search
REKLAMA
Zestawienie

Role w HORRORACH, które zasługiwały na OSCARA

Amerykańska Akademia Filmowa patrzy chłodnym okiem na horrory.

Tomasz Raczkowski

22 lutego 2025

REKLAMA

Amerykańska Akademia Filmowa raczej chłodnym okiem patrzy na kino gatunkowe, w tym horrory. Filmy niebędące klasycznymi dramatami obyczajowymi lub wysokobudżetowymi widowiskami stosunkowo rzadko przebijają się do grona nominowanych w najbardziej prestiżowych kategoriach. Zdarza się jednak, że i filmy o lękach i nieczystych siłach zostają na najsłynniejszej gali świata kina wyróżnione. W końcu konfrontacje ze Złem dostarczają świetnych okazji do popisów aktorskich, które nawet Akademii trudno ignorować. Jak dotąd za role w kinie grozy statuetkę otrzymali Ruth Gordon (Dziecko Rosemary), Kathy Bates (Misery) oraz Anthony Hopkins (Milczenie owiec) – przy czym tylko pierwszy z tych filmów to pełnowymiarowy horror, a pozostałym dwóm bliżej do pokręconego dreszczowca. Okazji było ku temu jednak więcej – poniżej dziesięć ról w horrorach, które swoją jakością zasługiwały na złotą statuetkę.

Mia Farrow – „Dziecko Rosemary”

Wspomniałem już o Ruth Gordon w Dziecku Rosemary, zacznę więc od odtwórczyni głównej roli w tymże filmie. Mia Farrow w tytułowej roli jest wprost obłędna, mimo młodego wieku – a może właśnie ze względu nań – bezbłędnie wygrywa mieszaninę paranoi, lęku przed diabelskim nasieniem i macierzyńskiego napięcia. Aktorka otrzymała za występ nominację do Złotego Globu, jednak tej nagrody nie otrzymała. A z perspektywy czasu klasyczna rola bez wątpienia na takie wyróżnienie zasługuje. Można nawet dyskutować, czy Farrow nie była w 1968 roku lepsza niż Barbra Streisand (Zabawna dziewczyna), która ex aequo z Katharine Hepburn (Lew w zimie) zwyciężyła na oscarowej gali.

REKLAMA

Toni Collette – „Hereditary”

Dziedzictwo. Hereditary

Przeskoczmy o pół wieku do przodu i roli, która również nie doczekała się nawet nominacji. A kto wie czy występ Toni Collette w Dziedzictwie Ariego Astera nie jest równie istotny dla gatunku co wcześniejszy o pięć dekad popis Farrow. Collette buduje znakomitą kreację, w której płynnie przechodzi od tworzonej niuansami żałobnej nerwicy do ekspresyjnych wybuchów, szarżując dokładnie tyle, ile trzeba, by jej postać wywoływała ciarki, ale nie popadała w przesadę. W 2019 roku Oscara zgarnęła za znakomitą rolę w Faworycie Olivia Colman, ale dla Collette powinno znaleźć się chociaż miejsce wśród nominowanych (zamiast choćby Lady Gagi w pozbawionych kreatywności Narodzinach gwiazdy), a i jej zwycięstwo nie byłoby herezją.

Klaus Kinski – „Nosferatu – wampir”

Co prawda Oscary to przede wszystkim nagroda wewnętrzna amerykańskiej branży, ale nie jest to nieprzełamywalna reguła i niejednokrotnie kino nieanglojęzyczne zgarniało nominacje, a nawet główne nagrody w najważniejszych kategoriach. Stąd też pozwolę sobie na pogląd, że Oscara (którego pewnie by nie przyjął) powinien dostać Klaus Kinski za rolę w Nosferatu – wampir Wernera Herzoga. Nie tylko dlatego, że to genialna kreacja, wydobywająca bezbłędnie egzystencjalną głębię z postaci nieśmiertelnego wampira złaknionego krwi i miłości, ale również dlatego, że Kinski bez żenady zmierzył się z legendą Maxa Schrecka i stworzył Orloka będącego równocześnie hołdem dla poprzednika, jak i jego własną interpretacją postaci.

Willem Dafoe – „The Lighthouse”

Skoro Leonardo DiCaprio dostał kilka lat temu Oscara dosłownie wyżebranego przez PR-owców i internetowe kampanie memów, to może warto zacząć głośno mówić, że Oscara nie ma wciąż Willem Dafoe. Nominowany cztery razy aktor, mistrz ról dziwacznych, transgresyjnych i nieszablonowych, mógłby statuetkę otrzymać chociażby za rolę w groteskowym widowisku Roberta Eggersa, The Lighthouse (w 2019 roku mówiło się trochę o możliwości nominacji za ten występ, ale Universal koncertowo położył zarówno dystrybucję, jak i jakiekolwiek zabiegi w kontekście nagród dla filmu Eggersa). Dafoe na pewno nie odstawał od żadnego z nominowanych w obydwu kategoriach dżentelmenów, a śmiem twierdzić, że od co najmniej kilku był zdecydowanie lepszy. The Lighthouse to zresztą jedna z najdoskonalszych, najbardziej totalnych i odkręconych ról w jego karierze, bogatej przecież w godne zapamiętania występy.

Gary Oldman – „Dracula”

Mistrz filmowych metamorfoz otrzymał swojego jedynego jak dotąd Oscara w 2017 roku za Czas mroku. Rolę dobrą, ale ani tak spektakularną, ani tak trudną, ani tak komplikowaną przez konieczność gry pod charakteryzacją jak tytułowa rola w Draculi Francisa Forda Coppoli. Inny wariant postaci, którą stworzył Klaus Kinski, jest w wykonaniu Oldmana odpowiednio romantyczny, straszny i posępny równocześnie. Sama adaptacja powieści Brama Stokera jest jedną z najlepszych wycieczek do Transylwanii i duża w tym zasługa właśnie Anglika.

Mia Goth – „Pearl”

Królowych horrorowego krzyku było kilka, a najświeższą z nich jest Mia Goth. Młoda aktorka zasłużyła sobie na wyróżnienia za co najmniej kilka ról, ale najlepszą jest jak dotąd ta w środkowej części tryptyku grozy autorstwa Ti Westa. Goth jako Pearl robi wszystko to, czego można oczekiwać od klasowej psychologicznej kreacji grozy, a nawet więcej. Jest w filmie z 2022 roku absolutnie hipnotyzująca i nieobliczalna, a końcówka to jeden z najbardziej spektakularnych popisów aktorskiej siły, jakie w ostatnich latach mieliśmy okazję oglądać (nie tylko w horrorach). Brak choćby nominacji dla Goth dowodzi moim zdaniem protekcjonalności wobec horroru jako konwencji, bo angielska aktorka mogłaby śmiało rywalizować z potężnymi kreacjami Cate Blanchett i Michelle Yeoh z tamtego rozdania.

Donald Sutherland – „Nie oglądaj się teraz”

Jeśli miałbym wskazać, do kogo najbliżej Goth pod względem aury szaleńczej niesamowitości, którą roztacza w swoich rolach, to tą osobą byłby Donald Sutherland. Kanadyjczyk przeżył swoją bogatą karierę bez choćby nominacji do Oscara, choć okazji ku temu było sporo. Jedną z nich jest legendarny klasyk grozy Nie oglądaj się teraz, w którym Sutherland wzbija się na wyżyny obłąkańczej charyzmy, a to przy mocnym osadzeniu roli w psychologicznym konstrukcie żałoby. Trudno wskazać bardziej wwiercającą się w pamięć i wyobraźnię kreację niż to, co zrobił Sutherland w filmie Nicolasa Roega, i aktor zasługiwał za nią na wszystkie nagrody świata.

Isabelle Adjani – „Opętanie”

O ile Donald Sutherland w Nie oglądaj się teraz i w innych ze swoich ról w kinie grozy kreował wrażenie transmitowania mrocznych żywiołów, ale pozostających z grubsza pod kontrolą jego cielesnej powłoki, o tyle Isabelle Adjani w Opętaniu Andrzeja Żuławskiego była już czystym żywiołem, absolutnie wyłamującym się spod ram ludzkiej kontroli. Najbardziej pamiętna jest oczywiście scena w metrze, ale aktorka przez cały film znakomicie nawiguje w rejestrach złowrogiej niepoczytalności niedostępnej dla większości koleżanek po fachu. Ponoć praca na planie Żuławskiego była, delikatnie mówiąc, nie najprzyjemniejszym doświadczeniem – tym bardziej za rolę, tak bardzo do dziś wgniatającą w fotel wypadałoby docenić prestiżowym wyróżnieniem aktorskim (choć żeby oddać sprawiedliwość, Adjani dostała za nią nagrodę w Cannes).

Lily-Rose Depp – „Nosferatu”

Adjani zainspirowała z pewnością Lily-Rose Depp podczas pracy nad rolą Ellen Hutter w najnowszym wariancie Nosferatu – Francuzka zresztą grała tę samą postać w wersji z 1979 roku. Młoda aktorka stworzyła w horrorowym hicie przełomu 2024 i 2025 roku zaskakująco dojrzałą i przemyślaną kreację kobiety balansującej na skraju profetycznego szaleństwa i pierwotnego lęku przed tytułową grozą. Zapożyczenia od starszych koleżanek – również Mii Farrow czyn Winony Ryder z Draculi Coppoli – nie są mechanicznym naśladownictwem, ale przemyślanym przejęciem elementów warsztatu, by stworzyć własną jakość w widowisku grozy. Efekt jest znakomity, a Depp udowadnia u Eggersa, że ma papiery na poważne aktorstwo i nie musi tylko odcinać kuponów od pochodzenia.

Sissy Spacek – „Carrie”

carrie na balu sissy spacek

Sissy Spacek, jedna z największych gwiazd przełomu lat 70. i 80., na swoim koncie Oscara ma – za rolę w Córce górnika z 1980 roku. Trudno jednak uwierzyć, że rudowłosa aktorka nie otrzymała statuetki za przełomową rolę w horrorze Briana De Palmy według prozy Stephena Kinga. Tytułowy występ w Carrie jest do dziś mrożący krew w żyłach, a Spacek bezbłędnie wygrała swoją fizjonomię, by stworzyć postać, w której dziewczęcość przenika się z erotyzmem, a w końcu też demonicznym szałem. Na pewno jest to jedna z najbardziej wpływowych ról dla kolejnych pokoleń aktorek kina grozy i z zestawu nominowanych w 1977 roku (wygrała Faye Dunaway za Sieć) chyba najbardziej imponująca, biorąc też poprawkę na wiek będącej jeszcze znacznie przed trzydziestką Spacek.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA