Role w HORRORACH, które zasługiwały na OSCARA

Amerykańska Akademia Filmowa raczej chłodnym okiem patrzy na kino gatunkowe, w tym horrory. Filmy niebędące klasycznymi dramatami obyczajowymi lub wysokobudżetowymi widowiskami stosunkowo rzadko przebijają się do grona nominowanych w najbardziej prestiżowych kategoriach. Zdarza się jednak, że i filmy o lękach i nieczystych siłach zostają na najsłynniejszej gali świata kina wyróżnione. W końcu konfrontacje ze Złem dostarczają świetnych okazji do popisów aktorskich, które nawet Akademii trudno ignorować. Jak dotąd za role w kinie grozy statuetkę otrzymali Ruth Gordon (Dziecko Rosemary), Kathy Bates (Misery) oraz Anthony Hopkins (Milczenie owiec) – przy czym tylko pierwszy z tych filmów to pełnowymiarowy horror, a pozostałym dwóm bliżej do pokręconego dreszczowca. Okazji było ku temu jednak więcej – poniżej dziesięć ról w horrorach, które swoją jakością zasługiwały na złotą statuetkę.
Mia Farrow – „Dziecko Rosemary”
Wspomniałem już o Ruth Gordon w Dziecku Rosemary, zacznę więc od odtwórczyni głównej roli w tymże filmie. Mia Farrow w tytułowej roli jest wprost obłędna, mimo młodego wieku – a może właśnie ze względu nań – bezbłędnie wygrywa mieszaninę paranoi, lęku przed diabelskim nasieniem i macierzyńskiego napięcia. Aktorka otrzymała za występ nominację do Złotego Globu, jednak tej nagrody nie otrzymała. A z perspektywy czasu klasyczna rola bez wątpienia na takie wyróżnienie zasługuje. Można nawet dyskutować, czy Farrow nie była w 1968 roku lepsza niż Barbra Streisand (Zabawna dziewczyna), która ex aequo z Katharine Hepburn (Lew w zimie) zwyciężyła na oscarowej gali.
Toni Collette – „Hereditary”
Przeskoczmy o pół wieku do przodu i roli, która również nie doczekała się nawet nominacji. A kto wie czy występ Toni Collette w Dziedzictwie Ariego Astera nie jest równie istotny dla gatunku co wcześniejszy o pięć dekad popis Farrow. Collette buduje znakomitą kreację, w której płynnie przechodzi od tworzonej niuansami żałobnej nerwicy do ekspresyjnych wybuchów, szarżując dokładnie tyle, ile trzeba, by jej postać wywoływała ciarki, ale nie popadała w przesadę. W 2019 roku Oscara zgarnęła za znakomitą rolę w Faworycie Olivia Colman, ale dla Collette powinno znaleźć się chociaż miejsce wśród nominowanych (zamiast choćby Lady Gagi w pozbawionych kreatywności Narodzinach gwiazdy), a i jej zwycięstwo nie byłoby herezją.
Klaus Kinski – „Nosferatu – wampir”
Co prawda Oscary to przede wszystkim nagroda wewnętrzna amerykańskiej branży, ale nie jest to nieprzełamywalna reguła i niejednokrotnie kino nieanglojęzyczne zgarniało nominacje, a nawet główne nagrody w najważniejszych kategoriach. Stąd też pozwolę sobie na pogląd, że Oscara (którego pewnie by nie przyjął) powinien dostać Klaus Kinski za rolę w Nosferatu – wampir Wernera Herzoga. Nie tylko dlatego, że to genialna kreacja, wydobywająca bezbłędnie egzystencjalną głębię z postaci nieśmiertelnego wampira złaknionego krwi i miłości, ale również dlatego, że Kinski bez żenady zmierzył się z legendą Maxa Schrecka i stworzył Orloka będącego równocześnie hołdem dla poprzednika, jak i jego własną interpretacją postaci.
Willem Dafoe – „The Lighthouse”
Skoro Leonardo DiCaprio dostał kilka lat temu Oscara dosłownie wyżebranego przez PR-owców i internetowe kampanie memów, to może warto zacząć głośno mówić, że Oscara nie ma wciąż Willem Dafoe. Nominowany cztery razy aktor, mistrz ról dziwacznych, transgresyjnych i nieszablonowych, mógłby statuetkę otrzymać chociażby za rolę w groteskowym widowisku Roberta Eggersa, The Lighthouse (w 2019 roku mówiło się trochę o możliwości nominacji za ten występ, ale Universal koncertowo położył zarówno dystrybucję, jak i jakiekolwiek zabiegi w kontekście nagród dla filmu Eggersa). Dafoe na pewno nie odstawał od żadnego z nominowanych w obydwu kategoriach dżentelmenów, a śmiem twierdzić, że od co najmniej kilku był zdecydowanie lepszy. The Lighthouse to zresztą jedna z najdoskonalszych, najbardziej totalnych i odkręconych ról w jego karierze, bogatej przecież w godne zapamiętania występy.
Gary Oldman – „Dracula”
Mistrz filmowych metamorfoz otrzymał swojego jedynego jak dotąd Oscara w 2017 roku za Czas mroku. Rolę dobrą, ale ani tak spektakularną, ani tak trudną, ani tak komplikowaną przez konieczność gry pod charakteryzacją jak tytułowa rola w Draculi Francisa Forda Coppoli. Inny wariant postaci, którą stworzył Klaus Kinski, jest w wykonaniu Oldmana odpowiednio romantyczny, straszny i posępny równocześnie. Sama adaptacja powieści Brama Stokera jest jedną z najlepszych wycieczek do Transylwanii i duża w tym zasługa właśnie Anglika.
Mia Goth – „Pearl”
Królowych horrorowego krzyku było kilka, a najświeższą z nich jest Mia Goth. Młoda aktorka zasłużyła sobie na wyróżnienia za co najmniej kilka ról, ale najlepszą jest jak dotąd ta w środkowej części tryptyku grozy autorstwa Ti Westa. Goth jako Pearl robi wszystko to, czego można oczekiwać od klasowej psychologicznej kreacji grozy, a nawet więcej. Jest w filmie z 2022 roku absolutnie hipnotyzująca i nieobliczalna, a końcówka to jeden z najbardziej spektakularnych popisów aktorskiej siły, jakie w ostatnich latach mieliśmy okazję oglądać (nie tylko w horrorach). Brak choćby nominacji dla Goth dowodzi moim zdaniem protekcjonalności wobec horroru jako konwencji, bo angielska aktorka mogłaby śmiało rywalizować z potężnymi kreacjami Cate Blanchett i Michelle Yeoh z tamtego rozdania.
Donald Sutherland – „Nie oglądaj się teraz”
Jeśli miałbym wskazać, do kogo najbliżej Goth pod względem aury szaleńczej niesamowitości, którą roztacza w swoich rolach, to tą osobą byłby Donald Sutherland. Kanadyjczyk przeżył swoją bogatą karierę bez choćby nominacji do Oscara, choć okazji ku temu było sporo. Jedną z nich jest legendarny klasyk grozy Nie oglądaj się teraz, w którym Sutherland wzbija się na wyżyny obłąkańczej charyzmy, a to przy mocnym osadzeniu roli w psychologicznym konstrukcie żałoby. Trudno wskazać bardziej wwiercającą się w pamięć i wyobraźnię kreację niż to, co zrobił Sutherland w filmie Nicolasa Roega, i aktor zasługiwał za nią na wszystkie nagrody świata.
Isabelle Adjani – „Opętanie”
O ile Donald Sutherland w Nie oglądaj się teraz i w innych ze swoich ról w kinie grozy kreował wrażenie transmitowania mrocznych żywiołów, ale pozostających z grubsza pod kontrolą jego cielesnej powłoki, o tyle Isabelle Adjani w Opętaniu Andrzeja Żuławskiego była już czystym żywiołem, absolutnie wyłamującym się spod ram ludzkiej kontroli. Najbardziej pamiętna jest oczywiście scena w metrze, ale aktorka przez cały film znakomicie nawiguje w rejestrach złowrogiej niepoczytalności niedostępnej dla większości koleżanek po fachu. Ponoć praca na planie Żuławskiego była, delikatnie mówiąc, nie najprzyjemniejszym doświadczeniem – tym bardziej za rolę, tak bardzo do dziś wgniatającą w fotel wypadałoby docenić prestiżowym wyróżnieniem aktorskim (choć żeby oddać sprawiedliwość, Adjani dostała za nią nagrodę w Cannes).
Lily-Rose Depp – „Nosferatu”
Adjani zainspirowała z pewnością Lily-Rose Depp podczas pracy nad rolą Ellen Hutter w najnowszym wariancie Nosferatu – Francuzka zresztą grała tę samą postać w wersji z 1979 roku. Młoda aktorka stworzyła w horrorowym hicie przełomu 2024 i 2025 roku zaskakująco dojrzałą i przemyślaną kreację kobiety balansującej na skraju profetycznego szaleństwa i pierwotnego lęku przed tytułową grozą. Zapożyczenia od starszych koleżanek – również Mii Farrow czyn Winony Ryder z Draculi Coppoli – nie są mechanicznym naśladownictwem, ale przemyślanym przejęciem elementów warsztatu, by stworzyć własną jakość w widowisku grozy. Efekt jest znakomity, a Depp udowadnia u Eggersa, że ma papiery na poważne aktorstwo i nie musi tylko odcinać kuponów od pochodzenia.
Sissy Spacek – „Carrie”
Sissy Spacek, jedna z największych gwiazd przełomu lat 70. i 80., na swoim koncie Oscara ma – za rolę w Córce górnika z 1980 roku. Trudno jednak uwierzyć, że rudowłosa aktorka nie otrzymała statuetki za przełomową rolę w horrorze Briana De Palmy według prozy Stephena Kinga. Tytułowy występ w Carrie jest do dziś mrożący krew w żyłach, a Spacek bezbłędnie wygrała swoją fizjonomię, by stworzyć postać, w której dziewczęcość przenika się z erotyzmem, a w końcu też demonicznym szałem. Na pewno jest to jedna z najbardziej wpływowych ról dla kolejnych pokoleń aktorek kina grozy i z zestawu nominowanych w 1977 roku (wygrała Faye Dunaway za Sieć) chyba najbardziej imponująca, biorąc też poprawkę na wiek będącej jeszcze znacznie przed trzydziestką Spacek.