie jest uzależniony. Paul to normalny, szary człowiek (choć znany ze względu na książkowe przeboje)– ona to niebezpieczna wariatka, lekko ekscentryczna, nieobliczalna i zakochana w tandetnych romansidłach. Uwielbia Liberance’a i swoją maciorę imieniem… Misery. Ustawia porcelanowe pingwinki zawsze w stronę północy. Tworzy coś w rodzaju ołtarzyka poświęconego Sheldonowi i jego książkom. Jest znakomitą kucharką (na widok jej jajecznicy żarłokowi Maćkowi ślinka ciekła…). Trzyma w swoim domu nieznane ilości narkotyków i środków uspokajających. Miewa złe chwile. Skrywa mroczną przeszłość, śmierć męża, oskarżenie o zamordowanie kilku noworodków w szpitalu, w którym była oddziałową. A co najdziwniejsze, NAPRAWDĘ budzi sympatię i niejeden uśmiech na twarzy widza – niemała w tym zasługa fenomenalnej Kathy Bates, która połączyła wiele cech charakteru uchodzących za przeciwne. W jednej scenie śmiejemy się z jej naiwności – a za chwilę uśmiech znika, pojawia się nóż, młot, coś w tym stylu i pani Wilkes pokazuje pazury! Ta niezwykła kreacja dowodzi, że Kathy Bates jest niewątpliwie jedną z największych aktorek wielkiego ekranu.
“- Ty… gnojku… Ona nie może umrzeć. Misery Chastein nie może umrzeć!
– Ależ, Annie, ważny jest duch Misery. Duch Misery wciąż jest żywy!
– Nie chcę jej ducha! Chcę ją! A ty… zabiłeś ją!”
Jeszcze jedno trzeba przyznać Reinerowi – w filmie, gdzie akcja jest wręcz statyczna, prawie wszystko dzieje się w domu Annie i przede wszystkim pokoju Paula (z wyjątkiem scen pokazujących śledztwo prowadzone przez miejscowego szeryfa), z minuty na minutę narasta napięcie i niepokój.
Nie ma tu scen niepotrzebnych, zbędnych i nudnych. Scenariusz okazuje się perfekcyjny, łącząc makabrę i odrobinę absurdalnego humoru. Niewiele jest takich filmów, które, dziejąc się w jednym miejscu i to do tego całkiem przeciętnym (w zwykłym niedużym pomieszczeniu z pojedynczym łóżkiem i rozkładanym stolikiem) utrzymują przez cały czas napięcie. W “Misery” każda scena może się skończyć niespodziewanie – a scen mrożących krew w żyłach, jak ta, gdzie przy akompaniamencie “Sonaty Księżycowej” Beethovena Annie miażdży Paulowi kostki, nie brakuje. Właśnie dlatego film Reinera to jeden z lepszych thrillerów, jakie było mi dane obejrzeć – ze znakomitymi kreacjami aktorskimi, nieprzeciętnym scenariuszem, sugestywną muzyką i akcją trzymającą widza w niezwykłym napięciu…